Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › smutno mi
-
AutorWpisy
-
Anonim
21 grudnia 2012 o 14:49Liczba postów: 20551kurcze zblizaja sie Swięta,a ja zamiast sie z tego cieszyc łapie totalnego dola…
cale przygotowania na mojej głowie, organizacja umawianie, w dodatku chora jestem a zamiast sie kurowac to spedze cały weekend w kuchni
a pózniej wigilia, u mamy, jak co roku
brata pewnie jak co roku od pewnwego czasu nawet z nami nie bedzie…
nie wiem czy kiedykolwiek mialam normalne swieta…
ojciec sie zapil zanim sie urodzilam, ale bardzo szybko brat przejal po nim paleczke. odkad pamietam w wigilie ja z mama babcia i siostra krzatałysmy sie po kuchni,a brat przynosił choinke, ubieralismy ja razem- jako najmłaodsza to ja zawsze nakładałam tzw.czubek- bylo milo, ale juz wtedy wymyslałam sposoby, zeby zatrzymac go w domu, juz wtedy czułam niepewnosc i obawe, jak ten wieczor sie skonczy, a on wkoncu i tak wymykał sie z domu- zeby nam nie przeszkadzac, wracal zwykle podpity albo wrecz kompletnie pijany. bylam wsciekła- jak mozna jeden dzien w roku nie wytrzymac, zeby normalnie usiasc z rodzina, pomodlic sie wspolnie, złozyc sobie zyczenia i zwyczajnie zyczliwie porozmawiac- tylko jeden dzien w roku!to bylo okropne! konczylo sie zawsze tak samo-wyłam, tak jak teraz kiedy o tym pisze.
Babcia jakos troche ratowała cała atmosfere- miala w sobie jakies takie naturalne ciepło- jejku jak mi jej strasznie brakuje:(
Babcia mieszkala, na jednym podwórku, odkad zmarla, wlasnie brat zajał jej domek, to co tam zrobil-jednym słowem melina, ale przynajmniej nikt juz nie musi tego oglądać, nie chce to poprostu tam nie wchodze…
od kilku lat przestał sie wiec wysilac, nie przychodził do nas na ta wigilie wogole, albo idzie do jakichs swoich kolesi, albo lezy u siebie zalany w trupa. a my… siedzimy, rozmawiamy, nawet nie poruszamy tego tematu, (moze przy dzieciach lepiej tego nie ruszac, z tym ze czasem oni sami zapytaj, dlaczego nie ma z nami wujka?) i niby wszystko jest ok, tylko ten ciezar w sercu jakos dziwnie nie daje o sobie zapomniec.
z drugiej strony- czy lepiej byloby gdyby w tym swoim przypływie pijackiej miłości rodzinnej przytoczył sie do nas?
nie znosze tego, gram cos, udaje-nie wiem po co, zeby podtrzymac tradycje,zeby cos dzieciom przekazac?
a moze zeby oszukac sama siebie? nie wiem.
swieta kojarza mi sie ze smutkiem, zdenerwowaniem, strachem
czy to sie moze jeszcze kiedys zmienic?przykro mi strasznie ze tak sie czujesz….swieta powinny byc czasem radosci,ale dla niekotrych nie sa..znam to uczucie,ten strach,wiem jak sie czujesz…..
wcale nie musisz udawac ,ze problem nie istniej,jesli mowi sie oczyms glosno…z bliskim,moze wtedy bedzie ci troche lzej….tylko nie wiedzac czemu tak jest,wlasnie rozmowa z bliska rodzina jest czasem najtrudniejsza….moze pozostala czesc rodziny czuje ten sam smutek i bol…tylko nikt nie chce tego tematu zaczac…
wszystko moze sie zmienic,nic nie trwa wiecznie…przyjdzie jescze dobry czas…musisz w to wierzyc…w dodatku wraca moj m. kilka ostatnich tygodni byl w pracy więc mialam troche spokoju. teraz wraca i znowu sie zacznie…
tak mi było dobrze, kiedy go nie było. on planuje swieta, sylwestra wspolnie, tak jakby nie rozumial, tego co zrobil. a ja,znowu nie wiem czego chce.
nie moge przestac myslec o tej kobiecie, a jego tłumaczenia zadnego ładu w nich nie ma, zadnej spojnosci. znam ten schemat
– ja nic nie zrobilem
– przeciez ja chce byc z Toba mimo wszystko, przeciez planuje sylwestra, wakacje, wiec o co chodzi
– nie jestes warta tego zebym sie produkował
– pozalujesz tego (jesli jakis inny facet zblizy sie do mojego dziecka to zabije)jak ja bym chciala, zeby on sobie pojechał gdzies daleko bardzo bardzo daleko i nigdy nie wrócil…
nie umiem zyc obok niego, nie umiem tez zyc z nim…
obwiniam siebie za cala ta sytuacje, bo chcialam sprobowac jeszcze raz… a nie powinnam
bo skoro spróbowałam, to moze nie powinnam szukac wyjasnienia, nie powinnam ingerowac w ich relacje…
a moze to ja go sprowokowałam, zeby do niej poszedł… tak chrobliwie chciala, zeby zamknąl ten temat, tyle razy mu o tym marudzilam…
a moze kiedy zauwazylam, ze cos tu nie gra, ze kasuje te smsy, powinnam poprostu go pozegnac i nie zadreczac sie…powiedz prawde.nie rob czegos wbrew sobie bo to Cie zniszczy…nie potrafisz zapomniec,zaufac…to wystarczajace powody…przeprowadz szczera rozmowe…
stokrotqa- własnie ta szczera rozmowa to jest najwiekszy problem. on nie potrafi normalnie rozmawiac, on nie słucha, nikogo,
potrafi jedynie krzyczec, zgodnie z tym schematem ktory podalam
-najpierw, ze on nic złego nie zrobil itd.
a jak juz pokaze(wykrzyczy głosniej) jaka jestem zła to wychodzi obrazony, tylko predzej czy poźniej i tak wraca… i kółko się zamyka.
chyba, że bede sie zachowywała "normalnie" (czyli nie wspomne nic na ten temat)
ja chciałabym tylko zeby poszedł i juz nie wrócil, nie meczyl mnie…
czasem nawet zastanawiam sie, czy on nie ma racji, w tym co do mnie krzyczy, zaczynam w sobie szukac winy…
tylko, ze to bez sensu, skoro obiecuje,ze przestane sie z kims kontaktowac to przestaje. pisanie smsow do tej osoby jest zaprzeczeniem przerwania kontaktu, wiec nie dotrzymał danego słowa, a teraz tłumaczy, ze odpisal jej tylko od czasu do czasu i stad wie ze danego dnia byl w domu-odpoczywal i dlatego podaje mi ten akurat dzien jako termin ich spotkania. bzdura! totalna bzdura! nie wiem z kogo on chce zrobic waraita, ze mnie czy z siebie?
on niby ma normalna rodzine, tzn.bez problemow z alkoholem, ale matka nie raz oberwała od ojca i udawala przed rodzina ze szafka na nia wpadła. ma brata i jakiegos zajoba na jego punkcie- maja po ok 30l i licytuja ktorego mamusia bardziej kochala, ktory jest jej pupilem. chlopakow tez ojciec raczej krotko trzymal, nie raz dostali w skure, a mamusia z kolei wiedzac, ze tatus sie nie patyczkuje wiec chronila synkow pod spodnica, zeby sie nie wydało, jak narozrabiali. zreszta do dzis tak robi, ale pal licho. pewnie te jego zachowania tez wywaodza sie z przeszłosci- nie wiem, ale ja juz nie chce mu pomagac, probowałam tyle lat, ale juz nie chce, teraz chce sie tylko uwolnic…owszem on nie jest tylko zły ma tez sporo zalet, które kiedys pokochałam. wiedziałam tez o tym wszystkim co działo się w jego domu, starałam sie okazywać mu wsparcie, ciepło itd., ale im bardziej ja sie starałam tym wiecej złego on robił, na wiecej sobie pozwalał. moze to zwykła niedojrzałość emozjonalna i moze jesli kiedys to zrozumie i zacznie nad tym pracowac, wtedy bedzie naprawde wspaniałaym człowiekiem. chciałabym wtedy byc z nim, bo wiem ze mogłby byc wspaniałym ojcem i cudowanym mezem, tylko sam musi tego chciec, a poki co potrafi tylko niesamowicie mocno ranic.
mysle, ze tak samo jak ja, ma problem z bliskoscia, tylko inaczej to okazuje, ucieka w jakies rozrywki itp. ja juz wiem, ze ja mu nie uzmysłowie problemu. sam muysi do tego dojsc… a poki co marze o tym zeby zniknał…hm z tego o co piszesz to powazna sprawa…chlopak nie dojrzal do tego by byc wzwiazku z kimkolwiek.podejrzewam ze w duzej mierze wina mamusi,ukryty zal do ojca za uzywanie przezmocy,brak akceptacji….jakas terapia by mu sie przydala….pozatym Cie oklamuje…
uciekaj gdzie mozesz…nie marnuj swoich emocji,samej siebie dla czlowieka ,tak zagubionego…odpocznij,moze kiedys on dojrzeje,a kto wie co czeka na Ciebie….Istnieje coś takiego jak separacja. Jak się człowiek zmieni zawsze można do siebie wrócić. Czasami taki szok pomaga spojrzeć na rzeczy z innej perspektywy i zauważyć co się traci i dlaczego. Złość i krzyki to manipulacja, próba osiągnięcia swojego celu przez zastraszenie lub przerzucenie winy.
my w takiej własnie separacji jestesmy juz od roku, mialam nadzieje, ze ta propozycja terapii bedzie powaznym krokiem zeby to zmienic…
w kazdym razie, poki co wrocil wczoraj (on mieszka u rodziców) i nie ma krzyków nie ma nic, wogole zadnej rozmowy, widzielismy sie dzie 2 min kiedy zabierał synka do siebie na wigilie, nawet zyczen sobie nie złozylismy, jak zupełnie obcy ludzie. nie wiem czy on nic naprawde nie czuje, czy to kolejny sposob, zeby uzyskac swoj efekt… przetrzymanie, ignorancja… moze tak jest lepiej… chociaz chcialabym szczerze porozmawiac, nie wiem po co, ale czuje taka potrzebe szczerej rozmowy. on chyba nieMoże i czuje, ale zachowanie jest bardzo niedojrzałe, bez terapii raczej nie ma co próbować tego łatać. Tak to już jest, że nadzeja umiera ostatnia, ale może jak zaczniesz się zmieniać i powoli doceniać siebie to dasz radę zaakceptować rozstanie. Daj czas czasowi, nic Cię nie goni, samo dojrzeje w swoim czasie.Pozdrawiam.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.