Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Światełko

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 13)
  • Autor
    Wpisy
  • Goscislaw
    Uczestnik
      Liczba postów: 21

      Witajcie kochani.
      Pragnę się tym wpisem podzielić moją przygodą z życiem, jako jeden z was. Do tego, ze jestem DDA przyznałem się 20 lat temu, kiedy w desperacji szukałem wyjścia z własnego, wewnętrznego cierpienia, doświadczanego przez całe życie.
      Mój ojciec był alkoholikiem. Samo przyznanie się przed sobą samym do tego, że jestem dzieckiem alkoholika budziło we mnie przerażenie. To tak, jakbym zdał sobie sprawę, że jest inny świat i inni rodzice, ci niepijący i szanujący swoje dzieci. Zawsze była we mnie zazdrość, gdy patrzyłem na normalne rodziny, gdzie jest miłość i szacunek. U mnie zawsze były krzyki, oschłość, nieobecność emocjonalna, kary fizyczne i przeklinania mnie, świata i ciągły strach. Najgorsze były kary cielesne i przeklinania mnie przez ojca. W ten sposób odbierał mi własną godność i tożsamość. Nienawidziłem go do tego stopnia, że poprzysiągłem sobie zemstę, gdy dorosnę. Poza tym zawsze był lęk przed przyszłością związaną z pieniędzmi. I było jeszcze wiele, wiele nieprzyjemnych klimatów i sytuacji. One jednak już nie mają takiego znaczenia. Znaczenie ma to, co obecnie rządzi moim życiem. Liczy się TU i TERAZ i mój stosunek do tego.
      A teraz jest inaczej. Jakby lżej na myśl, że jestem DDA. Pogodziłem się z tym i to pozwoliło mi mniej oczekiwać od siebie, a co za tym idzie, być bardziej łagodnym i wyrozumiałym w stosunku do swojej osoby. Bo teraz mam siebie. Ta część siebie, która jest w miarę autentyczna, szczera wobec siebie i innych. Przestało mi się już chcieć naprawiać świat, ludzi wokół siebie. Przestało mi się chcieć naprawiać cokolwiek, udoskonalać, stawać się lepszym, bardziej kochającym. Być może zrozumiałem, że zawsze, ale to zawsze wydawało mi się, że jak będę lepszym człowiekiem, to dostanę to, czego rodzice mi nie dali- miłość i szacunek. Najsmutniejsze dla mnie było to, że w pewnym momencie zrozumiałem, iż nigdy nie dostanę już tego, co chciałem mieć od ojca i matki. Jest to bolesny moment w świadomości, bo chwyta za gardło i ściska w płacz. Nie boję się napisać, że zostałem ograbiony z dzieciństwa. Tak, ukradziono mi je. Wielu miało to szczęście doświadczyć dobrego stanu dorastania, gdzie człowiek uczy się życia w normalności. Ja tego szczęścia nie miałem. Kogo mam obwiniać? Boga? Rodziców?. Obwiniałem siebie. Wydawało mi się, że coś ze mną jest nie w porządku.
      To bycie ?nie w porządku? było i jest przekonaniem w mojej głowie tak mocne, ze miliony pisanych afirmacji pozytywnych na chwilę dawały mi wytchnienie, po czym wracałem do obwiniania siebie za to i tamto. Teraz to rozumiem. Pojąłem mechanizm rządzący moim życiem. Poczucie bycia potępionym potrafi ograbić ze wszystkiego. I tak też było w moim życiu. Okradałem się z tego, co w głębi siebie pragnąłem. Teraz mi się już nie chce udawać. I chyba to poddanie się temu pozwala mi normalnie żyć, żyć codziennością.
      Przeszedłem długa drogę terapii. Najpierw w wieku 26 lat poddałem się myśli, że sam nie dam sobie rady z tym bagażem. Uczęszczałem na terapie grupową DDA. Trwało to 2 lata. Tam zrodził się pomysł na terapie indywidualną. Trafiłem na gestalt. Dużo mi pomogły cotygodniowe kontakty z sensownym psychologiem. To też trwało 2 lata. Potem pochłaniałem literaturę psychologiczną na tematy związane z DDA i opisujące sposoby zmiany swojego życia. I znów kilka lat pracy wewnętrznej nad sobą. A potem przyszła poważna choroba która wyryła w moim sercu desperację, że dalej tak nie może być. To, co działo się dalej opisuję na swoim blogu- http://www.nagoprzedbogiem.blogspot.com.
      Pragnę was zapewnić, że jestem głęboko przekonany, że my, jako DDA jesteśmy szczególnie ukochani przez stwórcę. I jest w nas ta prawdziwa, głęboka wartość, która zrobi wszystko, abyśmy zajaśnieli i wyszli z klatek własnych wyobrażeń o sobie. I jestem pewny, że każdy z nas ma w sobie jedną, ale bardzo istotną cechę, której wielu ludziom brakuje- wrażliwość i empatia. O to nie jest tak, że nosimy w sobie tylko worek lęku i rozpaczy. Poza nim są te szlachetne cechy. Tak piękne i wspaniałe, ze można się nimi zachwycać.
      Życzę wam kochani, abyście każdego dnia poświęcili kilka minut na wsłuchiwanie się we własne serce i szukanie w nim światła. Ono tam jest. Pod całym zgiełkiem ciężkiego myślotoku, jaki zalewa was każdego dnia, to światło zawsze świeci i prosi tylko o jedno- o chwilkę uwagi dla siebie. Bądżcie z nim, choćby na troszkę, każdego dnia. A ono was poprowadzi przez życie.
      Myślami z wami Andrzej.

      „Iść w stronę słońca”
      Uczestnik
        Liczba postów: 203

        Mój tato nie żyje. Podobnie jak Ty zdaję sobie sprawę, że mimo wieloletniej terapii, ciężkiej pracy nad swoim wnętrzem, próby odzyskania tego co zabrało dzieciństwo, nigdy nie odzyskam tego co mogła dać mi dobra relacja z ojcem. To jest bardzo bolesne. Czuję głód i niedosyt relacji z tatą i ciągle ponoszę tego konsekwencje jakbym to ja zawiniła. Moje życie to ciągłe starania, dobre wyniki nauce, pomaganie rodzinie i bycie bohaterem rodzinnym. Kiedy tak naprawdę nikt tego nie dostrzegał w domu, jakby każde dziecko takie było. Idę przez życie jak robocop, pomagając obie i innym. Jestem silna, a w środku ciągle czekam, aż tato weźmie mnie na kolana i przytuli i powie: „moja księżniczka”. To tak niby mało, a dla mnie tak wiele, ten gest dałby mi siłę na resztę życia. Słyszałam od taty, że jestem niechciana, mimo to dziś wybaczyłam mu i wierzę (może naiwnie), że chroni mnie z tamtego świata, że tam już nie pije i zrozumiał. Może to tylko taka forma przetrwania. Jestem doskonała w tworzeniu pozytywnych myśli, aby przetrwać.
        Niestety nie potrafię nawiązać relacji z mężczyzną, z którym mogłabym dzielić życie, boję się tych słabych, nieporadnych. Tak bardzo pragnę bliskiej relacji, a jednocześnie nie potrafię ocenić jaka jest właściwa relacja. Zapewne tego nie wiem, bo nikt mnie tego nie nauczył. Nie pokazał. kładę na szalę to co zabrało mi bycie DDa, a co dało. Mimo wszystko to co dało jest więcej, pewnie dzięki terapii. Kocham życie, idę przez nie z uśmiechem. Wiele ludzi jest poranionych przez los, natomiast widzę, że jestem daleko. Kocham ludzi, moje miasto, pracę, jestem spełniona jako matka. Mam swój kawałek podłogi.

        Warto każdego dnia wpatrywać się w światełko nadziei. Ona nigdy nie umiera.

        Goscislaw
        Uczestnik
          Liczba postów: 21

          „Tak bardzo pragnę bliskiej relacji, a jednocześnie nie potrafię ocenić jaka jest właściwa relacja.”
          Czytając ciebie, to tak jakbym czytał swoja historię. Równiez pragnę bliskości z drugim czlowiekiem. Nie dawno przyznało się we mnie coś, co tego bardzo pragnie. Wiem, że to ta część z dzieciństwa bardzo chce poczuc się kochana i ciągle krzyczy niezaspokojona tego pragnienia. Pozwalam mu być. Zobaczę co sie z tego narodzi.

          „Iść w stronę słońca”
          Uczestnik
            Liczba postów: 203

            Gubimy się w tym czego nie znamy. Gdyby w domu rodzinnym pokazano nam właściwą relację nie byłoby zgadywania. Myślę też, że wybrałabym kogoś kto myśli podobnie jak ja, nie zastanawiając się co jest normalne, a co nie. Paradoksalnie ja wybrałam to co negowałam Potem dowiedziałam się, że było to dla mnie znane, wiedziałam jak się w tym poruszać, mimo, iż destrukcyjne. Dziś jest inaczej, natomiast wiem, że jeśli coś zmieniamy należy to stare zastąpić czymś nowym, żeby nie było pustki. Tylko jak zastąpić nowym skoro ja nie znam tego nowego, nie wiem co jest dobre? Porównuję relację z mężczyzną do nauki jazdy na łyżwach. Tak bardzo boję się upadku, ponownego zranienia, zaufania, męczę się i rezygnuję.

            Pierwsze spotkanie na terapii było ulgą, bo zobaczyłam, że są tam ludzie podobnie myślący jak ja. Myślę, że w każdym wieku można nauczyć się dobrej relacji, życia w niej, ale zawsze pozostanie zadra. To tak jak pęknięty dzban, choć dobrze sklejony, nigdy nie będzie już oryginałem.

            Goscislaw
            Uczestnik
              Liczba postów: 21

              Nie bardzo masz wyjście. Ta energia za porzebą bliskości nie da ci spokoju, dopóki nie zaryzykujesz i zagłębisz się w niej. Nie wierzę w inne drogi. Bo to musi zostać rozpoznane. Ja zaryzykuję, zreszta każdego dnia ryzykuję poznając siebie od nowa, wgłębiając się w własne cierpienie, nie oceniając go pozwalam mu być. Czasem dupę urywa, ale pomaga. Teraz jest inaczej. Cieszę się, że siebie odzyskałem. Więc upadnij, daj się zranić i doświadcz tego z pozycji doroslej kobiety. Czego ci z glębi serca życzę. Rozpoznanie iluzji zranienia leczy, jak najlepszy balsam.

              Goscislaw
              Uczestnik
                Liczba postów: 21

                Jeśli moge się jeszcze trochę powymądrzać to napiszę, że zrozumiałem czym jest przebaczenie. Nie jest wcale tym, co tłuka nam do głowy. Przebaczenie wg. mnie to doświadczenie zranienia w całej jej głębi, zatracenia się w nim. Jak się to przeżyje świadomie i w pełnej obecności staje się cud. Rozumiesz wtedy, że nie ma czego wybaczać. Bez tego będziesz zawsze przyciągala ludzi z tendencją do tego, aby cię traktowali jak twój ojciec. Jest to przerażająca wizja, bo człowiek czuje się jak w klatce i nie wie jak z niej się wydostać. U mnie jest tak, ze ojciec tlukł mnie i przeklinał. Gdy pozwoliłem sobie doświdczyć bulu związanego z tym, sądzilem ze umrę ze strachu mając 47 lat. Czasem to wraca w postaci dialogu- „jestem przeklęty” i ogromnego poczucia winy. Klade sie wtedy i oddycham swiadomie. Pomaga a potem biore kij i walę w poduche ile sieł Bozia da. Ulga i coś we mnie sie leczy. Najcudowniejsze w tym jest to, że po takim czymś odnajduje swoje własne piękno i cud mieszkający we mnie. WI wtedy wiem, ze kazdy jest piękny i cudowny. Słucham dzisiaj cały dzień Misplaced Childchood ( utracone dzieciństo) Marillion. Ciary przechodzą Pozdrawiam przedświątecznie.

                „Iść w stronę słońca”
                Uczestnik
                  Liczba postów: 203

                  Przebaczyłam tacie, zresztą nie noszę w sobie poczucia krzywdy za długo do nikogo. Jeśli nawet ktoś mnie zrani odsuwam się, ale nie noszę w sercu żalu czy nienawiści. Jesteśmy tym czym się karmimy.

                  Przyciągam mężczyzn, którzy potrzebują pomocy. Po terapii unikam i rzucam relacje, które są destrukcyjne. Nawet za cenę samotności Jeśli mężczyzna jest poraniony przez los i chce ode mnie pomocy odrzucam takie związki. Mam wrażenie, że mało jest osób, które choć poranione szukają pomocy w terapii. Nie cierpię narzekania i stania w martwym punkcie. Przecież tak można całe życie jęczeć. Nie chcę być terapeutą dla mężczyzny, nie szukam pacjenta. Jestem gotowa na związek, rzucenie się na głęboką wodę. Zrobiłam to i zostałam zraniona, podobnie jak ranił mnie ojciec. Po długiej przerwie gdzie myślałam, że to już jest to znowu zostałam zraniona, trafiam na osobę z rodziny DDD, która mnie odrzuca, by za parę dni przygarnąć i wołać:”pomóż mi…” daję szansę i znowu mnie odrzuca. Tak jak w „Lęku przed bliskością”: kocham cię, ale odejdź. Też miałam wiele cech DDa, ale pracowałam latami nad nimi, dziś moje życie to efekt starań, szukania siebie, dlatego mam prawo do dojrzałego związku, właśnie z pozycji dorosłej kobiety. Poczucie bezpieczeństwa zapewniłam sobie sama, stabilność, spokój….nie szukam mężczyzny, żeby się podwiesić pod niego, samotności się nie boję.

                  Jeśli odnajdujesz piękno w sobie i innych to jesteś daleko. W dzisiejszym świecie jeśli dostrzegasz cud natury, potrafisz się śmiać, jesteś daleko…ale to wszystko efekt naszej pracy. Reasumując ten pęknięty dzban może być tak dobrze sklejony, ze mimo, iż był zbity jest w stanie „żyć” długo, długo i cieszyć się z ocalenia. Poranienia dają nam siłę, wrażliwość, empatię…najważniejsze byśmy się nie poddali.

                  Goscislaw
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 21

                    Piękno jest wokół. Ważne są oczy, które patrzą. Jedne widzą zranienie, drugie miłość, trzecie porządanie, czwarte pomoc. Wszystkie mają jedną wspólną cechę. Są piękne i nigdy sie nie starzeją.
                    W tym co piszesz jest wiele piękna i głębi. Jedno zdanie mnie zastanawia- „najważniejsze byśmy się nie poddali.”
                    Nie chcę burzyć twojego patrzenia na całe to DDA. Zwróć jednak uwagę na małe dzieci, które przytulają sie do swoich ojców. One się im poddają. Ile można być silnym? Czasem trzeba odpocząc w ramionach kogoś, komu sie ufa.

                    „Iść w stronę słońca”
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 203

                      Być może tak jest dlatego, że nie spotkałam takiej osoby, przy której mogłabym się poddać. Dla mnie poddanie oznacza słabość na którą nigdy nie mogłam sobie pozwolić. Nie mogłam być jako dziecko słaba i teraz jako dorosła też nie, staram się dużo wiedzieć w pracy, by jej nie stracić, muszę spłacać kredyt, być dla syna ojcem i matką. Jest to bardzo trudne i męczące. Ale jak się poddam, kto się tym zajmie? Nikt nie przyjdzie i nie przytuli. Nawet jak byłam bardzo chora, zamiast leżeć pilnowałam remontu w domu, jeździłam po zakupy. Nie dopuszczam do siebie długotrwałej choroby, załamania, słabości, ale też i nie narzekam.

                      Czas utracony, kiedy mogłam przytulić się jak dziecko minął, bezpowrotnie. Czy się pogodziłam? pewnie tak, ale żal i tęsknota pozostaje kiedy widzę dobre relacje ojców z córkami. I tego już nie zmienię. Nikt tego już mi nie zastąpi, zresztą nie chciałabym teraz szukać w kimś ojca.

                      Każda przeciwność to dla mnie nauka, wyciągam wnioski, staję się mocniejsza.

                      Oczywiście jak napisałeś, piękno jest wokół. Każde oczy widzą je inaczej. Ten sam widok, a każde oko widzi i czuje to inaczej. Dlatego nie każdy dostrzega, że słońce świeci…czasem jesteśmy tak zajęci problemami, że nie mamy czasu dostrzec ile jest piękna wokół. Dla każdego słońce świeci tak samo, choć my widzimy to inaczej.

                      Goscislaw
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 21

                        Mam podobnie. Z jednej stony pragne sie przytulić do kobiety i poczuć jak dziecko, jednak z drugiej strony wiem, że to może byc żle odebrane. Ale to tylko moje wyobrażenia na ten temat. Nie mam, niestety dobrych relacji z kobietą, z którą jestem. jakbyśmy byli z innych światów. I oboje nie bardzo wiemy co z tym zrobić. Tym bardziej, ze mamy jeszcze dzieci. Wiec się męczymy. Oboje pragniemy bliskości na swój sposób. Jednak nie trace wiary w zaspokojenie tego, co mi siedzi w sercu. Czas pokaże,. Ty masz wolność. Jeseś sama z dzieckiem. Możesz swobodnie sie rozglądać i poszukiwać. Ja czuję sie jak w klatce.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 13)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.