Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Nie chce mi się żyć

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 69)
  • Autor
    Wpisy
  • Fog
    Uczestnik
      Liczba postów: 35

      Dołączam się do tej ściany płaczu:) Mi również w ostatnich miesiącach brakuje „czegoś”. Jakiejś takiej pozytywnej energii czegoś co popchało by do przodu. Może to pogoda, może brak jakichś nowych celów/wyzwań a może po prostu brzemię dda.

      Pamiętajcie nie jesteście sami:)
      Byle do wiosny…

      Anonim
        Liczba postów: 64

        Ananake – a byłaś u psychologa? chodzisz?

        Może jesteś wyczerpana fizycznie? Może jakiś urlop By Ci się po prostu przydał?

        albo może masz jakieś niedobory ? witaminyd3? lub żelaza?

        czasami jak sie skumulują różne braki to wtedy można czuć się przygniecionym.

        Jak teraz sobie myślę,to uświadamiam sobie,że ja martwa czułam się już w przedszkolu.Czułam się jak śmieć,prawie wszyscy na zewnatrz nie licząc rodziny traktowali mnie dobrze a ja sie już w przedszkolu z tego powodu czułam nieswojo i dziwnie. Pamiętam teraz czemu tak sie stopniowo stawało bo pamiętam te momenty w ktorych rodzice mnie oddalali od siebie na różne sposoby,wyzywali itp.Potem przez lata to się pogłębiało a ja wszystkie emocje jakie sie pojawiały tłumiłam i było coraz gorzej.Bo zamiast przezywać ten smutek,złość to ja zamiast tego to odpychałam(bo tak tez wszyscy mi kazali a ,że ślepo byłam posłuszna i wyobraziłam sobie ,że mój płacz może spowodować czyjść zły humor i niewiem chyba wyobrazalam sobie ze to kogos zabije czy coś a ,że tego nie chciałam to sie stało jak sie stało,łoo rety jak sobie teraz o tym pomyśle to nic dziwnego ,ze tak sie działo jak sie działo w moim życiu:P) to i potem czułam się gorzej psychicznie i fizycznie no i tak to sie latami ciągnęło i  w takich sytuacjach byłam ,żedziwie sie ,ze wogóle jeszcze żyje.Ale zaczynam sie teraz czuć coraz lepiej ,będzie to trwało jakiś czas dłuższy i krótszy zależy o co chodzi, zanim wszystko wróci do równowagi ale wkońcu wróci .Teraz np.mam stany od przypływów energii,po ogromne zmęczenie,ataki płaczu(przez tłumiony płacz)ataki śmiechu(przez tłumiony śmiech)stan zobojętnienia(co myśle jest stanem tłumionego smutku)

        Jakiś czas nie piłam mleko krowiego ze względów etycznych i zdroqwotnych i czułam się o wiele lepiej.Wyniki miałam o wiele lepsze,wyglądałam lepiej i czułam siep sychicznie lepiej.Jednak potem nie słuchajac siebie i tego co na ten temat wiem i co czuje zaczelam sluchac innych wokol(o dziwo ludzi ktorzy sami sie zle czuli np.fizycznie,zdrowotnie) i „odwróciłam” wzrok od spraw etycznych i zaczelam spozywac nabial.

        I choc moze nabial nie zabija-przynajmniej nie od razu 😛 to jednak moja swiadomosc tego jak wygladaj produkcja nabialu,(a wyglada gorzej niz sama produkcja miesa moim zdaniem) bo jest tam wiecej okrucienstwa i jest to dla mnie totalnie nienaturalne bo dla mnie zabieranie jakiejkolwiek matce jego dziecka po to zeby potem pic mleko ktore jak coraz wiecej badannam pokazuje szkodzi jest dla mnie wynaturzeniem totalnym.

        Wiedzialam to ,widzialam jak moj organizm sie zmienilam na plus po odstawieniu nabialu a mim oto posluchalam glupio ludzi wokol-jakbym wogole nie uznawala ze ja moge miec swoje zdanie czy racje.I to we mnie „siedziało” tak sobie ale przestalam o tym myslec i postanowilam ze sie zobojetnie na to skoro inni moga to ja tez-wiem glupie myslenie.No i czulam sie z tym naprawde źle.To tylko jeda ze spraw ktore robilam przeciwko sobie ale naprawde bardzo zle to na mnie wplynelo.Bo nawet jesli inni ludzie robia cos i jest im z tym dobrze,albo mysla ze jest im dobrze,to nie znczy ze my mamy robic cos wbrew sobie tylko dlatego ze oni chca to nam narzucic,tym bardziej ze np.wapn mozna dostarczac sobie z innych zrodel nie z nabiału i nie szkodzi to naszemu zdrowiu,dla niedowiarkow jest mnostwo badan juz na ten temat.

        I to tylko jeden przyklad ale gdy takich spraw(moze sie komus wydawac ,ze „tylko” drobnych) jest więcej i my robimy wbrew sobie rozne rzeczy,czy wypieramy uczucia,to wkoncu ku pod smozna stac sie nic nie czujacym robokopem,który prawdziwa energie ma zakopana w srodku pod stertą gruzu-potem trzeba czasu,naszego wkładu żeby wrócić do równowagi.

        acdrul3
        Uczestnik
          Liczba postów: 2

          w zyciu  musisz  znalesc  sens,  a  jak go  nie  widzisz  to  znjadz  sobie   CEL do  którego  bedziesz dążyc i to  bedzie  twój sens  życia

           

          malina32
          Uczestnik
            Liczba postów: 142

            W zyciu nic nie musisz. Bo ja musisz to rodzi sie presja, napiecie i walczysz zeby osiagnac a ciagle cos przeszkadza, albo cel za wysoki albo ludzie zli albo kolejna wymowka bo tak naprawde musialas/les.

             

            Tak wiec nic noe musisz. Mozesz:

            Chciec

            Oczekiwac

            Marzyc

            Powinnas/es

            Dazyc

            Walczyc

            Cieszyc

            Odkrywac

            Podawac

            Akceptowac

            Nie krytykowac

            Etc.

            Ale na 100% nic nie musisz. Bo przymus to presja z zewnatrz, a to nie rozwija ale zabija ciebie.

            Zakceptuj ze w danej chwili nie masz sensu. On przyjdzie. Jak akceptujesz to sie nie spalasz na zaprzeczaniu, na zmuszaniu do szukania czegos na sile.

            Ja jestem bezsilna wobec pijacej matki, wobec rodziny ktora inaczej pojmuje relacje rodzinne, bezsilna wobec tego ze moje plany nie zawsze wypalaja. Ale ucze sie to akceptowac. Teraz jest mi lzej bo nie musze panowac nad swiatem.(co i tak jest tylko iluzja).

            wklatce
            Uczestnik
              Liczba postów: 10

              „Nic nie muszę, wszystko mogę” – tak sobie czasem powtarzam i fajnie byłoby tak naprawdę żyć. Ale mam małe dziecko, jestem w ciąży i wiem, że jak ja o wiele spraw nie zadbam, to nikt nie zadba. Wycofuję się, żeby postawić męża przed faktem, że on musi się zaangażować, ale efekty są takie, że wtedy dziecko nie ma opieki takiej jaką powinno mieć, a nawet odbija się to na jego zdrowiu. Obydwoje jesteśmy DDD. Namawiam męża na terapię, ale on pomimo, że ma kupę kasy, jest tak przywiązany do oszczędności, że w ogóle nie widzi możliwości wydawania pieniędzy na coś tak drogiego. Zakładając, że terapia może trwać kilka lat, jest to ładna sumka. Moim zdaniem życie dzieje się teraz, za kilka lat może nas nie być, więc co nam po oszczędnościach, zwłaszcza, że teraz nadeszła „czarna godzina”. Ja jestem skrajnie załamana nerwowo. Od dziecka podejmuję różne próby brania życia w swoje ręce, ale tak jak wcześniej rodzice nie dawali mi szansy na wyjście z roli „dziecka-kozła ofiarnego”, a teraz mąż nie daje mi szans na zmianę sytuacji życiowej, uparcie tkwiąc w tym, co jest. A prawda jest taka, że sami stworzyliśmy rodzinę dysfunkcyjną. Mąż wielki nieobecny, ja przez to jestem bezustannie przemęczona. Zaczynam sięgać po skrajne rozwiązania, bo wszelkie inne (testowane 8 lat) okazały się nieskuteczne. Ale boję się, że w desperacji więcej zburzę, niż zbuduję. Nie chcę, żeby moje dzieci też były DDD.

              Anonim
                Liczba postów: 64

                wklatce hej 🙂 – można uczęszczać na bezpłatną terapię.

                malina32
                Uczestnik
                  Liczba postów: 142

                  W polsce jest bezplatna. Ja z niej korzystam i nie narzekam.

                  Bardziej z twojej wypowiedzi widac ze winisz meza za swoje zycie. A on odpowiada tylkp za swoje. A ty zaswoje. Mozesz byc wspoluzalezniona.

                  Znajdz osrodek dla uzaleznionyxh lub poradnie zdrowia psychicznego. Tam po konsultacjach powiedza ci diagnoze. Wszystko zalezy od ciebie.

                  wklatce
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 10

                    Wiem, jak to wygląda. U nas nie ma problemu z nałogiem. Tylko z nieobecnością mojego męża, który pracuje poza miejscem w którym mieszkamy i za wszelką cenę nie chce zmienić pracy. Tak naprawdę on boi się tej zmiany (jest naprawdę DDD, nie mam wątpliwości) zmiana pracy oznaczałaby zmianę na pracę o której marzy od lat, a nie odważył się nawet wysłać ani jednego cv. Boi się, że się nie nadaje, że jest za słaby itd. Dlatego nawet nie próbuje. A mając małe dziecko i oczekując drugiego takie zycie jest bardzo destrukcyjne dla całej rodziny. Mój syn co miesiąc (po miesięcznej nieobecności męża) przeżywa zawsze ten sam koszmar. Uważa, że mąż nas opuścił na zawsze, nie jestem w stanie go przekonać, że tak nie jest. Ja próbowałam różnych metod wywierania wpływu na męża. Sytuację finansową mamy naprawdę dobrą, na tyle, że mąż może ryzykować i zmienić pracę na mniej płatną. Niestety, on buduje swoje poczucie bezpieczeństwa na oszczędnościach. Jeśli nowa praca oznacza, że przez np. 2 lata nie mógłby regularnie powiększać sumy jaką mamy na koncie oszczędnościowym, to on ocenia to jak sytuację bardzo niestabilną finansowo, ogromne ryzyko, że stracimy mieszkanie, wszystko. To jest typowe dla DDD, dla DDA (oczywiście nie dla każdego) Jestem przemęczona. Na drugą ciążę zdecydowałam się, bo mąż bardzo obiecywał, że nim dziecko się urodzi, znajdzie sobie coś w naszym mieście. A tymczasem już się wycofał, i wręcz wmawia mi, że to był tylko mój plan, że on się do niczego nie zobowiązywał. Wiem, że gdybym sama nie była DDD to już dawno znalazłabym rozwiązanie i nie brnęłabym w tą sytuację z roku na rok, że bym nie zaufała obietnicom i nie zdecydowałabym się na drugą ciążę, póki on nie zmieni pracy. Ale też trochę przycisnął mnie mój wiek. Mam 35 lat, drugie dziecko odkładamy od lat i wiem, że to był ostatni dzwonek. Za rok za bardzo bym się bała chorób genetycznych. Teraz to jest ostatni moment, kiedy się byłam jeszcze w stanie odważyć na ciążę. Tylko proszę, nie piszcie mi że 40-stki rodzą zdrowe dzieci. Moja siostra jest genetykiem, więc wiem dobrze od fachowca, jakie mam szanse na zdrowe dziecko i jak one wyglądają u kobiet starszych.

                    Tymczasowy
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 127

                      Jak masz z kimś problem, najpierw spójrz w lustro. A jeśli z kimś się nie da żyć, to odetnij się i olej go. A jeśli się nie da odciąć bo rodzina itd. to przestań zwracać mu uwagę na cokolwiek. Świni spiewu nie nauczysz a tylko ją wkurzysz i cię uwali błotem.

                      A to że mamy nieogarniętych partnerów DDX to dlatego że sami jesteśmy nieogarnięci, inaczej nie związalibyśmy się z taką osobą.

                      Jak ogarniesz tylko siebie to wszystko inne się ogarnie. Przy czym ja wiem ze to wszystko co piszemy i tak jest bez sensu, szczegolnie jak ktos ma doła albo depresję , bo wtedy nie myśli się racjonalnie i ostatnią rzeczą którą chce usłyszeć to „wszystko jest w tobie, wszystko zależy od ciebie, tkwisz w chorych schematach i tylko pogarszasz sytuację blabla”.

                      Wiec napiszę coś co ma sens – jesteście fajni tak czy siak, zawsze, niezależnie ile głupich rzeczy zrobiliście.

                       

                      wklatce
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 10

                        Co do bezpłatnej pomocy, to ja jestem zdecydowana na dołączenie do grupy wsparcia, ale taka w mojej miejscowości jest tylko jedna dostępna i spotkania są tylko raz w miesiącu. Namawiam na nią męża, argumentem jest to że jest za darmo 😉 Natomiast osobiście chcę też intensywnej terapii, szukałam gdzie w moim mieście można korzystać z takiej darmowej terapii i nic nie udało mi się ustalić, może na grupie wsparcia czegoś się dowiem. Sama jestem gotowa wydać te kilka tys. rocznie na terapię płatną i nie zamierzam tego w ogóle omawiać z mężem. Więc problem finansów w moim przypadku nie istnieje. Gorzej z mężem, jak mu nie znajdę nic za darmo, to on się leczył nie będzie. Z terapią małżeńską jest to samo. Raz udało mi się go namówić na udział w rekolekcjach „spotkania małżeńskie” długo go urabiałam. To było dawno. Co do współuzależnienia. to owszem nauczyłam mojego męża, że może mnie zostawiać samą nawet na 2 miesiące i w ogóle się nie przejmować co się u nas dzieje, czy dziecko zdrowe, czy wylądowało na pogotowiu, czy ja mam problemy w pracy, czy popadam z przemęczenia w niedowagę. Kiedy jest w domu, nie ogarnia nawet połowy tego, co ja ale się tym nawet nie przejmuje. Dodam, że mój mąż pracuje 6 a czasem 7 dni w tyg. przez 10-12 godz. ale mieszka wtedy w hotelach, gdzie nie musi sprzątać, nie musi gotować, bo śniadania, obiady ma gotowe, nie musi często nawet prać, bo firma opłaca pralnię. Żyć nie umierać. Wieczorami ma siłę i czas chodzić z kolegami na siłownię, basen, albo grają w piłkę na jakiejś hali. Życie kawalerskie w pełni. Potem wraca do domu na miesiąc i odpoczywa, żeby go zagonić do roboty muszę prosić, tłumaczyć nakłaniać, albo opierdzielić. Ja nie mam czasu na odpoczynek, nawet teraz będąc w ciąży i nie pracując nie jest mi lżej, bo mam takie dolegliwości, że ścinają mnie z nóg. Nie sprzątam, więc jest bałagan. Mój mąż się nie przejmuje. Wiem, że to wygląda na obwinianie, ale jak się ma rodzinę, to inni też mają wpływ na mnie i na to jak wygląda moje życie. Mam tak naprawdę tylko jeden wybór – albo żyć jak samotna matka, i pozwolić mężowi na jego nieobecność, albo walczyć o normalne relacje (partnerstwo) i o to żeby mój mąż w końcu zaczął funkcjonować w tej rodzinie. My nie wpadliśmy, nie musieliśmy brać ślubu, to była nasza decyzja po 3 latach związku. Przemyślana, dużo rozmawialiśmy jakiego małżeństwa chcemy, jak chcemy wychowywać dzieci. mój mąż się w tego wycofał. Tak naprawdę dąży do takiego życia, o jakim dawniej mówił, że nigdy w życiu nie chce takiego mieć. On dokładnie odtwarza sytuację ze swojego domu. Ja podejmuję różne próby, żeby nie odtwarzać roli mojej mamy i wiele udało mi się pokonać, wewnętrznych oporów, lęków, braku pewności siebie itd. ale mój mąż wpycha mnie w tę rolę mojej mamy (też sama wychowywała dzieci – ojciec tylko pracował, ale pracował całymi dniami włącznie z sobotami, prowadząc własną firmę)

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 69)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.