Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Odpowiedzialność
-
AutorWpisy
-
Mam duży problem z braniem odpowiedzialności za siebie i za to, co robię. Kiedy pojawia się problem, zachowuję się jak dziecko, chowam się przed światem i liczę na to, że wszystko samo się rozwiąże. Wiem, że odbijam sobie teraz za dzieciństwo, bo wtedy musiałam być odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale i za rodzinę, ale mam już tego dość, bo sama robię sobie krzywdę (i w sumie chyba nawet świadomie). Czuję się dzieckiem bardziej niż 10 lat temu, zabrnęłam w ślepy zaułek, nie umiem ruszyć dalej. Kiedy żył mój ojciec alkoholik byłam zdeterminowana, miałam swoje cele, teraz jakoś na niczym mi nie zależy, nie muszę z nikim walczyć, wydawałoby się, że troszczyć tylko o siebie, a nawet tego nie potrafię.
Moze i masz problem z braniem odpowiedzialnosci ale z drugiej strony masz w reku ogromna sile – zdajesz sobie z tego sprawe 🙂 A to bardzo dobrze rokuje 🙂 Powodzenia w walce o siebie!
Anonim
2 lutego 2014 o 16:12Liczba postów: 20551iga1988 zapisz:
„Mam duży problem z braniem odpowiedzialności za siebie i za to, co robię. Kiedy pojawia się problem, zachowuję się jak dziecko, chowam się przed światem i liczę na to, że wszystko samo się rozwiąże. Wiem, że odbijam sobie teraz za dzieciństwo, bo wtedy musiałam być odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale i za rodzinę, ale mam już tego dość, bo sama robię sobie krzywdę (i w sumie chyba nawet świadomie). Czuję się dzieckiem bardziej niż 10 lat temu, zabrnęłam w ślepy zaułek, nie umiem ruszyć dalej. Kiedy żył mój ojciec alkoholik byłam zdeterminowana, miałam swoje cele, teraz jakoś na niczym mi nie zależy, nie muszę z nikim walczyć, wydawałoby się, że troszczyć tylko o siebie, a nawet tego nie potrafię.”Również mam wrażenie, że jak żył mój ojciec alkoholik, to lepiej sobie radziłam z własnym, życiem. Wydawało mi się, że moje życiowe cele są jasno i konkretnie określone. Mój tata nie żyje od 5 lat (aż ciężko mi uwierzyć, że już tyle czasu minęło). W międzyczasie w moim życiu wiele się zmieniło, przeprowadziłam się o innego miasta, znalazłam pracę, kupiłam mieszkanie i niby dalej mi się wydawało, że przecież twardo stąpam po ziemi i wiem czego chcę. Po drodze wydarzyło się coś jeszcze – moja siostra przeżyła ciężkie chwile, zdiagnozowano u niej chorobę afektywną dwubiegunową. No i właśnie to, że rzekomo twardo stąpam po ziemi, było tylko próbą ucieczki, przed zadbaniem o samą siebie, zaopiekowaniem się samą sobą… Dopóki był ojciec z problemami to ja żyłam nimi, kiedy moja siostra zachorowała, to był kolejny pretekst do tego, że trzeba pokładać całą siebie w walkę o bliską osobę. I nagle czara goryczy się przelała. W międzyczasie byłam w rocznym związku, który okazał się toksyczny. To on odszedł ode mnie i był to moment, w którym zdałam sobie sprawę, że kompletnie zapomniałam o sobie. Poczułam zmęczenie ciągłym udawaniem, że przecież u mnie jest wszystko ok i że to o innych trzeba walczyć, żeby im było dobrze. Od rozstania minęło pół roku, od 3 miesięcy chodzę na terapię indywidualną (ale nie dla DDA) i uczę się żyć sama ze sobą, uczę się na nowo emocji ich przeżywania, uczę się walczyć o siebie i o szacunek do samej siebie. W tym roku kończę 30lat i jak spojrzę na swoje życie, przez ostatnie 10 lat, to teraz wiem, że wcale nie radziłam sobie w życiu lepiej. Owszem odnosiłam sukcesy na studiach, dostałam ciekawą pracę, ale moje życie emocjonalne, moje relacje z mężczyznami, to była katastrofa. Wiedziałam, że jestem DDA, ale ciągle uparcie twierdziłam, że dam sobie sama ze wszystkim radę. Teraz wiem, że nie i cieszę się, że dobrnęłam do punktu, w którym postanowiłam dać sobie na luz, przestać na siłę walczyć, udowadniać innym, że jestem wartościowym człowiekiem, puścić wolno swoje emocje. Bo mam wrażenie, że my DDA często radzenie sobie w życiu postrzegamy jaką tę ciągłą walkę i kiedy nagle brakuje nam tego impulsu (którym może być właśnie rodzic alkoholik), odczuwamy pustkę i życiową nieporadność. Nic w tym dziwnego, bo przecież tak było w naszym życiu zawsze. Ale wiem też, że możemy to zmienić i na pewno terapia w tym pomaga. A i owszem zdawać sobie sprawę, to już duuży krok do przodu! 🙂
Anonim
3 lutego 2014 o 15:13Liczba postów: 869Debelavesna, Iga
Też radziłam sobie świetnie jak byłam dzieckiem. A teraz nie umiem zadbać o siebie. Na terapii wychodzą takie rzeczy, że ciągle mnie to szokuje albo zadziwia co najmniej. Ciągle zdarza się, że wychodzi ze mnie dziecko 🙁
Ale terapeuta mnie ostatnio pochwalił, że robię postępy 🙂Dziękuję Wam bardzo za odpowiedzi. Przerwałam terapię zarówno indywidualną, jak i grupową kilka miesięcy temu. Wiem, że powinnam do niej wrócić; mimo, że sporo udało mi się przepracować (to naprawdę zadziałało i lepiej się ze sobą czuję) to nadal wiele przede mną:/ Odzwyczaiłam się od cotygodniowego rozmawiania o emocjach i problemach i teraz trudno byłoby mi się otworzyć. I w tym przypadku też chowam głowę w piasek i jak dziecko udaję, że tych problemów nie ma. Mój ojciec nie żyje od prawie 4 lat. To prawda, że razem z nim umarła moja motywacja do wielu rzeczy, chociaż myślałam, że będzie odwrotnie. Zdarza mi się wpadać w dłuższe stany depresyjne, niedawno w końcu musiałam skorzystać z pomocy psychiatry (chociaż zawsze się zarzekałam, że nigdy nie będę brała regularnie leków psychotropowych, bo jestem przecież taaaka silna). Już niestety nie mam siły być silna. Momentami psychicznie czuję się jakbym miała jakieś 50 lat, a moje życie przeminęło. Ale nasmęciłam 😉 Mam nadzieję, że w ciągu najbliższych miesięcy uda mi się odpowiedzialnie dokończyć choć jedną odkładaną od dawna rzecz.
Anonim
4 lutego 2014 o 08:29Liczba postów: 869Iga, sugeruję Tobie powrót na terapię. Co ci dadzą te leki? Ułożą Ci życie?
Ja też jestem w takiej czarnej dupie, że nie wiem, jak z tego wyjść. Też się czuję jak bym miała całe życie już za sobą, a nie przed:(
Laska, walcz o siebie 🙂Byczku, leki brałam przez 3 miesiące, kiedy miałam meeega zjazd i naprawdę nie byłabym wtedy w stanie bez nich funkcjonować. Regularnie już nie biorę, zostały mi jeszcze przeciwlękowe, które przyjmuję czasami, kiedy naprawdę muszę (kiedy mam atak paniki). Jasne, że jestem świadoma, że leki nie poukładają mi życia.
Niestety brak mi sił i motywacji, żeby o siebie walczyć i wciąż robię coś, żeby zrobić sobie źle.Brak motywacji, bo liczę że ktoś to zrobi za mnie. Jako dziecko zajmowałem się ojcem, byłem odpowiedzialny, ale tylko za niego i za czyny. Nie robiąc nic innego tylko zawsze wymówka bo zajmuję się nim. Zwalanie na innych. Ojciec nie pije, kto jest winny moich długów ja czy ojciec?:)
Nikt mnie nie nauczył odpowiedzialności tej, jaka ona jest w rzeczywistości. Trudno być odpowiedzialnym za siebie, będąc odpowiedzialnym za innych. Jesteś dorosła już, nie jesteś dzieckiem i nie warto grać już tej roli i szukać winy w innych.;)Nie winię za swoje błędy ojca. Wiem, że sama robię sobie krzywdę na własne życzenie, tylko nie potrafię zrozumieć dlaczego ,,lubię” czuć się źle.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.