Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Nowe życie, kamień u nogi, bezradność i miłość

Przeglądasz 3 wpisy - od 1 do 3 (z 3)
  • Autor
    Wpisy
  • pheroniqe
    Uczestnik
      Liczba postów: 373

      Witam was wszystkich

      Nie było mnie tutaj dwa lata. Sądziłam, że dam radę już pływać bez wsparcia forum, że nie potrzebuję już pomocy. Ah, jak bardzo się pomyliłam.  Mam trójkę starszego od siebie rodzeństwa i nadal nie rozumiem dlaczego łatwiej jest mi przyjść tutaj i rozmawiać z wami o moich problemach niż z nimi – chociaż siedzimy w tej samej ciemnej czeluści. Ale wracając do rzeczy…

      Jestem teraz na trochę innym etapie niż wielu z was, na etapie, który ciężko nazwać. Między dwoma „życiami”. Tym, które chciałabym mieć i wiem, że jest to osiągalne i tym który wisi jak kamień u nogi, które wpędza w poczucie winy czego by się nie zrobiło.

      Jestem teraz na ostatnim roku studiów magisterskich, więc za chwilę dopadnie mnie już ta „prawdziwa” dorosłość. Rok przed moją maturą tata, który był alkoholikiem popełnił samobójstwo. Zawsze gdy pomyślę o tym czasie nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak w zasadzie przetrwałam ten czas, czas liceum, matury…późniejszej tragedii. Wszystkich dopadła ta sama tragedia, a nie potrafiliśmy siebie wesprzeć. U siostry zmarł w tym samym roku teść, druga była przed ślubem i straciła pracę, brat też z resztą stracił pracę, do tego śmierć taty. Mama nie potrafiła sobie z tym wszystkim poradzić a do psychiatry poszła tylko z rozsądku bo jeszcze trochę zostało jej do emerytury, teraz nie chodzi, a moim zdaniem powinna. Wszyscy rozpaczali, a ja jedyna miałam dziwne poczucie, że nie mogę sobie na tą rozpacz pozwolić, że wszystkich mam rozumieć i wspierać tak jakby mnie to nie dotknęło. Jak bym była jakąś cholerną pijawką no bo przecież dostałam po tacie rentę i mogę sobie spokojnie studiować. Otóż właśnie nie mogę, i czasem oddałabym wszystkie te pieniądze za święty spokój, za to żeby ktoś na mnie spojrzał jak na człowieka bo przy okazji cała trójka zapomniała, że to ja tkwiłam w epicentrum tego gówna do samego końca, że to ja drżałam co zastanę po powrocie, że to ja umierałam ze strachu że to mama pierwsza odjedzie na serce, a ja zostanę z ojcem alkoholikiem bo oni wszyscy już sobie życie ułożyli.  Nikt z nich też nie zauważy, że mama ma na tyle niską emeryturę, że to ja z rentki muszę bardzo do naszego życia dokładać.

      Mam wspaniałego faceta, którego poznałam w ostatniej klasie liceum, od dwóch lat jestem zaręczona i planujemy po moich studiach ślub. I tu pojawia się cała sterta pytań i wątpliwości, i to nie co do mojego partnera bo tu mam pewność absolutną.

      Mam wątpliwości jak poukładać nasze życie po ślubie. Teraz mieszkamy z mamą. W tym samym domu mieszka też na parterze siostra z mężem i na poddaszu brat z żoną, która ma bardzo toksyczną rodzinę, masę problemów z synem, straciła córkę i chociaż ma mieszkanie w mieście i to nie małe, nie mogą się tam przeprowadzić ze względu na pracę i sytuację w rodzinie.

      Zdajęsobie sprawę, że nie możemy tu zostać jeśli chcemy mieć jakieś dzieci bo po prostu nie ma tu dla nas miejsca. Już pomijam kwestie finansowe, i czy przeprowadzać się do teściowej gdzie na pewno w zawodzie nie będę pracować bo tam ogólnie pracy po prostu nie ma. Chodzi tutaj o mamę.

      Jest nas czwórka z czego trójka nadal miesza w tym samym domu, a tylko ja mam jakieś poczucie, że jaką bym decyzję nie podjęła to krzywdzę mamę.  Mam wrażenie, że gdybym tu nie mieszkała to mamą już nikt by się nie zainteresował. Mama jest od tego, żeby do niej wpaść, żeby poprosić ją o opiekę nad dzieckiem, żeby zjeść u niej wigilię bez własnego wysiłku (i tylko ja z siostrą jej faktycznie jakoś pomagamy przy tej wigilii). Ale już żeby jej pomóc, żeby być obecnym, pogadać, wyrwać z domu… czy pomóc to już reszta nie czuje się jakaś zobowiązana. Wpada i wypada bo mama zawsze jest w domu, mama nie ma planów, mama jest i siedzi w domu jak w jaskini, mama nie ma życia i nie czuje to to niech się narobi. I potrafią tylko dzwonić i pytać co słychać. A ja tkwię w poczuciu winy cały czas, nawet teraz że mama w drugie święto została sama, bo siostra która zawsze przyjeżdżała w drugie święto wyjechała na święta gdzieś z mężem, a ja miałam zaproszenie do przyszłej teściowej na drugie święto. Myślałam, że brat będzie z żoną u teściowej tylko na pierwsze  święto i na drugie już wrócą do domu. Okazało się, że mama cały dzień siedziała sama. Z drugiej strony jest uparta i nie przyjęła zaproszenia do teściowej mojej siostry. I tak w kółko, cały czas jest sama, cały czas nikt jej nie pomaga… ale jak człowiek jej coś zaproponuje jakiś wyjazd to nie… bo ona nie chce być z łaski przyjmowania nigdzie, że chce święta spędzić w domu, do teściów nie bo to obcy ludzie. Tylko nie zauważyła, że trójka z nas mieszka z nią w domu, zawsze jest na wigilii i zapewne gdyby każdy z nas miał swój osobny dom to miał by kto na to drugie święto przyjechać.

      Boję się tego co będzie gdy przyjdzie czas żeby się wyprowadzić, bo dom już od dawna jest starą zawilżałą ruderą i nie wyobrażam sobie tu wychowywać dzieci. Mamy stąd nie zabiorę, bo ona do tego miejsca „przyrosła”, a czasem uważam, że byłoby to najprostsze rozwiązanie właśnie. Chociaż nie do końca, bo są jeszcze rodzice narzeczonego, nie tak młodzi, a brat mieszka w Niemczech i kalkulacja jest taka, że to my będziemy musieli się na starość zając jego rodzicami, a z drugiej strony moja mama, którą rodzeństwo spycha na moje plecy. Kocham mamę bardzo, chociaż wiem, że sama jest zniszczona przez związek z tatą, że miała często do mnie pretensje o rzeczy ode mnie nie zależne, że wpędzała mnie w poczucie winy. Ale była też dla mnie wiele razy wsparciem i nie wyobrażam sobie, żeby po latach męczarni z ojcem jej własne dzieci jej jeszcze dołożyły i została sama, bo mimo wszystko na to nie zasługuje.  Tylko nie rozumiem dlaczego to ja mam być tą odpowiedzialną za jej cierpienie, dlaczego ja mam się dostosowywać i zmieniać plany pod wszystkich innych i nikt z mojego rodzeństwa nie zapyta mnie i nie uprzedzi co planują. Gdybym wiedziała, że brat nie wróci w to pierwsze święto to w ogóle bym w tym  roku do teściowej nie pojechała. Przede mną magisterka, staż, szukanie pracy, planowanie ślubu w którym wiem, że mama nie pomoże mi za wiele bo nie jest w stanie ogarnąć własnego życia. Nacisk teściowej, że wolałaby wesele i brak zrozumienia, że mama jest sama i nie pomoże mi finansowo. Już w tym wszystkim się po prostu gubię. Każde święta to upokorzenie mimo, że ojciec nie żyje już od  5 lat. Nie potrafię tego rozwiązać i poukładać, nie chcę wchodzić w małżeństwo z poczuciem winy że zostawiam mamę samą, nie wiem jak sobie z tym poradzić bo mam wrażenie, że nie mogę liczyć na rodzeństwo. Narzeczony uwielbia moją mamę i kocha jak swoją własną i oboje szukamy rozwiązań. To ja mamę zabieram na wakacje chociaż jako jedyna ma najbardziej okrojony budżet i nie mam samochodu, nie szukam w tym problemu tylko rozwiązań jak spędzić czas żebyśmy obie odpoczęły, to ja proponuję. Reszta albo nie robi tego wcale albo owszem jest chętna ale wyłącznie na swoich warunkach nie uwzględniając tego, że mama ma już swój wiek i np. nie jest w stanie skorzystać z niektórych atrakcji. Najwięcej się nad tym wszystkim napocę, a i tak dostaję baty. To ja mam być w pogotowiu, stawać na głowie, być odpowiedzialna za to że inni się do mamy nie chcą odezwać i się nie zainteresują. I mam wrażenie, ze to nie tylko zdanie mamy. A sama mama chyba nie przyjmuje do wiadomości, że jestem dorosła, że muszę założyć swoją rodzinę i nie mogę w całości się poświęcać jej problemom.

      Fenix
      Uczestnik
        Liczba postów: 2551

        Dziewczyno nie jesteś odpowiedzialna za cały świat. Twoja mama pomimo tego, że z pewnością nie miała łatwego życia, jest dorosłą osobą, z tego co piszesz sama rezygnuje z życia i zamyka się w swoim świecie. Moja sytuacja wyglądała podobnie. Teraz po latach widzę, że moja matka sama wybrała życie takie jakie ma, przyzwyczaiła się do odgrywania roli ofiary, pomimo tłumaczeń nie widziała potrzeby poszukania pomocy, wbijała mnie w poczucie winy. Nie potrafiłam się cieszyć życiem, bo w głowie miałam, że moja matka sama siedzi w domu. Ale to był tylko i wyłącznie jej wybór. Według mnie możesz wspierać mamę ale nie zabieraj sobie prawa do własnego życia.

        michal84
        Uczestnik
          Liczba postów: 662

          Przerażające. Mam dwoje rodzeństwa i jestem najmłodszy. Mój brat i siostra dawno poukładali swoje życie a ja tkwiłem w chorym poczuciu obowiązku. Ciesze się że znalazłem sile i wyprowadziłem się z domu i o dziwo nie było wielkiej katastrofy jak się spodziewałem. Mnie to już po prostu strasznie męczyło wyzbywanie się własnego życia w zamian za chore poczucie obowiązku.

          Pheroniqe pomóż najpierw sobie. Mamy nie zmienisz, Siebie możesz.

          Jak się z pozoru wypiąłem na rodzinę a tak naprawdę odizolowałem się od niej na kilka lat okazało się że mimo utraty filara który w swojej głowie dźwigał męki i odpowiedzialność za cały ród, rodzina przetrwała. Różnica jest taka że dziś potrawie dawać coś więcej swojej rodzinie niż tylko strach i poczucie winny którymi żyłem latami. Dziś kocham siebie i potrafię to dawać innym. Mam radość z życia i potrafię nią się dzielić. Może i nie spłacę tym długów rodziców ale przynajmniej po latach choć przez krótki okres umiemy usiąść przy stole, porozmawiać i pożartować. Mimo że widzę jak matka zalicza regres i spada w dół. Ale jest dorosła i sama o sobie decyduje.

          Kochasz mamę wierze. Wiem z doświadczenia że nie dasz jej nic więcej ni masz. Pomyśl co chcesz żeby twoja mama miała a co z tego ty masz. U mnie ten bilans zawsze kiepsko wypadał.

          Powodzenia w szukaniu Siebie.

           

        Przeglądasz 3 wpisy - od 1 do 3 (z 3)
        • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.