Wcale nie mówiłem, że trzeba cokolwiek kończyć, albo że w ogóle coś „trzeba”. Moim zdaniem można i to kwestia wyboru.
Faktycznie rozumienie tu niewiele pomaga, w każdym razie mnie nie pomagało. Pomogło mi to, że na terapii ktoś zaproponował mi konsekwentnie inne spojrzenie na moją rodzinę i moją rolę w niej, że miałem czas to sprawdzić (nie przyjąłem tego na wiarę i to trwało zanim sprawdziłem), że mogłem gdzieś przyjrzeć się swoim uczuciom zamiast swoim myślom (trudno mi to idzie, ale jednak się zmieniło), że nie musiałem się z tym spieszyć, że nikt mi tam nic nie kazał i że byłem wśród ludzi, którzy mieli podobne problemy i w tym samym momencie przechodzili to samo, co ja.
Wcale mnie nie dziwi, że się jej trzymasz, ani to poczucie niezrozumienia i bezradności, znam to. Czy myślałeś, żeby poszukać sobie jakiejś pomocy albo wsparcia, żeby się z tym nie męczyć sam?