Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Stosunkowo udane małżeństwo z dda

Przeglądasz 7 wpisów - od 11 do 17 (z 17)
  • Autor
    Wpisy
  • asiainpoland
    Uczestnik
      Liczba postów: 14

      Cześć, trochę mi Twój post przypomina moje małżeństwo, w którym też ciągle czekam, aż mąż się „ogarnie”.

      Oboje jesteśmy DDA, z tym, że męża ojciec był do tego przemocowcem, zmarł młodo, a mój ojciec był za to zawsze wycofany, zresztą jest taki do dzisiaj.

      Tak samo jak Ty jestem zmęczona i zrezygnowana, a ta sama rozmowa prowadzona od lat do niczego nie prowadzi. Słyszę tylko „też tego chcę, widzisz, że staram się, jak mogę”. U nas sprawa od lat (!!!) rozbija się o wyprowadzkę, ponieważ mieszkamy u męża mamy (zdecydowanie za długo… wyrzucam sobie od kilku lat, jak ja mogłam pewnych rzeczy wcześniej nie widzieć i tak się sama wkopać…), jak urodziło się nasze dziecko, to zaczęło się robić ciasno, ja bardzo potrzebuję swojego miejsca, gdzie – mieszkając u kogoś – po prostu go tak naprawdę nie mam. Jestem jak gość w domu. Oprócz tego mąż od lat powtarza, że zrobi prawo jazdy. Zapisał się nawet przed laty na kurs i go płacił (!!!), ale nigdy nie poszedł… myślałam naiwnie, że dziecko będzie dla niego motywacją, ale gdzie tam…

      I tak od lat słyszę, że „tak, ja też chcę się wyprowadzić” i dalej te same argumenty, że rozwija firmę, że już niedługo.

      Ostatnio doszłam do wniosku, że byłam niewidzialnym dzieckiem i jestem niewidzialnym dorosłym. Kompletnie nie potrafiłam zadbać o swoją jakże ważną potrzebę – niezależności.

      No i dziś, czytając Twój post poczułam, że to co opisujesz jest mi bliskie…

      Ile mamy jeszcze czekać, aż panowie się ogarną i dlaczego mamy z tego powodu cierpieć?

      Nie myśl, że wymyślasz, nie wymyślasz, tylko coś Ci przeszkadza, trapi Cię to, prawda?

      Tak samo jak mnie… i też czuję, że utknęłam i najlepiej, jak skupię się na sobie i dziecku…

      Myślałaś o terapii dla siebie?

      Pozdrawiam.

       

      dda93
      Uczestnik
        Liczba postów: 674

        Mieszkanie z teściową? Brrr… Współczuję… Choćby nawet ta teściowa była z cukru i ze złota, i wyśmienicie gotowała…

        Zapisać się na kurs i za niego zapłacić po to, żeby na ten kurs nie chodzić też nie brzmi jak odpowiedzialne zachowanie.

        krystyna2012
        Uczestnik
          Liczba postów: 8

          Cześć:)

          To rzeczywiście brzmi podobnie.

          Z jednej strony wielki strach przed działaniem i całkowity brak poczucia sprawczości u męża, a z drugiej strony moja ogromna samotność i poczucie bycia niezrozumianym. U nas różnica jest taka, że mąż mnie nie zwodzi mówiąc, że zmiana nastąpi wkrótce. On jest tak sparaliżowany strachem, że nie bierze zmiany pod uwagę.

          I tak, nie można ignorować tego co się czuje i tłumaczyć sobie, że przecież wszystko jest z grubsza ok.

          Mój mąż od jakiś 10 lat, wracając z pracy oznajmia mi, że to był kolejny najgorszy dzień w pracy. W zależności od sytuacji potrzebuje godziny, dwóch, żeby dojść do siebie.

          To mądry, wykształcony facet z doświadczeniem.  Nawet nie ma pomysłu, że zmienić tą robotę. Mieszkamy w miejscu, gdzie o pracę nietrudno. Nie mamy żadnych zobowiązań finansowych. Ja pracuję. Ale on woli codziennie połykać tę gorzką żabę:(

          Jeszcze kiedyś próbowałam zmobilizować go do zmiany, potem zupełnie przestałam. Pewnie trochę licząc na to, że lepiej żeby sam doszedł do takiego wniosku. Nie zmieniło się nic:(

          Myślę o terapii dla siebie i jestem zapisana na termin (niestety bardzo odległy). W międzyczasie czytam sobie trochę o sztuce komunikacji – początkowo w kontekście dzieci (Jesper Juul), ale to chcąc nie chcąc przekłada się też na nasz dialog. Widzę światełko w tunelu.

          Coraz częściej mówimy o tym co nam leży na sercu i trochę mniej zaciskamy zęby;) Dla mnie to już bardzo dużo.

          Obejrzałam taki serial bbc couples therapy. Też Dużo mi dał.

           

           

           

           

          Jakubek
          Uczestnik
            Liczba postów: 966

            Ponoć wspólna terapia nie jest zbyt efektywna, jeśli osoby mają dużo do przerobienia z samym sobą. Podejście do terapii indywidualnej, nawet jeśli sama zaczynasz, wydaje się bardzo dobrym ruchem. Poza własnym rozwojem zyskasz nowy wgląd w postawę męża.

            Facet tkwi w jakimś maraźmie. Problem jest albo psychologiczny albo psychiatryczny (np. nieleczona depresja).

             

            Pablooo
            Uczestnik
              Liczba postów: 31

              @Krystyna, my jesteśmy 6 lat po ślubie i ja jestem trochę podobnym facetem, więc może będziesz mogła spojrzeć na to z drugiej strony.

              Byłem pracoholikiem bo praca to jedna z niewielu rzeczy jaka mi wychodzi świetnie. To taka ucieczka od rzeczywistości, która chciałbym, aby wyglądała trochę inaczej. I tutaj przychodzi praca, która jest świetnym alibi, żeby nie robić rzeczy, które są problematyczne, a ja już nie mam siły/ochoty walczyć. Praca przecież też jest potrzebna. Też dużo gadałem o pracy etc. Jak odbierzesz mu pracę to nie będzie miał już nic.

              DDA/DDD tak mają i jak się okazuje jest nas całkiem sporo. Nasze dzieciństwo zostało zatrzymane w pewnym momencie i nie wykształciliśmy sobie mechanizmów obronnych , które osoby w zwyczajnych rodzinach sobie wykształciły. U mnie zrozumienie tego, że coś zostało mi odebrane i że muszę teraz dać sobie dużo czasu, aby odbudować te mechanizmy były kluczowe.

              U mnie krokiem milowym w zrozumieniu problemu rodzinnego, była pomoc psychologa. Terapia gdzie przeszedłem jeszcze raz dzieciństwo i zrozumiałem, że nie wyglądało ono jak powinno. Poszedłem na terapie sam, gdy żona odebrała mi coś co było dla mnie b. ważne 😉  Teraz buduje od nowa siebie 😉

              Co mogę Ci polecić ? Jak możesz zrozumieć DDA ?

              Oczywiście najlepiej i najszybciej by pomogła terapia, ale żeby mąż poszedł na terapię on musi widzieć, że jest potrzeba takiej terapii. Miałem wrażenie, że moja terapeutka była osobą, która rozumiała mnie najlepiej na świecie. W ogóle mnie nie oceniała natomiast była niesamowicie ciekawa tego jak ja postrzegam świat. Odniosłem wrażenie, że to mój pierwszy prawdziwy przyjaciel, a nie towarzysz niedoli. Nie bałem się też jej powierzyć wszystkich moich strachów. Później żonie też byłem w stanie wyjaśnić z czym mam problem, na co się nie godzę, a na co nie i poprawiła się znacznie komunikacja.

              Myślę, że jak mąż pójdzie na terapię to w 1 rok zrobicie większe efekty niż przez 10 lat.

              A tymczasem możesz sobie nie zdawać z tego sprawy, ale Ty jesteś dla niego początkującym terapeutą.

               

              Trzymam za Was kciuki.

              Możesz też napisać na PRIV jeśli jest tu taka opcja.

              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana temu przez Pablooo.
              krystyna2012
              Uczestnik
                Liczba postów: 8

                @Pablooo dobrze przeczytać, że u Ciebie toczy się to inaczej niż standardowo. Napawa nadzieją.

                Ja mam poczucie, że na takie mobilizacje i ultimatum jest u nas za późno 🙁

                Mój mąż nie chce zobaczyć problemu ani zrozumieć o co mi chodzi, a ja nie czuję się na siłach, żeby stawiać na szali małżeństwo, rozpad rodziny. Nie mam w sobie ani gotowości ni sił.

                Zawsze byliśmy najlepszymi kumplami, jedno spojrzenie wystarczyło i rozumieliśmy się bez słów. Teraz, coraz rzadsze rozmowy nie przynoszą żadnego skutku, nawet jeśli uda mi się przykuć jego uwagę i wygląda na to, że dobrze się rozumiemy, to po jakimś czasie wszystko wraca do normy, a jeśli znajdę w sobie siły na kolejną rozmowę, to mam wrażenie, że ta poprzednia się nie odbyła.

                Ja jestem zmęczona jego ciągłym gadaniem o pracy i puszczam to mimo uszu, a on widzi to i coraz rzadziej mówi, zamiast tego podsypia po kątach ze zmęczenia.

                Nie wiem jak mogłabym go nakłonić na terapię. Nie widzę takiej opcji. Zależy mu na dzieciach i niby ma z nimi dobre relacje, ale jak wyjechał ostatnio w kilkudniową delegację, nikt specjalnie tego nie zauważył 🙁 On niby za nami bardzo tęsknił, ale wrócił, to przez kilka dni się do nikogo nie odzywał. Myślałam, że się obraził, ale potem wyjaśnił, że był tak zmęczony, że nie miał siły, a między nami jest przecież wszystko dobrze.

                Piszę to tu, nie widzę opcji priv.

                Pozdrawiam

                 

                 

                 

                 

                 

                 

                 

                Pablooo
                Uczestnik
                  Liczba postów: 31

                  O tyle dobrze, że nie pije, bo niektórzy tu maja taki problem i lepiej żeby nie zaczynał

                  Było tu trochę takim tematów więc teraz czuje się pewniej w temacie.

                  Spójrzmy na fakty, dla niego pracoholizm jest lekarstwem na otaczające problemy. Pracować trzeba więc jest alibi, przecież nie pije, a przez pracę w która wypełnia jego życie nie musi rozwiązywać swoich problemów rodzinnych czy emocjonalnych.

                  Powiem Ci, że do mnie też ciężko było dotrzeć, bo przecież praca też jest potrzebna więc zawsze miałem argument. Raz zmusiłem się żeby więcej czasu spędzić z dziećmi, ale zaraz z powrotem wpadałem w wir pracy. W liceum byłem uzależniony od gier komputerowych, a później wpadł pracoholizm jako następstwo dla dorosłych – byleby uciec od swoich problemów. Moja terapeutką mówiła, że ja cały czas od czegoś uciekam, a ja nie rozumiałem o czym ona mówi.

                  No to może oznajmił mu, że Ty musisz iść do psychologa, bo mówisz do niego i mówisz a do niego nie dociera, więc albo z Toba jest coś nie tak albo z nim. I potrzebujesz tego dlatego ma się zająć dziećmi.

                  Jeśli jesteś zmęczona psychicznie, człowiek który posłucha Twoich problemów to naprawdę miła sprawa. Mi to dodała dużo sił do zmian. Miałem też świadomość, że nie jestem osamotniony w swoich problemach.

                  A co do męża, to On to musi zrozumieć sam. Gadanie nic tu nie da. Ja miałem farta bo sam się wpakowałem w zasadzkę i wziąłem sobie znacznie więcej niż 1 etat i firmy w końcu podkręciły tempo i nie dawałem rady fizycznie tyle pracować. Wtedy odrzuciłem 50% godzin i zacząłem się zastanawiać czy ta mordercza praca ma sens – przecież ona mnie wyniszcza. Może nie trzeba aż tyle. Może się nic nie stanie jeśli będę pracować tyle co inni i miał trochę mniej $$$.

                  Także trochę dałem się zwariować do końca, i na końcu przejrzałem, że jednak nie tędy droga. Więc co możesz zrobić żeby on sam zrozumiał a przy tam nie zwariować ?

                  Pamiętaj że Ty dźwigasz na swoich barkach całą rodzinę i jeszcze emocjonalne problemy Twojego męża. To znacznie przekracza Twoje obowiązki. Jesteś tutaj super bohaterem. A on ma swoje problemy emocjonalne i dlatego nie możesz liczyć na pomoc.

                  Co mogę Ci poradzić ? Musisz nabrać sił, zdobyć więcej mocy i zastanowić się co się musi stać, żeby on sam zrozumiał.

                  Moja terapeutka mi powiedziała raz i Ci powtórzę

                  „Wierzę, że to rozwiązanie jest w Tobie tylko musisz do niego dotrzeć.

                  Nie ma priva to założyłem se maila  pabloooDDD1@gmail.com

                  Pozdrawiam,

                   

                   

                   

                  • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 miesięcy, 1 tydzień temu przez Pablooo.
                  • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 miesięcy, 1 tydzień temu przez Pablooo.
                Przeglądasz 7 wpisów - od 11 do 17 (z 17)
                • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.