Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Stosunkowo udane małżeństwo z dda
-
AutorWpisy
-
Dzień dobry,
potrzebuję pomocy/rady/wygadania się.
Chodzi o mojego męża, którego tata był alkoholikiem. Nie był to typ pijaka-awanturnika, a raczej obrażonego, zamkniętego w sobie człowieka. W domu milczał, był niedostępny. Odżywał poza domem, z kolegami. Z mężem nie nawiązał praktycznie żadnej relacji , rzadko z nim rozmawiał. Jego mama nie piła, ale sama jest dda.
Mój mąż mocno kontroluje swoje spożywanie alkoholu, potrafi go ponieść, ale powiedzmy, że 2x w roku bardzo się upije – nie stanowi to problemu. Stara się być dobrym mężem, ojcem. Tyle, że dla mnie to za mało 🙁
Wszystko co robi kosztuje go mnóstwo wysiłku. Ciągle pokonuje własne opory, wstyd przed zrobieniem najprostszych rzeczy, np. pobawieniem się z dzieckiem na placu zabaw, wyjściem na basen, etc. Zrobił już ogromne postępy, spędza z dziećmi dużo czasu, mają dobrą relację. Tylko, że mam wrażenie, że lista rzeczy, których się wstydzi, których wciąż nie zrobi , przed którymi ma opory, nigdy się nie kończy. Ja już nie mam siły, bo sytuacja trwa 10 lat i niby jest duży postęp, ale są też kolejne nowe wyzwania. Mam poczucie, że cała odpowiedzialność za to jak funkcjonuje nasza rodzina, jak się zmienia, dostosowuje do nowych sytuacji ciąży na mnie. Jestem zniecierpliwiona i zmęczona, może przewrażliwiona. Postawa męża bardzo na mnie wplywa. Rozmowa nie przynosi żadnego skutku (jeśli mówię np. że ciągle mówi tylko o pracy (mąż jest pracoholikiem), to jego odpowiedź brzmi „wobec tego w ogóle nie będę mówił o pracy”) . Terapii w ogóle nie bierze pod uwagę, chociaż ja odnoszę wrażenie, że bez względu na to co robi cały czas się męczy. On tez niejednokrotnie w chwili przypływu szczerości potrafi powiedzieć, że cały czas czuje napięcie i się czegoś boi. Jeśli odkryje jakiś sposób na poprawę samopoczucia (np. sport) to mówi o tym prawie maniakalnie, ale zapał szybko się kończy i wszystko wraca do smutnej normy.
Praktycznie nie mamy życia seksualnego. Nie stać nas na żadną spontaniczność – nie tylko w łóżku.
Mam wrażenie, że moja jedyna opcja to olanie relacji z mężem i skupienie się na sobie i dzieciach.
Czasami też dopadają mnie myśli, że wymyślam i że to normalne „górki i dołki” długoterminowego związku.
Jakie są Wasze przemyślenia po przeczytaniu mojego posta?
Pozdrawiam,
M.
Cześć, oczywiście z boku trudno powiedzieć, ale z tego co opisalaś to mam wrażenie, że jasno widzisz co się dzieje w waszym domu, bo to częsty obrazek, nie tylko u ciebie tak to wygląda,
Bliskie mi jest twoje nastawienie na zajęcie się sobą i dziećmi. Od siebie mogę powiedzieć tylko tyle, że polecam się na chwilę zastanowić także nad swoim domem rodzinnym – rodzina to system i skoro tak funkcjonujecie, to być może masz też swoje schematy relacji uzupełniające do tych jakie on ma? Tak czy inaczej polecam znaleźć profesjonalistę od uzależnień i/lub DDA/DDD i pogadać nad tym jakiego wsparcia (może np. terapii) potrzebujesz, żeby wprowadzić te zmiany i nie cofnąć się jak jemu się znowu na chwilę „poprawi”. Myślę, że nawet krótka rozmowa ze specjalistą może ci wiele wyjaśnić i ustrzec przed typowymi problemami.
Jeśli zdecydujesz się zająć sobą, to być może on z czasem też się dołączy, tego z góry nie wiadomo i nie ma na co czekać, bo od czekania nic się pewnie nie zmieni. Ktoś musi zacząć i mam wrażenie, że jesteś już do tego gotowa. Powodzenia!
No właśnie mój model rodziny, w którym się wychowałam jest zupełnie inny. Alkoholu praktycznie w nim nie było.
Moja mama młodo została wdową (prawie nie pamiętam taty), ale czułam, że jesteśmy z moim rodzeństwem dla niej najważniejsi. Nie wszystko było idealnie, ale mialam duże poczucie bezpieczeństwa.
Na pewno mam w głowie mocno wyidealizowany obraz ojca. I to głównie budzi moje wątpliwości. Czasami zastanawiam się, czy nie przesadzam, porównując męża z obrazem nieżyjącego, ale idealnego taty.
Myślę, że tu nie ma odpowiedzi czarno-białych, za to parę kwestii można zauważyć…
Czy wzięłaś pod uwagę to, że Twoja mama, gdyby Twój tata żył i wszystko układałoby się dobrze, dzieliłaby swoją energię między Was a swojego męża? W efekcie przedwczesnej śmierci taty, całą swoją miłość do niego oddała Wam, co z punktu widzenia pełnej rodziny byłoby sytuacją mniej normalną. A i o idealizowanie osoby zmarłej też nietrudno (bo tylko te osoby już nie mogą popełnić żadnych błędów). Próbę przeniesienia tego ideału w skali 1:1 na grunt Twojej rodziny uznałbym więc za z góry skazaną na porażkę.
Twój mąż na pewno nie jest ideałem. Na pewno w kwestii ewentualnego rozwoju jego picia (który wcale nastąpić nie musi) warto zachować ostrożność. Decyzja o tym, czy chce podjąć terapię DDA i w jakim zakresie, powinna należeć do niego (co nie zwalnia go z odpowiedzialności, gdyby przez brak zdrowienia część życia miała jemu i Wam przeciekać między palcami). Nie napisałaś natomiast konkretnie, z czym od lat sobie nie radzi, więc trudno powiedzieć na ile to on ma problemy, a na ile może Ty masz nadmierne oczekiwania.
A jeśli się czepiasz? Czy Ty swojego męża choć trochę kochasz, takiego jakim jest? Czy akceptujesz go tylko wtedy gdy spełnia Twoje wyobrażenia o tym, jaki Twoim zdaniem powinien być?
Jeżeli Twój mąż nie dba o Ciebie – nie okazuje Ci ciepła, uwagi, bliskości – to żółta kartka dla mężczyzny i zdecydowanie wygląda na jego zaniedbanie. I kto wie, może gdyby nad tym popracował, chętniej przymknęłabyś oko na inne jego niedociągnięcia? Chyba, że powodem Waszego kryzysu bliskości byłby też Twój negatywny odbiór jego osoby (ale wówczas, jak rozumiem, jego bliskość nie byłaby dla Ciebie pożądaną)?
Pracoholizm to nałóg nie lżejszy niż uzależnienie od alkoholu. Uciekanie od życia i problemów w pracę może być banalnie łatwe. Tym bardziej, że łatwiej niż do alkoholizmu można dorobić tu pozytywną ideologię.
W każdym razie na pewno nie jest to tak, że Ty jesteś przecudowna, a on jest to niczego – lub odwrotnie – tylko po prostu jako para jesteście układem naczyń połączonych i warto się zastanowić może, co w tej Waszej relacji zgrzyta.
Zawsze możecie porozmawiać o swoich potrzebach i oczekiwaniach. A wówczas Twój mąż mógłby się określić, czy dla niego ważniejsza jest rodzina, czy praca, Ty zaś mogłabyś zauważyć, że może on też ma potrzeby, które są równie ważne jak Twoje. I spróbujcie się spotkać gdzieś po środku tej drogi.
A jeśli terapia, to może lepiej wspólna. Bo jeśli mu mówisz, że on ma pójść na terapię, przekraczasz granice i on odbiera to jako atak. Zaś terapia par byłaby dla Waszego wspólnego dobra.
Jeszcze jeden być może istotny szczegół. Dziś, niestety, czasem ogólne pojęcie o roli ojca jest takie, że ma być on taką „drugą mamą, tylko że z wąsami”. Moim zdaniem to błędne podejście, gdyż mało który ojciec karmi dziecko piersią i mało która mama tłumaczy synowi, jak ma spacyfikować łobuza, który się na niego uwziął. Kobiety są z reguły lepsze w przekazywaniu ciepła, mężczyźni w zarażaniu ideami i pasjami. Więc każde dziecko potrzebuje mamy i taty, choć może w różnych proporcjach na innych etapach życia.
Pisząc o niepodzielnej uwadze, którą obdarzała mnie mama dałeś mi do myślenia. Rzeczywiście to mój problem, nad którym muszę popracować.
Jakiś czas temu porozmawialiśmy. To była dobra, serdeczna rozmowa, pełna dobrej woli, gdzie powiedziałam mu też o Twojej uwadze. Pod koniec zahaczyłam jeszcze o temat, który krąży między nami od kilku lat. Powiedzialam mu, że to dla mnie ważne, że chcę chociaż spróbować, a on przez te lata o tym wie i nawet nie chce o tym rozmawiać i że to mnie boli . Czekam cierpliwie 2-3 tygodnie. Przy okazji jakieś sprzeczki wracam do sprawy i pytam, czy o tym myślał. Zdziwiony spojrzał na mnie i powiedział, że w ogóle o tym nie myślał, bo nie myśli o takich rzeczach. No ej, bez kitu!
Ręce mi opadają.
On nie ma do mnie żadnych uwag, niczego nie chce (mam wrażenie, że na wszelki wypadek, żebym i ja czegoś nie chciała).
Pytasz, czy w ogóle go kocham. Ja też się nad tym zasawiam. Dla mnie miłość to bliskość, szczerość i intymność.
Aż się boję, o jakiej mojej uwadze Ty temu biednemu facetowi powiedziałaś 😉 To, o czym sobie tu rozmawiamy, traktowałbym jako materiał do rozważań, a nie broń przeciwko partnerowi. W rozmowie między sobą chyba lepiej jednak będzie, gdy zostaniecie przy wypowiedziach typu „Ja potrzebuję…”, „Dla mnie jest ważne, by…”, „Czuję się dobrze, gdy…” – niż „Mój kolega z forum/mama/siostra/przyjaciel/koleżanka z pracy/terapeuta powiedział…”
Mówienie o potrzebach jest asertywne i z reguły nie nosi znamion obwiniania. Mówienie o cudzym życiu czy cudzych opiniach jako wyznacznikach tego, jak powinno być, może skutecznie blokować drogę dojścia do porozumienia i lepiej tego unikać. Proszę też nie traktować tego, co napisałem, zbyt wybiórczo 🙂
Myślę, że gdyby tak narysować potrzeby rodziny, przypominałoby to trójkąt, w którym na szczycie są potrzeby dzieci (przynajmniej dopóki dzieci się nie usamodzielnią), a na dolnych wierzchołkach potrzeby mamy i taty, razem i osobno, plus potrzeby rodziny jako całości. Być może u Was coś w tej podstawie, czyli relacji mama – tata, szwankuje. Co nie znaczy, że reszta musi być źle. A i relacjami pomiędzy Twoim partnerem a Waszymi dziećmi też chyba nie powinnaś próbować sterować – bo to nie Twój kawałek tej bajki.
Wnioskując z drobiazgów można sądzić, że tym drażliwym tematem między Wami może być rozmowa o ewentualnym powiększeniu rodziny – czy to o to chodzi?
Zauważ też, proszę, jeszcze jedna rzecz: Samo to, że rozmawiasz (być może Twój mąż też) o Waszych istotnych sprawach z obcymi ludźmi może być objawem tego, że sami jakoś nie możecie dojść do porozumienia.
W DDA najpierw uczymy się dowiadywać tego, jakie mamy potrzeby – by móc wieść szczęśliwsze życie. Na kolejnym etapie dowiadujemy się jednak, że nasze potrzeby to nie pępek świata (np. rodzic często stawia potrzeby dzieci nad swoje własne).
Warto myślę w tym zachować, myślę, jakiś umiar, wypośrodkować to. Żeby z jednej strony nie wyrzec się siebie i nie zostać męczennicą – z drugiej zaś, by w pogoni za jakimś mirażem nie stracić czegoś, co może wcale nie było takie złe. Szklanka może być do połowy pusta lub do połowy pełna.
Trochę się zagalopowałeś, Szerloku!
Odnośnie rozmowy z mężem, tak jak napisałam była dobra i serdeczna, a refleksja odnośnie mojego stosunku do macierzyństwa (ta która pojawiła się po Twoim pierwszym poście) stanowiła jej mały fragment. Na marginesie, na moje, totalnie kołtunskie jest założenie, że rozmawiać o swoim związku możemy tylko z partnerem. Widzę, że jak mąż sobie z kimś o mnie/nas pogada, to takie dodatkowe spojrzenie z zewnątrz daje inną perspektywę i tym samym wzbogaca dialog między nami.
Co do tej tajemniczej sprawy, totalne pudło (aż nie wierzę, że się tłumaczę), chodziło o zupełnie prozaiczne SPRZĄTANIE. Nie chce mi się wchodzić w szczegóły, a i pewnie bez tego posądzisz mnie o maniakalny pedantyzm;)
Za wskazówki w jaki sposób prowadzić rozmowę nie dziękuję, bo o nie nie prosiłam. Choć oczywiście z ich treścią nie ma co polemizować.
Z mojej strony rada (wiem , nieproszona) jest taka, żeby mniej czytać między wierszami, bo można nagadać strasznych głupot.
Pod koniec zahaczyłam jeszcze o temat, który krąży między nami od kilku lat. Powiedzialam mu, że to dla mnie ważne, że chcę chociaż spróbować, a on przez te lata o tym wie i nawet nie chce o tym rozmawiać i że to mnie boli . Czekam cierpliwie 2-3 tygodnie. Przy okazji jakieś sprzeczki wracam do sprawy i pytam, czy o tym myślał. Zdziwiony spojrzał na mnie i powiedział, że w ogóle o tym nie myślał, bo nie myśli o takich rzeczach.
Sorry za błędne domysły, ale z tak poważnie zarysowanego kontekstu sprawy – która, jak napisałaś: sprawia ból przez lata i warta jest poruszania przy każdej sprzeczce – w życiu by mi nie przyszło do głowy, że chodzi o tak drobną codzienną rzecz jak porządki 🙂
Oczywiście, że rozmowa o związku z osobami z zewnątrz daje fajną, świeżą perspektywę – i nie trzeba mnie z tego powodu wyzywać od kołtunów (mimo, że do „młodych, wykształconych, z wielkich miast” to i owo dziś mi brakuje;-).
Osobiście nie jestem ani pedantem, ani bałaganiarzem (jeżeli już, to myślę, że bliżej tego pierwszego – nie znoszę bałaganiarzy), ale po tonie Twej odpowiedzi czuję, że mając Ciebie na co dzień facet nie ma w życiu zbyt łatwo 😉
Przepraszam, jeżeli naruszyłem w jakiś sposób Twoją wrażliwość. Ale zobacz też na Twoje reakcje – najpierw prosisz o pomoc, potem opluwasz. A wystarczyłoby napisać, że nie jesteś zainteresowana.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.