Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Pierwszy krok

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 15)
  • Autor
    Wpisy
  • Prog91
    Uczestnik
      Liczba postów: 3

      Witajcie bardzo długo zbierałem się do napisania czegoś na tym forum szukam pomocy….

      Mam 30 lat jestem żonaty i mam dwóch cudownych synków.

      Ale jestem totalnie rozbity, zagubiony, często się denerwuje zbyt często na błache sprawy, oraz często panikuje, narzekam…

      W moim domu w którym nie mieszkam od 3 lat często gościł alkohol i kłótnie rodziców.
      Tata co weekend ” balował „często w tygodniu również, mama od kilku lat wpadła w ten nałóg i tak się dziwię, że tak późno…
      Od ojca nigdy nie zbierałem pochwał, byłem bardzo często wyręczany nie nauczył mnie w życiu za wiele chyba odziedziczyłem po nim te negatywne cechy (maruda, nerwus) brakowało mi ojca takiego jakiego mieli moi koledzy, takiego do którego mógłbym się zwrócić z każdą sprawa i nie zostałbym odtrącony.
      Byłem też bity za złe stopnie w szkole, za bałagan za pyskowanie do rodziców…
      Moja żona pochodzi z tej samej miejscowości co ja, razem wiele przeszliśmy, straciliśmy 2 córeczki ( pierwsza zmarła przy porodzie, drugą żona urodziła w 18tyg.) Odpowiednio 5 i 4 lata temu. sądzę, że tej żałoby nie przepracowałem tak jak moja żona.
      Próbowałem na siłę jej pomóc, wspierać, mobilizować gdy ona się ” podniosła” ja z tym zostałem dobra mina do złej gry…

      W moim domu jestem osobą, która bardzo szybko się denerwuje, kłócę się z żoną o różne już co raz to bardziej błahe rzeczy. Denerwuje mnie bałagan w domu, który powoduje sam, wkurza mnie okropnie codzienność, jestem wredny chamski i często robię z siebie idiote….. Nie duszę się w związku bo kocham moją żonę dzieci wspólne zabawy czytanie książek, gotowanie….
      Od kilku tygodni próbuje zmobilizować siebie do umówienia się do psychologa, ale tylko na obietnicach z moje strony się kończy.
      Rok temu odbyłem kilka wizyt u psychologa, ale nie byłem zadowolony z jej podejścia. Być może sam źle nakreśliłem sytuację.
      Żona zagroziła rozwodem już nie pierwszy raz, że jeśli nic z tym nie zrobię odejdzie…
      Dostałem od niej mnóstwo książek, przeczytałem może 2.

      Widzę, że mam duży problem, ale jakoś chęć rozmowy o swoich problemach oko w oko za mną nie przemawia dlatego zdecydowałem się napisać tu.
      Pozdrawiam

      dda93
      Uczestnik
        Liczba postów: 628

        Witaj,

        Nie wiem, co jest dla Ciebie najtrudniejsze w rozmowie w cztery oczy. Czy przerwanie zasłony milczenia („Nie mów – nie ufaj – nie czuj!”)? Czy boisz się, że ciężar niewyrażonych uczuć, gdy je sobie uświadomisz, może Cię rozbić, przygnieść i być nie do zniesienia? Czy boisz się spojrzenia w oczy prawdzie – że nie jesteś złym człowiekiem, ale też nie wszystko w życiu wyszło Ci tak, jakbyś chciał.

        Przed uczuciami i tak nie uciekniesz. Jeśli nie przeżyjesz złych rzeczy (a z tego co piszesz spotkało Cię ich naprawdę dużo…🙁), będą się one próbowały jadowicie wsączać w Twoją codzienność, psując relacje z osobami, na których najbardziej Ci zależy. Chyba to już widzisz.

        Nie warto moim zdaniem „przymierzać się” i „mobilizować”. Trzeba działać. Choć wiem, jak trudne to może być, gdy dla swoich bliskich przez swą złość, krzyk i wysokie wymagania stajesz się dyżurnym „tym złym”.

        Jak Ci nie uda się nawiązać kontaktu z jednym psychologiem, idź do innego. Jak nie do mężczyzny, idź do kobiety (choć czuję, że w Twoim przypadku mężczyzna mógłby być lepszy). Walcz. Tym, że napisałeś tutaj zrobiłeś już całkiem solidny wstęp. Tylko nie poprzestań na tym.

        2wprzod1wtyl
        Uczestnik
          Liczba postów: 1177

          Podobno tak jest, że gdy jedna osoba pracuje nad sobą a druga nic nie robi (tyczy się to podobno wielu sfer nie tylko psychologicznej) to ich relacja zaczyna się rozjeżdżać.

          Oczywiście to nie żona i jej praca ma być Twoim bodźcem bardziej chodzi o ukazanie perspektywy.

          Twoja żona pracując nad sobą może zacząć stawiać zdrowe granice a to będzie Cię irytowało a jak sam napisałeś złość rozładowujesz agresją.

          Z drugiej strony nie chodzi abyś kropka w kropkę zrobił to co chce żona (w pewnym sensie 'lepiąc’ Cię takiego jakim ona by chciała), ale o to byś nauczył się (choćby na początku) rozładowywać agresję oraz konflikty.

          Nie umiesz rozładowywać irytacji, konfliktòw w sposòb w miarę konstruktywny być może też na to nachodzą inne sprawy (granice, mòwienie wprost itp). Przyznając się przed sobą, że tego nie umiesz (a nie umiesz, bo nie masz zasobòw a nie masz, bo nie dostałeś ich od rodzicòw, ale nie wystarczy w wieku 31 lat powiedzieć 'tata mnie nie nauczył’- mimo, że to prawda, bo warto w tym momencie stanąć przed lustrem i zapytać siebie? Czy sprawdziłem gdziekolwiek czy mogę się tego nauczyć? Ile dotychczas poświęciłem czasu na odbudowanie tych zasobòw? Ok. nie dostałem ich od rodzicòw, ale to nie powòd by nie zacząć.

          Jest jeszcze takie ryzyko, że będąc w takim stanie z jednej strony możesz zacząć ustępować żonie (ona pracuje ona ma rację, ale jednocześnie gdzieś wgłębi wznieci się w Tobie bunt), ale nie do koñca w zgodzie ze soba co automatycznie przekształci się w złość wyładowana w innym momencie.

          Po prostu możesz czuć się za słaby w argumentach i stawianiu granic przez co przechodzisz w złość. Umacniając siebie coraz bardziej będziesz wiedział czego chcesz, jakie masz potrzeby. Mając takie narzędzia wysłuchasz drugą stronę, ale zrobisz w zgodzie ze sobą i nie będzie irytacji przed argumentem typu 'ona czyta, ona pracuje nad sobą ma rację’. Być może ma, być może nie w całości, ale Ty rozmawiając z nią nie jesteś rozjeżdżany i nie wpadasz w złość.

           

           

          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 3 miesięcy temu przez 2wprzod1wtyl.
          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 3 miesięcy temu przez 2wprzod1wtyl.
          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 931

            Masz o co walczyć. Pójście do psychologa wobec tego, co masz do stracenia (Rodzina), to „pikuś”. Nie wiem, co Cię powstrzymuje, bo w opowieści wypadasz na odważnego i silnego faceta.

            Ostatnio nabieram przekonania, że nie jest łatwo trafić na odpowiedniego terapeutę. A nawet jak się trafi, to efektywny czas u niego ma swoje granice (może kilkuletnie, choć nigdy nie dotarłem tak daleko). Trzeba więc szukać tak, jak odpowiedniej pracy, współpracowników, szefa, itd. Warto trzymać się zasady, że decyzję o rozstaniu z terapeutą podejmuję po min. 3 – 5 sesjach. Po takim czasie powinno być już wiadomo, czy jest porozumienie czy nie. Jeśli coś nie zagrało NIE NALEŻY OBRAŻAĆ SIĘ na terapię w ogóle, lecz szukać kolejnego terapeuty. Jeśli Cię niemiło obsłużą w piekarni nie obrażasz się przecież na kupowanie pieczywa w ogóle. Po prostu już nie wracasz do tego konkretnego sklepu i kupujesz chleb gdzieś indziej. Warto też choćby pobieżnie zorientować się w NURTACH TERAPEUTYCZNYCH. Różnice w podejściu są spore i czasem przez niedopasowaną metodę można się zrazić.

            Generalnie, ludzie zbytnio gloryfikują terapeutów. A tam jest tylko człowiek wyspecjalizowany w swej dziedzinie. Nie rozwiąże za nas problemów życiowych, ale może dopomóc, byśmy sami je rozwiązali.

            Nawet spowiedników ludzie sobie dobierają wg uznania, więc nie rozumiem skąd w terapiach ta „jednorazówka” – raz nie przypasiło, więc cała terapia w ogóle jest bee.

             

            Ktos99
            Uczestnik
              Liczba postów: 1

              Podejrzewam, że tak bedziess zwlekał i zwlekał, aż coś się nie wydarzy. Jeżeli „tylko” Żona od Ciebie odejdzie to pół biedy …. Gorzej jak nie odejdzie. Kolejne dzieci wyrosną na toksycznych ludzi tylko dlatego, że Tobie się nie chce. Jak ktoś nie ma świadomości, że krzywdzi swoją rodzinę to jestem w stanie to zrozumieć, ale jak ktoś zdaje sobie sprawę, że jest toksyczną osoba i może to zmienić tylko wystarczy się za siebie wziąć to sorry ale to jest egoizm. Czlowieku masz synów tak? Chcesz, żeby wyrośli na kolejnych toksycznych ojców?

              Prog91
              Uczestnik
                Liczba postów: 3

                Witajcie, byłem dziś u psycholog czekałem na wizytę 3 tyg (praca/delegacje), ale się udało.

                Pani Psycholog zaproponowała terapię, ale również wizytę u Psychiatry, celem konsultacji i ewentualnie możliwości wprawdzenia leków.

                Zaburzenia nerwowe, które u mnie występują według Psycholog kwalifikują się do leczenia u psychiatry…

                Troszkę mocna diagnoza, ale pójdę do tego specjalisty jednak mogę dopiero za miesiąc.

                Po rozmowie u psycholog jestem rozbity. Dużo sił włożyłem w opowiadaniu oczywiście w dużym skrócie z jakimi problemami się zmierzam. Wypisałem główne pkt na kartce i jakoś było lżej.

                Cieszę się, że potrafiłem się przed kimś otworzyć porozmawiać i myślę, wiem że tam wrócę.

                 

                dda93
                Uczestnik
                  Liczba postów: 628

                  Prog91, cieszę się, że jesteś jedną z osób tutaj, które właśnie postanowiły zmierzyć się ze swoimi problemami. Trzymam kciuki za sukces Twojej terapii!🙂

                  Jednocześnie zachęcam do daleko posuniętej ostrożności, jeśli chodzi o leczenie farmakologiczne. Leki powinny być przepisywane tylko w przypadku najcięższych zaburzeń, uniemożliwiających normalne funkcjonowanie (choroba dwubiegunowa, silne stany lękowe itp.). Bardzo często przepisywane są „na zapas”, do leczenia np. lekkich i średnich depresji czy zapobiegania myślom samobójczym (które i tak znikają, gdy opada złość i poprawia się satysfakcja z życia). Zalecanie „cudownych pigułek” jest czasem dla lekarza po prostu wygodne – w porównaniu do żmudnego poszukiwania przyczyn problemów.

                  Stosowanie leków, które „wycinają” wszelkie emocjonalne „górki i dołki” i tłumią kontakt z uczuciami (zwłaszcza tymi trudnymi), może negatywnie wpływać na skuteczność terapii, czy wręcz utrudniać psychologowi działanie.

                  aktywny187
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 87

                    To nie inni Cię denerwują, nawet sam bałagan w pokoju… 😁, to ty sam się denerwujesz…. Bo wierzysz, że wszystko musi być idealnie…. perfekcyjnie….

                    Masz niskie poczucie własnej wartości i chcesz sobie zasłużyć na szacunek, uznanie, docenienie… zrozumienie

                    Dodać od innych to co nigdy nie dostałeś od ojca…., ale problem polega na tym że nie jesteś dzieckiem….

                    Zacznij sam siebie doceniać, akceptować…, a wszystko się zmieni…

                    Jeśli chcesz naprawić relacje z innymi, najpierw napraw z samym sobą….To co mamy w środku, zawsze jest odbiciem na zewnątrz… 😁

                    noname
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 23

                      „maruda, nerwus…”, … „W moim domu jestem osobą, która bardzo szybko się denerwuje, kłócę się z żoną o różne już co raz to bardziej błahe rzeczy. Denerwuje mnie bałagan w domu, który powoduje sam, wkurza mnie okropnie codzienność, jestem wredny chamski i często robię z siebie idiote…” – jakbym czytała o swoim bracie. On też raz na jakiś czas chodzi do psychologa, a potem narzeka, że nic mu to nie daje. Kiedy mu tłumaczę wszystko słowo po słowie, to niby się ze mną zgadza, ale potem i tak mówi, że on nie potrafi się zmienić i koniec… i że to wina ojca. Tak nie mówi osoba, która chce coś w sobie zmienić na lepsze, tylko osoba, która potrzebuje pogłaskania po głowie i pochwalenia (bo zabrakło tego w dzieciństwie). Mówi, że jest dorosły, a zachowuje się jak dziecko. Narzeka, jakby ktoś zabrał mu zabawkę, wytyka palcami błędy innych, a swoich nie widzi (albo widzi i za nie też obwinia innych). Na koniec ma wyrzuty sumienia, bo krzywdzi swoim zachowaniem bliskich ludzi, jest nerwowy sam na siebie i… musi odreagować. To jest błędne koło, ale znane i dzięki temu „wygodne”. Najsmutniejsze jest to, że urwał nam się kontakt. Ja już nie daję rady, nie potrafię mu pomóc. Tylko on sam musi chcieć, musi się starać, zmusić się do zmiany myślenia. Mam nadzieję, że jak już wyjdzie na prostą, to kontakt nam się odnowi, a jeśli nie, to mam nadzieję, że przynajmniej wreszcie nauczy się być szczęśliwy i dawać to szczęście innym.

                      aktywny187
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 87

                        „Denerwuje mnie bałagan w domu, który powoduje sam, wkurza mnie okropnie codzienność, jestem wredny chamski i często robię z siebie idiote…”

                        To nie bałagan denerwuje, tylko przekonanie „Mój pokój MUSI być zawsze czysty”, „Porządek w domu świadczy o mnie….”

                        MUSZĘ, POWINIEM takich słów używa niewolnik….

                        Człowiek wolny mówi ” Chciałbym, utrzymać porządek w domu, najczęściej jak się da…” itp…. itd….

                        Brak docenienia siebie – jak ten porządek jest…..

                        Mały wycinek rzeczywistości przekreśla kompletnie wartość człowieka…. To tak jak popsuty samochód oddać na złom, bo ma kapcia…. To chore

                        Poza tym najważniejsze brak AKCEPTACJI SIEBIE…..zrozumienia, wyrozumiałości….

                        TRAKTUJĘ SIEBIE TAK JAK ZAWSZE TRAKTOWALI MNIE RODZICE…..bez szacunku

                        Poniżam siebie…. w myślach, gdy nie spełniam postawionych sobie wymagań lub postawionych przez innych, lub gdy inni odwracają się ode mnie pokazują, że mnie nie lubią…..Czuję WSTYD, i że nie zasługuje na szacunek… i powinienem potępić siebie….

                        Jestem swoim SĘDZIA, KATEM, I OFIARĄ…. SAM SIEBIE UKARZE….

                        Kto jest moim największym wrogiem, JA SAM…. 😁……

                        Nawet inni bardziej łagodnie oceniają siebie….. I nie robią z normalnych  problemów…. życiowych tragedni…

                        CHWAŁA UKRAINIE…. PUTIN IDIOTA…..

                         

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 15)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.