Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Poczucie opóźnienia w życiu

Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 114)
  • Autor
    Wpisy
  • Jakubek
    Uczestnik
      Liczba postów: 958

      Gdybysmy mieli się wiązać wyłącznie jako gotowi z gotowymi, to na świecie byłoby jeszcze więcej samotnych. Chcę wierzyć, że relacja kobiety i mężczyzny to też pole do wzrastania, samodoskonalenia się i rozwoju. Nie wchodzą w nią dwa ideały, na dodatek spełniające wszystkie warunki bycia doskonałym rodzicem. Słabi, pogubieni, poranieni (jak DDA) też mają szansę na poczucie szczęścia przy drugiej osobie – pod warunkiem wychodzenia z tego początkowego stanu niedoskonałości, podjęcia trudu rozwoju, budowania samoświadomości i uważności.

      Właściwie nie ma chyba znaczenia, czy ten początkowy stan jest stanem rodzicielstwa czy bezdzietności. Są matki, które nie czują się szczęśliwe i są zapewne szczęśliwe kobiety, które nie rodziły dzieci. Trzeba też pamiętać, że rodzicielstwo wcale nie musi być biologiczne. Albo, że dziś możliwe jest biologiczne macierzyństwo w ogóle bez udziału partnera (faceci na takie ojcostwo nie mają szans, gdyż nie istnieją banki komórek jajowych).

      Wydaje mi się, że rodzicielstwo to swoista misja lub zadanie życiowe. Samo spłodzenie dziecka to tylko jakiś akt, chwilowe działanie, w którym często niestety uczestniczą osoby nie do końca świadome powagi tej chwili. Ciąża jest już prostą konsekwencją tego aktu i decyzją życiową. Chyba trzeba rozpoznać własne pragnienia. Spróbować oderwać myśli od biologicznego „zewu natury” i zrozumieć za czym tęsknię.

      Na wypełnianie misji rodzicielskiej nigdy nie jest za późno. Znam babcie, które wypełniają ją wobec kilkuletnich wnuków, bo biologicznych rodziców zabrakło. Znam siostry zakonne, które z matczynym oddaniem opiekują się porzuconymi dziećmi. Znam matki, dla których macierzyństwo traciło urok, gdy facet odchodził do innej kobiety – potrafiły się żalić, że z dzieckiem nikt nowy ich nie zechce. Znam też kobiety samotne, które zostawały matkami dzięki dzisiejszemu rozwojowi technik medycznych (plemniki może dziś kurier dowieźć w paczce i zostawić pod drzwiami). Świat jest bogaty w możliwości wyboru. Grunt to pozwolić sobie na własną drogę. Jak na faceta bojącego się (a może niepragnącego) ojcostwa mam dużo (za dużo?) do powiedzenia w temacie:)

       

       

       

      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez Jakubek.
      j.b
      Uczestnik
        Liczba postów: 56

        Cześć Mary Yellan,

        myślę, że częściowo rozumiem Twoje rozterki. Co prawda jestem jeszcze przed 30. ale zostałam mamą i tak znacznie później niż planowałam, z powodów zdrowotnych. To powodowało we mnie obawy, czy kiedykolwiek będzie mi dane założyć swoją rodzinę i tworzyło to poczucie presji czasu. Tak więc wiek to jest też trochę kwestia względna, bo ktoś młodszy może mieć problem z zajściem w ciążę, a ktoś starszy może z tym nie mieć żadnych problemów.

        Chciałam się odnieść do tej kwestii poczucia gotowości – nigdy nie będziemy idealnie gotowi na dziecko. Ale nie musimy być – wystarczy być „wystarczająco gotowym”. Nadmiar myślenia, wybiegania w przyszłość, tworzenia możliwych scenariuszy nie ma sensu, bo macierzyństwo i tak Cię zaskoczy, nie zdołasz przewidzieć wszystkiego – a jednocześnie jest to coś tak naturalnego jak oddychanie. Z początku wszystko będzie nowe, ale szybko nabierzesz praktyki, wystarczy trochę sobie zaufać. Będziesz też mieć wsparcie położnych, pediatrów, są szkoły rodzenia, jest naprawdę dużo możliwości wsparcia dla kobiet w ciąży i po porodzie.

        Mary Yellan
        Uczestnik
          Liczba postów: 63

          Dziękuję Jakubku za spojrzenie od innej strony. Zdaję sobie sprawę z tego, że nigdy nie jest się do końca gotowym, ale przez to ciągłe bycie „gorszym” jako dda narzucamy sobie piętno doskonałości w działaniu. Zwłaszcza w tak ważnej kwestii jak rodzicielstwo. Nikt chyba nie chce by jego własne dzieci przechodziły podobnie braki któregoś z rodziców i podobną pustkę emocjonalną. Dlatego pojawia się ta niepewność czy to na pewno dobra decyzja podyktowana chęcią spełnienia się czy właśnie zew natury.  Może też ta gotowość i dojrzałość polega na zaprzestaniu wiecznej analizy tylko podjęciu decyzji jakąkolwiek by ona nie była i podążaniem ta drogą?
          <p style=”text-align: justify;”>

           

          Witaj j. b.

          O ile wydaje mi się, że w praktyce zajęcie się małym dzieckiem nie jest trudne pod względem fizycznym, materialnym, o tyle właśnie brak umiejętności wychowania (o ile można to tak ująć) emocjonalnego przez dwoje rodzicow pochodzących z rodzin dda jest czymś trudniejszym. Sporo wlaśnie wokół mnie rodzin, gdzie dzieci były pozostawiane same sobie. Zazwyczaj pokutowało to w tych rodzinach od pokoleń. I widzę, że przekazują zachowania na teraźniejsze dzieci. Historia kołem się toczy. Ale dzieci są, istnieją, jak sobie poradzą w przyszłości to już inna bajka. Choć pewnie masz rację, że nadmierne wybieganie w przyszłość i roztrząsanie czegos czego jeszcze się się nie doświadczyło nie ma sensu. Wszystko przyjdzie z czasem. Bardzo dziękuję Ci za te słowa odnośnie wieku. Również chcę wierzyć, że to nie jest najważniejszy czynnik, że to pojęcie względne.

          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez Mary Yellan.
          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez Mary Yellan.
          j.b
          Uczestnik
            Liczba postów: 56

            To prawda, że bycie DDA może wpływać bardzo mocno na sferę relacji i tworzenia rodziny, ale moim zdaniem to nie jest wyrok – jeśli jesteśmy świadomi tego zjawiska i zdobywamy wiedzę na ten temat oraz aktywnie pracujemy nad sobą, to jesteśmy w stanie wyzwolić się spod tego „złego uroku” 🙂

            2wprzod1wtyl
            Uczestnik
              Liczba postów: 1177

              @Mary Yellan,  we wpisie odnośnie ewentualnej relacji słyszę spory niepokòj widać też głęboką analizę potencjalnego partnera oraz potencjalnych zachowań 😉 można powiedzieć, że takie dzielenie włosa na cztery i co ciekawe zanim jeszcze z kimkolwiek weszłaś w relacje (bardzo charakterystyczne dla dda).

              Jaka będzie relacja, będę gotowa? on będzie gotowy? może chce się zabawić? a może mnie porzuci, a może zdradzi, a może wpadnie w nałogi, a może będzie krzywdził? i tak bez końca.

              Obawy są naturalne i co istotne całkiem realne (takie rzeczy się dzieją) tyle, że aby wejść w relację przychodzi taki moment w ktòrym partnerzy podejmują ryzyko.

              To jest cała ròżnica. Dda analizuje i wyszukuje bojąc się podjąć ryzyka.

              Tak naprawdę nikt nie ma patentu cała rzecz rozgrywa się na tym, że w ktòrymś momencie jest podejmowane ryzyko. (takie szukanie stu procentowej pewności to tak naprawdę sabotaż jakiejkolwiek relacji)

              Ryzyko związane z tym, że możemy  zostać zranieni w relacji, że trafimy na osobę toksyczną. Ròżnica jest taka, że jako dorośli możemy przerwać relacje w ktòrej czujemy się źle.

              Będąc z kimś w relacji rok, dwa, dziesięć ludzie poznają wzajemnie swoje słabe strony i bez problemu potrafią nacisnąć odpowiedni przycisk, odcisk aby wzbudzić w drugiej osobie emocje np. złość rzecz polega na tym, że w zdrowej relacji ludzie nie robią sobie tego.

              Jest jeszcze jeden problem u dda związany z wyjściem  toksycznej relacji. Osoby dda często mimo  świadomości, że  w relacji są krzywdzone tkwią w niej i przeczekują zamiast stawiać granice. (bo wstyd? bo partner się zmieni? bo ja (często u kobiet) go zmienię?), bo przesadzam? bo raz czy dwa zachował/ła się ok.  itp

              Cała sprawa sprowadza się do tego, że po etapie poznania przychodzi moment podjęcia ryzyka a nie sabotażu (analizy, dzielenia włosa na cztery). Wchodząc w relacje możesz zostać zraniona i tak naprawdę nikt nie ma na to patentu, bo relacja sprowadza się do zaufania poprzez wejście w nią i opuszczenie gardy (porzucenia kontroli).

               

              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
              Jakubek
              Uczestnik
                Liczba postów: 958

                „1.  Jako dorośli możemy przerwać relacje w której czujemy się źle.

                2. Osoby dda często mimo  świadomości, że  w relacji są krzywdzone tkwią w niej i przeczekują zamiast stawiać granice.”

                Mocno identyfikuję się z tymi prawdami. Przeciąganie relacji, w nadziei, że jeszcze coś się wyjaśni, ułoży, dogramy się…, bo zerwanie i odejście kojarzy się z okrutnym porzuceniem, zranieniem drugiej strony, także pozostawieniem jej na łasce losu (jeśli byłem dla niej ratownikiem). Patrząc w przeszłość, widzę, że lokowałem w relacji wszystkie moje życiowe nadzieje i oczekiwania, druga osoba miała być dla mnie niemalże „zbawieniem”, wypełnieniem pustki życiowej, miała nadać sens mojemu życiu… to się nie mogło udać. Dość szybko okazywało się, że to się nie uda, ale nie nauczyłem się, że nietrafioną relację mogę przerwać. Nie umiałem powiedzieć „Wiesz, widzę, że nam się nie udaje, lepiej będzie rozstać się.”. Wolałem czekać, aż druga strona sama to zrozumie i dojrzeje do rozstania. Traciłem przez to wiele lat.

                Dystopieden
                Uczestnik
                  Liczba postów: 9

                  @Jakubek w bardzo zgrabny sposób przedstawiłeś to jak sprawa wygląda u osób z dda czy podobnymi zaszłościami, można powiedzieć że przechodziłem to samo, ale u mnie po 24 rokiem życia do teraz (30) trwa zamęt zmian połączony z dobrze znaną stagnacją. Nadrabiałem kwestie społeczne niskiego szczebla których nie miałem wyuczonych, oraz błąkałem się po pracach które miały za zadanie wyrobić u mnie te podstawowe zaległości i być może wznieść dalej… ale to nie tak poszło jak czytałem o tym na forach czy rozmawiałem z podobnymi osobami w przeszłości będąc młodszym.

                  Z powodów o których piszesz w dalszym ciągu tkwię w tym trybie maski w pracy, a dom to samotność i trochę własnego ja. Nic się nie dzieje w kwestii kontaktów społecznych, jakbym zapomniał że to jest najważniejszy element który powinienem obok pracy rozwijać, ale porażki oraz kłódki myślenia jasno dają do zrozumienia, że nie nadrobię tego co inni mieli, mają lub mieć będą. Nigdy mnie nie ciągnęło do bycia podobnym jak współpracownicy czy koledzy z podwórka, zawsze byłem tym outsiderem który nie rozumiał innych i nie był zrozumiany przez innych, ale ta samotność… ona nie zanika z wiekiem, nie odchodzi na emeryturę. Przeobraża się z młodzieńczej dewastującej energii która kołatała głowę do formy pijawki która w ciszy wypompowuje chęci i nie pozwala o sobie zapomnieć wstrzykując swoją dawkę codziennego jadu. Lekka zazdrość co do innych jest obecna, ale najważniejszym niszczycielem to gromny ból i wstyd co do własnego braku stylu życia, zmarnowanej młodości i tej zastojałości z którą przecież zawsze żyłem obok, razem. Nie pozwala mi to otworzyć się czy mówić coś o sobie bo niby co mogę powiedzieć. Mam w planach polepszanie siebie w kwestii zawodowych, ale jak zwykle nic nie mam przygotowane do tej parzącej zasklepionej rany, czyli społecznych relacji, trochę for fun, trochę nie. I totalnie nie widzę dzisiaj tak jak kiedyś nie widziałem, możliwości do zmiany tego, jakbym był przyspawany w tych okowach i galopujących ludzi wokół za wszystkim w swoich życiach.

                  Chciałem tylko to napisać by przypomnieć się sobie samemu i wyrwać się z samotniczych zajęć, ale i trochę pokazać młodszym z podobnymi problemami, że taki pozorny progres to nie rozwiązanie czy pomysł na siebie. Brakowało mi pomocy o którą nigdy nie zabiegałem i napawała strachem.

                   

                  Makadamia
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 37

                    Ja po latach szarpania się, walki, prób powoli odpuszczam. Zaczynam godzić się z sytuacją, że nigdy nie będę taka jak inni, nie osiągnę tego co oni choćbym nie wiem co robiła. Za dużo czasu straconego, którego nie da się cofnąć i nadrobić. Przestało mi zależeć nawet. Co do porównań z innymi. Kiedyś mówiłam sobie myśląc o swoich znajomych z normalnych domów „mnie do niej daleko, ona to ma życie, tyle osiągnęła i w pracy i w życiu rodzinnym, jest taka szczęśliwa”. Ale przypomniałam sobie pewne słowa: „Nie sztuka sobie radzić jak wszystko idzie dobrze, jak nie ma się trudnych przeżyć i doświadczeń. Sztuką jest sobie radzić jak ciągle wiatr w oczy, ciągle pod górę i wiecznie kłody pod nogi”. Wtedy przychodzi myśl, że tak naprawdę to wszystkim tym z dobrych domów jest daleko do nas. Do nas, którzy ciągle toczą walkę, pokonują samych siebie by coś osiągnąć. Wtedy ich osiągnięcia wypadają bardziej blado.

                    Jakubek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 958

                      @MakadamiaJa po latach szarpania się, walki, prób powoli odpuszczam. Zaczynam godzić się z sytuacją, że nigdy nie będę taka jak inni, nie osiągnę tego co oni choćbym nie wiem co robiła. Za dużo czasu straconego, którego nie da się cofnąć i nadrobić. Przestało mi zależeć nawet.

                      Jak dla mnie, to jesteś w idealnym punkcie życiorysu, w którym wreszcie nadszedł czas na życie TYLKO dla siebie. Osiągnęłaś to całkowite odpuszczenie, do którego wiele osób będzie dojrzewało jeszcze przez lata albo nawet przez całe życie. Masz ogromną szansę, by teraz już poświęcić się wyłącznie uszczęśliwianiu siebie, bez oglądania się na innych. Oczywiście, żeby z tej szansy skorzystać musisz nauczyć się dogadzać sobie, dawać sobie radości i przyjemności, dopieszczać siebie, cieszyć się sobą, troszczyć się o siebie, być czułym dla siebie, wyrozumiałym, cierpliwym, kochającym, itd. Do roboty!

                       

                      Mary Yellan
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 63

                        <p style=”text-align: justify;”>2wprzod1wtyl u mnie to nie dokońca tak. Ale zgadza się z tym dzieleniem włosa na czworo. Tak robilam jakiś czas temu, az w końcu dotarło do mnie, że kręcę się  w kólko i muszę dać się otworzyć, choćbym dostała „po łapach”. Że lepsze jakiekolwiek uczucie choćby i porzucenia, oszukania niż ta wieczna pustka. Podjęłam ryzyko. Aktualnym problemem jest u mnie albo może ja to tak odbieram, że jeśli już kogos poznaję to zawsze jest to osoba albo z dda albo z rodziny gdzue jakiś konflikt między rodzicami istniał. Każdy z poznanych miał jakiś nieprzepracowany problem i pół biedy jeśli sobie to uświadamiał i chciał coś z tym zrobić dla poprawy swojego życia choćby dla siebie (niekoniecznie dla mnie). Z obecnym niestety tak nie jest. Dla niego osoba mająca jakieś problemy natury psychicznej to osoba stracona wg niego. Ucieka od takich  nie dziwię się, nie mam o to do niego pretensji, ale widzę jednocześnie u niego zachowania, które powinien dla dobra przyszłego związku przepracować. On nie widzi u siebie żadnych problemów. Widział u swego pijącego brata. U rodziców, ale nie u siebie. Stąd te moje obawy. Jaka przyszłość mnie czeka z taką osobą. No i przyszle dziecko na.przyklad. To, że jako dorosła osoba mogę zerwać taki związek to też daje mi inne wyobrażenie – do tej pory myslalam, że to jest po prostu kolejna moja ucieczka. Tak zostałam zaprogramowana. I to zarzucono mi kilka razy. Choc wtedy myślałam, że to mój rozsądek. Być może czas zacząć myslec inaczej.  I nauczyć się tego, że nie zbawię świata. I kogoś kto nie widzi u siebie problemów. Umieć odcinać się w sytuacji gdy nie ma innego wyjścia, a nie być tarczą ochronną, dla kogoś kto tego w cale nie oczekuje.</p>
                        Ta wzmianka o idealnym punkcie życia identyfikuje mnie również. I to zasugerowało mi że jestem gotowa na związek taki prawdziwy a nie oparty na wiecznych ucieczkach albo próbie sił. Tak jakby na zasadzie, że.ja też zasłużyłam wbrew temu co w gniewie slyszalam od rodziców lub innych żle nastawionych ludzi. Ale chyba jak widać wciąż nie mogę wyjść z dziecięcego, naiwnego idealnego wyobrażenia miłości i związku tak różnego od związku moich rodziców. Chcę dostać coś idealnego albo nic, pomimo nabrania odwagi w otwarciu się na miłość w ogóle. Taka sprzeczność.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 114)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.