Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Napad wewnętrznego przerażenia
-
AutorWpisy
-
Cześć,
Czasem przydarza mi się sytuacja, w której ni stąd ni zowąd nagle mam wrażenie że wszyscy dookoła mnie oceniają i że lada chwila wybuchnę z napięcia (nie że się wkurzę, ale że np. poruszę się gwałtownie) i wszyscy mnie wyszydzą i 'odrzucą’. Boję się poruszyć żeby nie zrobić czegoś, choć z zewnątrz wygląda to zupełnie normalnie, może poza zwiększonym poceniem. No i jestem przerażony że ktoś może do mnie zagadnąć wtedy
Np. dziś jedząc na mieście nagle nie byłem w stanie podnieść widelca do ust z tej obawy. Po gonitwie myśli przypomniałem sobie że nie warto myśleć, po prostu zaakceptować sytuacje, jak zrobię to czego się boję to trudno niech się dzieje najgorsze. Udało mi się parę kęsów zjeść, po czym zacząłem się bać że dziabne się tym widelcem i wszyscy mnie wyszydzą. Sytuacja bez wyjścia. Zjadłem ile mogłem, resztę zapakowałem i wyszedłem.
Czasem tak bywa że nie da się wygrać.. i to jest ok.
Ale to się powtórzy i wróci. Wiem też że to dlatego że sam siebie pod jakimś względem nie akceptuje. Nie akceptuje bo uważam że czegoś mi brakuje. Sposób w jaki się ten napad przejawia to pewnie echo przeszłości. To przerażenie też czemuś służy, bo motywuje (dość chamsko) żeby coś zrobić. Ostatnio parę miesięcy bałem się ostatecznie wyprowadzić z domu, ale takie ataki przerażenia były gorsze niż wszystko, więc się wyprowadziłem. I na jakiś czas ustały. A teraz znowu..
Także ten, chciałem się wypisać. Z tego co mi leżało w głębi.. z napadów też jak się da 🙂
No i znowu mi się przydarzyło. Poszedłem zjeść, jakaś babka przyszła, czekała na jedzenie a ja nie mogłem fizycznie podnieść widelca, bałem się irracjonalnie że tylko się gapi i ocenia, choć wiedziałem że nie. Poprosiłem zapakować na wynos i zjadłem w domu. Nigdy nie miałem takich problemów przy jedzeniu.
Bezsilność i niewładanie nad własnym ciałem to obrzydliwe uczucie. Kompletne gówno
Jakby depresja którą niby ogarnąłem i wyszedłem wróciła, ale tylko na tę chwilę.
A postanowiłem coś zrobić, działać, zapisałem się na szkolenie wolontariuszy żeby robić coś poza pracą i siedzeniem w domu. Żeby zyskać w swoich oczach. A może znowu popełniam podstawowe błędy i nie rozumiem.
Albo rozwiązaniem jest zostać nie przejmować się i zostać odrzuconym żeby nie bać się odrzucenia, albo naprawdę potrzebuję ludzi
Cześć
Też miewam takie niewytłumaczalne napady lęku przed oceną czy podejmowaniem jakiś działań. Pamiętam jak bałem się jeździć samochodem ( bo zaraz się rozbiję czy coś takiego ). Bałem się że nie będę miał w pełni kontroli nad samochodem wśród ciągle zmieniających się warunków na drodze, liczby samochodów, rodzajów skrzyżowań itp. Pokonałem ten lęk i poszedłem na głęboką wodę. Kupiłem samochód i zacząłem jeździć. Dziś po roku to dla mnie normalna rzecz. Też odczuwałem lęk przed wyprowadzką z domu rodzinnego. Bałem się że sobie nie poradzę i całej tej nowej sytuacji, tej „zmiany”. Okazało się że poradziłem sobie bardzo dobrze, polepszyły się moje relację z rodziną i stałem się spokojniejszy i kreatywniejszy z radzeniem sobie samemu w nowym miejscu zamieszania. Ten atak paniki mam również gdy jest np. w firmie impreza integracyjna sutro zakrapiana itp. Tu też mnie lęk łapie i staram się unikać za wszelką cenę takich imprez, wesel czy innych spotkań gdzie jest pełno ludzi. To jest pewien strach przed oceną. Pamiętam że jeszcze w podstawówce bałem się wystąpień publicznych na tzw. apelach, gdzie cały mój rocznik ze szkoły się na ciebie patrzył jak recytowałem coś na pamięć. Panicznie się tego bałem i nienawidziłem. Myślałem że pomylę się, zatnę czy coś mi nie wyjdzie, czegoś zapomnę i będzie totalna katastrofa i wyśmianie przez rówieśników. Dużo tych lęków we mnie jeszcze jest. Szczególnie przed większymi zmianami, jak zmiana pracy, wyjazdu gdzieś dalej, zmiana środowiska itp. Może z czasem tak jak tamte lęki uda mi się pokonać i te obecne.Spróbuj nie zwracać uwagi na to co się wokół Ciebie dzieje. Czytaj coś lub myśl o tym jak smakuje jedzenie. A jak boisz się reakcji tych ludzi to ew. jak spotkają się wasze spojrzenia to powiedz babce „dzień dobry” i tyle. Może to trochę rozładuję sytuację. Ja tak często robię. Potem patrzę tylko na reakcję tych osób które zastanawiają się kim jestem i dlaczego się przywitałem.
Jeśli nie jesz posiłku palcami to myślę że nikt na Ciebie nie zwraca tak naprawdę uwagi. Ludzie mają swoje problemy, czy cele z którymi przychodzą do rożnych miejsc i tak naprawdę nasz los i zachowanie jak nie odbiega ono od normy to ich tak naprawdę nie obchodzi. No chyba że jesteś celebrytą, gwiazdą ekranu to wtedy patrzą na wszystko co robisz. A gwiazdy też popełniają błędy, a hejt spływa po nich. Dystans do siebie i do tego co się robi to myślę że klucz by uspokoić te lęki i z nimi sobie poradzić.
Dzięki
Kiedyś właśnie tak konfrontowałem się z domniemanym zagrożeniem, wychodząc mu naprzeciw, ale na dłuższą metę to bez sensu, bo tylko podtrzymuje strach przed oceną. Bo skoro „muszę się konfrontować to znaczy że zagrożenie faktycznie istnieje”
No ale jakoś trzeba sobie radzić, przynajmniej na tu i teraz. A na dłuższą metę leczyć przyczynę a nie objawy
Ja stwierdziłem że może to jakaś lekcja, żeby zaakceptować samego siebie nawet w takiej chwili słabości. A może nawet szczególnie wtedy. Czyli „mam beznadziejny żałosny napad przerażenia przy prostej czynności? No i co z tego, tak mam po prostu, zdarza się, przy tym wszystkim co przeżyłem.” I ok.
Może znowu mi się przydarzy, ale teraz jest ok.
Dobra droga – zaakceptować siebie.
Przerażeni, żałośni, beznadziejni… Właśnie tacy czasami jesteśmy i właśnie wtedy jesteśmy bardzo OK. Akceptujmy to. Takich siebie kochajmy. Bądźmy dla siebie samych trochę bardziej życzliwi. Nawet jakbyś z tego przerażenia wszedł pod stół i stamtąd rzucał w ludzi ziemniakami i marchewką, to właśnie wtedy jesteś bardzo OK. Zaakceptuj to. Jeśli będę w tej restauracji, to na podejdę i powiem „cześć!”:)
Nie czekaj też na te ataki. Odpuść. Przyjdą albo nie przyjdą. Po co się teraz tym zamartwiać? Teraz lepiej się zrelaksować. Przypomnij sobie co robiłeś w okresie, kiedy ich nie miałeś, po wyprowadzce z domu. Może był jakiś czynnik, może kiedy pojawia się coś nowego, co angażuje Twoją energię, wtedy posiłki w restauracji stają się mało ważne, idziesz tam tylko po to, żeby się najeść, załadować akumulatory, by mieć siły do ważniejszych zadań.
Pozdrawiam
Jak mi powiesz 'cześć’ pod stołem to walnę na zawał
potem poczęstuję marchewką
Teraz jest ok, może się stanie może nie a jeśli się stanie to już lepiej to zniosę. A jak lepiej to zniosę to aż się ucieszę z tego
Jakiś czas później, mam się lepiej. Dalej nie jestem w stanie zjeść w lokalu, chociaż nawet nie wiem, bo olałem to, jeżeli już zaopatruję się w gotowe to po prostu biorę na wynos. Szkoda walki z wiatrakami.
Przy okazji zmieniłem dietę, zacząłem regularnie zarzucać hantlami + pompki + zimne prysznice, serotonina i testosteron podskoczyły, czuję się o niebo lepiej. W poszukiwaniu wolontariatu spotkałem parę osób, zrobiłem parę rzeczy, to też się liczy. Poszedłem na mityng DDA po raz pierwszy od miesiąca czy dwóch – żeby uzyskać akceptację, i doszło do mnie, że to bez sensu. Trudno to wytłumaczyć. Liczyłem że kogoś poznam czy dostanę olśnienia – i w sumie dostałem. Żeby siebie znaleźć trzeba czasem sprawdzić gdzie siebie nie ma. Mnie tam już nie ma. Jestem DDA, ale to już nie to.
W międzyczasie trafiłem na pewne otwarte spotkanie grupowe, gdzie m.in. wypisaliśmy parędziesiąt swoich zasług/osiągnięć/rzeczy z których jesteśmy zadowoleni i omawialiśmy je. I doszło do mnie… że to co mam / kim jestem to naprawdę dużo.. że to wystarcza. A ja po prostu w siebie nie wierzę.
Nie był to oszałamiający katharsis w niebiańskim świetle ostatecznej prawdy, ale to ciągłe poczucie że jestem do dupy bo ciągle czegoś mi brakuje zaczęło umierać. Bo po prostu, ja wystarczam. Kamień z serca.
To śmierdzi schizofrenią. Walnij się do jakiegoś dobrego psychiatry i porozmawiaj z nim o tym.
Nie, to po prostu jakaś twoja projekcja.
Kto wie, kto wie.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.