Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Miałem pecha. Co dalej ?

Otagowane: 

Przeglądasz 5 wpisów - od 1 do 5 (z 5)
  • Autor
    Wpisy
  • quaverr_
    Uczestnik
      Liczba postów: 3

      Po prostu miałem pecha. Los umieścił mnie i rok młodszą siostrę w rodzinie, w której oboje rodzice niemal odkąd pamiętam byli zaawansowanymi alkoholikami. Ze znanej mi wiedzy mogę ją opisać jako : Siostra (maskotka)wzorowa uczennica i Ja(bohater) oceny nie najgorsze, ale wzorowym uczniem nie byłem. Matka hsiteryczka, bardzo smutna kobieta, która w pewnym momencie całkowicie przestała okazywać mi jakiekolwiek uczucia. To co mi robiła to nawet nie była przemoc a znęcanie się. Nasza kurator rodzinna mówiła jej ,że jestem zamknięty w sobie i ,że mogę potrzebować pomocy psychologa. Ale mama tylko powtórzyła mi słowa kurator wyśmiewając ją jak to ona gówno wie, przecież jestem tylko dzieckiem, a wyglądam i zachowuje sie jak normalny chłopak. Nie wiem dlaczego, ale wierzyłem jej. Gdy miałem 13 lat praktycznie na moich oczach odebrała sobie życie (alkohol+leki uspokajające i nasenne). Do przyjazdu karetki robiłem jej masaż serca. I narcystyczny ojciec choleryk, który po powrocie z pracy czasem napierdalał mamę, a czasem wpólnie z mamą mnie i siostrę. Rodzice byli bardzo wrażliwi na punkcie posłuszeństwa. Lubili za karę zamykać mnie i siostre w pokoju na klucz, a jak już wyjątkowo „napyskowałem” oprócz rzemieniowej smyczy psa, czekało klęczenie w kącie, lub zamknięcie na godzinę w ciemnej toalecie. Wspominam o tej karze, bo jednym z ważniejszych momentów mojego rozwoju w dzieciństwie był ten, kiedy mój kuzyn przyjechał do nas w odwiedziny na weekend. Pochodził z dobrej rodziny, i jak zobaczył jaką karę przygotowała dla mnie mama za nieposłuszeństwo, wpadł w niemal histeryczny płacz. Niby o tym wiedziałem, ale wtedy NAPRAWDĘ dotarło do mnie, że „normalna” rodzina , a moja rodzina to dwie różne bajki. Oczywiście standardowo wszystko w zestawie z momentami skrajnym ubóstwem. Teraz po latach zrozumiałem ,że to nawet nie bieda miała na mnie taki wpływ – tylko otoczenie. Mianowicie w sąsiedztwie nie było żadnej innej rodziny alkoholików oprócz mojej, a prawie wszyscy rówieśnicy (w szkole również) byli klasa średnia+. Wszyscy wokół często widywali moją rodzinkę na gazie, słuchali awantur i przemocy wobec mnie i siostry. Sąsiedzi rozmawiali między sobą jak nas z tamtąd wyrzucić, a dzieci bywają dla siebie naprawdę okrutne. Zadręczałem sie porównywaniem do innych. Na szczęście gdy stawałem się starszy powoli zyskiwałem uwagę/szacunek/pozycję(?) bójkami, pajacowaniem w szkole, kłamstwami i grą w piłkę nożną. Byłem bardzo reaktywny. Udawanie klasowego klauna i zręczne kłamstwa, oraz ukrywanie prawdy o domu pozwoliły mi zakończyć podstawówkę i gimnazjum w poczuciu bycia mniej lub bardziej lubianym, z całkiem dobrymi ocenami, przez co nie wspominam ich aż tak źle.
      Po śmierci mamy stan psychiczny ojca tylko się pogorszył. Dość napisać, że dzień po jej śmierci, siostra pojechała do cioci, a ojciec zadzwonił po znajomych żeby zapijać smutki bo zmarła mu żona. Wziąłem od niego wtedy pieniądze i cały dzień spędziłem chodząc po mieście, jedząc w maku i nie rozmawiając z nikim. Moja siostra otrzymała wtedy dużo wsparcia od rodziny, na które ja z jakiegoś powodu nie zawsze się łapałem. Omijały mnie zaproszenia na nocowania czy zakupy w galerii i musiałem jakoś znosić jazdy ojca. Dlaczego ? W sumie to się nie dziwię – siostra była bardziej towarzyska, lubiła się przytulać, spontanicznie się powygłupiać. Ja nie wiedzieć czemu przy ludziach, którzy znali prawde o mojej rodzinie stawałem się innym człowiekiem. Zdejmowałem maskę klauna wesołka i stawałem się ponurym marudą, który nie lubił bliskości, i ciągle miał chęć dyskutowania i krytykowania wszystkich wokół. Mam teorię ,że to przez to ,że dla siostry najwyrwaźniej mama nie była aż taka zła, pewności nie mam, bo wczesnego dzieciństwa nie pamiętam prawie wcale. Faktem jest ,że moja siostra płacze często, ja płaczu się oduczyłem.
      Dzięki obserwowaniu otoczenia, dojrzewaniu, ubraniom za zarobione pieniądze i trenowaniu w klubie piłkarskim, pod koniec gimnazjum dziewczyny zaczęły zauważać ,że w ogóle istnieje. Oczywiście miałem kłopoty z pewnością siebie, ale to był czas ,w którym naprawde nie dawało mi sie we znaki to,że pochodze z takiej a nie innej rodzny. Miałem sporo znajomych i żaden nie wiedział o niej niemal nic. Gdy pytano mnie co się stało z moją mamą mówiłem, że była bardzo kochana i miała wadę serca. Rozwijałem swoje pasję i ignorowałem to co mnie spotykało w domu. Ojcu jak przesadzał potrafiłem oddać i jedyne co mógł robić ciągłę to awantury.
      I tak spełniałem się w tej psychozie do czasu matury. Wszyscy zmierzali powoli ku dorosłości ,a ja zaczynałem coraz bardziej dostrzegać to, że moje postrzeganie świata różni się od innych. Że inni widzą jaki jestem zakłamany i nieautentyczny. Nie cieszyłem się niewiadomo jakim powodzeniem, ale bywałem podrywany. Nawet dziewczyny, które uważały to ,że jestem nieśmiały za urocze dawały sobie spokój po tym jak zauważały jaki jestem zamknięty. Niektóre nawet uważały mnie za geja. Seks uprawiałem tylko kilka razy z laskami które dosłownie same do łóżka mi wchodziły.
      Kontuzja kolana, niepewna przyszłość i rozczarowanie miłosne, rozbiły całkowicie moje sprytnie budowane małymi krokami poczucie własnej wartości. Zostałem potraktowany w takim sposób, że wykształcił sie we mnie silny lęk przed odrzuceniem, który momentami paraliżuje moje relacje z ludźmi. Pierwszy raz na materiały o dda i ddd trafiłem jak miałem 18 lat. To było jak kamień w łeb. Czytałem tam o sobie i swojej rodzinie jak z otwartej księgi. Wpadłem w manie zdobywania wiedzy na ten temat. Byłem zdumiony tym jak bardzo zjebali sprawę moi rodzice. Wtedy do mnie dotarło co tak naprawdę mnie w życiu spotkało, i jaki to wywiera wpływ na moje życie. Rozpłakałem się jak dziecko. Zacząłem częściej pić, poznawać dziwnych ludzi i brać narkotyki. Nawet nie byłem świadomy przemiany jaka się we mnie dokonywała. Olałem studia, aby w pełni oddać się przyjemnościom tego świata. Zacząłem mieć dosłownie wszystko w dupie. Zerwałem kontakt ze wszystkimi znajomymi. Dziś mam 22 lata i moje życie nic się nie zmieniło od kiedy 4 lata temu pierwszy raz trafiłem na materiały z tego forum.
      Szczerze to żałuję ,że dowiedziałem się jakie jest źródło mojego problemu, mam wrażenie ,że wcześniej mimo wszystko było mi po prostu łatwiej. Przez to ciągle zamartwiam się tym, że mama mnie po prostu nie kochała i być może ja nie bede potrafił pokochać nikogo, coraz trudniej mi przebywać z własnymi myślami.
      Chciałbym spytać Was jak sobie radzicie z tymi powracającymi myślami. Jak taki przypadek jak ja może sobie radzić z tym wszystkim będąc sam ? Nie czuje się na siłach, żeby pójść na terapię grupową. Nie potrafie rozmawiać o sobie i swoich problemach, rozmowy z psychologiem nie chce nawet tu przytaczać. Z jednej strony potrzebna była mi wiedza ,że to nie moja wina, i często nawet najbliższi o najszczerszych intencjach czasami nam po prostu szkodzą, ale z drugiej strony zdaje sobie sprawę z ogromu pracy który musze włożyć, jeśli chcę być szczęśliwy. Nie chce sie zabijać i na pewno tego nie zrobię, ale już wymiękam. Nie mogę się pogodzić z tym co mnie spotkało. A tłumieniem latami tego w sobie tylko pogorszyłem sytuację. Czuje bezsilność wobec tego co niesie przyszłość. Dalej jestem patologicznym kłamcą. Popadam w coraz większe odizolowanie i nałogi.

      • Ten temat został zmodyfikowany , temu przez quaverr_.
      Nieomylna01
      Uczestnik
        Liczba postów: 398

        Witaj ! Mam na imię Beata jestem zdrowiejacym dda.Wiele przeszedłeś . Twoja historia jest mi bardzo bliska . Przeczytałam ja kilka razy i pierwsze moje odczucie , które pozostało : On jest gotowy ! Boisz się . To naturalne . To dobre się bać . Masz racje , sam masz marne szanse . I choć się boisz , nie chcesz do ludzi to przecież całe życie byłeś sam , tam w środku już nie chcesz tak dłużej . Nie jest za późno ! I tak na prawdę wcale nie jest tak strasznie trudno iść za sobą do szczęścia . Ja idę . Po 39 latach szaleństwa i strachu . Proponuje rozmowę . Podzielę się tym co mam , jeśli zechcesz . Może skype : Beata Wolek – Cop. Jak widzisz używam imienia i nazwiska . Wszędzie . Nie potrzebuje się ukrywać .

        Meliska
        Uczestnik
          Liczba postów: 98

          Witaj… Twoja historia, którą bardzo precyzyjnie opisałeś wzbudza we mnie żal. Może i jestem wrażliwa, może zbyt ale jest w niej coś, co przykuwa uwagę… Zostałeś skrzywdzony. Ciekawa jestem, czy jako bohater, dałeś sobie kiedyś prawo (wcześniej) do czucia się dzieckiem skrzywdzonym. Nie chcę tu obwiniać Twoich rodziców, bo sami jak widać, mieli problem (z jakiegoś powodu pili, a potem już samo picie było problemem), ale bicie i znęcanie się to krzywda, niestety.

          Rozumiem Cię, bo sama tez jestem bohaterką w swojej opowieści. Gdyby nie ja, to boje się pomyśleć, co byłoby z moją mamą… Równie miałam podobne problemy na terapii, kiedy była indywidualna jeszcze jakoś szło, kiedy byłam w małej grupce, jeszcze jakoś, ale kiedy nagle terapeuci wrzucili mnie na dużą grupę to było dla mnie cieżkie. Też nie zbyt potrafię rozmawiać o swoich wszystkich absolutnie problemach, a wiem, że jeśli się ich nie powyciąga, to nie można ich przepracować.

          Bardzo duż przeszedłeś, traum i silnych negatywnych emocji,a Twe pójście w „przyjemności tego świata”, może to odbieranie straconego dzieciństwa? Jego smutków i żali? Że kiedy teraz wreszcie możesz, to sobie pożyjesz jak chcesz, przyjemnie i fajnie… ale widzisz, te schematy, które mamy w sobie nie zawsze prowadz do dobrych przyjemności, musisz więc teraz znaleźć w sobie siłę, by zawrócić z tej ścieżki. Wierzę, że nic sobie nie zrobisz, przecież jestem bohaterem, więc musisz to wygrać.

          Ja sama staram się przekuwać swoje bohaterstwo z dda w bohaterstwo w życiu- po prostu odpuszczając. Tak, by „zwycieżyć”, ale zupełnie innym stylem i sposobem… wychodząc z schematów, które mnie trzymają w złej klatce.

          Moje dzieciństwo też pamietam jak ratowanie mamy, godzenie rodziny, staranie się o dobre wyniki w szkole- to jedynie mi coś dało, bo teraz mogę studiować dwa kierunki i mieć wykształcenie. Jednak we wnętrzu jestem zraniona, odrzuceona i samotnie dźwigam swe schematy, bo niestety rodzina ich nie widzi. Mam 21 lat i moja osobowość, według najnowszych badań niby ma się już kończyć kształtowć, aż boje się co z tego wyjdzie 🙂

          Jeśli chciałbyś z kimś pogadać, (nie z psychologiem) to możesz napisać: panna_brzeginka@interia.pl

          zytka
          Uczestnik
            Liczba postów: 158

            Cześć Quaverr_

            Czytając Twoja historię czułam smutek i żal.Ja też jestem osobą zamknięta ,wycofana -mam 33lata .Pracę nad sobą zaczęłam będąc w Twoim wieku,w momencie ,gdy nie chciałam już żyć…Jesteś młodym mężczyzna i wierzę ,że  uda Ci sie zmienić swoje życie:) Mnie do alkoholu nigdy nie ciągnęło i nie miałam problemu z  popadaniem w nałóg-bo wiem ,ze ciężko potem z tego wyjść…Na przestrzeni tych kilkunastu lat widzę efekty swojej przemiany,pomimo tego, że zawsze chciałam być przebojową i towarzyską osobą ,a jestem spokojną i wycofana -to zaczęłam siebie coraz bardziej akceptować 🙂 Ważne jest dla mnie to ,żeby być sobą i nie udawać kogoś innego.

            Pozdrawiam serdecznie 🙂

            Kasia

            quaverr_
            Uczestnik
              Liczba postów: 3

              Mnie stawanie się „spokojnym i wycofanym”, również pomogło. Gdy rozpocząłem pracę nad sobą pierwszą reakcją, może i obronną, było wręcz obrzydzenie do swojego zachowania i stonowanie charakteru. Zamiast ciągłego zabiegania o uwagę, zacząłem więcej słuchać innych i przede wszystkim siebie . Małomówność, bardzo mi pomogła w pokonaniu swojej reaktywności i zachowywaniu się wśród ludzi dokładnie tak jak chcę.

              Dzięki wszystkim za słowa wsparcia. Powodzenia

              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , temu przez quaverr_.
              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , temu przez quaverr_.
            Przeglądasz 5 wpisów - od 1 do 5 (z 5)
            • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.