Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD problem orientacji, chciałabym, ale się boję…

Przeglądasz 6 wpisów - od 1 do 6 (z 6)
  • Autor
    Wpisy
  • open.sky
    Uczestnik
      Liczba postów: 1

      Hej…

      To mój pierwszy post, dlatego chciałabym się przywitać. Dużo pomaga mi czytanie tego forum i terapia, w której jestem, dlatego uznałam, że pora poruszyć ważny dla mnie temat stosunku kobiet dda do mężczyzn, tudzież kobiet.

      Pytanie szczególnie adresuję do kobiet z rodzin dysfunkcyjnych: jak to wyglądało u Was?

      U mnie problem okazuje się co jakiś czas wybijać…

      Życie z ojcem alkoholikiem, którego bałam się każdego dnia sprawiło, że bardzo szybko nauczyłam się bać mężczyzn. Ojcowski chłód i brak jakiegokolwiek zainteresowania mną, jako dorastającą dziewczyną sprawiał, że szalenie lgnęłam do niego próbując mu imponować, ale na nic to. Zawsze byłam dla niego – jak matka… Lgnęłam jednak nawet wtedy,  kiedy rzucał ochłapem zainteresowania; taki paradoks. Sądzę, że wiele kobiet z rodzin alkoholowych może mieć podobnie jak ja problem w późniejszych relacjach, a przede wszystkim określeniu swojej orientacji, tożsamości, uczeniu się granic, wytyczania innym granic – też seksualnych. Jak sądzicie?

      Dorastałam z wielkim poczuciem, że nie jestem wartościowa. Miałam koszmarne kompleksy, poczucie odstawania… Szybko weszłam w nastoletnie relacje, przeżyłam stratę mojej pierwszej miłości w tragicznych okolicznościach… Potem kolejne próby relacji, kolejne znajomości… A ja w coraz większym rozdźwięku. Nauczona tego, że rolą kobiety jest być służącą,  wpadałam więc w toksynę raz za razem. Okazywało się jednak szybko, że w relacjach z chłopcami nie znajduję spełnienia. Pojawiły się więc kobiety. Wpadłam w ciąg, wir znajomości, skrajnego przeskakiwania. Bo to, co dawały mi emocjonalnie kobiety, to przede wszystkim poczucie emocjonalnego bezpieczeństwa, empatii, wspólnoty nadawania na poziomie emocjonalnym w podobny sposób. W tle szukałam rzecz jasna chłopca dla siebie… Złościłam się, kiedy mężczyzna, z którym postanowiłam się spotykać, był wrażliwy, ciepły… I znów moja dziwna złość wypływała na wierzch, aby tylko to rozwalić, gdy robiło się zbyt blisko…Zupełnie nie umiałam odnaleźć się w relacji z chłopakiem.

      Poznawałam różnych, mniej lub bardziej fajnych facetów. Często sporo nas łączyło (m.in pasja, a to było dla mnie ważne i bardzo łączące), niemniej zupełnie nie potrafiłam przełamać bariery bliskości, Dziś z perspektywy czasu widzę, że nie wierzyłam w to, że ja, taka, jaką jestem, zasługuję na mężczyznę, który by mnie kochał i szanował… Musiało tak się stać. To obraz relacji ojca i matki z domu…

      Szybko więc przekonałam się, że pomimo wielkiego pragnienia bliskości z mężczyzną i próby ośmielania się, nie potrafię poznać innego gościa, jak tylko … tego, z którym nie mogło to wypalić, bo zupełnie rozjeżdżaliśmy się osobowościowo. Nie chcę siebie wywyższać ani umniejszyć komuś z mojej przeszłości, ale sama nie wiem, jak to możliwe, że pakowałam się w relację z mężczyzną, który zupełnie był mi jak kula u nogi (a ja jemu; bo gdy on chciał kobietki na imprezę, ja wolałam czytać). Jednak trwałam w tym, bo czułam, że przecież nie zasługuję na kogoś innego…

      Co najtrudniejsze do zrozumienia dla mnie, to pragnienie emocji, akceptacji, wchodzenie w relacje z kobietami. Czego tam szukałam? Oto jest pytanie… Fizycznie podobają mi się mężczyźni, ja im też jakoś całkiem, ale przy kobietach czułam swobodę. Nie musiałam być jakaś… Tak sądziłam, co też z czasem okazało się kolejną iluzją zbiedzonego umysłu…

      Suma jest taka, że najdłuższy związek, to ten z kobietą. Nie byłam w pełni szczęśliwa… Zawsze w relacjach z kobietami (one były zdeklarowane jako osoby nieheteronormatywne, ja nie), czułam brak. Coś, co mnie drenowało psychicznie…Pustkę.  Pokręcone to, ale widzę, jak wiele w tym problemie odbija się problemu pochodzenia z domu, gdzie posiadało się pijanego, agresywnego ojca…

      Ja mam skrajnie niskie poczucie wartości, czuję się wewnętrznie gorsza… Obecnie w pracy czy w kontakcie z mężczyznami często umykam, uciekam wzrokiem… I co dziwne, kiedy wyczuję, że mężczyzna jest uległy…nie jestem zadowolona, czuję, że nie jest męski. Tak, bo męski (dla mojej głowy) to agresor po trzech głębszych… Ech. Taki wzór, ale staram się bardzo to przełamać…  Nie ufam mężczyznom, czuję się niepewnie w bliższym kontakcie i nie dziwię się, że mi nie wyszło, bo jak wejść w relację z mężczyzną, kiedy nie ma się wzoru matki i ojca? Jak stworzyć coś zdrowego, gdy nie wiesz, co to oznacza być kochaną? Jak nie wpaść w toksynę? Jak też odnaleźć się w roli kobiety…? Trudne to pytania… Obecnie przyglądam się sobie, innym, obserwuję ludzi.

      Powiem Wam, że męczy mnie to… Jest we mnie olbrzymia tęsknota do mężczyzny. Czasami myślę, że może jeszcze nie jest zbyt późno by spróbować oswoić się z mężczyznami. Zakolegować się, zaprzyjaźnić… Bardzo chciałabym oswoić się z jakimś mężczyzną (rany, jak to brzmi :D)…

      Wiem, że fajna ze mnie babka… 😉 Ale albo się bronię i bez kija nie podchodź albo wpadam w uległość i służbę uzależnionemu… (obecnie to już i z kobietami zaliczyłam taką wtopę współzależnej relacji)

      No dobrze, więc jak to jest u Was? A może w odbiciu – mężczyzna dda i problem z orientacją / kobietami? Z chęcią porozmawiam.

      Ech. Nie jest mi dobrze tak, jak żyję.

      • Ten temat został zmodyfikowany 2 lat, temu przez open.sky.
      dda93
      Uczestnik
        Liczba postów: 621

        Witaj🙂

        Co do związków jednopłciowych, podobno działa to tak, że pojawiają się w nich inne niż w relacjach hetero płaszczyzny porozumienia. Natomiast mechanizmy związku pozostają te same, więc gdy ktoś ma problem z „podkładaniem się” partnerowi, zmiana orientacji raczej nie rozwiąże problemu…

        Co do facetów uległych i miękkich, wybacz im, proszę, w ich życiu często zabrakło ojców, byli wychowywani przez dominujące matki. Stąd te postawy.

        Cześć z tych mężczyzn to przypadki niereformowalne, czyli na zawsze tacy zostaną. Inni, po zaspokojeniu ich potrzeby czułości i nabraniu poczucia bezpieczeństwa pokazują swoje prawdziwsze oblicze. Trzeba im tylko dać czas…

        Gdy taki facet wie, że nie odejdziesz, może się zdenerwować lub zakląć, albo postawić na swoim – jeśli to odpowiada Twojej definicji męskości. A wtedy i wilk syty, i owca cała, bo nie masz w domu ani totalnego chama i brutala, ani totalnego mięczaka. Wielu mężczyzn jest gdzieś po środku, między tymi skrajnościami. Może wielu więcej niż myślisz 🙂

        W kwestii oswajania się, myślę, że to bardzo dobry pomysł 🙂 Możesz w tym celu nawiązywać drobne kontakty z braćmi, kuzynami, kolegami z pracy lub szkoły. I to powinno pomóc Ci oswoić swój lęk przed płcią przeciwną.

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931

          To ciekawe, ale mam wdrukowany podobny kod spoglądania na facetów, z tym, że:  kiedy wyczuję, że mężczyzna jest uległy… czuję, że nie jest męski i jestem zadowolony, bo mi nie zagraża. Nie muszę się go bać. Tak, bo męski (dla mojej głowy) to agresor (jak ojciec).

          Oczywiście zmieniam ten kod. Sam wciąż (i z trudem) godzę się na to, że jestem właśnie takim „miękkim” facetem, który stara się udawać twardego. Wciąż też z zaskoczeniem obserwuję jak twardziele (którzy w pierwszej chwili budzą mój strach) łatwo miękną, ulegają lekowi, gubią się.

          Trzeba zmieniać te kody.

          Moja_nawa
          Uczestnik
            Liczba postów: 8

            Hej, @open.sky 🙂

            Co do tego, że wiele kobiet z rodzin dysfunkcyjnych może mieć trudności w relacjach ze względu na środowisko, w którym się wychowywały, nic nowego nie odkryję tą odpowiedzią, ale tak, niestety, ale tak jest, sama do tej pory mierzę się z trudnościami relacyjnymi takimi jak lęk przed bliskością czy wstręt do dotyku (najgorszy dla mnie jest dotyk człowieka, od którego czuję alkohol, po prostu nie mogę tego znieść).  Wszystkie moje dotychczasowe relacje romantyczne (które nie były oficjalnymi związkami, gdyby nazwać je związkiem chyba bym dostała zawału na miejscu!)  były z osobami, które zwyczajnie nie były dla mnie dobre, znajomości bardzo mnie wykańczały, a im bardziej ktoś mną miotał, nie chciał mnie, nie szanował, tym bardziej ja w to wchodziłam. Kiedy teraz poznaję osobę stabilną, która okazuje zainteresowanie mam ochotę zebrać manatki i uciekać najdalej jak się da! Rozumiem już swoje mechanizmy, zauważam je i mogę się nawet pochwalić moim ostatnim sukcesem…zatrzymałam impuls wejścia w relację z facetem, który ewidentnie nie chciał się zaangażować, szukał kogoś, kto wypełni mu lukę w kalendarzu, kogoś dla rozrywki, oczywiście w pierwszej chwili na ten jego brak jasnej chęci zaangażowania odpowiedziałam entuzjastycznie, ale świadomie powstrzymałam się od wejścia w relację, która skończyłaby się cierpieniem, za to mierzę się z lękiem w relacji z inną osobą, która jest mocno zaangażowana (nie uciekłam widząc to zaangażowanie!).Wciąż pracuję nad bliskością w terapii, dziś na sesji wypłakałam wiadro łez, bo uświadomiłam sobie jak dużym problemem jest dla mnie dotyk właśnie, co prawda pozwalam się dotknąć, ale za każdym razem robię to wbrew sobie, moje ciało po prostu zastyga kiedy czuję ciepło drugiej osoby…Ciężko mi z tym, że z tej rodzinnej traumy leczę się już tyle lat, wiem ile już za mną i robię postępy, małe rzeczy (jak chociażby pójście na randkę i nazwanie tego randką, z której może coś wyjść!) są moimi Everestami, stale wspinam się na kolejne, ale w pełni rozumiem twoje zmęczenie tym jak się czujesz, ja też jestem zmęczona tą pracą, jest mi zwyczajnie ciężko, że tyle to trwa i momentami wydaje się nie do zniesienia. Wysyłam Ci dużo siły i ciepła, dbaj o siebie 🙂

             

            PS

            Zgodzę się z @Jakubek , takie automatyczne kody  relacyjne warto zmieniać! 🙂

             

             

             

            Mary Yellan
            Uczestnik
              Liczba postów: 63

              Hej,

              Pod wieloma poruszonymi przez Ciebie problemami mogę się śmiało podpisać. Jedynie może oprócz wchodzenia w bliskie relacje z kobietami. Owszem zawsze miałam więcej koleżanek, przyjaciółek niż męskich przyjaciół, bo się ich po prostu bałam – dosłownie – ku zdziwieniu mojej rodziny (choć o dziwo to się ostatnio zmienia w drugą stronę bo jakoś teraz lepiej dogaduje mi się z facetami – w końcu (!) często jestem ich powierniczką, doradcą. Kobiece przyjaźnie dla odmiany teraz właśnie zaczęły mnie irytować. Ich pojmowanie świata. Lubię rozmowy z facetami i ich proste, bezproblemowe schematyczne myślenie. Wcześniej uciekałam przed jakimkolwiek posądzeniem mnie o jakąś relację bliższą z kolegą, potrafiłam nawet zwykłą znajomość z pracy zmierzającą w takim kierunku usadzić już w zarodku swym chłodem. Teraz jednak tym razem uciekam bo oni z kolei chcą zbyt szybko przejść do etapu dalej. Może trafiam też na  takich, którzy sami mają problemy ze zrozumieniem swej emocjonalności i oczekują od związku czegoś innego niż ja.

              Tak z perspektywy czasu myślę, że u mnie winna była też postawa Mamy. Oprócz nieangażującego się nieobecnego ojca miałam nadmiernie kontrolującą matkę i również nie traktującej poważnie problemów nastolatki wyśmiewającą pierwsze nieśmiałe wzmianki o chłopakach. To wszystko wyrobiło we mnie poczucie, że relacje damsko męskie są jakieś złe, prowadzące do kłopotów i nie warto się na nich skupiać, bo tylko się cierpi. Zwłaszcza przez ludzi z zewnątrz. Więc początkowo skupiłam się na zdobywaniu pracy i samodzielności w życiu, mimo wszystko nie stałam się samotną osobą usilnie czepiającą się kogoś by był. Wręcz przeciwnie, ja całe życie uciekałam od bliskości. Nie odczuwałam jej braku, a raczej był on tłumiony przez moje potwornie niskie poczucie własnej wartości jako człowieka i jako kobiety. Zmieniło się to jednak. Teraz szukam tej bliskości.

              Natomiast relacje z kobietami zawsze miałam w takim zwykłym znaczeniu. Związku z kobietą nie próbowałam i nie pociągało mnie to nigdy. Pociągają mnie mężczyźni i wcześniej też tak było – po prostu zostało to na jakimś etapie przez różne sytuacje stłumione. Więc wcześniej wolałam po prostu być sama, pomimo usilnych prób swatania mnie albo podsuwania wolnych znajomych – czułam się jakbym opcję poczucia bliskości do facetów miała wyłączoną (to była moja skorupa – obrona). Dziś tłumaczę to sobie tak – że po prostu czułam wtedy się nieatrakcyjna jako kobieta – przez ignorowanie przez ojca, albo wręcz szydzenie przez niego ze mnie w wieku dorastania oraz kpienie ze mnie przez kolegów. Dziś jako trochę starsza myślę, że to po prostu mogły być ich tzw końskie zaloty w wielu przypadkach – ale przez ubogie relacje z ojcem nie rozumiałam męskiej psychiki i nie umiałam rozgraniczyć kiedy byli po prostu chamscy i trzeba było im odpłacić liściem 🙂 a kiedy po prostu nieumiejętnie próbowali zaczepić koleżankę pod innym kątem. Nie miałam też starszych krewnych męskiej płci, którzy wyjaśnili by mi takie kwestie. Przez to wszystko czułam, że nie mam po co próbować bliższych relacji z chłopakami bo nie mam im nic do zaoferowania jako dziewczyna. Z biednego domu, nieatrakcyjnie ubrana bo nigdy nie było kasy, a jak była to krytykowanie wyglądu również przez Matkę która nie umiała być przyjaciółką nastolatki, zrozumieć jej zachowania tylko wymuszała pewne zachowania. Tłumienie budowania swej indywidualności było u mnie w domu na porządku dziennym. Jak w takich realiach rozwinąć się jako kobieta? Więc wzrastałam w swych blokadach i zahamowaniach. Rodzina miała ze mnie ubaw widząc strach w oczach przed spotkaniem obcego faceta, ale nikt nie wpadł na to by posłać do psychologa a sama też nie sądziłam, że to się kwalifikuje do takiej wizyty. po prostu znów czułam się winna, nie taka jak trzeba, wolałam zatem być przezroczysta. Z resztą świat i tak kręcił się wokół problemów z ojcem. Więc co tam moje problemy. Słyszałam w kółko od Mamy, że ona w moim wieku miała gorzej itd….I że tylko ona jest w tym wszystkim ofiarą.

              Tak więc jeśli chodzi o mężczyzn to jakbyś opisywała moje życie. M. in strach, nieufność podejrzliwość wobec tych miłych – schemat – coś tu nie gra – ucieczka. Dodam tylko, że oprócz tego, że w domu oprócz ojca alkoholika, będącego niedostępnym emocjonalnie, była nadmiernie kontrolująca, krytykująca i wyśmiewające takie drażliwe tematy jak miłość między kobietą a mężczyzną Matka. Zatem mieszanka: ojciec nie dostrzegający dorastającej córki – brak zapewnienia akceptacji jako mężczyzna – kobiecej tożsamości w połączeniu z szykanowaniem w szkole przez kolegów w chamskich wyzwiskach zupełnie za nic ot tak bo byłam tzw. osobą do bicia (trafiłam do grupy później więc się na mnie początkowo wyżywano) w grupie – zrobiła swoje. Wtedy zupełnie nie potrafiłam się bronić. A nikt z rodziny czy otoczenia nie powiedział że mogę, nie obronił. I tak wzrastałam w poczuciu że jestem nikim i niczego wielkiego nie mogę od życia oczekiwać. Dodatkowo w domu porównywana non stop do starszej siostry stawianej za wzór nie do doścignięcia przeze mnie bo cokolwiek robiłam dla zbyt wymagającej matki i tak było to mało. Tak to wtedy widziałam. Nastawiłam się na przetrwanie a nie na szukanie bliskości. Ale minął czas odkąd z nimi nie mieszkam i odbudowałam swą tożsamość. Która nagle jest doceniana. Mam grono przyjaciół. Spotykam się z facetami. Podobnie jak Ty ciągnie mnie do tych złych lub podświadomie sama ich przyciągam bo po prostu z nimi umiem się dogadać. I co mi z tej wiedzy, że schemat kobiet dda jest taki a nie inny? Wiem to ale sama nie umiem go przełamać :/ Póki co.

              Ale na pocieszenie – może to coś Ci pomoże – nie wiem ile masz lat, ale nie ma to chyba znaczenia (co było poruszane w pozostałych wątkach) niewykluczone, że i u Ciebie nastąpi w pewnym momencie jakiś przełom. U mnie tak było. Nie wiem kiedy właściwie. Chyba wtedy gdy uświadomiłam sobie, że nie jestem nikim, tylko kobietą, mogącą się podobać komuś, ale nie muszę wszystkim. I to ja decyduję teraz z kim się chcę spotykać a z kim nie muszę. Czego ja oczekuję od dobrego wg mnie związku, czy relacji, a na co np się nie zgodzę i mówię o tym bez ogródek komuś z kim się np spotykam, również staram się słuchać czego chce on. Jednak jeszcze trochę pracy przede mną bym nie bała się tych „dobrych”. I bym sama umiała zaoferować im swą dobrą stronę, a nie podświadomie sabotować kolejną znajomość. Wierzę, że mi się to uda. Że to kwestia czasu. Nie wiadomo jakiego, ale jednak. Czego i Tobie życzę 🙂

              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Mary Yellan.
              abcd
              Uczestnik
                Liczba postów: 206

                @Open.sky „No dobrze, więc jak to jest u Was? A może w odbiciu – mężczyzna dda i problem z orientacją / kobietami? Z chęcią porozmawiam.”

                Cześć
                Za czasów młodości miałem poczucie niższości w stosunku dziewczyn i nie potrafiłem zrozumieć, że przez jakąkolwiek dziewczynę mogę być chciany i każde zainteresowanie dziewczyny odrzucałem z powodu nieumiejętności okazywania też zainteresowania. Dla mnie kobieta była bytem idealnym. Miałem poczucie, że choćbym nie wiem jak był świetny, to i tak nie jestem godny dziewczyny i w zarodku ucinałem relację. Takie coś może też się przerodzić w odwrotność, czyli w poczucie, że żadna kobieta nie jest mnie godna. I jak najbardziej z powodu tych zaburzeń, w człowieku może zaburzyć się orientacja seksualna i nakierować na tę samą płeć, zwłaszcza jeżeli wcześnie zostanie rozbudzony popęd seksualny, albo pojawi się nerwica natręctw związana z seksem.

              Przeglądasz 6 wpisów - od 1 do 6 (z 6)
              • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.