Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Obawy przed przyszłością Dziecka Niewidzialnego

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 23)
  • Autor
    Wpisy
  • Meliska
    Uczestnik
      Liczba postów: 98

      Dziś po raz pierwszy wyczytałam się dogłębnie w rolę przyjmowane przez dzieci z dysfunkcyjnych rodzin, tzw. fałszywe osobowości dda. Wcześniej gdzieś o nich wiedziałam, ale nie poświęcałam im zbyt duzo uwagi. Okazało się, że mogę się odnaleźć zarówno w dziecku niewidzialnym jak i w bohaterze, wtedy, gdy przychodziły sytuację kryzysowe w rodzinie, np. Trzeba było kogoś ratować, matkę czy dziadka. Bardzo przeżyłam odkrycie tych ról w sobie…Przeczytałam też dziś o rodzinie dysfunkcyjnej, o jej cechach. Moja miała praktycznie wszystkie cechy rodziny dysfunkcyjnej, łącznie z alkoholem, brakiem prywatności i prawa do intymności. Nie było tylko molestowania seksualnego… Zrobiło mi się smutno, źle, poczułam się nieszczęśliwa i bardzo samotna. Tak, jakby nikt, przez całe moje życie nie widział, co się ze mną dzieje. Nikogo nie było, nikt nie zauważał jak cierpię… Jako dziecko i jak cierpię teraz, jako dorosła osoba. Boli mnie to, że nikogo przy mnie nie było, nikogo kto by zrozumiał.
      Jako dziecko byłam właśnie dzieckiem niewidzialnym, dzieckiem we mgle, zawsze grzeczna, posłuszna, spełniająca oczekiwania. Byłam dzieckiem, które nie miało własnych potrzeb, niczego nie chciałam niczego nie wymagałam, usuwałam się w cień, bo moje potrzeby sprawiały tylko rodzinie kłopot i zajmowały ich cenny czas, a przecież oni musieli się albo kłócić i przekrzykiwać albo coś sobie nawzajem udowadniać w inny sposób. Jedno zdanie zawsze musiało być na wierzchu. Wobec ciągłych krzyków, przemocy słownej i tego całego chaosu jaki panował między członkami rodziny, ja się usunęłam. Nie chciałam w tym być. Chciałam zniknąć… Nie wyrobiono też we mnie poczucia własnej wartości. Na uwagę musiałam zasłużyć.
      I w związku z tym wszystkim, nasunęło mi się pytanie… Czy są tu osoby, które miały podobną sytuację? Były dziećmi niewidzialnymi? Zastanawiam sobie, jak poradzę sobie dalej w życiu… Czeka mnie wyprowadzka z domu, od dysfunkcyjnego środowiska… Będę musiała znaleźć pracę, będę musiała radzić sobie sama. A przy tych wszystkich działaniach nie da się być niewidzialnym, będzie to więc ogromny stres, np. W pracy. Nie da się być tam niewidzialnym, trzeba rozmawiać z ludźmi… Nie wiem jak sobie poradzę, pomimo tego, że mam dobre wykształcenie… Zastanawiam sie jak takie osoby radzą sobie w późniejszym życiu. Nie da się być ciągle niewidzialnym. Wychowałam się też w całkowitej izolacji społecznej, nie mam i nie miałam przyjaciół, koleżanek, spędzałam czas samotnie, realizując jakieś swoje zajęcia czy pasje. Ciężko mi być w relacjach społecznych. A w pracy np. Trzeba będzie. Nie wyobrażam sobie tego. Przyszłość mnie przeraża… Nie będę umiała być w relacji…byłam w kilku związkach, które zawsze kończyły się wykorzystywaniem mnie emocjonalnie, bo na to pozwalałam.
      Z drugiej strony, pomimo swojej chęci pozostania niewidzialna, bo tak jest bezpieczniej- nikt mnie nie oceni, mam w sobie pragnienie jakiegoś pokazania się światu za pomocą twórczości, jednak chęć bycia niewidzialną mnie wciąż blokuje i czuję się rozdarta. Miotam się pomiędzy jednym, a drugim… Pomiędzy lękiem, że ktoś mnie zobaczy, oceni i odrzuci, a pomiędzy tym, że chciałabym już wyjść z ukrycia i coś swojego ludziom pokazać… To bardzo męczące. Trwa to już lata.

      Czerwonewino
      Uczestnik
        Liczba postów: 99

        Witaj Meliska, skoro ja sobie jakoś dałam radę – to Ty też dasz😁 Jak mniemam jesteś bardzo młodą osobą, a już masz niezłą świadomość swojego bagażu. Ja zaczęłam sobie z niego zdawać sprawę dopiero po 30-dziestce. Dopiero w wieku 36-ściu lat trafiłam na pierwszą terapię indywidualną, która, niestety, nic mi nie dała, mimo, że chodziłam przez około 8 miesięcy. Zapewne powodem było to, że mój terapeuta nie specjalizował się w DDA. Nie pomogło również to, że był mężczyzną i na moją informację o tym, że mam niskie poczucie własnej wartości i niską samoocenę, oznajmił, że to niemożliwe. Gdy się zapytałam co ma na myśli nie odpowiedział. Dopiero później dotarło do mnie, że zachował się bardzo nieprofesjonalnie. Teraz mam terapeutkę od DDA i mam nadzieję, że dzięki niej nauczę się żyć z moimi emocjami i nauczę się zmieniać wdrukowane we mnie schematy…
        Ale zacznę od początku…
        Pili i piją nadal, wpadając w tzw. ciągi opilcze, moi rodzice – matka i ojciec. Cały czas są ze sobą w totalnie toksycznym związku. Pili też moi dziadkowie ze strony ojca, u których spędzałam wakacje. Dziadków ze strony matki praktycznie nie znałam, bo byli dla moich rodziców niewygodni: wierzący i niepijący. Możesz, zatem, sobie tylko wyobrazić jak wyglądało moje dzieciństwo…
        Z czterech opisywanych ról dziecka wychowującego się w rodzinie alkoholowej jestem w 100% dzieckiem bohaterem i myślę, że w 90% dzieckiem niewidzialnym. Piszę, że w 90% dlatego, że w okresie nastoletnim miałam fazy buntu. Nie zmieniało to jednak faktu, że zawsze byłam tzw. szarą myszką, stroniącą od ludzi. W szkole podstawowej i średniej nie potrafiłam się odnaleźć wśród kolegów i koleżanek. Zawsze na końcu. Zawstydzona, bez wiary w to, że mogę coś osiągnąć. W skrytości ducha zazdrościłam tzw. klasowym gwiazdom. A nie było łatwo, bo poszłam do technikum hotelarskiego. Nawet nie wiem czemu go wybrałam. Uciekałam w pisanie wierszy. W wieku 15 lat poznałam swojego późniejszego, pierwszego narzeczonego. W wieku 19 lat były zaręczyny i miał być ślub. Był on zarówno moją odskocznią jak i moją zgubą. Odskocznią – bo uciekałam do jego domu, gdy moi rodzice wpadali w ciągi (jego rodzice mnie przyjmowali). Zgubą – bo był to totalnie toksyczny związek. Przeżywałam z nim niebo i piekło. Jednak, po kolejnej jego zdradzie, znalazłam w sobie siłę, żeby odejść. Kosztowało mnie to bardzo dużo. Był moją pierwszą ogromną miłością. W międzyczasie zaczęłam pierwszą pracę, dzięki której sfinansowałam swoje studia. W pracy poznałam, a raczej zostałam zaczepiona przez swojego obecnego męża (takie zaczepki były na porządku dziennym), który się uparł, że mnie zdobędzie. Nie był facetem w „moim” typie i z perspektywy czasu okazało się, że dobrze, że tak się stało. Chyba w tamtym czasie miał stanąć na mojej drodze. W książce: instrukcja obsługi alkoholika mowa jest o tzw. mechanizmie iluzji, którym padają osoby wchodzące w związek z alkoholikiem lub innym destrukcyjne oddziaływującym partnerem, które później stają się zależne lub współuzależnione. Podatne na to są zwłaszcza kobiety z rodzin dysfunkcyjnych. Takie kobiety często twierdzą, że ten mężczyzna był jak brakujący puzzel w układance ich życia. W książce tej jest rada dla kobiet: gdy jesteś z dysfunkcyjnego domu, poznasz faceta i po jednym spotkaniu stwierdzisz, że jest niesamowity, to uciekaj, gdzie pieprz rośnie. Mój mąż był przeciwieństwem takiego puzzla🙂
        Pracowałam przez wiele lat ze stałą, niewielką grupą osób. Czułam się tam względnie bezpiecznie. Miałam chwilę grozy, gdy mój nowy szef zaczął mnie molestować. Na szczęście był krótko moim szefem i jakoś dałam sobie radę, choć mój sprzeciw był niepewny i zalękniony (teraz dałabym w mordę😡). Mieszkaliśmy w mieście średniej wielkości – ponad 100 tysięcy ludności. Jakoś tam sobie poukładałam życie. Przyjaciół nie miałam, tylko znajomych. Były to osoby ze studiów, bądź byli to znajomi mojego męża. Pewnego dnia mój mąż posadził mnie na kanapie i powiedział, że dostał pracę w stolicy. Jeździł trzy razy na rozmowy kwalifikacyjne. Stwierdził, że nic mi nie mówił, bo nie wierzył, że coś z tego wyjdzie. Usłyszałam, że jednak go wybrali. Tamtego dnia stanęłam przed najtrudniejszą decyzją mojego życia… chociaż prawdę mówiąc nie wiem czy była to moja świadoma decyzja, bo zgodziłam się na wyjazd przez wzgląd na swojego męża.
        Przyjazd do stolicy to był jeden wielki koszmar. Bałam się komunikacji, bałam się tego ogromu ludzi. Do tej pory nie lubię przebywać w dużych skupiskach ludzkich. Ze względnie bezpiecznej budżetówki trafiłam na prywatny rynek pracy…
        Gdy patrzę wstecz, to uważam, że dokonałam przeskoku milowego. Ja sprzed 12 lat to zupełnie inna osoba niż ja obecnie. Prowadzę własną firmę. Przezwyciężałam wszystkie swoje bieżące lęki krok po kroku. Gdy się z nimi zmagałam byłam zawsze tu i teraz. Nie myślałam wtedy o dalszej przyszłości. Patrząc z perspektywy myślę, że było to bardzo intuicyjne i rozsądne. Myślę, że to właśnie rola bohatera w dzieciństwie pozwoliła mi na to, że pomimo ogromnego lęku przed ludźmi, przed tym co przyniesie mi życie, stawiałam czoła wyzwaniom. Według cech osobowościowych określonych dla córek alkoholików przez R. Ackermana w książce Wyrosnąć z DDA. Wsparcie dla dorosłych córek alkoholików – idealnie wpisuję się w mistrzynię skuteczności. Jestem przekonana, że to właśnie rola bohatera w dzieciństwie w dorosłych życiu spowodowała, że wpisuję się idealnie w tę osobowość (ma ona i słabe i mocne strony). Oczywiście nie jest różowo. Są dni kiedy demony przeszłości wychodzą z każdego kąta i wówczas mam problem, aby je okiełznać, stąd szukanie pomocy w terapii.
        DDA to na swój sposób bardzo niezwykli ludzie. Mamy duży bagaż, z którym się zmagamy, ale gdy się zastanowić nad tym, że przetrwaliśmy dzieciństwo w tak strasznie dysfunkcyjnych rodzinach i daliśmy radę – to oznacza, że gdzieś głęboko drzemie w nas ogromna siła. Musimy tylko ją odnaleźć. Leży, gdzieś pewnie zakurzona i zapomniana pod wszystkimi lękami.
        Na koniec, droga Melisko, bardzo Ci dziękuję, bo właśnie zdałam sobie sprawę, że przeszłam istotną sesję terapeutyczną z samą sobą, dzięki Tobie.
        Głowa do góry 🥰

        2wprzod1wtyl
        Uczestnik
          Liczba postów: 1177

          W moim odczuciu moją rolą był błazen/maskotka.
          Odwracanie uwagi itp. stąd ciężko wczuć mi się w rolę dziecka niewidzialnego, ale na Twoim miejscu zadałbym sobie pytanie?

          Co z tego jeżeli się nie uda?

          Według mnie i tak zdobędziesz doświadczenie i spròbujesz raz jeszcze.

          Ważne jest według mnie nie bać się powiedzieć ok. nie udało się, albo ok. ale nie za wszelką cenę.

          Jeżeli będziesz asertywna,ale z takim wyczuciem (umiejętność mòwienia nie, ale też umiejętność przyjmowania jako docenienie Ciebie) to niezależnie czy się uda czy nie i tak poczujesz, że było warto.

          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 2 miesięcy temu przez 2wprzod1wtyl.
          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 2 miesięcy temu przez 2wprzod1wtyl.
          2wprzod1wtyl
          Uczestnik
            Liczba postów: 1177

            Masz świadomość swoich kompetencji, nie masz uzależnień.

            Jeżeli przy tym jesteś odpowiedzialna za powierzone obowiązki to wiedz, że  pracodawcy takich ludzi szukają.

            Wszystkiego innego uczymy się, dajemy sobie miejsce na błędy a nawet zmianę miejsca, bo już nie jesteśmy zależni od rodzicòw i sami możemy o siebie zadbać gdy w jakimś miejscu nie jest ok.

            Nawet nie wyobrażasz sobie jak po ludziach spływa gdy robią śiadome błędy lub wykazują się nieodpowiedzialnością i żyją!

            Bardzo szybko Twoje cechy zostaną zauważone i w takich momentach ważna jest asertywność.

            Meliska
            Uczestnik
              Liczba postów: 98

              Dziękuję Wam za odpowiedzi.

              Czerwonewino, cóż, u mnie sprawa wygląda nieco inaczej. Nie mam nikogo, do kogo mogłabym się udać, kogoś, kto mógłby mi pomóc w wyprowadzce w domu. Z drugiej strony ucieczka do toksycznego faceta nie jest żadnym rozwiązaniem, wiem, bo przerabiałam to poniekąd. Cieszą się, że Tobie się udało wyjść na prostą. Jestem dopiero na początku tej drogi i jest mi ciężko, dom przypomina trochę zakład karny, o określonych godzinach są zamykane niektóre pomieszczenia. Jak mi coś upadnie albo się rozleje, to od razu dostaje opieprz za to od domowników, choć nie mieszkam z rodzicami. Na samą myśl, że coś mi się potłucze cała chodzę, jak się coś zepsuje, nawet nie z mojej winy, to od razu jest awantura, bo na pewno ja to specjalnie zepsułam, np elektronikę. Wyjście z domu również wiąże się z awanturą, szantażem, że ktoś odbierze sobie przeze mnie życie i scenami rozdzierającymi krew w żyłach. Nie mogę mieć własnego zdania, nie mogę nic zrobić tak jakbym ja chciała. Zawsze tak było. Dlatego nie wiem, czy będę kiedyś potrafiła funkcjonować normalnie… A co do mężczyzn, nie ufam, boje się, faceci kojarzą mi się obecnie tylko z cierpieniem i odrzuceniem, wykorzystywaniem i manipulacją. Więc wolę już być sama.

              2wprzod1wtyl – Jeżeli się nie uda być może będę zmuszona wrócić do domu i znowu zacznie się to samo co w dzieciństwie, krzyki, awantury, dantejskie sceny… Tego się boje. No i ocena, że przecież oni wiedzieli, ze sobie nie poradzę… Chyba, że nie wrócę do domu, ale wtedy nie wiem, dokąd pójdę.

              Co do pracy, jestem aż nad wyraz odpowiedzialna, co oczywiście wyniosłam z domu, będąc odpowiedzialną za szczęście wszystkich dookoła. Eh… Przełożyło się to tez na wykonywanie powierzonych obowiązków i perfekcjonizm. Na praktykach mnie chwalili, ale wiadomo, praktyki to nie praca.

              2wprzod1wtyl
              Uczestnik
                Liczba postów: 1177

                Meliska dwie sprawy.

                Jesteś dorosła, możesz. Nie zrozum mnie źle, ale takie szukanie kto Ci przeszkadza może być podszyte  lękiem przed wzięciem odpowiedzialności. (wchodzenie w rolę ofiary). Jedno jest pewne w tym w czym jesteś dzisiaj nie chcesz być).

                Druga kwestia to lęk. Przychodzi mi do głowy artykuł z charakteròw o nieśmiałości, lęku i ew. fobiach.

                Skala tego lęku u każdego jest inna, ale jest też tam taka optymistyczna wiadomość, że poprzez praktykowanie możemy zmienić mechanizmy nawet (w tym miejscu jest podobno spòr) uwarunkowane biologicznie.

                Z tego co piszesz masz świadomość lęku stąd na ten czas poszukałbym informacji lub jeżeli jest to w Twoim zasięgu konsultacji choćby 2-3 sesji w jaki sposòb spotkać się ze swoim lękiem i go choćby w części rozładować.

                Masz też świadomość tego, że wychowano Cię poprzez kontrolę niezależnie czy z troski czy z innych intencji odebrano Ci siłę sprawczą, siłę do działania, ale warto wiedzieć, że to też jest do przeskoczenie tyle, że też poprzez działanie.

                Proponuję Ci zrobić taki plan. (stosuje się go przy negocjacjach).

                Jaki ruch wykonam jeżeli w tej pracy, na tej stancji itp nie dam rady. Chodzi o zbudowanie alternatywy pomaga to w tym aby pozwolić sobie na odmowę gdy jakieś warunki nie będą ok. ( działa to tak. Jest propozycja nieakceptowalna dla Ciebie a Ty z tył głowy masz swoją alternatywę).

                Wracając jeszcze do innego artykułu z charakteròw w ktòrym mowa o dzieciach chronionych nadmiernie podważając (czasami nieświadomie i z dobrych intencji) tym samym ich kompetencje i samodzielność rozwija się schemat zależności/niekompetencji takie osoby czują się jak małe dzieci bezradne przez co nawet w dorosłym życiu w innych ludziach widzą opiekunòw, przewodnikòw. Takie osoby mogą też szukać innych figur rodzicielskich w postaci rodzeństwa, przełożonych, partnera.

                I teraz nie chodzi abym tutaj stawiał jakieś diagnozy, bo nawet nie mam ani trochę w tym zakresie kompetencji, ale ze z Twojego opisu jest sporo podobieństw i wiedząc o tym w tym kierunku bym szukał treści (najlepiej po choćby jednej konsultacji z psychologiem) abyś miała świadomość, że Twoje reakcje są znane,  ale co bardziej optymistyczne znane są też metody radzenia.

                Dziś jest duże prawdopodobieństwo, że szukasz opiekuna a to nie rozwiązuje sprawy stąd pomysł powrotu do toksycznego chłopaka (jako alternatywa na niepowodzenie) w mojej ocenie to z przysłowiowego deszczu pod rynnę.

                 

                Polecam Ci charaktery (np. z archiwum charakteròw) z nr czerwiec/lipiec 2020 (dwa miesiące w jednym egzemplarzu) jest tam akurat temat zaròwno dzieci nadmiernie chronionych jak i temat nieśmiałości, lękòw oraz schematòw z tym związanych.

                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 2 miesięcy temu przez 2wprzod1wtyl.
                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 2 miesięcy temu przez 2wprzod1wtyl.
                Meliska
                Uczestnik
                  Liczba postów: 98

                  Dziękuję Ci za tą odpowiedź, wiele może być racji w tym, co piszesz. Być może to lęk przed wzięciem odpowiedzialności, być może pesymizm, że mi i tak nie wyjdzie. Co do lęku, byłam nim przesycana i wciąż jestem w domu. Ktoś ciągle mówi mi, że np. jak będę mieszkać w mieście i wyjdę o 21 w nocy na chodnik, to na pewno ktoś zrobi mi krzywdę. Akurat w to nie wierzę, ale dużo we mnie leku… bardzo dużo. Choć do tej pory na terapii nie trafiłam na kogoś, kto by się zająć stricte lękiem, bardziej jestem w terapii ukierunkowanej na mechanizmy dda.

                  Dokładnie, odebrano mi siłę sprawczą i obecnie jej nie czuję, dlatego pewnie przyszłość jawi mi się jako ciemna i negatywna, przykra dla mnie.  Napływająca zewsząd kontrola mnie uwięziła. Kontrola w takiej dawce jest niestety dysfunkcją, nadopiekuńczość także.  Ok, na pewno poszukam o tym artykułów 🙂 Świadomość tego, że nie jestem jakimś ewenementem, nieznanym dotąd nauce jest miła i daje uczucie ulgi, że są sposoby rozwiązania tego, bo do tej pory wydawało mi się, że z tej sytuacji nie ma wyjścia.

                  Obecnie nikogo nie szukam, partnera tym bardziej, bo wiem, że może zadziałać mechanizm, że chce znaleźć rycerza na białym koniu, by mnie uratował.  Z resztą, boje się związku, odrzucenia i cierpienia z tym związanego. Super, muszę odnaleźć te nr charakterów.

                  2wprzod1wtyl
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 1177

                    Meliska potraktuj mòj wpis jak malutki wstęp do nieco większego wstępu jakim jest artykuł, ktòry będzie wstępem do eksplorowania tematu ( pewnie pracy przed Tobą nie mniej jak przy dda)

                    To, że zajęłaś się dda rozpatrywalbym w kategoriach szans choćby takiej, że szukasz dalej. Co więcej Twoje wpisy tutaj są dla Ciebie żròdłem bez dna, bo na nich zaczniesz zauważać mechanizmy.

                    Moją uwagę zwròcil Twòj wpis. cyt. niżej co  ukazuje mi obraz, że w tym momencie to co warto abyś sobie zapamiętała to to, że możesz mieć tendencję do szukania opiekuna (nie ma reguły kto nim się staje) jest to o tyle błędną drogą, że jeszcze bardziej byś się powiązała. W artykule jest też mowa aby nie przegiąć w drugą stronę i totalnie się 'uniezależnić’- pewnie jak we wszystkim balans.

                    I jeszcze jedno niewarto wytrącać energię na dziadkòw, bo oni też to robią z lęku.

                    cytat

                    Czerwonewino, cóż, u mnie sprawa wygląda nieco inaczej. Nie mam nikogo, do kogo mogłabym się udać,

                     

                    (nie ma oparcia nie ma nikogo to sobie nie poradzę tak to odczytuję)

                    życze skutecznych poszukiwań i odpowiedzi

                     

                    • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 2 miesięcy temu przez 2wprzod1wtyl.
                    Czerwonewino
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 99

                      Meliska, w twoim wieku byłam dokładnie tak samo zalękniona, zrezygnowana, czułam bezsilność, bałam się ludzi. Kontakt z mężczyznami wciąż stanowi dla mnie problem. Jestem wycofana i napięta jak struna. Z domu od rodziców  wyprowadziłam się w wieku 24 lat. Dopiero po wyprowadzce zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego jaki bagaż wyniosłam z dzieciństwa w dysfunkcyjnym domu.

                      Z perspektywy lat wiem, że drogę ozdrowienia można zacząć dopiero po odcięciu się od toksycznych ludzi, toksycznego środowiska.

                      Zgadzam się z tym co napisał 2wprzód1wtył w temacie praktykowania, celem zmiany mechanizmów, które nami kierują. U mnie tak właśnie jest, choć zupełnie nieświadomie to robiłam. Gdy życie rzuciło mnie na głęboką wodę zawodową byłam przekonana, że utonę. Wyobraź sobie, że pierwszą moją pracą w stolicy była praca w sprzedaży. Ja, bojąca się ludzi, zatykająca się podczas rozmowy musiałam przełamywać swoje lęki, obawy, zahamowania, a przede wszystkim zmagać się z własnymi opiniami na swój temat (podczas terapii dotarło do mnie, że inni widzą nas inaczej niż my sami siebie). Byłam przekonana, że nie ma we mnie żadnych mocnych stron, które mogą być użyteczne pracodawcy. Każdy dzień, każde spotkanie z potencjalnym klientem było jednym wielkim pasmem niepokoju i objawów somatycznych. Z drugiej strony każde takie spotkanie uczyło mnie takiego kontaktu i udowadniało, że jednak dam radę.

                      Obecnie, nadal kontakt z ludźmi nie jest dla mnie czymś do końca komfortowym, a mimo to moja praca polega na stałym kontakcie z ludźmi, co prawda nie w sprzedaży, bo do tego się nie nadaję🤪, ale jednak.

                      Prowadzę np. duże zebrania na które przychodzi mnóstwo osób. Każde przed okupowane jest ogromnym stresem, ale idę do przodu, małymi krokami. I to jest właśnie praktykowanie. Staję twarzą w twarz z każdym lękiem, który po jakimś czasie ulega przemianie.

                      Tak jak pisałam wcześniej, nie jest tak, że jest różowo. Myślę, że proporcje braku wiary w siebie do twierdzenia, że jestem może jednak dobra w tym co robię są 60 do 40. Gdy pojawiają się u mnie negatywne myśli na własny temat staram się je deprecjonować, odrzucać. Też powinnaś tak robić. Wiem, że jesteś na początku drogi, dlatego zacznij od drobnych rzeczy. Może afirmacje? Ja do tej pory każdego dnia powtarzam sobie mnóstwo razy: jestem bezpieczna w swoim życiu, dam radę 🤩

                      Znajdź własną afirmację i powtarzaj po 1000 razy dziennie, aż poczujesz zmianę z nią związaną.

                      A może wynajmij mieszkanie z jakąś dziewczyną? Daj ogłoszenie. Popytaj. Najważniejsze żebyś się wyrwała z dotychczasowego miejsca zamieszkania. Odważ się. Zrób to dla siebie. Nie patrz na innych. Ty jesteś najważniejsza 😊

                      Meliska
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 98

                        2wprzod1wtyl: Zastanawiam się nad tymi tendencjami do szukania opiekuna, na razie nie zawieram znajomości, odsunęłam się od ludzi, szczególnie od mężczyzn, by właśnie nie wplątywać się w jeszcze bardziej pogmatwane relacje. Co dziwne, w moim przypadku, kiedyś bardziej szukałam, teraz nie podejmuje działań żadnych, a jeśli już, to wolę odrzucać, jeśli tylko mi coś nie spasuje. Uczę się stawiać granicę, mówić, co jest dla mnie okej, a co nie jest. Kiedyś tego nie robiłam.

                        Czerwonewino: Pewnie przełamujemy się do działania i schematy zmieniamy działając. Co do afirmacji, ciekawe, mnie pomaga pisanie bardzo, jak pewną myśl zapiszę, popatrzę na nią, trochę z boku niejako. Poukładam te myśli, bo czasem jest ich naprawdę dużo, ale stopniowo uczę się sobie dawać przestrzeń na te myśli.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 23)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.