Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Nie kocham go

Przeglądasz 4 wpisy - od 21 do 24 (z 24)
  • Autor
    Wpisy
  • joanna.b.g
    Uczestnik
      Liczba postów: 51

      „nie rób drugiemu co tobie nie miłe” dobra zasada … w kontaktach między ludzkich ABCD – dobrze jest pamiętać o tym „drobiazgu … Na forum komunikacja z innymi uczestnikami to forma pisana – nie zobaczysz jak osoba zachowuje się …jedynie czytasz wypowiedzi … ich forma ma znaczenie … Ty nie chciałbyś żeby inni uczestnicy sprowadzili twoją sprawę do „trzech słów lub stwierdzili jest czarna albo biała …. ” Jest masa odcieni bo życie nie jest albo białe albo czarne … w trakcie rozmowy można dowiedzieć się wiele rzeczy pod jednym małym warunkiem że da się rozmówcy czas na wypowiedz i odpowiedz…

      i chyba czytasz bardzo wybiórczo bo  :

      …bardzo łatwo ocenia się innych , i mierzy się ich miarą tylko sobie znaną … Kiedyś dawno temu gdy pierwszy raz czytałam to forum totalnie mnie zniechęciły do pisania właśnie : ocenianie , przyklejanie łatek … i kłótnie … Forma przekazu – na którą DDA/DDD są szczególnie wyczuleni ma znaczenie i warto, nie raz wyjść poza ramy własnego „ja” tylko i aż po to by inni nie czuli się dyskryminowani lub  wręcz osaczani i oceniani …Żeby być wysłuchanym nie trzeba innych dołować, oceniać .. Warto spróbować innej formy pisania … lecz to wymaga chwili zastanowienia …Dziękuję Ci 2wprzod1wtył że poruszyłeś ten „kłopotek „..

      zrobiłeś coś takiego…

      nie rób drugiemu co tobie nie miłe „ ocenianie , przyklejanie łatek … i kłótnie, dyskryminowanie, osaczenie, dołowanie?

       

      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, temu przez joanna.b.g.
      Yamyam
      Uczestnik
        Liczba postów: 3

        Byłaś szczera, choć fakt że go zraniłaś – ale nie można Ci odmówić szczerości – a to już bardzo wiele.

        Ja wgl jestem tu nowy, bo czasami analizuję swoje poprzednie związki i pomyślałem, że a co tam – zobaczę jak mają inni DDA „z internetu” : p

        Bardzo mnie poruszył ten post, bo też sięgam pamięcią do jednego ze swoich związków, w którym – gdyby dziewczyna miała choć trochę podobne myślenie do Twojego, to można by uniknąć szeregu problemów.

        W tym moim ostatnim związku 3,5 letnim – dziewczyna z którą byłem siebie oszukiwała, ale też kłamała wykorzystywała i manipulowała. Ja w trakcie trwania tego związku podjąłem się terapii, a po jego zakończeniu kontynuowałem ją i gdyby nie terapia to jest szansa, że byłbym wykorzystywany do dziś.  (Choć ta dziewczyna nie miała świadomości, że mnie wykorzystuje, na swój sposób to też nie jej wina)

        Nie odpowiadałem dziewczynie, unikała mnie, choć z początku wszystko było „jak w bajce”. W początkowej fazie relacji bardzo ją idealizowała, a następnie ja – jako osoba jawiłem się dla niej jako „wiecznie niewystarczający”. Umniejszała mi bardzo, porównywała do innych facetów, wzbudzała poczucie winy, później sama wobec siebie też czuła się niewartościowa. Właściwie sama nie wiedziała co jej jest, miewała takie momenty ala dysoscjacyjne. Stwierdziła, że nie mam się nie przejmować, że jeśli dalej będziemy mieć problemy to podejmiemy terapię + seksuologa (gdy pojawiły się problemy łożkowe), (choć ja na swoją już uczęszczałem). Temat terapii współnej ucichł z jej strony. W momencie gdy chciałem przerwać tę samonapędzającą się karuzelę, ona się nagle zmieniła – że niby już jest szcześliwa, ze jest ok, ale właściwie tylko na parę miesięcy, bo finalnie mnie rzuciła jak śmiecia, jak rzecz taką zużytuą i już nie potrzebną, później wyszło że odeszła do gościa 20 lat starszego (a przed tym jeszcze mi powiedziała, że ona chodzi na terapie ale nic nie mowiła – strasznie nieuczciwie, tak jakby robiła to dla samej siebie, żeby się utwierdzić w tym – że robiła co mogła, choć działań nie było żadnych).

        Ostatecznie, bardzo jej współczuje bo miała trudną przeszłość, ale to co zrobiła było też jednocześnie bardzo nieuczciwe wobec mnie – i przez długi czas dochodziłem do siebie, miałem symptomy PTSD, depresję, byłem bardzo nieufny wobec kobiet itp. Do dziś mam czasami fleszbeki z tej relacji. Długo pracowałem nad tym, bo nie chcę kiedyś skrzydzić innej bogu ducha winnej osoby tylko dlatego, że trafiłem na taką poturbowaną i skrzywdzoną przez życie dziewczyne. – Jednak nie powiem, że boli czasami to, że ona chciała zrzucić połowę swojej odpowiedzialności za związek i przypisać jego całość wyłącznie mi. To nieuczciwe.

        Pamiętam do dziś słowa terapeutki, że 'być moze’ miała osobowość zależną i dodatkowo jakieś zaburzenie, ale też żebym nie próbował na siebie brać problemów innych ludzi i też nie dawał im grać na współczuciu.

        Gdy przeczytałem Twój post – to 1 co pomyślałem, to między innymi to, że uchroniłaś tego chłopaka od poczucia bycia oszukanym i wykorzystanym. Może nie kochasz tego chłopaka, ale nie kryjesz tego i przede wszystkim nie zaogniasz – masz świadomość tego że płynięcie z nurtem moze być jeszcze gorsze w skutkach.  – a może być i to nawet opłakane w skutkach.

        To jest przejaw tego, że jesteś samo-świadomą, empatyczną, dobrą dziewczyną oraz że liczysz się nie tylko ze swoimi uczuciami, ale i z uczuciami innych.

        Bo wiesz – ludzie się czasami rozstają i nie ma nic w tym złego. Rozstanie można przeżyć. Zdrady – można wybaczyć. – Ale gdy ktoś okazuje Ci brak szacunku, mówi Ci – że jest z Tobą, ale za plecami odbywa się zupełnie inna historia – to jest traumatyczne przeżycie dla partnera i zostawia ślad na bardzo długo. 🙁

        Gdy miałem 20 lat to też byłem w jednej relacji, gdzie to ja zostawiłem wspaniałą dziewczynę – tyle, że odbyło się wszystko podobnie jak w Twoim poście. – Ja później w trakcie dojrzewania, zobaczyłem że po prostu się znudziłem. Byłem w niej zakochany itp, ale się znudziłem. Nie, że to nie była miłość – tylko >JA< nie potrafiłem kochać w ogóle w taki dojrzalszy sposób, a nie że akurat jej. Że nie byłem gotowy na związek i nie potrzebnie dziewczynę skrzywdziłem. Czasami się smieje do siebie, że dziś zupełnie inaczej bym „tamtą relację” traktował, a wtedy byłem gnuj. – A później no trafiłem jak trafiłem, że chciałem strasznie  😀

        Jeśli chodzi o rozumienie i znaczenie „miłości” to tak jak niektórzy wcześniej pisali, również uważam, że ma to wiele wspólnego z decyzyjnością, aniżeli uczuciami. – Nie twierdzę, że ich nie ma w ogóle oczywiście, ale uważam – że gdy zdarzają sie w życiu sytuacje, które nas z tych uczuć odzierają (a różnie w życiu bywa), to potrafimy cały czas darzyć inne osoby miłością, pomimo np. doświadczania braku uczuć. Uczucia, to uczucia. Nie jesteśmy tylko uczuciami.

        Zachęcam też do nie życia w poczuciu winy zbyt długo. Zachowałaś się uczciwie, nie stała się żadna tragedia. To są w miare świeże rzeczy, nie ma hipoteki, dzieci, samochodów itp – choć to oczywiście jest i tak bardzo ciężkie do przeżywania.

        Aż mi się przypomniał jeden z odcinków „7 metrów pod ziemią”, gdzie córka ojca homoseksualisty opowiadała, że on przez 20 lat okłamywał żone i później sobie stwierdził, że no w sumie się nie przyznawał bo otoczenie. No śmieszne tłumaczenie. Ta żona później popełniła samobójstwo. <- I (tu moje domysły), myślę, że nie popełniła samobójstwa tylko dlatego że on ją zostawił – ale dlatego, że była długo wykorzystywana i okłamywana, miała poczucie zmarnowanego życia w kłamstwie, iluzoryczną rodzinę – a długotrwałe wystawienie siebie na takie doświadczenia to jest prawie ala psychoza. (może być tego skutkiem).

        abcd
        Uczestnik
          Liczba postów: 215

          2wprzod1wtyl
          @abcd wyobraźmy sobie prawdę jako jakiś duży budynek. Mam wrażenie, że ustawiasz 'bramkę przejscie’ przed wejściem natomiast według mnie aby poznać prawdę ew. 'bramkę prawda’można ustawić przy wyjściu, bo najpierw warto.poznać, uwarunkowania danego zachowania, przeżycia, emocje, interakcje w ogòle poznać tyle ile się da a do tego potrzebna jest komunikacja natomiast ustawiając zero jedynkowo 'bramkę prawda’ przed wejściem nie będzie komunikacji, bo według tych reguł albo ktoś przyjmuje Twoją prawdę np. definicję miłości albo jego zachowanie (niech Ci nawet będzie) jest smarkate, niedojrzałe, dziecinne.

          A skąd możesz wiedzieć czy w danej relacji nie było miłości skoro nie poznałeś poszczegòlnych pomieszczeń budynku prawda?

          Przepraszam z określenie, ale mam takie odczucie, że łamiesz a dokładniej chcesz złamać, bo nie każdy sobie pozwoli kręgosłup już na samym wejściu bez uwzględnienia choćby cudzych emocji a to tylko jeden z elementòw.

          Czy gdy powiesz np. do Kr.pki że nie wie co to miłość i tylko dlatego, że nie przeszła przez Twoje drzwi definicji miłości to będzie oceniające czy nie? Czy w ogòle trzeba znać definicję miłości aby być w kimś zakochanym? W każdym razie według mnie takie podejście zamyka na komunikację i tym samym poznanie prawdy lub choćby pròba poznania.

          Przede wszystkim Prawdą (przez wielkie „P” jest Jezus Chrystus) i prawda o każdym człowieku może być tylko poznana, gdy na człowieka spojrzy się bez oderwania od Boga. Wtedy jest prawdziwy obraz człowieka. I na pewno też, jeżeli chce się cokolwiek trwałego na tym świecie zbudować, to fundamentem tylko może być Jezus Chrystus, a na wszystkim innym rozpadnie się prędzej czy później, choćby najwznioślejsza idea.
          Co do wyobrażenia prawdy jako dużego budynku. Czyli zarzut do mnie jest taki, że nawet jeżeli dobrze piszę- przekazuję prawdę, to robię w tak nieodpowiedni sposób, że człowieka zrażam i mimo że może i prawdę piszę, to sposobem przekazania zniechęcam i jeszcze bardziej utrudniam człowiekowi poznanie prawdy?
          Ale jeżeli ktoś rzeczywiście szuka prawdy, to mimo wszystko nie powinien stawiać emocjonalnego podejścia nad rozumne.

          „A skąd możesz wiedzieć czy w danej relacji nie było miłości skoro nie poznałeś poszczegòlnych pomieszczeń budynku prawda?”

          Po prostu, z miłości rodzi się miłość. Po owocach wiadomo.

          Czy gdy powiesz np. do Kr.pki że nie wie co to miłość i tylko dlatego, że nie przeszła przez Twoje drzwi definicji miłości to będzie oceniające czy nie?

          Jeżeli definicja którą posłużyłbym się byłaby zgodna z rzeczywistością/prawdziwa, to nie byłoby ocenienie samej Kr.pki, gdy powiem jej, że nie wie co to miłość (gdyby rzeczywiście nie wiedziała), a będzie to stwierdzenie faktu jej niewiedzy. Ale Kr.pce nie powiedziałem że nie wie, tylko pytałem, albo wychodziłem z założenia gdyby nie wiedziała. Być może zrobiłem to trochę w agresywny sposób, ale to nie był atak na osobę, a na dany problem.
          Można też wiedzieć co to miłość i mieć super hiper deflację definicję, a i tak żyć jak się chce, a nie jak przystało na życie przykazaniem miłości.

          Joanna
          „nie rób drugiemu co tobie nie miłe” dobra zasada … w kontaktach między ludzkich ABCD – dobrze jest pamiętać o tym „drobiazgu … Na forum komunikacja z innymi uczestnikami to forma pisana – nie zobaczysz jak osoba zachowuje się …jedynie czytasz wypowiedzi … ich forma ma znaczenie … Ty nie chciałbyś żeby inni uczestnicy sprowadzili twoją sprawę do „trzech słów lub stwierdzili jest czarna albo biała …. ” Jest masa odcieni bo życie nie jest albo białe albo czarne … w trakcie rozmowy można dowiedzieć się wiele rzeczy pod jednym małym warunkiem że da się rozmówcy czas na wypowiedz i odpowiedz…

          Przyznaję że raczej czarno-biało odbieram, ha „różne są odcienie szarości, od czerni do białości” 😉

          Postaram się bardziej o formę wypowiedzi i o poszanowanie też uczuć.

          Melinda
          Uczestnik
            Liczba postów: 5

            Bardzo mnie zaciekawiło to, co napisałeś o poprzedniej partnerce, która często dysocjowała. Mam do tego tendencję, ogólnie w życiu, ale w związku również. Uciekam myślami, coraz bardziej mnie to przytłacza. Jestem w związku, w który chyba (jak sobie to uświadomiłam dużo, dużo później) weszłam za szybko i trochę z powodu samotności. Choć na początku to była przyjaźń i między nami tworzyła się więź, to fizycznie wszystko za szybko się potoczyło. Nie czułam wielkich emocji – wywołało to we mnie lęk, ataki paniki, potem nakręcające się myśli o orientacji (czy ja nie wolę dziewczyn, to pojawiało się też wcześniej, ale nigdy nie chciałam tego sprawdzać), próby zrywania i wracania. Ciężko mi powiedzieć, co mną kierowało. Chciałam chyba przekonać się, że umiem kochać. W końcu, po kilku miesiącach zaczęłam się jakoś angażować, ale partner wycofał się emocjonalnie z relacji i zerwaliśmy. Przeżyłam to, choć wszystkim mówiłam, że wcale do niego nic nie czułam, że jak to możliwe. A mimo to, tęskniłam za nim, próbowałam mieć z nim jakiś kontakt. I kontakt się odnowił. Kilka miesięcy temu wróciliśmy do siebie. Choć nie byłam pewna tej decyzji… Pomyślałam, że dam sobie czas, będę to obserwować, że przecież nikt mnie nie zmusza do relacji, przecież nikt nie zmusza mnie do uczuć, że mój partner daje mi dużo przestrzeni. Obserwowałam, wydawało mi się, że zaczynam czuć coś do niego, że czuję się bezpiecznie (poza tematem zazdrości, często śni mi się, że on zostawia mnie dla kogoś innego, z którym czuje coś więcej). Dobrze spędza mi się z nim czas, czuję się właśnie bezpiecznie, jak z przyjacielem, seks też jest udany – nauczyliśmy się siebie, bardzo często odczuwam satysfakcję, co nigdy mi się nie zdarzało. A mimo tego czasem już od samego ranka mam myśli, że oszukuję samą siebie i jego, wracają do mnie pytania o orientację, wycofuję się z kontaktów międzyludzkich bo potrafię analizować każde spojrzenie (swoje!) na inne dziewczyny, koleżanki z pracy nawet… I to, że mój partner nie wywołuje we mnie silnego pociągu jak chłopak, z którym się spotykałam kilka lat temu. Zaczynam podważać to, że ten czas, w którym się dogadujemy i spędzamy razem w miłej atmosferze jest szczery, podważam to, czy rzeczywiście dochodzę, bo on mi się podoba, czy jest inny powód. Mam siebie dość. Jak myślę o zerwaniu, to przeraża mnie to, boję się, że popełnię błąd, choć czasem czuję, że powinnam odejść. Być może zaczęłabym z pustą kartą kiedyś z kimś innym, nie raniąc drugiej osoby. W środku wątpię w to, wydaje mi się, że jestem bardzo zaburzona, próbowałam się z kimś związać po rozstaniu z obecnym partnerem (w czasie tej przerwy) i miałam te same rozterki… Sama nie wiem czego chcę. Chyba chciałabym tylko spokoju. I po prostu życia z obecnym partnerem bez tych wszystkich atakujących myśli, rozterek, o których już nie wiem, czy są prawdziwe, czy wymyślone… Leczyłam się na rocd, leki odstawiłam kilka miesięcy temu. Czasem mam wrażenie, że prowadzę podwójne życie – na zewnątrz jest dobrze i rzeczywiście nic nie powinno wywoływać niepokoju, a w środku – czuję się źle, okropnie, toczę walkę…

          Przeglądasz 4 wpisy - od 21 do 24 (z 24)
          • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.