Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Problemy w małżeństwie // rozwód // DDA

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 13)
  • Autor
    Wpisy
  • Szoszana
    Uczestnik
      Liczba postów: 5

      Cześć,

      przepraszam, jeśli jakkolwiek dubluję tematy, wątki dodając nowy, ale po przejrzeniu licznych dyskusji(w każdej znalazłam coś w jakimś stopniu odzwierciedlającego moją sytuację) chciałabym podzielić się moim doświadczeniem, ale tak naprawdę bardziej zrozumieć mojego Męża. Dużego ukojenia dodają mi wypowiedzi, które lepiej naświetlają, jak sytuacje przeżywają i analizują osoby DDA. Nie chcę jednak wpaść w pułapkę zrzucania wszystkich problemów na to, że mój Mąż jest DDA, dolałam swojej oliwy do tego ognia i nie będę się tego wypierać. Mieliśmy czas w związku, kiedy się kłóciliśmy, wchodziła przemoc z obu stron, i omawialiśmy to na terapii. Ale po wszystkim, chcieliśmy, żeby było normalnie.

      Mój Mąż w tym wszystkim, co opiszę dalej, jest wspaniałym człowiekiem. Troszczy się o wszystko, jest odpowiedzialny, bardzo o mnie dba, często w kłótniach pierwszy przychodził, żeby się pogodzić. Ma dobre serce. Utrzymywał dom. Może trochę za bardzo chciał być lubiany przez wszystkich, często chciał komuś zaimponować, czasem widziałam, jak po kłótniach chciał się wybielić przed członkami mojej rodziny. Nie miałam Mu tego za złe, było mi Go w tym wszystkim szkoda.

      Mój Mąż mówi, że chce rozwodu. Myślę, że nie mieliśmy łatwego związku, sama wielokrotnie Go zraniłam przykrymi słowami, ale wiem, że bardzo Go kocham i on kocha mnie. Podczas kłótni, od której to się zaczęło, powiedziałam parę słów za dużo. Mimo wszystko, jeśli chce rzeczywiście rozwodu, to mogłabym to zrozumieć, gdyby to wszystko przebiegało normalnie. Niestety nie mam pojęcia, co On ma teraz w głowie i nie rozumiem Jego zachowania. Po pierwsze, w sprawie rozwodu ani razu nie zaproponował spotkania, żeby to obgadać. Tak naprawdę podjął decyzję z dnia na dzień, po czym nie było z Nim kontaktu, zaczął wychodzić z kolegami. Powiedział, że nie ma potrzeby ze mną rozmawiać, a jak zapytałam Go, czy jego zdaniem to jest normalne i dojrzałe, to odpowiedział, że tak. W międzyczasie spotkaliśmy się dwa razy, rozmawialiśmy, wydawało mi się, że zaczyna być normalnie, mówił mi, że mnie kocha, że przemyśli to, że zraniły Go moje słowa, po czym poszedł na imprezę na 20h, po pijanemu skłamał mi, że kogoś poznał i mam do Niego nie dzwonić. Po imprezie nie miałam z Nim kontaktu przez parę dni, sam się wstydził zadzwonić, a po paru dniach dostałam wiadomość na WhatsApp’ie, że zmienił zamki i zapytał, czy sama zabiorę rzeczy czy ma je spakować i wysłać kurierem. Fakt, że jest to mieszkanie wyłącznie mojego Męża, ale mieszkaliśmy w Nim razem od 3 lat. Założyłam, że ta wiadomość to kolejny power trip, próba uderzenia we mnie, pokazania kontroli, postawienia Go w roli ofiary, a mnie – antagonisty. Już parę tygodni temu, przy jakiejś kłótni, kazał mi się spakować i wynosić, przerabiałam to już parę razy i wiedziałam, że to u Niego przejaw bezsilności. że w emocjach mówi takie rzeczy. Oczywiście nie udaję obojętnej, dałam się wiadomością na WA sprowokować, wpadłam w histerię, a On wyśmiewał mnie przez telefon.

      Stwierdziłam, że dam parę dni dystansu i oboje to przemyślimy. Wiem, że nigdy nie umieliśmy się kłócić przez telefon ani w wiadomościach. Zawsze kończyło się to tym, że On wpadał w szał, rozłączał się i mnie blokował. Często w kłótniach w takiej formie zaczynał się nakręcać, najpierw był normalny dialog, a po chwili tracił cierpliwość, krzyczał, że mam wy*******ac. Zdarzało się, że po chwili znowu mnie przepraszał i mówił, że jestem wspaniałą osobą. Nie chcę się w tym wszystkim wybielać, mnie też zdarzało się być agresywną, stosować jakieś brzydkie chwyty i szantaże, agresywne zachowania, ale jestem tego świadoma i wstyd mi jest za każdy raz, kiedy się tego dopuściłam. Z kolei mój Mąż wydaje się być tego zupełnie nieświadomy, za każdym razem, kiedy zwracam Mu uwagę na te rzeczy, ma jakiś argument, dlaczego mógł się tak zachować, mógł tak powiedzieć(„Bo mnie zdenerwowałaś”, „Bo powiedziałaś to i to…”). Tak, jakby w ogóle nie widział w tym problemu.

      Po wspomnianych paru dniach przyjechałam zabrać rzeczy, zdałam sobie sprawę, że na ten moment nie jestem w stanie do Niego przemówić, przez 3h pakowania była kłótnia, mój płacz, Jego drwiny na przemian z przeprosinami. Dopiero podczas ostatnich 20min coś w Nim się zmieniło, przyszedł, przytulił  mnie, rozpłakał się, powiedział, że przeprasza mnie za wszystkie krzywdy, które w ostatnich dniach mi wyrządził. I znowu poczułam, że mogę z Nim rozmawiać, powiedziałam Mu, że czytałam bardzo dużo o DDA ostatnio, że teraz do mnie dotarło, że niektórymi moimi zachowaniami wyrządzałam Mu ogromną krzywde, że wiem, że On odrzucenie przeżywa 1000x bardziej, że to, że przez ostatnie 2 miesiące rzadziej byłam w domu, spotykałam się ze znajomymi mógł odebrać jako kompletny brak zaangażowania w związek. I wszystko to do Niego docierało, powiedział, że czytał  wszystkie artykuły, które Mu podesłałam, że to rozumie. Poprosiłam, żeby przemyślał rozwód, żeby pomyślał może nad terapią albo separacją, żeby można było to przemyśleć. Zgodził się. Wyprowadziłam się, ale rozstaliśmy się w atmosferze względnego pokoju.

      I chyba zrobiłam jedną podstawową głupotę, chyba to spotkanie, ta rozmowa wyzwoliła we mnie głupią nadzieję i napisałam do Niego następnego dnia, po wyprowadzce, czy chce się spotkać na chwilę i mnie przytulić. Jestem świadoma, że to było nierozsądne i pochopne, ale impulsywnie poszłam za moją potrzebą. Odpisał mi, że ma dość moich manipulacji, że jestem wyrachowana, że On nie wierzy w to, że teraz ja coś do Niego czuję i że nie wie, kiedy znowu mi się zmieni. Powiedział, że „to jest koniec tego chorego układu” i że chce rozwodu. Dzień wcześniej mówił, że to przemyśli. Nie rozumiałam tych wszystkich oskarżeń, bo na razie największą niestabilność pokazywał On. To prawda, w związku zdawało mi się od Niego dystansować po sprzeczkach, nieraz głupio się obrażać, dopiero ostatnio zdałam sobie sprawę, jak mocno On to przeżywał, ale Jego obecnego zachowania nie rozumiem.  Po tej rozmowie, kazał mi Go zostawić i wszędzie mnie zablokował.

      Wiem, że On jest wspaniałym człowiekiem, ale nie rozumiem tego, jak ślepo pozwala, żeby Jego zmienne emocje Nim kierowały, jak dużo dziwnych zachowań nimi usprawiedliwia, jak robi dokładnie to, o co oskarża mnie – niestabilność, huśtawki emocjonalne. To, co pisałam wcześniej, ta wybuchowość w rozmowach, duża agresja. Potrafi powiedzieć mi coś okrutnego, a minutę później skłamać, że nic takiego nie było. Mówi, że przez tyle lat w ogóle o Niego nie dbałam, że miałam Go gdzieś, że się nie angażowałam. Wmawia mi, że wszystko co robię, to manipulacje i chodzi mi tylko o Jego pieniądze. Twierdzi, że od pół roku był ciągle nieszczęśliwy, że z wszystkich rzeczy, które robiliśmy razem pamięta tylko kłótnie, chociaż ja wierzę, że było inaczej, patrzę na zdjęcia i wiem, co robiliśmy i jaki zadowolony był. Domyśliłam się, czytając artykuły i posty, że pewnie dużo rzeczy w sobie tłumił, zamiast powiedzieć wprost co Go boli i rani. Mąż chodzi na terapię DDA, ale mam wrażenie, że On w ogóle nie wiąże tego, jak przeżywa nasze problemy z tym syndromem, dla Niego to są zupełnie oddzielne rzeczy, przynajmniej takie wrażenie odniosłam. Nie mi jest oceniać, jak przebiega ta terapia.

      Nie chcę wykreować jakiegoś fałszywego obrazu mojego Męża, w tym wszystkim przez wiele lat był czułym, przekochanym Mężczyzną, który chciał mi nieba przychylić. Wierzę, że cały czas jest, tylko jest Mu trudno bo Go zraniłam i nie radzi sobie z tymi negatywnymi emocjami.

      Może ktoś jest w stanie bardziej zapoznać mnie z tym, czemu On tak się zachowuje? Czemu ta huśtawka? Czemu nie może szczerze przyznać, że to nie jest do końca normalne? Jak powinnam się zachować – przeczekać? Nie chodzi o namawianie Go, żeby mnie nie zostawiał, tylko jak mogę być z Nim w normalnym, cywilizowanym kontakcie. Bardzo dziękuję i przepraszam za taki długi, chaotyczny wpis.

      • Ten temat został zmodyfikowany 2 lat, temu przez Szoszana.
      truskawek
      Uczestnik
        Liczba postów: 581

        Hej, Szoszana!

        Terapia to duże przeżycie i nie dziwi mnie, że ma huśtawki. Ja przez jakiś rok narzekałem na swoją partnerkę zanim byłem w stanie się zająć sam sobą tak naprawdę, więc to mi brzmi znajomo. Odkrywanie co boli i jakie mamy mechanizmy nie jest łatwe i wymaga czasu, wzięcie odpowiedzialności za siebie (zamiast zrzucania odruchowo na drugą osobę) też.

        Dowiedziałem się tam, że w każdej relacji mam 50% i tyle też masz w swoim małżeństwie. Nawet jak wiadomo czym są spowodowane jego problemy, to nie ma żadnego wzoru jak on je sobie rozwiąże i co z terapii wyniesie, więc nie widzę łatwego wyjścia. Ty możesz zadbać z kolei o siebie i swoje potrzeby, niezależnie od niego, i dopiero jeśli oboje, każde ze swojej strony, będziecie chcieli, to ten związek może trwać.

        W czasie terapii nauczyłem też żeby dać sobie spokój z ocenami typu „normalne”, „cywilizowane”, „dojrzałe” itp. i skupić się tylko na tym co ja czuję i co czuje druga osoba, i w miarę możliwości o tym mówić, także o swoich potrzebach. Jeśli jest ci bliski i jesteś na to gotowa, to możesz spróbować komunikatów typu „ja” i kontaktu z własnymi emocjami – czyli np. „jest mi teraz przykro”, „boję się”, „chcę/nie chcę tego i tego”. Ale to twoja decyzja, czy chcesz podjąć taki wysiłek i ryzyko. On wykazuje dużo nieufności i jeśli się otworzysz, to wcale niekoniecznie musi to przyjąć ani ci zaufać, taka reakcja może być wtedy dla ciebie bardziej bolesna. Każdy decyduje za siebie.

        Taka otwarta komunikacja może zbliżyć ludzi i pomóc wyjaśniać jakie są problemy, ale do tego potrzeba dwojga. Ja na przykład uczę się tego i próbuję tak budować bliskość, ale moja partnerka odmówiła, najwyraźniej nie była na to gotowa. W moim przypadku ja skorzystałem z terapii i staram się tak budować relacje, ale zakończyłem ten związek. Jednak są też związki, które przeszły kryzys i lepiej się dogadują. Możesz zdecydować co zechcesz i najważniejsze czy to będzie w zgodzie z tobą, bo gwarancji co na to powie mąż nie ma i tak.

        Szoszana
        Uczestnik
          Liczba postów: 5

          Cześć Truskawek,

          bardzo dziękuję Ci za odpowiedź. Napisałeś mi bardzo mądre i zupełnie nowe rzeczy. Widzę, na ile komunikatów mojego Męża byłam zamknięta. Jak często starał się mówić mi, że cierpi, że nie może spać z niepokoju. Tylko, że przez większość związku nie mogłam tego powiązać z ranami, które są głęboko w Nim. I nie na zasadzie przypięcia łatki i znalezienia bicza na Niego. Nie, myślę, że miałabym wtedy więcej wrażliwości na to, co mówi, a nie traktowałabym tego wszystko jak ataków i pretensji.  I sama nie próbowałabym Mu wtłoczyć tych wszystkich moich koncepcji.

          Bardzo zaciekawiło mnie to, co napisałeś o terapii – że w jej trakcie, zwłaszcza na początku, mogą być huśtawki. Widziałam, że pod innym postem też ktoś wspomniał, to też mogłeś być Ty, że pierwszy rok terapii nie jest łatwy dla takiej osoby. Bo sama mam wrażenie, ale nie chcę stawiać żadnych tez, że ostatnio to wszystko jakoś Mu się nasiliło.

          Kocham Go najbardziej na świecie, ale widzę, ile krzywd wyrządził mi w tych swoich zranieniach. Ile w tym wszystkim było jadu, ile razy słyszałam, jak przekreśla to wszystko co mieliśmy przez ostatnie 4 lata. Ile wyzwisk, ile razy wyrzucał mi, że jestem niewdzięczna, a On mi tyle daje i ja na nic nie zasługuję. Chciałabym być mądrzejsza w tym wszystkim, żeby tak nie brać tego do siebie.

          Jeśli On się jeszcze odezwie, co myślę, że szybko nie nastąpi(być może za niedługo dostanę dokumenty rozwodowe), to chciałabym spróbować jeszcze raz. Nie wierzę, że sama teraz się zmienię o 180st, że już nigdy nie stracę cierpliwości, ale chciałabym przynajmniej wiedzieć, że coś zrobiłam inaczej, z innym nastawieniem. Z nową wiedzą, którą też nabyłam, też dzięki wspaniałym ludziom tutaj, na forum. Ale w tym momencie to musi wyjść od mojego Męża, bo obecnie każda próba kontaktu z mojej strony działa jak płachta na byka.

          Poza tym widzę, że On, odkąd nie ma mnie w mieszkaniu chce pokazać, jaki jest odmieniony – nakupował mnóstwo drogich ubrań, perfum, zegarków, mówi, że skupi się teraz na pracy, jedynym miejscu, gdzie czuje się doceniony. Mówi o swoich planach, o przemeblowaniu JEGO mieszkania…Sama nie wiem, jak mam to wszystko interpretować. A jeszcze na początku czerwca było, zdawało mi się, normalnie, żyliśmy we dwoje, ze wspólnymi planami.

          Dziękuję Ci jeszcze raz za odpowiedź, naprawdę dowiedziałam się nowych rzeczy. Życzę Ci wszystkiego dobrego i samych zdrowych relacji.

           

          truskawek
          Uczestnik
            Liczba postów: 581

            On sam mógł swojego cierpienia nie wiązać z tym, co wyniósł z domu. Ja się powoli przekonywałem ile rzeczy da się zrozumieć, jeśli spojrzeć na wzorce które mam z domu, a nie „a bo ona to jest taka czy owaka” albo bo cokolwiek innego, co najwyżej wywołuje tamte wzorce.

            Wtłaczanie koncepcji może rzeczywiście działać przeciwskutecznie. Często brakuje mi po prostu wysłuchania i uznania, że jest mi źle, pobycia razem, a nie rady co mam z tym zrobić. Moja mama często chciała znaleźć taki szybki sposób, więc próbowała wszystko uciąć, że jest dobrze albo co mam zrobić. Jak się nie ma wzorca co z tym zrobić, że ktoś bliski cierpi, to faktycznie trudno wymyślić co robić. Teraz wiem, że można słuchać, mówić jak się z tym czuje (znowu komunikaty typu ja – „zaskoczyło mnie że tak masz”, „jest mi to bliskie”, „słyszę w tym złość i trochę się tego boję” itp.), a co najważniejsze – dużo pytać, zwłaszcza gdy się nie rozumie („Jak się czujesz?” „Czego potrzebujesz ode mnie?” „Rozumiem, że chodzi ci o to, czy tak jest?”). Mnie takie podejście pomaga, choć nie zawsze umiem odpowiedzieć, i widzę, że innym ludziom też. Nie trzeba się wtedy bronić (przed radami typu 'to nie jest ważne, są gorsze rzeczy!” albo „wystarczy się wziąć w garść i uśmiechnąć”), łatwiej uwierzyć, że drugą osobę obchodzi co się ze mną dzieje, i jest miejsce żeby się w siebie wsłuchać. Oczywiście to jest do poćwiczenia, jak się tego z domu nie wyniosło, więc na początku może brzmieć strasznie sztucznie.

            Ale to mówię z perspektywy bardziej twojego męża i jego potrzeb, jak sobie je wyobrażam. Ale ty masz swoje problemy i swoją perspektywę. Jak mówisz, że chcesz być mądrzejsza, to mi się przypomina jak ja chciałem być jak najbardziej wyrozumiały i cierpliwy. Tylko nie brałem pod uwagę własnych emocji i potrzeb, tego, że czasem się złoszczę, czasem nie mam cierpliwości albo uwagi na cudze problemy. Ale bałem się to okazywać z lęku przed odrzuceniem. Teraz staram się bardziej wyraźnie dawać znać kiedy mogę komuś pomóc, a kiedy nie mam na to miejsca. DDD/DDA nie oznacza z której strony się człowiek znajdzie w relacji, tylko jakie mechanizmy ma do obrony zamiast otwartości. Sprawdź, czy może ty nie potrzebujesz jakiegoś wsparcia w tej sytuacji, bo słyszę, że się martwisz i obawiasz.

            Terapię porównuję do zdarcia plasterka żeby wreszcie oczyścić wielką ranę pod spodem, to chyba nieźle trafia do wyobraźni i całkiem dobrze oddaje o co właściwie chodzi. To jest bolesne i czasami zniechęcające i trudne. Najpierw to wszystko schowane latami musi wyjść na wierzch i dopiero wtedy można trochę odetchnąć od tego ciągłego poczucia lęku, wstydu, winy itp., a dopiero potem powoli wypróbowywać co z tym można zrobić. Nie wiem jak było ludziom z otoczenia jak ja byłem na terapii, ale pewnie trudniej, a pewnie niektórym do dziś tak jest, bo dbam bardziej o siebie, a mniej próbuję innym pomagać. Stawianie granic jest trudne i z początku one są twarde, bo mamy tendencję do takich skrajnych reakcji. Tak też słyszę twojego męża – pewnie wreszcie czuje się sobą i to jest dla niego strasznie ważne, że nie musi być zależny od kogoś, że może postawić granice. Że jestem „ja”, a nie tylko „my”. Może tego mu brakowało – i może nawet nie całkiem to dostrzegał, tylko coś mu ni pasowało.

            Co nie znaczy, że ty musisz to przełknąć – to twoja decyzja co chcesz zrobić. Bo nie chodzi o to, żeby całe życie kręciło się wokół tej drugiej osoby, nawet jeśli ona faktycznie cierpi. To może prowadzić do sytuacji współuzależnienia, w której obie strony mogą się męczyć. Moja dziewczyna naprawdę miała swoje problemy, tylko ja już nie byłem gotowy nadal ją wspierać i czekać, aż wreszcie się otworzy i znajdzie dla mnie czas. Zorientowałem się, że od niej już tego nie dostanę, co mnie jest potrzebne, i dlatego się rozstałem. W tym swoim cierpieniu była jakby zamknięta i to dla mnie przekreślało wartość całego związku. Oczywiście i ja byłem zamknięty w swoich problemach, ale właśnie na terapii się wziąłem za naukę innego sposobu życia, a ona nie chciała. Mogłem zacisnąć zęby, ale jak umiałem już jasno patrzeć na to, co jest naprawdę, to poczułem, że już tego nie chcę. Ale to tylko moja historia, każdy ma swoją i swoje wybory.

            Powodzenia.

            dda93
            Uczestnik
              Liczba postów: 621

              Ja bym na to spojrzał jeszcze inaczej…

              Z opisu wynika, że oboje się nawzajem krzywdziliście, złym słowem, czy wręcz przemocą. Teraz więc albo każde z Was dostrzeże swoje błędy, i może uda Wam się na nowo zdefiniować Wasz związek – albo zostaniecie przy poszukiwaniu wad u partnera, co raczej dobrze nie wróży.

              Tak jeszcze z perspektywy faceta DDA:

              Mężczyźni DDA miewają niskie poczucie własnej wartości. Piszesz, że sporo życia spędzałaś bez męża, poza domem. Może to sprawiło, że przestał czuć się dla Ciebie ważny.

              DDA mają też tendencję do ulegania i dopasowywania się do innych osób. W pewnym momencie jednak staje się tego za dużo i dochodzi do rozwodów, rozstań. I dzieje się to nagle – bo ktoś się źle czuł, ale nic nigdy o tym nie mówił.

              I wtedy może być taki właśnie objaw kameleona, który zmienił skórę. Udawał kogoś innego, żeby być kochany. A ponieważ to nie pomogło w utrzymaniu satysfakcjonującej relacji, postanowił zostać kimś innym.

               

              Szoszana
              Uczestnik
                Liczba postów: 5

                Cześć Dda93!

                Dziękuję Ci bardzo za wartościową odpowiedź.

                Jedną rzecz tylko sprostuję, tylko ostatnie 2 miesiące, może mniej, wyglądały tak, że trochę więcej zaczęłam spotykać się z koleżankami, mój Mąż też już tak nie chciał odwiedzać moich braci, z którymi mam świetny kontakt, więc zdarzało mi się jeździć samej. W zasadzie przez większość związku robiliśmy z Mężem wszystko wspólnie – wyjazdy dłuższe i weekendowe, wyjścia, spotkania ze znajomymi. W poprzednich latach zdarzało się, tak, że jak spędziłam dzień poza domem, a On akurat w nim zostawał, to już miał trochę inny, gorszy humor. Nie robił mi awantur, ale zaczynał czepiać się o jakieś drobne rzeczy.

                Powoli dostrzegam wiele rzeczy, które robiłam źle, ale w tematykę DDA odpowiednio zagłębiłam się, jak już zaczął się ten kryzys i jestem świadoma, jak często nie doceniałam Go dość i nie okazywałam Mu wystarczająco czułości. Ale On teraz mówi o mnie, jakbym była Jego największym wrogiem, jakbym zawsze tylko na Nim żerowała i Go unieszczęśliwiała, a wszystko w głowie mi mówi, że przecież nie było tak źle, że jeszcze miesiąc temu robiliśmy razem jakieś rzeczy, żartowaliśmy i planowaliśmy przyszłość.

                A co do tego ulegania, dostosowywania się – z przykrością chyba muszę się zgodzić, że coś takiego miało miejsce, ale On prawie nigdy o tym nie mówił. A jeśli zgłaszał jakieś pretensje, to też nie miałam odpowiedniego zrozumienia, bo nie identyfikowałam odpowiednio jakie potrzeby i zranienia za tym stały. Co nie zmienia faktu, że decyzja o rozwodzie przyszła bardzo niespodziewanie i to nagłe odsunięcie się Męża boli tym bardziej. A jednak w międzyczasie spotykaliśmy się i mówił, że kocha mnie najbardziej na świecie, tylko jest Mu ciężko…Kiedy poprosiłam Go o przemyślenie rozwodu i jednak zastanowienie się nad spróbowaniem jeszcze raz, to podziękował, że to powiedziałam i powiedział, że tego potrzebował. Myślę, jednak, że On nie ufa swoim uczuciom przy mnie, myśli, że ja rzucam na Niego jakiś czar, że próbuję Go omamić. W tym momencie uważa negatywne emocje za jedyne odzwierciedlające Jego faktyczne potrzeby. Kto wie, może ma w tym wszystkim rację?

                Ale rozumiem co mówisz i najprawdopodobniej masz rację. Sam w emocjach powiedział mi, że ma dosyć tego jak wszystko kręci się wokół mnie i moich potrzeb. Oczywiście ja uważałam, że to mocno przesadzone, ale rzeczywiście On może tak to widzieć i odbierać. On parę mi mówił, że nasz związek jest transakcyjny, ale bardziej w formie obaw, że to jest moje podejście. Teraz widzę, że to mój Mąż traktował to bardziej jako transakcję – będzie taki, będzie tak się zachowywał, ale w zamian chce dostać idealny, bezkonfliktowy związek.

                A tak naprawdę chciałabym, żeby dał mi jeszcze szansę. Nie chcę teraz się rozwodzić nad tym, jak ja zostałam skrzywdzona i jaka jestem biedna. Chciałabym spróbować z Nim jeszcze raz wiedząc te rzeczy i będąc odpowiednio wrażliwa. Na ten moment widzę tylko jak się oddalił i chcę dać Mu ten dystans, żeby to przemyślał, a z drugiej strony doprowadza mnie to do rozpaczy. Pewnie co poniektórzy mogą odczuć irytację, bo”o, chce ją zostawić, to teraz nagle ruszyła głową”, ale naprawdę zawsze wierzyłam, że spędzimy razem całe życie.

                Bardzo Ci dziękuję za przedstawienie punktu widzenia osoby DDA – te uwagi są dla mnie cenne, nawet jeśli nie będę mogła ich zastosować w tym związku. I dziękuję za poświęcony czas, żeby napisać.

                Wszystkiego dobrego!

                dda93
                Uczestnik
                  Liczba postów: 621

                  Szoszano, a czy myślałaś może o terapii par? Na zasadzie, na początek Ty sama, potem każde z Was osobno, w końcu oboje razem…

                  Może to kwestia tego, żebyście się nauczyli nieraniącego komunikowania się?

                  Każde z Was może mieć inne potrzeby, np. Ty – stymulacji i wyjścia do ludzi, Twój mąż – odpoczynku po przestymulowaniu w pracy.

                  Kwestia tego, czy tylko każde z Was będzie dążyło do realizacji swoich potrzeb, czy znajdziecie też obszar wspólny, kiedy będziecie spędzali czas razem.

                  Może to brzmi jak drobiazg, skoro przed Wami może być rozstanie, ale poważna awaria w relacji może powstawać w wyniku takich nawarstwiających się drobiazgów.

                  Zawsze możesz męża spróbować wyciągnąć po przyjacielsku na kawę albo spacer. Zrobić coś, co sprawi, że choć przez chwilę poczujecie się po tej samej stronie. Próbujcie może wtedy rozmawiać tak, żeby się nie pokłócić. Takie coś w rodzaju „bądźmy dla siebie mili jakbyśmy właśnie zobaczyli się pierwszy raz i poznajmy się od nowa”. Tylko to zawsze ryzyko, że on taki zabieg potraktuje jako próbę manipulacji, odtrąci i będzie bolało…

                  Szoszana
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 5

                    Cześć Dda93,

                    bardzo dziękuję Ci za odpowiedź. Tak, byliśmy kiedyś na terapii i liczyłam, że wybierzemy się znowu, aby skutecznie przepracować wszystkie nasze problemy. Ale to wszystko było w normalnych warunkach, a przynajmniej takich, które w perspektywie obecnej sytuacji, wydawały się normalne. Jestem pewna, że jeśli dojdzie do jakiegoś porozumienia między mną i moim mężem, to terapia jest obowiązkowa. Całkowicie się z Tobą zgadzam.

                    Tylko, że na ten moment on się kompletnie odciął. W poniedziałek jeszcze płakał i mówił, że mnie kocha i że chce przemyśleć ten rozwód, a teraz znowu nie mam z nim kontaktu, każda próba jego podjęcia kończy się odepchnięciem i oskarżeniami o wyrachowanie i manipulację. Ale może potrzeba czasu…Tak naprawdę teraz jestem w stanie zawieszenia i niepewności, podsyconych zmiennością jego stanów emocjonalnych. Chciałabym wiedzieć, co się wydarzy, chociaż rozsądek podpowiada mi tylko: czekać. Tylko mój Mąż może określić czego dalej chce, nawet jeśli ja wiem, że On mnie wciąż kocha i nie chciałby być beze mnie, to może także jemu rozsądek bądź negatywne emocje podsuną inne decyzje.

                    Czuję się po prostu teraz jakbym była nic niewarta. Wystawiona za drzwi, z dnia na dzień, oskarżona o najgorsze intencje oraz o zniszczenie małżeństwa. Wszystko, co robiliśmy w ostatnich miesiącach zostało przekreślone, a ja teraz nie wiem co mam zrobić ze swoim życiem, kiedy nie ma Go obok. Bo jeszcze miesiąc temu się razem bawiliśmy, oglądaliśmy filmy leżąc na kanapie, byliśmy na wakacjach i spaliśmy w jednym łóżku. A w ciągu miesiąca to po prostu zniknęło. Przepraszam, bo odpowiedź z założenia merytoryczna zamieniła się w litanię żali.

                    Zobaczę, co zrobi mój Mąż, na razie widzę, że każdy kontakt przez telefon czy przez wiadomości doprowadza Go do szału i w odpowiedzi jestem bardzo raniona, więc chyba reszta musi wyjść od Niego. Z drugiej strony nie chcę być kolejną taką kobietą, która czeka gryząc z nerwów palce na decyzję Męża, który teraz musi „odkryć swoje ja”, więc  bawi się, spotyka ze znajomymi, imprezuje i usilenie próbuje zmienić swój image. Wiem, że jeśli tak to ma wyglądać, to psychicznie mogę nie dać z tym rady. Dlatego może nie powinnam się nastawiać na nic, tylko starać się żyć dalej i nie spędzając każdego dnia myśląc o tym, co się stanie z naszym małżeństwem.

                    I nie wiem też, czego On teraz ode mnie chce? Czy rzeczywiście mam dać Mu spokój i zaakceptować Jego decyzję o rozwodzie poprzez pójście naprzód czy to jakiś test, i mam czekać wiernie, aż On da mi znać, co dalej. Nie wiem, czego się spodziewać. Ostatnim razem, jak było parę dni milczenia, to dostałam nagle wiadomość o zmianie zamków, kiedy jeszcze wszystkie moje rzeczy były w mieszkaniu.

                    Dziękuję jeszcze raz za odpowiedź i cenne rady.

                    Wszystkiego dobrego!

                    Szoszana
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 5

                      Cześć,

                      to znowu ja z błaganiem o pomoc i radę, bo nie wiem, co się dzieje. Nie poznaję mojego Męża, nie wiem jakim człowiekiem się stał. Dowiaduję się od wspólnych znajomych, że On do wszystkich dzwoni i opowiada, jak to jestem winna rozpadowi związku. Mówi wszystkim, nawet dalszym znajomym, że to ja jestem odpowiedzialna za wszystkie złe rzeczy, a On jest moją ofiarą. Wszystko to pełne nienawiści i jadu. Dowiaduję się tego od osób trzecich. Wiem, że w swojej opowieści przemilczał mnóstwo rzeczy i to wszystko zostało przedstawione tak, że każdy mu mówi, żeby się ze mną rozwiódł, wierząc, że to jest moja wina. Nie będę zrzucać z siebie mojej części odpowiedzialności, zraniłam Go wiele razy, ale nie spodziewałam się, że w ciągu paru tygodni to tak eskaluje.

                      Wiem, że ostatnio ciągle chodzi na imprezy i nie ogranicza używek. Powiedzcie mi proszę, czy w ogóle w takim przypadku terapia ma prawo zadziałać? Jeśli On zataja przez terapeutką to, co się dzieje to jak może uzyskać jakąś pomoc? Bardzo się o Niego martwię…Wiem, że niewiele mogę zrobić z mojej pozycji, ale proszę, czy umiecie określić co się z Nim dzieje? W ciągu ostatnich 2 tygodni zaszła w nim zmiana o 180st, stał się On pełnym zgorzknienia mężczyzną, okłamuje wszystkich i myśli, że to wszystko jest normalne. A tydzień temu płakał mi jeszcze i mówił, że mnie kocha.

                      Jestem wystraszona i zagubiona. Czy ktoś miał podobne doświadczenia?

                      Dziękuję, przepraszam za chaos.

                      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Szoszana.
                      dda93
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 621

                        Szoszano, a czy Ty trochę nie za bardzo próbujesz kontrolować swojego (chyba już wkrótce byłego) męża?

                        Sądząc z opisu szanse na pojednanie między Wami drastycznie spadły. Nie masz wpływu na to, co i komu on powie. Rozsądne osoby wysłuchają racji obu stron i same wyciągną wnioski.

                        Ale dlaczego tak Cię interesują np. jego rozmowy z jego terapeutką czy sposób spędzania przez niego wolnego czasu? Sorry, ale z boku wygląda to jak zapuszczanie się daleko poza swoje granice.

                        Zapewne do rozpadu tej relacji przyczyniliście się, każde na swój sposób, oboje. Pewnie przeżywasz dużo nieprzyjemnych uczuć związanych z rozstaniem i w związku z tym Twoja samoocena spada.

                        I teraz rodzi się pytanie: Czy chcesz pomóc związkowi, którego już nie ma, czy sobie?

                        Życzę Ci też w tym wszystkim prawdziwych przyjaciół, którzy pomogą Ci lepiej przeżyć tu i teraz, niż takich, którzy informują Cię o zachowaniach Twojego męża, co wcale nie jest pomocne.

                         

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 13)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.