Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Ojciec nie zyje
-
AutorWpisy
-
W skrócie wyrzucę z siebie to co teraz wyrzucić muszę.
Mój ojciec został znaleziony martwy w swoim mieszkaniu w sobotę. Mam 35 lat i żegnałam ojca w myślach już wiele razy. Bo straszył samobójstwem, bo robił komentarze na temat śmierci, bo wiele razy nie było z nim kontaktu przez kilka dni przez te wszystkie lata. A teraz kiedy naprawde nie żyje to nie potrafie sobie tego w glowie poukladac. Mam dużo dobrych wspomnień z ojcem i kiedyś byliśmy mocno zzyci. Te relacje się osłabiły odkąd nie mieszkam w Polsce i odkąd przestałam brać za niego odpowiedzialność. Bo przyszedł taki czas, że w końcu wbiłam sobie do głowy, że to jego choroba, że każdy chciał mu pomóc na wszystkie możliwe sposoby, że to co się stało było nieuniknione i że to że to stało się dopiero teraz to i tak jakiś dziwny traf, bo dążył do samozaglady odkąd pamiętam.
Rozum mówi, że nie powinnam sobie nic zarzucać. Ale serce płacze.. że ostatnio się kłóciliśmy, że moja ostatnia rozmowa z nim to był jego pijacki płacz i bełkot, którego nigdy wcześniej nie słyszałam. A ja zamiast potem do niego zadzwonić i sprawdzić jak się czuje to po prostu go odpuściłam. Czułam, że coś jest nietak. Czułam, że chyba tracę ojca na zawsze. A miałam taki wewnętrzny paraliż żeby zadzwonic i sprawdzić czy wszystko jest ok. Ta ostatnia rozmowa z nim .. ja zadzwoniłam wtedy żeby mu się pożalić jak to corka ojcu, bo miałam wtedy duże problemy z paroma sprawami (dziś mogę je nazwać przyziemnymi, wtedy kosztowowaly mnie dużo stresu). Ojciec wiele razy mnie wspierał w problemach i bardzo mi kibicował. Tzn to było wplecione pomiędzy jego użalaniem się nad sobą, obwinianiem całego świata za swój „okrutny los” itd.
Jestem na niego wsciekla, że zawsze mówił o mnie „moje światełko w tunelu”, że powtarzał, że ma tylko mnie. To zawsze na mnie bardzo ciążyło, ale nauczyłam się to od siebie odpychać, rozumiałam, że ta iluzja daje mu poczucie komfortu i bezpieczeństwa i niech tak sobie myśli skoro mu lepiej. A teraz kiedy go już zabrakło to „bycie jego jedynym wsparciem” wróciło do mnie jak bumerang.
Hej,
Współczuję ci, nie tylko śmierci taty, ale także tego uwikłania miłości w manipulację i parentyfikację. Rozumiem i twoją złość na niego, tęsknotę, wdzięczność i poczucie winy, bo takie słyszę emocje w tym co napisałaś.
Czy potrzebujesz teraz jakiegoś wsparcia z zewnątrz, albo w sprawie poukładania sobie spraw z tatą albo szerzej życiowo?
Wyrazy współczucia z powodu śmierci w najbliższej rodzinie… Co do relacji z naszymi rodzicami, to z doświadczenia wiem, że najlepiej określa to słowo „skomplikowane”.
Ze strony tamtego świata chyba wszystko jest nam wybaczone. Po odejściu rodzica najtrudniej uświadomić sobie, że teraz już nie przerabiamy swoich emocji w relacji z nim, lecz jest to już tylko nasza wewnętrzna sprawa. Sprawa kotłująca się w obrębie naszej głowy. Rodzic jest już wolny od wszelkiego cierpienia i wszelkich ziemskich powiązań. Niczego nie oczekuje, nie wyrzuca, nie wypomina, nie ma w nim złości, ale też nie doczekamy się od niego skruchy i przeprosin za to, że zostawia nas z poczuciem winy. Może jednak czasem odwiedzić nas we śnie i powiedzieć coś miłego. W każdym razie kłótnie i ostatnie rozmowy z ojcem nie mają już dla niego żadnego znaczenia. Jeśli coś się liczy, to bardziej intencje i uczuciowe nastawienie, które mieliśmy. Czy chcieliśmy ogólnie dobra tej osoby, czy nie. Jeśli ktoś wierzy, warto się modlić o wieczne szczęście dla rodzica. Trzeba też pozwolić sobie na nieograniczoną żałobę. Jest to czas poznawania siebie i odbudowy serca. Jak ktoś powiedział, są momenty w życiu, które można porównać do przejścia przez Wielką Bramę. Człowiek wchodzi z jednej strony, ale wychodzi z drugiej już jako ktoś inny i nigdy nie będzie taki, jakim był przed wejściem. Myślę, że tata patrzy na Ciebie z miłością.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.