Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Partnerka DDA. Czuję się wypalony

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 21)
  • Autor
    Wpisy
  • Homer1982
    Uczestnik
      Liczba postów: 6

      Witam! Mam problem. Chciałbym prosić o opinie. Moja historia z partnerką DDA zaczęła się 3 lata temu. Poznaliśmy się przez wspólną znajomą. Właściwie to moja partnerka poderwała mnie. Widziałem, że ona pochodzi z rodziny gdzie był problem alkoholowy. Mieszkaliśmy w różnych miastach. Po 8 miesiącach związku na odległość i widywania się w weekendy, postanowiliśmy, że ona przeprowadzi się do mnie – głównie ze względów finansowych. Zamieszkaliśmy wspólnie, pomogłem jej w znalezieniu pracy. Moja rodzina bardzo ją polubiła. Niestety już po kilku tygodniach zaczęły się niekontrolowane wybuchy złości, właściwie o drobnostki – głównie, że późno wracam z pracy, że chcę widywać się ze znajomymi. Wybuchom agresji słownej, towarzyszył płacz. histerie, szantaż emocjonalny. W tamtym momencie uznałem, że to może ze względu na nowe środowisko, nowe miejsce, mieszkanie w którym mieszkaliśmy nie należało do najbardziej komfortowych. Bardzo mi wtedy zależało, więc próbowałem jej poprawić humor prezentami, kwiatami. Jednocześnie ograniczyłem znajomych szybciej wracałem do domu. To trwało tak kilka miesięcy. Wybuchy agresji były nadal, średnio tak 2 razy w tygodniu. Dużo rozmawialiśmy ze sobą, spędzaliśmy dużo czasu razem. Wszystko było super, ogólnie sielanka a następnie wybuch. Każdy z kim rozmawiałem o tym problemie mówił dać jej czas. Staraliśmy się wspólne także by moja partnerka znalazła lepszą prace, podniosła swoje kwalifikacje. Sam opłaciłem jej kursy. Po kilku miesiącach nauki – ogólnie rok od jej przeprowadzki udało się jej znaleźć wymarzoną pracę. Wybuchy agresji trwały nadal. 
      Postanowiłem więc, że może to kwestia mieszkania. Wynajęliśmy komfortowe mieszkanie, żeby niejako odbić sobie miesiące mieszkania w klitce. W końcu myślałem odetchniemy i zacznie być super. Na chwile wszystko się uspokoiło. Niestety nie minął miesiąc, i nastąpił wybuch agresji. Tym razem to i mi puściły nerwy. Powiedziałem, jej że teraz nie wiem o co jej chodzi i mam tego dość. Ona wtedy powiedziała, że jeśli tak to ona wraca do domu rodzinnego i się zapije razem ze swoją matką. Muszę wspomnieć, że w międzyczasie odwiedziliśmy jej dom rodzinny. Powiem tak widok nie do pozazdroszczenia. Mieszkanie zapuszczone, pijąca i niechcąca się leczyć matka, plus mający pretensje dziadek. Wtedy zrobiło mi się jej, żal poprosiłem o to by nie jechała. Na następny dzień powiedziałem, że ja nie daje rady, że teraz nie wiem już co może być przyczyną napadów agresji, że coś we mnie pękło, że ja rozumie wszystko ale kolejna taka awantura i porozmawiamy innaczej. Dwa miesiące było spokojnie znowu sielanka. I nagle, pewnego dnia znowu wybuch. Tym razem powodem było to, że nie odebrałem telefonu.Od tego momentu zacząłem się wycofywać, przestało mi zależeć tak na prawdę. Stwierdziłem, po co mi to. Zacząłem więcej pracować, wróciłem do swoich hobby, które ograniczyłem wcześniej by spędzać czas z nią. Ona pokazywała natomiast że jest jej dobrze, że jest szczęśliwa spokojna. Faktycznie wtedy częstotliwość wybuchów się zmniejszyła. Miałem wrażenie, że jest może poprawa, znowu zacząłem się starać. Minęło kilka tygodni i znowu awantura o błahostkę, wybuch nerwy trzaskanie drzwiami. Czego wtedy jeszcze nie łączyłem ze sobą to, to że każdy taki wybuch był po kilku piwach. Przyznam, że sam często nawet kupowałem jej alkohol. W końcu piwa lub dwóch można się napić. Ona jak sama twierdzi lubi smak piwa ale nie ma problemu alkoholowego. Piwo piła 2-3 razy w tygodniu. Po tej ostatniej scysji zacząłem czuć wypalenie, odechciało mi się czegokolwiek. Od tamtego momentu czułem się pusty, zawalałem projekty w pracy, zauważyłem gorzej się czuję, przestaliśmy się kochać. Któregoś dnia powiedziałem jej o tym wszystkim, że serio myślę o odejściu. Ona obiecała, że się poprawi. Zaczęła z dnia na dzień interesować się rzeczami które ja lubie, mimo że wcześniej tego nie robiła. Stwierdziła, że chce być moim wspólnikiem i partnerem. Ja już podchodziłem do tego z dystansem. Znowu było spokojnie, znowu zaczął wracać spokój tyle , że gdzieś tam w tle było też wypalenie. Taki dziwny stan, niby powinienem być szczęśliwy a nie jestem bo coś nie gra. Znowu minęły miesiące i wybuch tym razem pojawiło się też aktywne picie cieżkiego alkoholu – wódki w mojej obecności co wcześniej nie miało nigdy miejsca. Wybuch był duzo wiekszy i intensywniejszy niż wcześniejsze. W tym momencie stwierdziłem, że mam dość, że muszę ratować siebie. Wyprowadziłem się. Moja partnerka płakała błagała gdy się wyprowadzałem. Ja nie miałem litości, powiedziałem że  to koniec, że to mnie wyniszcza że nie daje rady.
      Moja partnerka faktycznie poszła do psychologa. Prosi o jeszcze jedną szansę. Pani psycholog powiedziała, że obydwoje jesteśmy wszystkiemu winni. Że to moja wina, że powinienem ja zaprowadzić moją dziewczynę do psychologa. Zostałem nazwany tchórzem, że uciekłem. Że moja dziewczyna nie ma problemu alkoholowego, że te wybuchy to wynik braku kontroli, ale że to można szybko wyleczyć, że to mały defekcik, że to się napewno nie powtórzy w przyszłości. Mimo to nie wróciłem do niej.
      Moja dziewczyna poinformowała moją rodzinę i mam wrażenie, że od tego momentu jestem wrogiem nr jeden. Że faktycznie dupek ze mnie, że jej trzeba pomóc a ja ją zostawiam, że trzeba jeszcze spróbować, że skoro nic jej nie jest to napewno będzie dobrze i że ja jestem temu w dużej mierze winny.
      Zastanawiam się czy sam zwariowałem, czy tylko moi najbliźsi chcą mi to wmówić. Mam do was forumowiczów pytania.
      1. Czy ja na serio jestem temu tak samo winny jak ona? Przecież każdy de facto odpowiada za siebie. Jak jestem chory i nie idę do lekarza to to mój problem. Dla mnie osobiście to rozmywanie odpowiedzialności. Czyto faktycznie tchórzostwo?
      2. Czy to możliwe, żeby te ataki agresji od tak ustały, po jednym dwóch spotkaniach. Pytam ponieważ zwyczajnie mam swoje lata. Chcę mieć swoje dzieci. Żal mi ostatnich lat, ale zwyczajnie boję się wejścia ponownie w to samo. Przecież jak pojawi się dziecko to problemów będzie o wiele więcej. Wtedy nie będę się mógł od tak wyprowadzić, będę przecież za kogoś odpowiedzialny. Czy tylko mi się wydaje że są tu małe szanse na normalność?
      3. Z mojego punktu widzenia to moja partnerka sięga po alkohol w stresie. Teraz zarzeka się, że już nigdy więcej nie sięgnie po cieżki alkohol. W przyszłości tych stresów będzie jeszcze więcej. Przecież tego się nie wyleczy od tak a nie ma żadnych gwarancji, że to się nie powtórzy.

      Kociks
      Uczestnik
        Liczba postów: 8

        Zwiazek z DDA to trudna rzecz i nie kazdy temu podoła. Nie czuj sie winny, że tobie się nie udało. Jeśli coś Cie wyniszcza i nie pozwala normalnie fukncjonowac to nie jest zdrowa relacja. Nie każdy ma siłe nieść dodatkowy bagaż w postaci czyiś problemów. Myślisz, że te wybuchy złości by ustąpiły? Ludzie aż tak szybko i łatwo się nie zmieniają. Byłeś w stanie zostawić swoją partnerkę, bo nie o taką relacje Ci chodziło. Nie daj sobie wmówić, że to ty jesteś winny. Nawet jeśli wina jest po środku przyjmij to na klatę ale zastanów się czy warto wchodzić dwa razy do tej samej rzeki.

        Alicja92
        Uczestnik
          Liczba postów: 63

          Mysle, ze nie zawsze wina lezy po srodku. Cierpliwie znosiles jej zachowania. Moim zdaniem nie masz sobie nic do zarzucenia.

          „Iść w stronę słońca”
          Uczestnik
            Liczba postów: 203

            Psycholog nie ma racji, nie Twoją rolą jest prowadzenie partnerki do lekarza. I też nie wie czy ten defekcik się nie powtórzy i ile będzie trwał. Nie jest przecież wróżką. Psycholog to nie wyrocznia. Masz prawo do zdrowego związku, a Twój takim nie był. Nie chodzi też o szukanie winy, kto nim jest, ale o sam fakt funkcjonowania Was w tym związku. Dobry związek otwarty jest na rozwój, DDA mają tendencję do myślenia, że nie ma odrębnych jednostek. Masz prawo do spotykania się ze znajomymi, do własnego hobby i nie wszystko musicie robić razem. Prawidłowo widzisz to w perspektywie przyszłości, gdzie będą dzieci i będą wymagały opieki. Praca nad dysfunkcjami trwa zazwyczaj długo, każdy ma swój czas. Może to być krócej albo dłużej, część można wyleczyć ,część nie. Generalnie musiałbyś nastawić się ,że mniej wiecej tak będzie wyglądało Twoje zycie w najbliższym czasie. Potem, o ile partnerka będzie kontynuowała terapię, następuje poprawa, są nawroty. Piszę to z autopsji bo jestem DDA po terapii dla DDA i współuzaleznionych, maratony złosci, poczucia wartości, stresu. W moim domu była cisza, by w niespodziewanym momencie nastąpił wybuch awantury, nigdy nie wiedzieliśmy kiedy to nastąpi. To samo przeniosłam do związku, który był burzliwy. Partner z rodziny dysfunkcyjnej. Nie mogłam już wytrzymać i podjęłam terapię, on nie chciał. Po terapii byłam inną osobą, z innym myśleniem, to mnie oddalało coraz bardziej od partnera. Odeszłam z małym dzieckiem, psycholog powiedziała, że na tyle już umiem z terapii, że powinnam wiedzieć jak funkcjonować w w związku gdzie partner nie chciał pracować nad sobą. Ja byłam podobnie jak Ty już tak wypalona, że mimo, iż nie miałam pracy ani własnego kąta chciałam odejść . Większość osób jak i pani psycholog mówili ,że sobie nie poradzę. Wtedy nie wiedziałam czy robię dobrze. Dziś minęło sporo lat, radzę sobie bardzo dobrze. Dziś wiem, że tamta dezycja była dobra. To była moja decyzja i moje życie. Rób tak jak czujesz, to Twoje życie. I na pewno nie myl miłości z litością. Każdy jest dorosły i każdy ma wpływ na swoje zachowanie.

            KEZZ
            Uczestnik
              Liczba postów: 14

              Nie bez przyczyny wybrałeś taką osobe, na moje oko trąci mi to wciskaniem poczucia winy w Twojej bliskiej relacji – z matką? babką? kimś w rodzinie? Dużo zrobiłeś, żeby poprawić jej życie – opłaciłeś kurs, przygarnąłeś do swojego miasta, reagowałeś na wybuchy złości szukając jej przyczyny… Wyczuwam pewne podstawy do niższej pewności siebie w relacjach z płcią przeciwną. Ale to sobie tak gdybam.

              Na moje oko dziewczyna ma wiele standardowych dla DDA lęków – musi kontrolować. Boi się opuszczenia, dlatego marudziła, żebyś wracał do domu szybciej. Pewnie gdzieś tam w głowie są wspomnienia wracającej do domu matki – alkoholiczki. Szantaż emocjonalny, że się zapije, to znowu wciskanie poczucia winy. Typowo kontroluje swój lęk alkoholem; myślę, że to początki choroby i dobrze, że poszła do psychologa.

              Natomiast Ty jesteś bardzo okej, aż za bardzo. Bronią na Ciebie jest wspomniane poczucie winy, co potwierdza reakcja twojej rodziny oraz psychologa. Dobry psycholog, owszem, widzi „winę” pośrodku, ale czy tak od razu z początku wszystko już wie? Niesamowite, że to Ty jesteś winny, mimo że dziewczyna pije, ona jest agresywna, a ty się nią zaopiekowałeś. Wydaje się, że chyba troszkę ta twoja luba ściemnia jeśli chodzi o słowa psychologa, ale tego nie mogę wiedzieć.

              Jeśli decydujesz się ja kochać, to wtedy ją wspieraj w terapii – gdy jedna osoba się zmienia, to cały układ się zmienia. Odseparowanie się jest dobrą decyzją (tzw. „twarda miłość”).

              Z doświadczenia napiszę, że DDA nie jest tylko zwykłym syndromem – jeśli ktoś leczy tylko objaw, to możliwe, że będzie nawrót, być może przy okazji innej sytuacji życiowej (ale nie musi tak być, każdy przypadke jest inny). Trzeba wyleczyć traumy, a to jest ciężka praca. Ja bym nie ufał terapii, która przywraca mnie do życia „tu i teraz” bez leczenia traum.

              Czarna2020
              Uczestnik
                Liczba postów: 4

                Nie jesteś niczemu winny . Jestem dda mam trudny związek ze swoim chlopakiem ale raczej z mojej winy on nie wiele wie o mojej przeszłości nie wie o moich problemach nie rozumie moich zachowań . Nie lubie gdy widuje sie ze znajomymi , nie wytrzymuje gdy sie spóźnia albo rezygnuje ze spotkania , nienawidze gdy nie ma czasu mam wybuchy złości często krzyczałam byłam zła czasem bez powodu . Boje się że to sie nasili boje się ze kiedys on spedzając ze mną wiecej czasu np jeśli razem zamieszkamy ze mnie nie zrozumie zostawi . Bardzo bym chciała żeby mnie wspierał ale sama nie daje mu na to szansy bo mu tego nie powiedziałam jak jest z moją psychiką . Jeśli jeszcze chociaż troche ją kochasz zrozum że ona nie robi tego specjalnie , patrze na to z jej perspektywy na pewno chciałaby zebys ją wspierał w terapii , po prostu zebyś byl zrozumiał . Zachowujemy się tak chociaż wcale nie chcemy.

                Homer1982
                Uczestnik
                  Liczba postów: 6

                  Hej, chciałem wszystkim bardzo podziękować za wpisy. Zwłaszcza kolega KEZZ ma sporo racji odnośnie poczucia winy…. Sytuacja wygląda tak, że uległem presji rodziny wróciłem do niej, żeby dać sobie jeszcze jedną szansę. Przez te dwa miesiące przeżyłem wiele, odbyłem z nią wiele rozmów kilkakrotnie musieliśmy jechać do jej domu rodzinnego. Minęły 2 miesiące i widzę że to był błąd, jest spokojniejsza wydaję się bardziej kontrolować siebie, ale coś mi nie pasuje… Nie wiem, może coś przestawiło się we mnie, zwyczajnie nie chce mi się już tyle walczyć o nią co kiedyś. Po prostu mi zwyczajnie brakuje motywacji i czuję coraz częściej, że to nie to. Zwyczajnie miałem chwilkę paliwa na walkę ale już mi się ono skończyło….

                  KEZZ
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 14

                    Trudno, żeby mieć motywację, skoro robisz coś pod presją rodziny. Dość okrutna to rodzina, skoro nie bierze twojej strony w tym wszystkim. Ciekawe jest też to, że zawsze to facet w tej rodzinie jest winny (na to wygląda). No i poza tym Wy chyba nie jesteście małżeństwem? Nie wiem jakie masz zobowiązania wobec tej osoby, ale nie wyglądają one na „zdrowe”.

                    PannaNikt37
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 201

                      Homer zrobiłeś naprawdę mega dużo dla swojej dziewczyny, wyciągnąłeś ją z bagna tak naprawdę, chciałeś dać lepsze życie. Ona chyba tego nie doceniła. Mówisz wybuchy złości po alkoholu, skoro je zauważyłeś, czemu nadal kupowałeś jej alkohol? Przecież musiałeś podejrzewać, że może się uzależnić. Trochę się jednak przyczyniłeś do swojego nieszczęścia. Ale z drugiej strony Twoja kobieta jest dorosła i jak widziała, że coś jest nie tak, o czym zresztą jej mówiłeś, powinna sama zareagować, pójść do psychologa. Twoja wina polega na tym, że nie przewidziałeś ewentualnego ryzyka, że może pójść w ślady matki. Pewnie zakochany ślepo, uwierzyłeś i już. Ale to jest zrozumiałe. Nie powinieneś mieć zatem poczucia winy. I najważniejsze, rób jak czujesz i tak jak dla Ciebie będzie dobrze. Bo kto Ciebie potem wyciagnie ze stanu wyczerpania psychicznego? Taki zdrowy egoizm

                      Homer1982
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 6

                        Witam, nie jesteśmy małżeństwem. To nie tak że to facet jest wszystkiemu winny ale ogólnie zawsze wymagano ode mnie więcej dlatego że jestem facetem. Nie mam większych zobowiązań względem tej osoby, poza tym że czuję się za nią odpowiedzialny, bo przeprowadziła się dla mnie, ona sama zresztą często używa tego argumentu. Wiem że ona na swój sposób robi dużo, żeby nam było lepiej. Przynajmniej tak mi się wydaje, to co umie to robi. Tyle że ja czuję się inaczej niż kiedyś. Nie ma już tego co kiedyś, te wszystkie awantury mnie wypaliły. Czuję się z tym wszystkim źle ponieważ, ja serio nie mam już więcej energii, a ona tymczasem pokazuje teraz, że chodzi na terapie, że szuka mieszkania dla nas. A ja zwyczajnie, nie mam energii, czuję się wypalony. Że jak ją teraz zostawię to ona nie zrobi tej terapii bo potrzeba jej wsparcia….

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 21)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.