Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Partnerzy/rki osób z DDA

Przeglądasz 9 wpisów - od 31 do 39 (z 39)
  • Autor
    Wpisy
  • Fog
    Uczestnik
      Liczba postów: 35

      Wiesz każdy jest inny tak samo ddd czy dda każdy przeżywa inaczej ale ma sprawy możemy pogadać.

      moje gg 1305304

      wklatce
      Uczestnik
        Liczba postów: 10

        Zainteresował mnie ten wątek, gdyż jestem DDD i mój mąż ewidentnie też. Żyję w przekonaniu, że gdybym nie była DDD, lub gdybym przeszła w młodości skuteczną terapię, to nie weszłabym nigdy w związek z osobą z DDA lub DDD. Właściwie wszyscy ludzie, których znam osobiście, u których dostrzegam objawy DDD są w związkach z osobami, które też mają jakiś poważny problem. Wszystko, co czytałam o DDA potwierdza tą teorię. Zastanawiam się jak to jest z terapią jednego z małżonków? Kiedy tylko ja poddam się terapii i ona będzie skuteczna, czy to będzie oznaczało separację albo rozwód z mężem? On raczej jest z tych, którzy wolą uciekać przed tym problemem. Więc nawet jeśli namówię go na mitingi to nie wiem, czy się w to prawdziwie zaangażuje. I co z naszymi dziećmi? Czy są skazane na DDD? Czytam książki o wychowywaniu dzieci w szacunku, miłości, wiele udaje mi się wprowadzać w czyn, ale myślę, że podświadomie wysyłam dziecku też inne przekazy. Trudno mi ocenić to moje macierzyństwo, a mąż unika w ogóle takich lektur, nie chce mu się uczyć, jak dobrze wychowywać dziecko. Wprowadza dużo chaosu. Nie ma żadnych metod, zasad, które by sam wprowadził i stosował konsekwentnie. A moje lekceważy.

        malina32
        Uczestnik
          Liczba postów: 142

          Strasznie duzo presji wywierasz. Czy terapia sie powiedzie to zalezy od ciebie. Czy sie rozwiedziesz tez zalezy od ciebie. Na terapi odrazu ci powiedza ze mozesz zmienic siebie a nie innych. A ty na sile chcesz zmusic meza do mityngow. Jesli on nie chce to po co? Bo wg ciebie on musi sie poswiecac tak jak ty? On odpowiada za siebie. A ty za siebie.

          wklatce
          Uczestnik
            Liczba postów: 10

            Malina i tu też Cię przywiało? Presję to Ty wywierasz. Jeszcze o jednym zapomniałaś napisać. Dzieci też odpowiadają za siebie? Chyba nie masz dzieci – tak wnioskuję z Twoich wypowiedzi – bo ich obecność w swojej krytyce wszystkiego, co napiszę zupełnie przemilczasz. Rodzic odpowiada za dziecko, a dziecko ma dwoje rodziców. Ja nie zastąpię ojca dzieciom. Jestem jednak kreatywna, szukam rozwiązań. Tak postrzegam dorosłość. Jako ponoszenie odpowiedzialności, stawianie czoła swoim słabościom i pokonywanie ich (a przynajmniej podejmowanie próby), a nie unikanie problemów. Pytania, które tutaj stawiam, nie są kierowane do Ciebie, tylko do osób, które mają podobny do mnie problem. Pytam o ich doświadczenia, a nie Twoje gdybanie.

            malina32
            Uczestnik
              Liczba postów: 142

              Mam dostep do forum jak kazdy. A takze nie musisz sie ze mna zgadzac. Mam prawo wyrazac swoja opinie a ty ja nie akceptowac.

              wklatce
              Uczestnik
                Liczba postów: 10

                Na jakiej podstawie budujesz swoje opinie? Wszystkie pytania, które Ci zadałam przemilczałaś, co mnie utwierdza w przekonaniu, że nie masz takich doświadczeń, a więc gdybasz i „budujesz się” jeżdżąc po kimś. Gdybania, nie nazwałabym opinią.

                Tymczasowy
                Uczestnik
                  Liczba postów: 127

                  wklatce, może i malina tak robi, ale ty właśnie robisz to samo, „budujesz się” wjeżdżając po kimś. Lustro, patrz w lustro, kiedy się zdenerwujesz a świat będzie piękniejszy.

                  wklatce
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 10

                    Atak na kogoś równasz z obroną? Na dodatek w dosyć łagodnym wydaniu, bo poprzez stawianie trafnych pytań, a nie ocenianie i szufladkowanie(co spotkało mnie) .Zastanów się. Jestem osobą bardzo taktowną, kiedy widzę gdy się ktoś ośmiesza, nie wyśmiewam, kiedy widzę czyjąś słabość, staram się udać, że nie widzę, żeby kogoś nie zawstydzać. Potrafię też rozróżnić atak na moją osobę od konstruktywnej krytyki. Za tą drugą jestem zawsze wdzięczna i od bliskich wręcz się jej domagam, jak widzę, że coś knocę, a nie wiem co.

                    Marvano
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 12

                      Mój problem jest zawsze taki sam…
                      Pisłąem już o tej kobiecie. Ale nie wszytsko.
                      Poznałem ją w czerwcu na jedym z portali. Pislaiśmy ze sobą. Jednak od początku nie była szczera. W profilu miała „wolna”. I wiek 32 lata. Dlatego do niej napisałem. Kilka razy pytałem wręcz, czy na pewno „wolna” i „panna”. Odpowiadała „tak”. I z tą myślą pisałem z nią…
                      Jednak coś nie dawało mi spokoju.
                      Przez półtora miesiąca zdawkowych maili, które z czasem zaczęły być coraz dłuższe… Ale dziwnie było. Jakby miała jakiś przerost ego. O mojej pasji powiedziała, że jest pospolita. O gustach muzycznych…że są znośne. Wkurwiła mnie. Któregoś dnia coś mnie tknęło, by zobaczyć inne profile. I zwróciłem na jeden. Był jej. Tam tez była „wolna”,ale wiek miała inny… Nie mam w zwyczaju babrać się w bawełnie, więc wywaliłem co i jak. Zapytałem, ile ma faktycznie lat… Miała o 3 mniej. Dziwne. Ale dodała coś innego… że jest mężatką, którą mąż porzucił rok temu po kilku miesiacach małżeństwa. Zaznaczam, rok temu… Powiedziała, że ma to już za sobą, że go nie kocha, że nie chce z nim być. Uwierzyłem jej. Że po roku się dziewczyna otrząsnęła, że można z nią spróbować być…ale dziwiło mnie, że po roku tak to rozpamiętuje…
                      Zatkało mnie. Zabolało jak cholera. Ufałem jej. Nie sądziłem, że można tak kłamać, tak oszukiwać, manipulować. Przez półtora miesiąca zabawiała się moim kosztem… Ale oki, wybaczyłem. W końcu to tylko net.
                      Nagła zmiana w jej zachowaniu. Nagle stała się miła, cukrzyła, nagle roztaczała wizje wspólnego życie, nagle parła na spotkanie… Ale we mnie był dystans. Skoro okłamała raz czy dwa, mogła kłamać znów. Nie wierzyłem jej.
                      Dodam, że miałem związek, paroletni. Związek, o ile to bagno można nazwać związkiem, oparty na kłamstwie, manipulacjach, lekceważeniu, oszukiwaniu, zdradzie.. związek od którego po jej zdradzie i wyzwiskach… uciekłem. Po tamtym związki mam „spadek” – nie ufam już tak bardzo kobietom, a jeśli już, to wymaga to czasu. Do tego… po 3 latach musiałem się skontaktować z byłą, sprawy urzędniczo-prawne, chodziło o jej exmisję. Jednak co u normalnych ludzi zajęłoby 20 minut, i ex zajęło 5 miesięcy walk, wyzwisk z jej strony i pomiatania. Znów doprowadziła mnie do stanu, że chciałem przegryźć sobie żyły albo włożyć łeb do piekarnika i odkręcić gaz albo walnąć się pod pociąg… z bezsilności.
                      Wojna ex odbiła się na relacjach z „nową”. Nie rozumiała tego, choć powiedziałem jej o całym gównie z ex i zmarnowanych latach. Szczerze i uczciwie.
                      Fakt, przeszkadzała mi i ta różnica wieku… znaczna. Bałem się… infantylności.
                      Planowaliśmy spotkanie. Były esy, miłe i czułe. Dwa dni przed spotkaniem es na dobranoc „dobranoc Marku”. Imię nie moje. Oki… jakoś leci. Przed spotkaniem musiała kilka dni i nocy z rzędu pocieszać koleżankę ze złamanym sercem… Nie wiem, dziwnie było.
                      Spotkanie było ok, zaiskrzyło. Rozmawialiśmy ponad 5 godzin. Rzadkość. Jednak nagle dostała esa. I musiała iść.
                      Nazajutrz wieczorem wysłała mi esa na dobranoc „zapomnij nietoperzu”. Zatkało mnie, nigdy nie nazwała mnie nietoperzem. Zapytałem, czy to aby do mnie było. A nie do pocieszanej koleżanki…?
                      Zabolało to. Potem zarzucała mi, że jestem podejrzliwy…
                      Kilka dni po spotkaniu coś mnie tknęło, by zajrzeć w net… zatkało mnie. Nie było prawdą to, co mówiła, że rozstała się z mężem rok temu. Rok temu dawali dopiero na zapowiedzi. Gdybym wiedział o tym wcześniej, nie wchodziłbym w tę znajomość… zwyczajnie…
                      Wkurzało mnie to ciągłe powtarzanie „zaufaj mi”…ale jak????
                      Gadaliśmy przez telefon, mailowaliśmy. Niby ok. Chciała do mnie przyjechać, ale nie chciałem. Dlaczego? Moja ex mając u mnie meldunek, mogła wchodzić kiedy chciała.. nawet z policją. Chory kraj. Mówiłem jej, że mam na razie jak mam. Ubzdurała sobie,że ja nią mieszkam… i takie inne pokręcone historie. Męczyło mnie to już. Wsparcie zerowe. I zrozumienie.
                      Nagle pojawił sie na scenie jej ex. Chciał wrócić. Ale ich relacja była… popieprzona. Facet zachował się jak szmata, porzucił ją dla innej zaraz po ślubie i nagle chciał wrócić. Wyzywał ją, szmacił, pomiatał… a ona się z nim spotykała. Po co?
                      Zresztą jej zachowanie było… chwiejne. Raz miła, raz lód. Rano czułe esy, po południu lód, wieczorem milczenie. Przerażało mnie to. I te wyżywanie się za swego męża..
                      Wiem, że bardzo go kochała… Inaczej by do niego nie chodziła…
                      Nagle wszytsko się urywa. Dzień wcześniej wspaniale się z nią rozmawiało. Nazajutrz była chłodna, oziębła. Mówiła coś o wyjeździe na weekend. Ale chyba to była ściema. Nagle zablokowała mój nr tel, nie sposób było się do niej dodzwonić. Wyjechałem wtedy na urlop. Umierałem ze strachu, że ten jej ex mąż coś jej zrobił.. Ta po 6 dniach milczenia odezwała się mailem, że jej mąż, jej pan i władca jednym zdaniem, że chce rozwodu… załamał jej świat.

                      Miałem dość. Wywaliłem swoje. A ona pouczała mnie, że nie tak buduje się nową relację… masakra. I że się mnie boi, że ją przerażam… tylko czym? Że nie jestem głupi?
                      Od tamtej pory milczy…

                      Ja wiem, dureń ze mnie. Trzeba było wiać, albo trzymać dystans gdy okłamała po raz pierwszy.

                      Chciałem tylko, by ktoś mnie kochał. BY choć raz było dobrze, bez gówna….To dużo? Za wiele??? Staram się jak najlepiej, a zawsze na kłamcę trafiam…
                      Ja wiem, że to z mego życia… ani matka, ani ojciec mnie nie kochali. Nigdy nie powiedzieli mi „kocham”. To mnie zaślepia, ten głód… I zawsze tkwię przy kimś, kto mnie olewa, nie szanuje… i choć się wszystko sypie… trwam w tym, zamiast uciekać.
                      Jestem i głupi i naiwny…

                    Przeglądasz 9 wpisów - od 31 do 39 (z 39)
                    • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.