Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD PO ROZSTANIU – Kontynuacja mojej historii

Otagowane: 

Przeglądasz 3 wpisy - od 1 do 3 (z 3)
  • Autor
    Wpisy
  • Karolina92
    Uczestnik
      Liczba postów: 32

      Dzień dobry Wszystkim,

      po 2 latach od zawitania tu i opisania mojej historii w wątku pt. ”Moja historia i sytuacja” wracam. Pokrótce- wtedy opisywałam, że moim motywem przewodnim w życiu było nieszczęśliwe zakochanie za zakochaniem, choć z drugiej strony fajne życie zawodowe i możliwość łączenia pracy z pasją. Opisywałam też chorobę psych. ( delikatna schizofrenia) mojej mamy oraz jak ojciec miał sprawę za znęcanie nad nami- od tego czasu do dzisiaj minęły ponad 3 lata i nie mieliśmy kontaktu, nigdy nie próbował się kontaktować. Byłam wtedy gdy pisałam, tuż przed wyjazdem zagranicę.

      Wyjechałam, był to chyba najlepszy rok w moim życiu. Studiowałam tam, żyłam, poznawałam ludzi, podróżowałam, ale i pracowałam na odległość dalej. Miałam dość oszczędności dodatkowo i stypendium. Jednocześnie poznałam (tuż przed wyjazdem) jeszcze w Polsce, zupełnie niespodziewanie, Mężczyznę. Mieliśmy potem kontakt na odległość, napisał do mnie. Nie chciałam wchodzić  w znajomości na odległość, ale rozmawiało się miło, wiele podobnych zainteresowań. Potem spotkanie, jedno, drugie gdy już zjechałam do Polski. I … obustronne oczarowanie. Rozmowy nt. nas, deklaracja bycia w związku. Ja, która opisywałam niedawno, że nigdy nikogo nie miałam oficjalnie, pierwszy raz miałam w życiu ”chłopaka” (no, 3,5 roku starszego). I jakoś tak wszystko szło gładko, łatwo. Okazało się, że potrafię kochać, być w związku. W zasadzie codziennie dziękowałam Bogu za niego, byłam bardzo szczęśliwa. Mieliśmy kilka sprzeczek czy nieporozumień- wydawał się je rozsądnie kwitować, że to normalne, trzeba się na początku dotrzeć. Większość czasu było bardzo dobrze i mieliśmy poczucie, że relacja nas rozwijała, też intelektualnie. Zaufałam, otworzyłam się. Pewne rzeczy miały miejsce po raz pierwszy w moim życiu, a miałam wrażenie że nie ma nic prostszego i wszystko jest na swoim miejscu. Potem doszło do jego przyjazdu i wizyty w domu oraz przedstawienia mojej mamie.

      Wiedział szybko, że moja mama ma zaburzenia psychiczne (była niesympatyczna od pierwszego spotkania, więc chcąc nie chcąc musiałam opowiedzieć pokrótce skąd to wynika i  jaka jest sytuacja). Niestety, na kolejnych spotkaniach doszło do eskalacji- on chciał być miły, przywiózł mały prezent, który mama zamiast podziękować wyśmiała; potem doszło do wyzwisk z jej strony (zachowanie nieadekwatne itd.), w końcu rzuciła w jego stronę- nie w niego, ale jednak- przedmiotem. Nie miałam pojęcia, że tak się zachowa- nigdy wcześniej nie przyprowadziłam chłopaka, dawno nie było u nas też gości. Chłopak zapewniał, że mama to mama, ja to ja, to ze mną ma być, żebym nie przepraszała za jej zachowanie. Potem, już po jego odjeździe doszło między nami do jednego małego nieporozumienia (powiedziałabym że błahego), i okazało się jednak, że wziął sobie do serca to co zaszło- z kontekstu, powiedział coś w rodzaju że nie dość że ja coś powiedziałam, to i moja mama była bardzo niemiła; narracja była już inna- nie że musimy się dotrzeć jak każda para, tylko ”jak być razem to nie po to by się męczyć”, nagle różnice między nami okazały się zbyt duże … Koleżanka powiedziała mi ”Nie przejmuj się sytuacją z mamą- jak będzie mu na Tobie zależeć, to będzie dobrze”.

      Ja ufałam, byłam zakochana, więc czułam że coś jest nie tak, że gość się odsuwa (stopniowo). Chciał wcześniej  przestawić mnie swojej rodzinie, a po wizycie u mnie temat znikł. Gdy już usłyszałam, że musi sobie przemyśleć to i owo oraz dajmy sobie czas, to w zasadzie intuicyjnie wiedziałam co będzie dalej (choć nigdy nie miałam chłopaka). Potem to on mi podziękował za znajomość, dodając że jestem wspaniałą, wartościową osobą o wielu zaletach, ale u niego się wypaliło, że to było zauroczenie a nie miłość z jego strony…

      Cała znajomość trwała grubo ponad rok, a związek kilka miesięcy, ale przez cały ten czas mieliśmy regularny kontakt i myślałam że to ma przyszłość, więc ciężko przeżyłam to rozstanie. No i pierwszy związek w życiu… Ja 32 lata obecnie.

      To, że znajomości które zaczęły się od pisania przez internet rzadko wychodzą, to wiedziałam wcześniej dlatego nie chciałam w ogóle wchodzić w kontakt gdy byłam na wymianie. Człowiek się przywiązuje a nie wie jaki ktoś jest na żywo, jaki się okaże i wychodzą takie sytuacje. Chciałam jednak dać szansę…

      Oczywiście moja mama tłumaczyła swoje zachowanie tym, że ”on się jej od razu nie spodobał”. Ale gdy niedługo później miałam spotkanie z innym kolegą, skwitowała to że rób co chcesz, ale ja nie chcę żadnego faceta nigdy więcej widzieć w domu. Widziała to że przeżywałam rozstanie, przeklinała mojego byłego chłopaka, ale innym razem  i mnie.

      Minęły trzy miesiące od Adieu; jako tako doszłam do siebie życiowo (zajęcia, nauka, praca, sport), ale uczuciowo czuję się okropnie. Nie mam złudzeń- muszę znów się wyprowadzić by jak zagranicą odżyć. Najlepiej na dobre tym razem. Mam jednak wrażenie, że uszła ze mnie nadzieja, ochota- . Nie mam już ochoty na nowe znajomości, facetów … Poświęciłam niewłaściwej osobie dużo czasu, wierzyłam w nas, nie sądziłam że tak się to potoczy. Czuję się oszukana (choć on nie obiecywał mi też nie wiadomo czego, to ja naiwna ufałam słowom bez pokrycia w czynach). Napisał do mnie niedawno ktoś inny- nie mam siły pisać z chłopakami (w kontekście towarzyskim), nie wiem ile to będzie trwało. Podejrzewam że to normalne po rozczarowaniu uczuciowym. Gdybym to przechodziła jak Bóg przykazał w wieku 19 lat (pierwsze rozczarowanie) to pewnie otrząsnęłabym się szybciej. Teraz jednak mam wrażenie że co najmniej ze 2 lata miną … Niedawno tak szczęsliwa, teraz czuję się z 15 lat starsza.

      Zawsze w teorii sądziłam, że jeśli ktoś nie zaakceptuje mojej historii rodzinnej, to nie mój problem, widocznie mnie nie wart. Nie sądziłam, że to mnie rozjedzie jak walcem. Teraz jednak się rozsypałam (dochodzę do siebie), bo zdążyłam się zaangażować w tę relację. On podchodził spokojniej, chciał bym ja się przeprowadziła do jego miasta (ale pod osobny dach), chciał bym to ja podjęła decyzję. Ja też chciałam, choć to ja musiałabym ponieść koszty,  coś wynająć itd, ale wiedziałam że i tak mnie to kiedyś czeka z nim czy bez niego. Był chyba trochę nieufny gdyż od niedawna miał swoje mieszkanie, częściowo go rozumiem- ja wiem, że jestem uczciwa, on nie musi tego wiedzieć. Chciałam jednak by poczekał kilka miesięcy aż wywiążę się z moich zobowiązań na miejscu (obrona pracy, rok szkolny- zajęcia stacjonarne które ja tu prowadzę). A tu, po tej sytuacji … zniknął (choć nie po angielsku). Od nowa muszę wszystko budować, i tak się wynieść bo mama nie da mi spokojnie żyć. Mam wiarę że sobie dam radę w praktycznych sprawach skoro zagranicą dałam radę np. znaleźć mieszkanie, utrzymać się, czy nauczyłam się gotować.

      Chciałam kochać, być z kimś- gdy go poznałam to szczególnie i przez pewien czas się udawało. Teraz jednak nie jestem w stanie bo … nie mam ochoty, siły otwierać się na drugiego człowieka. Mam wrażenie że kilka lat minie zanim znów wrócę do stanu otwartości, gotowości… Jak uważacie, czy to normalne? Przejściowe?

      Pablooo
      Uczestnik
        Liczba postów: 32

        Hi Karolina,

        Rozumiem, że jest Ci ciężko i mocno to przeżyłaś. To, że piszesz nam o tym tutaj to bardzo ważny krok i znaczy, że nie chcesz być z tym wszystkim sama. Myślę, że każdy z nas przeżył kiedyś coś takiego i musiał się pozbierać. To wydaję mi się normalne.

        Pewnie jak zajmiesz głowę czym innym, sportem, pasją czy pracą to łatwiej będzie wrócić do normalności. Życzliwi ludzie i zwyczajna rozmowa też potrafi sprawić cuda. Pamiętaj, że sporo przez życie przeszłaś i mniej dla siebie wyrozumiałość – daj sobie czas. Czas leczy wszystkie rany.

        Ja akurat jestem facetem, ale tyle mogę powiedzieć, że jeśli to miało nie wyjść to może lepiej teraz niż później. Czasem ludzie się rozchodzą dużo później, co rodzi znacznie większe problemy i rani więcej osób dookoła także nie jest tak źle.

        To jest forum DDA/DDD, jeśli czujesz się skrzywdzona swoim dzieciństwem i czujesz, że odbija się to echem na Twoich teraźniejszych decyzjach to może warto pogadać o tym z terapeutą. Mi to pomaga.

        Karolina92
        Uczestnik
          Liczba postów: 32

          Pablooo, dziękuję.

        Przeglądasz 3 wpisy - od 1 do 3 (z 3)
        • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.