Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Partner z DDA mnie zniszczył. Ostrzegam

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 55)
  • Autor
    Wpisy
  • arielka1991
    Uczestnik
      Liczba postów: 18

      Nasz związek zaczął się jak w bajce. Najpierw była przyjaźń, która szysbko zamieniła się w coś więcej. Po 4 miesiącach od poznania postanowiliśmy zostać parą. Nigdy nie czułam się tak cudownie, bardzo o mnie dbał i zabiegał. Był moim największym wsparciem, ja dla niego również. Angażowałam się wolniej niż on.Zapewniał, że zawsze będzie kochał i nie zrani.. Gdy chciał, żebyśmy zamieszkali razem zgodziłam się. Zmieniłam moje (ciekawe) plany i przeprowadziłam się do niego. Nic nie zapowiadało, że ten związek tak się zakończy…Szybko poznałam jego rodzinę (z którą dogadywałam się świetnie) jak i pieski. Początkowo nie było źle, dużo czasu spędzaliśmy z jego rodziną. Mama brała ślub, i przenosiła się do nowego domu z jej obecnym już mężem. Było to dla mnie naturalne, że im pomożemy z przeprowadzką domu i remontem. Początkowo pokazywał mi swoje uczucia np. rano gdy szedł do pracy dał mi buziaka w czółko, albo przed snem trzymał moją rękę. Niestety z czasem zaczęło być coraz gorzej. Każda moja próba przytulenia kończyła się ucieczką, albo słowem „później”. Bolało mnie to 🙁 starałam się z nim rozmawiać, ale zawsze mówił, że nie lubi okazywać uczuć. Z czasem dochodziło do takich sytuacji, że siadał po drugiej strony kanapy gdy oglądaliśmy TV i nie kazał mi się zbliżyć, nie chciał spędzać czasu sam na sam ze mną, ba nawet nie chciał rozmawiać. Gdy wychodziliśmy na miasto zawwsze musieliśmy iść z jego rodziną. Nigdy nie chciał nigdzie mnie zabierać, najchętniej by spędzał czas sam w jego garażu, albo robiąc coś. Nie umiał siedzieć i się zrelaksować, mówił, że jego głowa mu nie pozwoli. Nie rozumiałam tego. Były partner nie potrafił sprawić mi przyjemności. Gdy go prosiłam o coś nigdy tego nie robił albo zwlekał „później”. Z drugiej strony wymagał, że ja będę dbała o dom i niego. Początkowo to robiłam, ale z czasem czułam się odrzucana i przestało mi na tym tak zależeć. Musiałam być mu w 1005 posłuszna, gdy miałam inne plany bardzo mnie namawiał, że w końcu wymiękałam. Zaczełam popadać w depresję, bo czułam, że to nie jest ta sama osoba co na początku. Moje ciało tego nie wytrzymywało. Zaczęłam czuć się fatalnie i chyba złapałam nerwicę, bałam się, że jestem chora… dużo płakałam. Za każdym razem jak chciałam z nim porozmawiaćzalana łzami on mówił „nie teraz”, „nie widzisz, że jestem zajęty”. Fatalne uczucie które tylko pogłębiało moje złe samopoczucie. Gdy zaczęłam się złościć on chował się pod poduszkę i błagał, żebym nie krzyczała. Nie rozumiałam tego. Miałam wrażenie, że moje potrzeby, uczucia, samopoczucie nic się dla niego nie liczyło. Kiedyś często powtarzał, że kocha, ale nagle zaczął mówić „nie wiem co czuję”, „nie wiem czy chcę z tobą być”, „nie wiem co będzie jutro” – załamałam się jeszcze bardziej. Doszło do tego, że wyjechałam na chwilę do domu a on… zerwał ze mną przez sms. Nawet nie zadzwonił. Wysłał mi wszystkie moje rzeczy pocztą abyśmy tylko się nie spotkali. Zaczęłam czytać o chłodzie emocjonalnym i trafiłam o wzmiankę o DDA. Od razu skojarzyłam fakty. Jego mama opowiadała, że ojciec byłego chłopaka był alkoholikiem i narkomanem. Wszystko się zgadza – oziębłość, strach przed bliskością emocjonalną, pracoholizm, nieumiejętność relaksu, patrzenie jedynie na swoje potrzeby lub potrzeby jego rodziny, nie mogłam z nim rozmawiać ani podnosić głosu, nie miałam prawa mieć żadnych wymagań tylko uśmiechać się i być szczęśliwa żyjąc w tym pseudo związku. Z jego zachowania bił ogromny chłód. Zawsze mówił, że bał się odrzucenia, ale wygląda na to, że wolał odrzucić mnie. Starałam się bardzo w tym związku, dawałam z siebie 100% a nic nie dostawałam w zamian. Gdy napisałam do niego, że wiem jaki jest problem, wysłałam mu linki on powiedział, że tego nie będzie czytał. Powiedział, że teraz będzie ciągle pracował, żeby nie myśleć. Dla niego praca jest jedynym momentem kiedy nie musi myśleć. Mam wrażenie, że jest zbyt uparty, żeby iść na terapię. Uważa, że samo się rozwiąże. Nic się samo nie zrobi. Zaproponowałam, że mu pomogę, że mogę iść z nim na terapię – odmówił i przestał się odzywać. Wyrzucił mnie ze swojego życia jak jakąś zabawkę. Na dodatek przyznał, że gdy mnie poznał to był pewnien, że ja GO NAPRAWIĘ, że ja będę jego lekiem… ale tak się nie stało i on nie wie czemu. Może to nie była miłość? Zabolało! Tak strasznie mnie to zabolało. Postanowiłam, że odpuszczę. Jak można jednego dnia kochać, robić wszystko dla ukochanej osoby a później zmienić się o 100%? Przeczytałam 3 książki o DDA.
      Dla wszystkich którzy są w związku z DDA, którzy nie zauważają problemu i nie chcą zacząć terapii – dajcie sobie z tym spokój. To was kiedyś zniszczy. Ja sama próbuję się teraz poskładać. Ze szczęśliwej dziewczyny z planami, marzeniami pochodzącej z normalnej, zdrowej rodziny stałam się wrakiem. Walczę ze swoją depresją i nerwicą. Nie wiem ile to wygrzebywanie się z tego potrwa.
      Do ludzi z DDA – to nie jest wasza wina, co się stało w przeszłości ale… to nie znaczy, że macie prawo niszczyć inne osoby i bawić się ich uczuciami. Terapia to jedyne wyjście, inaczej nie stworzycie nigdy zdrowej relacji opartnej na zaufaniu i miłości. Osoby które są z wami w związku zazwyczaj nie chcą dla was źle a wręcz przeciwnie. Więc to doceńcie!
      Potrzebuję czasu aby zacząć kolejny związek, muszę sama ponownie być szczęśliwa sama ze sobą, bo mój były chłopak bardzo zniszczył moje poczucie własnej wartości. Mam wrażenie, że związki z DDA w większości wypadków są bardzo toksyczne i destrukcyjne. Jestem pewna, że już nigdy nie wejdę w żadną relację z osobą, która pochodzi z patologicznego domu. Jeden raz i o jeden za dużo 🙁

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Rozumiem, jak bardzo Cię skrzywdzono.

        Nigdy od razu nie wiadomo, z jakiego domu ktoś się wywodzi. Chociaż, wydaje mi się, że uważny obserwator jest w stanie dostrzec subtelne sygnały, zachowania i zdarzenia, świadczące o problemach partnera. Czasami chyba wolimy ich nie widzieć, żeby nie zburzyć idealnego obrazu drugiej osoby, który sami sobie wykreowaliśmy.

        Jednak wierzę w to, że osoby z tych „patologicznych” domów mogą wieść bardzo piękne życie. O ile podjęły trud zrozumienia swoich przeżyć i ciężko pracowały nad zmianą siebie. Jest wokół sporo takich przykładów. Można nawet poczytać na tym forum. Tak więc nie tyle „patologiczny” dom, co raczej uciekanie od problemu, brak chęci do pracy nad sobą, pewnie nawet jakieś problemy psychiczne zupełnie niezależne od woli tego chłopaka, a otoczenie – poza Tobą – nie dało mu potrzebnego wsparcia. Nie usprawiedliwiam go, ale bliskość jego toksycznego domu na pewno nie pomogła.

        Poza tym, niestety, jakoś straciłem wiarę w istnienie „normalnych” domów. Chyba naprawdę niewiele jest takich, w których dorośli zapewniają dzieciom wszelkie niezbędne warunki do prawidłowego rozwoju psychofizycznego. Oczywiście jeśli spełnione są warunki priorytetowe – miłość, bliskość, troska, zrozumienie, itd. – to inne braki są drugorzędne.

        Może warto by było się zastanowić, co pociągało Cię w tym partnerze, dlaczego zrezygnowałaś dla niego ze swoich ciekawych planów, dlaczego – na to wygląda – tak mu się podporządkowałaś. Takie osobiste resume może pomóc w ukojeniu bólu.

        arielka1991
        Uczestnik
          Liczba postów: 18

          Chodzi o to, że początkowo zachowywał się idealnie. Jestem krytyczna pod względem wyboru potencjalnego partnera,musi spełnić wiele kryteriów i powiem szczerze, że nic mnie nie zaniepokoiło.Mam wiadomości sprzed ponad roku jak bardzo opiekuńczy i cierpliwy był, nagle gdy zamieszkaliśmy razem i związek przeszedł na wyższy etap on się zmienił nie do poznania. Zamknął się w swojej skorupie, a ja w żaden sposób nie mogłam się tam dostać.

          O tym właśnie mówiłam, praca nad sobą. Nie jest mi żal DDA którzy terapii się nie podejmą, ale narzekają na swój los, albo na swoich złych partnerów..

          Jeśli chodzi o rodzinę mojego byłego chłopaka to są super. Jego mama jest bardzo troskliwą osobą, która mocno kocha swoich synów, i wiem, że nikogo by nie skrzywdziła. Mnie też otoczyła swoją opieką, od razu czułam się zaakceptowana. Były ma wsparcie od ciotek i wójków, więc miał wiele osób dobrych dookoła. Ojca który nie pije od wielu lat też odwiedza, ich relacje można nazwać poprawnymi. Ale z tego co wiem to w przeszłości było w ich rodzinie źle, alkohol, narkotyki, hazard, co za tym idzie brak pieniędzy. Mama kilka lat się z nim męczyła zanim podjęła decyzję o rozwodzie… Mój chłopak jest typowym bohaterem a jego młodszy brat sprawiającym duże problemy kozłem ofiarnym. Dziwi mnie, że nikt na to nie zwrócił wcześniej uwagi.

          Myślę, że pochodzę z „normalnego” domu. Rodzice zawsze o mnie dbali, mogę z nimi porozmawiać o każdym problemie. Nie musiałam się martwić o to czy będę miała co jeść, kłócą się mało. Taką samą rodzinę chciałam z nim stworzyć, ale nie udało się.

          Jeśli chodzi o to podporządkowanie to… sama nie wiem! bardzo się w nim zakochałam, ponieważ tak jak pisałam na początku było idealnie. Później dawałam z siebie wszystko, żeby to naprawić, ale on mnie odrzucał więc czułam się nieatrakcyjna, nudna, nie wiedziałam co się stało. Nie wiem jak to się stało, bo zawsze byłam pewną siebie osobą. Zostawiłam ciekawe plany, bo dla mnie miłość jest priorytetem. Wiadomo, że samorealizacja też jest ważna, ale w tamtym momencie czułam, że chciałam tego związku.

          Bardzo nie mogę się pogodzić z tym jak on ze mną zerwał… przecież tak się nie robi 🙁

          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 931

            Chyba masz rację co do swojego „normalnego” domu, skoro piszesz, że „Rodzice zawsze o mnie dbali, mogę z nimi porozmawiać o każdym problemie. Nie musiałam się martwić o to czy będę miała co jeść, kłócą się mało.”. Cieszę się, że masz tam wsparcie. To niestety opisy nieznane wielu użytkownikom forum. Nie bierz do siebie moich ocen, bo są nieco wypaczone. Pozdrawiam

            flashback
            Uczestnik
              Liczba postów: 9

              Hej,

              Widzisz ja powiem ze strony twojego chłopaka. Byłem podobny dla swojej dziewczyny, może nie tak hardkorowo się odsunąłem, ale zawsze. Podobny schemat. Też miałem lepsze rzeczy do roboty itp., itp., to wynika u mnie głównie przez strach przed porzuceniem.

              On musi to zauważyć sam, że potrzebuje pomocy, czy sam czy z pomocą terapeuty. Musi sobie zdać z tego sprawę.

              Zauważy jak dostanie sam po ryju i to mocno. Podejrzewam że szczęśliwy ze sobą nie jest, znam to uczucie, wieczne niespełnienie. Czasami trzeba czegoś traumatycznego.

              Wiesz co mnie musiało przekonać do terapii, w jednym miesiącu umarł mój ojciec alkoholik, mojej lasce spóźniał się okres,a jak go dostała to mnie rzuciła. Kochałem ją bardzo i widziałem ją przy mnie. Jeszcze parę pomniejszych rzeczy się wydarzyło, które złożyły się na takiego kopniaka w jajca, że sam się nie poznaje, byłem jak zombie, trup. Zauważyłem podobieństwo do mojego starego w relacji z dziewczyną. Teraz jest lepiej bo widzę, że to mi dużo dało, zmieniam się i już teraz widzę różnice.

              Zazdroszczę twojemu chłopakowi, że miał taką dupę, która do niego wyszła z propozycją terapii. Na prawdę zadro 100%.

              Co do twojej sytuacji, to nic Ci mądrego nie powiem. Rozstanie to jeden z bardziej chujowych okresów w życiu człowieka, tym bardziej, że jesteś porzucona. Wiadomo tak się nie robi i jak ty wszyłaś z propozycją pomocy to sorry, ale niech się gość goni na drzewo, bo laski która będzie coś takiego znosić nie znajdzie. Zrobiłaś co mogłaś.

              Pozdrawiam,

              arielka1991
              Uczestnik
                Liczba postów: 18

                Ja się zastanawiam co DDA czuje. Czy nie myślałeś o tym, że takie odsuwanie się i uciekanie w pracę będzie ranić twoją dziewczyne? Mam wrażenie, że mój były skupił się tylko i wyłącznie na sobie. Liczyło się to, żeby jemu było najwygodniej. Pewnie część osób się ze mną nie zgodzi, ale moim zdaniem DDA są bardzo egoistyczni. Zamiast po zauważeniu problemu udac się do specjalisty część z was zamyka się w skorupie i „samo minie”. Może to myślenie o sobie wynika z tego, że w dzieciństwie byliście zdani tylko i wyłącznie na siebie? nie wiem… do dziś próbowałam namówić byłego na terapię – poddałam się. Wiem, że on cierpi, nie mogę z nim złapać żadnego kontaktu. Jego odpowiedzi nijak mają się do tego o to o co pytałam, tak jakby był w jakimś letargu. Może odcięcie się od niego będzie tym kopnięciem o którym mówiłeś 🙁 mam nadzieję. Ja już nie mam siły walczyć.

                flashback
                Uczestnik
                  Liczba postów: 9

                  Strach przed zranieniem, podjęciem odpowiedzialności, pójściem w jedną stronę tak jak się powinno, panika, brak przynależności gdziekolwiek. Nie można się odpiąć w normalny sposób i zrelaksować.

                  Twój były Ci mówił ze nie wie co czuję, że nie wie co będzie. Bo to tak kuźwa jest, takie jest życie, tacy są ludzie, często w naszych życiach pojawiają się wątpliwości w każdym. Nawet do rzeczy tak oczywistych. Tylko pytanie jak sobie z nimi radzisz. Z reguły tak jak samemu się zobaczyło za małolata.

                  Ciężko jest mi spojrzeć z tamtej perspektywy. Nigdy nie postrzegałem siebie jako egoisty. Bardzo kocham moją ex. To są wydaję mi się automatyczne zachowania. Wiadomo gdzie się człowiek uczy emocje okazywać, w domu. To jest po prostu to czego od małego było się nauczonym. teraz to widzę. U mnie się milczało na temat złych uczuć, w sumie dobrych też, w ogóle się nie rozmawiało na ten temat uczuć. Jak były złe uczucia to była pijacka burda. Niestety to, że jeden rodzic to tolerował i zamiatał pod dywan jak gdyby nigdy nic, starał uchronić też nie zrobiło mi w głowie jakiegoś wielkiego porządku. Drugi rodic powienien w takiej sytuacji spierdolić na do innego miasta ratować dzieci.

                  Zachowuję się podobnie jak byłem mały, bardzo podobnie do moich rodziców, trochę mamy i z taty. Nie mówię, że każdy musi powielić schemat swojego rodzica, niektórzy sobie z tym radzą. Jedni znajdują partnera, który ich rozumie i potrafi dotrzeć, czytają książki, a inni chodzą na terapię.

                  Wiadomo, że myślałem o tym ze jestem wyizolowany, miałem plan na zmiany, ale zawsze coś było. Coś co się okazywało kompletnie nieważne. Dużo mi dało że na moje rozstanie nałożyła się śmierć ojca i zobaczyłem podobieństwo schematów. Ja nie byłem tak hardcorowy owszem, ale zawsze. Ta sama izolacja i poczucie niespełnienia.

                  Niestety każdy sam musi stwierdzić, że jest coś nie tak. Wiesz ja nie umiem nazywać emocji i ich okazywać. Od rozstania odstawiłem używki totalnie i ta mieszanka uczuć jaką teraz znoszę. Na trzeźwo to jest wszystko nowe. Przeżywam to i nawet mam zajawkę żeby się rozpłakać czy wydrzeć japę. Kiedyś jak coś mi się działo to bach i byłem gdzieś za granicą, podróżowałem, melanżowałem, pracowałem, byle by nic nie czuć, bo wszystko było nowe i na wszystko była zajawka albo byłem odpięty.

                  Odetnij się, na prawdę zrobiłaś dużo. Podziwiam.

                  Chłopiec Papuśny
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 3706

                    Tutti Frutti misz masz

                    nie.mam.juz.sily
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 6

                      Wiesz arielka, to cholernie niemądre nazwać DDA egoistą. Ja też nim jestem i też się izoluję i co? Robię to na złość swojemu narzeczonemu? Celowo skupiam się tylko na sobie? Nie chcę rozmawiać z nim o tym co mnie dręczy, bo jestem zapatrzona tylko w swoje problemy? Boże, moja droga, jak ty się dziewczyno mylisz… Mój narzeczony niejednokrotnie próbował ze mną rozmawiać i owszem trudno jest mu mnie zrozumieć, bo sam nie przeszedł tego co ja. Wiem, że robię źle izolując się, ale czasem inaczej się po prostu nie da. Odczuwa się przy tym potworny wstyd za to kim się jest i stąd ta izolacja. Widzę, że on też cierpi widząc mnie zamkniętą w sobie, ale mi na ten przykład nie przynosi ulgi rozmowa o tym, a wręcz przeciwnie. Wstyd mnie paraliżuje. Odczuwałam go odkąd pamiętam, jeszcze mieszkając w patologicznym domu i tam to się zaczęło – wstyd zaproszenia koleżanek do siebie, wstyd wyjścia poza własne podwórko, wstyd wyjścia z domu z którymś z członków rodziny, wstyd w szkole by podnieść rękę i na te kila sekund skupić na sobie uwagę kilkudziesięciu osób, co więcej móc zostać przy tym ocenionym, wstyd do swojego nazwiska… Aż do teraz – wstyd siebie przed osobą, którą kocha się ponad wszystko. Naturalnym jest, że DDA w związku czuje się tym gorszym, mimo zarzekań, że ktoś nas kocha, że jesteśmy dla tej osoby najlepsi i najważniejsi. Ciągle jest ta świadomość, że nie jest się do końca tym, kogo oczekuje ta druga strona, że jesteśmy mocno wybrakowani i mimo najszczerszych chęci nie będziemy potrafili z taką łatwością stworzyć zdrowej relacji.

                      Więc racz nas nie oceniać powierzchownie. Piszę powierzchownie, bo jestem przekonana, że wcale nie rozumiałaś swojego partnera tak jak myślisz. I przykre jest to, że obwiniasz go za swoją nerwicę. Litości! Wiele osób z syndromem DDA również boryka się z nerwicami, lękami, depresją, fobiami. I jestem przekonana, że twój partner również i to ty nie potrafiłaś go odpowiednio wesprzeć. Uwierzył ci że go kochasz i co dalej…?

                      I tak na zakończenie odnośnie twojego podsumowania „Mam wrażenie, że związki z DDA w większości wypadków są bardzo toksyczne i destrukcyjne. Jestem pewna, że już nigdy nie wejdę w żadną relację z osobą, która pochodzi z patologicznego domu.” I słusznie. Zajmij się problemami na swoim poziomie i broń Boże nie wiąż się z nikim, kto ma większe, bo swoją postawą jeszcze bardziej skrzywdzisz kolejną już i tak wybrakowaną istotę.

                      Pozdrawiam.

                      flashback
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 9

                        DDA nie są wybrakowani, nie poznali i nie nauczyli się poprawnych relacji. Nie mieli od kogo. Bynajmniej odnoszę to do siebie. Przecież są już sposoby żeby się nauczyć relacji między innymi terapia jest jedną z nich. Ja znam osobiście ludzi którzy stworzyli wspaniałe związki a mieli piekło. Sami piekło stworzyli. wysnuli wnioski i mają zdrowe relacje z drugim człowiekiem i z samym sobą. Nie można wszystkiego tłumaczyć DDA. Jak ktoś nie jest w stanie się do tego przyznać że potrzebuje pomocy i tak kogoś traktuje to nie jest to do końca normalne. Ja się np. nie czuję wybrakowany, nie usprawiedliwiam swoich postaw tym, że miałem spieprzone dzieciństwo. Tłumaczy mi to po prostu, dlaczego tak się zachowuje i daję podstawy do pracy nad sobą i tyle. Każdy ma prawo popełniać błędy, ale jak ktoś nie wysnuwa z nich wniosków, albo nie chce to inna historia.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 55)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.