Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Motywacja życia w obecnej rzeczywistości

Przeglądasz 5 wpisów - od 1 do 5 (z 5)
  • Autor
    Wpisy
  • abcd
    Uczestnik
      Liczba postów: 281

      Co Was trwale motywuje do starania się, by chciało się żyć?

      truskawek
      Uczestnik
        Liczba postów: 586

        Hm, fajne pytanie… Wydaje mi się, że stopniowe zdejmowanie z siebie lęków i poczucia winy oraz podążanie za swoją ciekawością, która chyba najmniej była tłamszona w moim dzieciństwie. Dzięki temu robię rzeczy, które lubię i które mnie pociągają, i o nic nie muszę się już starać, po prostu chce mi się tego, a więc i żyć. Pomaga mi też wyuczony na terapii kontakt z emocjami, to też daje lepsze podążanie za swoimi potrzebami.

        abcd
        Uczestnik
          Liczba postów: 281

          Dla siebie samego to robisz, Truskawek? Czy dla innej osoby się starasz?
          A jakie rzeczy konkretnie lubisz i Cię pociągają? Jeśli to nie tajemnica.

          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 957

            1. Może zacznę od fałszywej motywacji, wynikającej z moich wad charakteru.

            Na pewno „motywuje” mnie chęć poprawienia życia drugiej, bliskiej mi osobie (np. partnerce). Potrafię rozbudować w swojej głowie wizję „szczęścia” tej osoby i zatracić w dążeniu do urzeczywistnienia tej wizji. Często przy tym jestem głuchy na deklaracje, że dla tej osoby szczęściem byłoby coś innego, że potrzebuje ode mnie czegoś, co do mojej wizji nie pasuje. Wtedy sobie myślę, że ta osoba nie wie, co ją naprawdę uszczęśliwi. Ja wiem to lepiej. Potrafię poświęcać się dążąc do tego „najlepszego” dla niej celu. Potrafię stawiać wymyślone „potrzeby” drugiej osoby wyżej niż moje własne. Jestem w tym naprawdę pełen energii, zapału i całkiem skuteczny. Od pewnego czasu dostrzegam jednak ile w tym egoizmu i poczucia wyższości. To dziwne, bo przeważnie postrzegam siebie, jako osobę lękową i z niskim poczuciem wartości.  Nie ma tu jednak sprzeczności. Moje lęki sprawiają, że chcę zmieniać i kontrolować drugiego człowieka. Pozornie chcę zmienić jego obraz na lepszy, a tak naprawdę chodzi o obraz dla mnie przyjemniejszy i wygodny – taki, który nie wymusza na mnie wychodzenia z psychologicznej strefy komfortu. Daje mi to też poczucie mocy, bo „udoskonaliłem” kogoś, jestem jego „stwórcą”. W gruncie rzeczy są to działania ucieczkowe. Uciekam od swojego życia w cudze. Wcielam się w „ratownika”, „pomocnika”, „opiekuna” – a wszystko po to, by nie myśleć o własnych problemach życiowych.

            Podobną fałszywą (ucieczkową) motywacją mogą stać się moje sporadyczne obsesje: muszę napisać książkę ważną dla ludzkości, muszę zrealizować jakiś wielki projekt, muszę ułożyć sprawy w rodzinie pierwotnej, itp.

            2. Druga, ta zdrowa, motywacja wynika z poczucia, że jestem żywa istotą, która jest wdzięczna za otrzymane życie.

            Nie odczuwam tej motywacji stale. Jedynie sporadycznie, w formie spływających na mnie głębszych doznań, jakby fal zrozumienia i wdzięczności. Doświadczam tego w chwilach spokoju, rozluźnienia, wyciszenia. Wspomagam te uczucia intencjonalnym działaniem:

            • medytacją,
            • relaksacją,
            • słuchaniem i czytaniem odpowiednich treści,
            • unikaniem ludzi i sytuacji, wywołujących niepokój,
            • szukaniem sytuacji, niosących wyciszenie.
            • itp.

            Oczywiście nie zawsze udaje się uniknąć napięć, trudnych emocji, denerwujących ludzi i zdarzeń. Jednak nawet te sporadyczne doświadczenia wdzięczności za życie, dają mi siłę do zniesienia sytuacji trudniejszych. Nawet w trudnych czasach mogę przypomnieć sobie, że przecież są też chwile, w których jestem przepełniony radością i wdzięcznością tylko za to, że istnieję. I chwile te z pewnością wrócą. To staje się dużą motywacją do życia i przechodzenia przez jego trudy. Co ważne, to odczucie wdzięczności wydaje się pochodzić z mojego wnętrza i być niezależne od zewnętrznych okoliczności. W tej samej sytuacji potrafię być przygnębiony, przestraszony lub zły, a nagle po zmianie myślenia zaczynam odczuwać głęboka wdzięczność za wszystko, co mnie spotyka – choć zewnętrznie nic się nie zmienia.

            Ostatnio, w trudnych sytuacjach, wprowadzam taką minimalistyczną zmianę postrzegania rzeczywistości, powtarzając sobie w głowie przy każdym wdechu i wydechu: dziękuję Boże za ten mój wdech, dziękuję Boże za ten mój wydech. To ma sens, bo przecież gdyby nie było tego oddechu, to nic by nie było.

            Pablooo
            Uczestnik
              Liczba postów: 28

              Ja nad tym nie  myślę.  Chce wychować dzieci, zarobić coś w pracy, spotkać się ze znajomymi i wyjechać czasem na wakacje.

              Jaki jest sens życia ? Kochać i być kochanym – czerpać z życia przyjemność. Chyba po to o no jest.

            Przeglądasz 5 wpisów - od 1 do 5 (z 5)
            • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.