Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Słodycze to mój problem…
-
AutorWpisy
-
dziewczyny przepraszam ale chciałam wypróbowac czy mi sie uda wkleic ten obrazem
hurrrra udało sieHmmm…a ja przestałam objadać się czekoladą kiedy coraz częściej musiałam siedzieć.. na fotelu dentystycznym. Słodycze są złe bo nie dość, że PSUJą SIę OD NICH ZęBY to jeszcze nie mają żadnych wartości odżywczych i można od nich przytyć.
Nie kupujcie słodyczy bo naprawdę nie warto…a jak już to rzadko i naprawdę w małych ilościach.Witam bardzo 🙂
Oj znany mi problemik, znany, czest jak mialem jakis cieszki problem i cieszko ruwniesz bylo mi na duszy wowczas kupowalem sobie np 4 litry dobrego napoju, paake chipswow i poxzeralem to 🙂 no i stawalem siem obojetny na problemik, pzrechodzilo mi i bylo git 🙂
jednakze co prawda smakowalo mi owo pozywienei jednakze dopiero jakis rok temu gdy potrafilem sie wyluzowac wowczas pzreszla mi ochota na slodycze za to poczulem prawdziwy smak potraw i zaczela mi smakowac np pizza :0
Ja czuję sie jak zwyczajny nałogowiec ze swoim pociągiem do słodyczy i wogóle do jedzenia. W pewnym momencie zdałam sobie zprawę, że nic nie różni mnie od alkoholika jeśli chodzi o radzenie sobie z problemem.
Alkoholik nie może mieć w domu wódki bo nie wytrzyma i ją w siebie wleje, a ja nie moge mieć w domu słodyczy. Teraz piszę ponieważ moje myśli krążą włąśnie wokół czegoś co lezy sobie gdzieś tam w lodówce i biję się z sama z sobą. Próbuję nad tym zapanować i to pisanie mam nadzieję pomoże mi przetrwać wieczór. Czytałam na stronie anonimowych żarłoków że można być od pewnych skłądników pokarmowych uzależnionym. Może to być cukier albo inne świństwo. Od niepamietnych czasów miałam tak, że zjedzenie czegoś pomagało mi rozwiązać problemy. jest to pewnie coś co podświdomie na mnie działa i pewnie jest tylko moim wymysłem ale przez lata działało.
Nienawidzę siebie za to. Potrafiłam sobie z dnia na dzień odmówić papierosów, jakoś umiałam pożegnać się z alkoholem który lubiłam za bardzo, ale jedzenie jako że jest mi przypisane przez naturę zawsze jest obok więc jest z tym żle.
Mam nadzieję, że będzie to następny etap w zmianach które we mnie zachodzą i kiedyś sie od tego uwolnię.mala* napisał:
„Słodycze są złe bo nie dość, że PSUJą SIę OD NICH ZęBY to jeszcze nie mają żadnych wartości odżywczych i można od nich przytyć.
Nie kupujcie słodyczy bo naprawdę nie warto…a jak już to rzadko i naprawdę w małych ilościach.”
Za to mają wartości smakowe, mniammmm 😛
Ale co fakt to fakt, zęby lecą równo i rośnie sadło.Anna Maria wiem o czym piszesz…dlugo nie mogłam dac sobie rady z moim nałogiem, glodem cukru. Pamiętam momenty, w których bolało mnie całe cialo, domagało się cukru! Jak narkoman. Mój nałóg zaczął się gdy w moim domu od najwcześniejszego dzieciństwa były karczemne awantury. Słodycze były moim towarzyszem i pocieszycielem. W okresie dorastania po rpostu odpłynęłam w słodycze. Robiłam sobie słodyczowe uczty…nie raz zdarzało się, ze traciłam świadomośc podczas objadania się słodyczami:ciastkami, chałwą, slodkimi płatkami sniadaniowymi, czekoladami. Zaczynałam opakowanie, potem amnezja i świadomość wracała mi gdy opakowanie się kończyło. Te napady objadania się spowodowały u mnie bulimię a później anoreksję…tyle cierpienia.
Słodycze pozwalały mi zapomnieć, znieczulić się, wymazać e wszystkie złe wspomnienia i ciągłe poczucie, że jestem sama i nie ma przy mnie nikogo kto by mi pomógł. Tak z resztą było gdy ojciec robił awantury, to ja musiałam się poiekować histeryzującą mamą mimo, ze miałam wtedy 5 lat.
Te wszystkie schematy mam do tej pory tak bardzo wryte w umysł że trudno jest mi dodzielić co jest prawdą a co fikcją.
Zaczęłam walczyć z moim nalogiem rok temu, idzie mi dobrze. chcę być wreszcie wolna, bez poczucia, że cień przeszłości wciąż siedzi mi na karku. Nie jestem już sama, mam męża który bardzo mnie kocha i który jest dla mnie bardzo wazny, mam z kim i dla kogo walczyć.Ja kiedys tez zajadalem slodycze….na maxa. Teraz zamienilem je na owoce, ale czasami wszamam jakas czekolade. Szczegolnie lubie owoce suszone, takie jak morele figi rodzynki. 🙂
Ja też uwielbiam slodycze,potrafie jak narkoman na głodzie szukac po domu kawalka czekolaty, a potem szczęśliwa zjadac jakieś stare i wyschnięte.Trudne sytuację nasilają to,Pamiętam jak był pożar u sasiadów,naprawdę bardzo dramatyczny, bo ja to odkryłam, ratowałam dzieci sąsiadów, swoje itd,Potem sprzątaliśmy to zniszczone mieszkanie i inna sąsiadka staruszka chciała nam pomóc.Przyniosła dobrą herbatkę i ciasto kopec kreta,wszyscy sie z tego śmiali i byli zdziwieni,że w takiej chwili……Nikt nie miał apetytu, a ja w godzinę, po kawałeczku zjadlam wwszystko.Wazę 48 kg,Ale staram się uważac.Tak jak z papierosami ograniczalam do 5 dziennie, tak jem gorzką czekoladę i tak jak Noel rodzynki,A najdziwniejsze,ze nigdy nie tyję…..bez względu na to ile jem.A teraz wniosek: opychanie się to nasza walka z lekiem , przeszłością,,,,,U mnie też tak jak u Teresy była bieda, naprawdę, ale ciasto, lizaki,tego mi jakoś nikt nie odmawiał…….Teresa jaki piękny obraz…….już go rano zauważyłam.:)
aniu skoro ci sie podobał tamten to co powiesz o tych
pozdrawiam -
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.