Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Szukanie ryzykownych sytuacji

Przeglądasz 9 wpisów - od 21 do 29 (z 29)
  • Autor
    Wpisy
  • dda93
    Uczestnik
      Liczba postów: 621

      Joanno, to co piszesz może być typowym znakiem zakłócenia osobowości przebytym „wirusem DDA/DDD”, który postanowił przejąć kontrolę nad Twoim życiem.

      Teraz to od Ciebie zależy, co z tym zrobisz: Czy potraktujesz tego „wirusa” jako obcy element, który trzeba usunąć (terapia indywidualna, terapia grupowa, lektury, mityngi…). Czy pozwolisz mu, żeby niszczył życie Twoje i osób, które są lub będą Ci bliskie.

      Co do bezwarunkowej miłości do dzieci… To przychodzi samo. Choć nie czuję się wcale idealnym ojcem. W czasach, gdy ja byłem w ich wieku wymagania i oczekiwania wobec mnie były dużo, dużo wyższe. Świadomość tego jest pewnym życiowym balastem.

      Co do miłości do partnera – ta nigdy nie jest w 100% bezwarunkowa, bo zawsze w domyśle gdzieś kryje się element wzajemności uczuć i zaangażowania. Bez którego żaden dłuższy związek nie ma sensu.

      JoannaO
      Uczestnik
        Liczba postów: 20

        Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, rady i wsparcie.

        Postanowiłam zawalczyć o siebie niedawno, jestem właśnie w trakcie pierwszej lektury dotyczącej DDA. Od nowego roku chcę iść na terapię indywidualną. Chcę nade wszystko usunąć tego “wirusa”.

        Nie wiem jak Wy przeżywacie okres końca roku, ale u mnie zawsze pojawiają się silne emocje biorące się ze wspomnień świąt w domu rodzinnym: stres matki, pijany ojciec, smutek. Ostatni raz na święta w domu pojawiłam się może z 6-7 lat temu. Zawsze znajduję wymówkę, aby nie spędzać świąt z rodzicami. Zresztą ojciec nadal pije. Ściska mi się gardło, gdy muszę do nich zadzwonić i wypowiedzieć kilka słów z życzeniami. Temu wszystkiemu towarzyszy złość i zazdrość, gdy słyszę o rodzinnych świętach wśród znajomych. Jak bardzo na nie czekają, bo czują się przez kilka dni dziećmi rozpieszczanymi przez rodziców.

        Pisze Wam o tym, bo obiecałam sobie w tym właśnie czasie, że w przyszłym roku chciałabym się poczuć odrobinę lepiej. Może pojawi się trochę mnie żalu? Może zamiast zadrość przyjaciołom, będę cieszyć się z ich radości. Każdy mały krok ku wyzdrowieniu będzie dla mnie ważny.

        Życzę Wam dużo spokoju na święta i dziękuję wszystkim, którzy rozumieją mnie tak dobrze, dodają siły i motywują do walki o siebie.

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931

          Zamiast zacząć się czuć odrobinę lepiej w przyszłym roku, poczujmy się odrobinę lepiej już teraz.

          Pomyślmy sobie: czuję się odrobinę lepiej już teraz.

          Nie musimy od razu czuć się dobrze, ale odrobinę lepiej naprawdę się da. Jednak przetrwaliśmy nasze doświadczenia, więc teraz już wszystko jest możliwe.

          JoannaO
          Uczestnik
            Liczba postów: 20

            Jakubku,

            bardzo słuszna uwaga, sugestia. Niech będzie lepiej już teraz, choć odrobię lepiej.

             

            dda93
            Uczestnik
              Liczba postów: 621

              Joanno, nie tylko Twoim udziałem są takie przeżycia. U mnie też końce roku są ciężkie – w moim domu rodzinnym nie ma już awantur. Inna sprawa, że tego domu rodzinnego też w zasadzie już nie ma. A mimo to ten okres jest ciężki – samotność, w euforii porządków i zakupów nikt nie ma czasu dla nikogo (to chyba zaprzeczenie idei tych świąt?), dodatkowe problemy jeśli pracujesz w logistyce, dodatkowy stres jeśli pracujesz w handlu.

              Ja na przykład większość dzisiejszej Wigilii spędzam samotnie. Chciałoby się rzec, po co te wszystkie terapie, po co starania o to, żeby mieć rodzinę, po co walka o upadające związki. Ale życie po prostu takie jest… Jedni się mierzą z DDA, inni z uzależnieniami, jeszcze inni, ci z pozoru „normalni” nieraz z czyjąś śmiercią albo ciężką chorobą. Po prostu róbmy to, co możemy za pomocą tego, co mamy – umiejętności, doświadczenia, sił, rodziny, przyjaciół.

              Moi znajomi, którzy mają małe dzieci, skarżą się, że przez to nie przesypiają nocy i padają z nóg. Ja już jestem po tym etapie, ale chętnie bym się z nimi zamienił, żeby robić coś, co ma większy sens zamiast musieć stawiać czoła czterem ścianom i pustce. Chyba większość ludzi ma w swoim życiu jakieś sprawy trudne. Tylko z wierzchu wygląda to tak, jakby było inaczej 🙂

              kurianna
              Uczestnik
                Liczba postów: 100

                Mój pierwszy post tutaj, na forum. Do tej pory tylko czytałam, podtrzymywaliście mnie na duchu niejeden raz. Piszę także po trudnych świętach – kiedy miałam wrażenie, że duch mojego ojca dosłownie wstąpił we mnie, żeby pomóc mi je zrujnować dzieciom i mężowi… Udało się zażegnać kryzys, ale osad pozostał. Tak bywa, zwłaszcza w dni, gdy mam szczególną „napinkę”, by było dobrze. Chyba te święta dla wielu osób były konfrontacją z tym, co trudne i czemu często wolelibyśmy się nie przyglądać. Dla mnie były na pewno.

                Ale zdecydowałam się odezwać, bo bardzo dobrze znam z doświadczenia mechanizm, o którym piszesz, Joanno. Albo podobny. Jestem w udanym, bardzo stabilnym związku od liceum, powoli przekształca się on z „opiekuńczego” (mój mąż opiekun, sporo starszy ode mnie) w bardziej partnerski (oboje jesteśmy DDA, oboje w terapiach od kilku miesięcy).  Także mam problem z flirtami i towarzyszącym im „hajem” emocjonalnym. Nawet w moim wypadku niekoniecznie są to realne flirty, czasem głęboko skrywane stany „zakochania”. Piszę w cudzysłowie, choć gdy trwają, czuję emocje każdą tkanką i głęboko się wtedy męczę. Ale ekscytuję oczywiście też. U mnie jest to w ogóle szersze zjawisko – także z kobietami „flirtuję”, wchodzę w relacje, dodając pierwiastek erotyczny. Tak jakbym musiała wystawiać zawsze wszystko na tacę, jakby bez elementu erotycznego było za mało – za mało ciekawie, za mało barwnie, za mało fajnie. Na wszelki wypadek, żeby nie zostać odrzuconą.

                Dopiero dochodzę do tematu flirtów i zakochań w terapii – z facetem terapeutą to jest podwójnie trudne dla mnie… Nie wiem jeszcze za wiele, ale na pewno w dużej mierze relacja z moim ojcem jest podłożem tych raniących, bezsensownych relacji. Tęsknota za ojcem, w moim wypadku – bardzo zdystansowanym emocjonalnie, nieobecnym (jakby za szybą), a przy tym szalenie uwodzicielskim, żartobliwym, inteligentnym – dla obcych. Alkoholikiem odkąd pamiętam. A przy tym w moim domu role były bardzo przemieszane – jestem sporo młodsza od moich sióstr i mi często przypadała rola jakby „kompana” ojca, towarzyszki do kart czy oglądania telewizji. Także służącej na posyłki czy towarzyszki wypraw alkoholowych. Ale najczęściej po prostu dziecka „w pokoju obok”, którym nikt się nie zajmował, a które do ojca nie mogło nawet podejść. Przy czym wiadomo było, że mama bohaterka była „tą dobrą”, która nas utrzymuje, broni i której należy współczuć, a ojciec był „tym złym”, którego nie można było kochać ani się z nim identyfikować.

                Nie wiem, jak to wyglądało u Ciebie – u mnie silny drive do „obcych chłopów” na pewno po części wynika z tej przenoszenia uczuć do ojca, tych, których nigdy nie odwzajemnił, a które były skrywane. Plus oczywiście mechanizm, o którym pisali już Jakubek, dda93 i Truskawek – nie może być długo za dobrze, za stabilnie. Spokój oznacza napięcie, napięcia należy się pozbyć – więc wywołujemy kryzys. Choćby „tylko” w emocjach, jak u mnie, czasem z dreszczykiem, jaki daje fajna, zbliżająca rozmowa damsko-męska. Niekoniecznie od razu flirt, a jednak… U mnie także sam flirt wystarczy, długo długo przed linią mety uciekam. Ba, przed terapią nie wiedziałam nawet, że flirtuję! Myślałam, że jestem taka kumpelska i tak sobie po prostu rozmawiam:D.

                JoannaO
                Uczestnik
                  Liczba postów: 20

                  Kurianno,

                  Witaj na forum. Ja jestem tutaj od niedawna, ale uważam, że to miejsce jest niezwykle pomocne w procesie zdrowienia, zarówno pisanie jak i czytanie historii innych DDA. To bardzo budujące, że są ludzie, którzy dobrze Cię rozumieją, którzy przechodzą przez te same lub podobne problemy a którzy maja się lepiej po latach terapii.

                  Sama próbuję zrozumieć problem flirtów. Jestem bardzo ciekawa, jak zinterpretuje to Twój terapeuta. Ja z pewnością mogę mówić o braku ojca w moim życiu. Tzn. fizycznie był (i nadal jest, ale ja już od wielu lat nie mieszkam z rodzicami), ale gdy był pijany to wychodził z niego cham a trzeźwy był mrukiem, wiecznie obrażony, niezadowolony. Relacja ojciec-córka praktycznie nie istniała. Albo się go bałam albo wstydziłam, więc unikałam wszelakich kontaktów. Moja matka była służącą ojca, nigdy mu się nie sprzeciwiała. Robiła wszystko, by mu dogodzić. Była troskliwa wobec dzieci, ale wszyscy wiedzieliśmy, że najważniejszy jest ojciec i żyliśmy w nieustannym napięciu, aby go czymś przypadkiem nie rozzłościć. Najspokojniejsza byłam, gdy przychodził do domu pijany i od razu kładł się spać.

                  Czy flirtowanie to tęsknota za ojcem? To całkiem możliwe, bo to przecież łaknienie męskiej uwagi. Piszesz o flirtach z kobietami, ale płeć chyba nie ma żadnego znaczenia. Prawdopodobnie odczuwasz pociąg seksualny do kobiet, więc chęć flirtowania z nimi jest w tym wypadku zupełnie naturalna. Czynnik fizyczny jest podczas flirtu bardzo istotny, bo bez odrobiny pociągu fizycznego brakuje chemii, która jest jednym ze składowych tego procederu.

                  Ja tłumaczę sobie moją potrzebę flirtowania dwoma aspektami: brak uwagi czy podziwu ze strony ojca oraz przyzwyczajenie do życia w napięciu w dzieciństwie. Być może są też inne czynniki, których nie jestem świadoma i które zupełnie nie wynikają z faktu bycia DDA.

                  Natomiast bez względu na przyczynę tych skłonności wiem, że to na dłuższą metę destrukcyjne zarówno dla związku jak i dla mnie samej. Również dla rodziny, bo piszesz, że masz dzieci. To, że uczęszczasz na terapię oraz fakt, że podzieliłaś się tym z nami sprawia jednak, że czynisz kroki we właściwym kierunku.

                  JoannaO
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 20

                    Dda93,

                    Bardzo ciekawa uwaga. Pamiętam, że pisałeś o tym, że masz dzieci a ja zawsze wyobrażam sobie, że święta wśród dzieci i rodziny, nawet jeśli nie są idealne, muszą być radosne i takie, w których nie ma czasu na chwilę, w których człowiek odczuwa smutek. To pewnie moje wyobrażenie na temat “idealnych świąt”.

                    Ja od kilku lat przeżywam święta ze swoim partnerem, ale w tym roku czułam się wyjątkowo samotna. Wykonałam telefon do rodziców, ale po tym jak usłyszałam bełkoczącego po pijaku ojca, oznajmiłam chłodnym tonem, że jestem umówiona na kolację i pożegnałam się. Później cały wieczór myślałam o tym, że mam dość jego pijanego i biernej matki, ale z drugiej strony czułam się jak wyrodna córka.

                    Być może jest tak, jak piszesz. Każdy przeżywa jakieś wewnętrzne smutki. Ja mam wrażenie, że zdecydowana większość moich znajomych i przyjaciół ma dobre święta. Pochodzą z dobrych rodzin i wyczekują tych świątecznych zjazdów z niecierpliwością, ale może nie mówią mi wszystkiego? Nie wiem.

                    Z drugiej strony po tej chwili użalania się nad sobą rozejrzałam się wokół siebie i doszłam do wniosku, że mam kogoś obok, że jest spokój, że nie odczuwam niepokoju. Uczę się doceniać takie momenty.

                    • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 3 miesięcy temu przez JoannaO.
                    kurianna
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 100

                      Joanno, dzięki za przywitanie. Przyznam, że napisanie postu (zwykle jestem w internecie jedynie obserwatorem) i oczekiwanie na odpowiedź wywołało we mnie niespodziewaną falę emocji, od ekscytacji, po wstyd i poczucie winy, że za bardzo odsłaniam sprawy, które „powinny” być zakryte przed „obcymi”. Ciekawe, czy tylko ja tak przeżywam pisanie tutaj i uzewnętrznianie się z rzeczami, które jednak – mimo terapii – ciągle jawią mi się jako zakazane (nie mówimy, co się dzieje w domu – a tym bardziej, co się dzieje w nas w związku z tym wszystkim, co w domu).

                      Flirty jako rezultat tęsknoty nie tyle może za ojcem realnym, ale za tym, co powinien mi – swojej córce -dawać. A nie dawał. Bo – jak u Ciebie – na trzeźwo marudny, wiecznie niezadowolony (skacowany), wiecznie z nosem w książce lub w tv, po pijaku – niebezpieczny i nieprzewidywalny. Tyle że mój ojciec był jeszcze w dodatku czarującą „duszą towarzystwa” – wspaniale byłoby go mieć takiego w domu, jak czasem dawało się podejrzeć wśród kolegów. Ale po co starać się dla nas. Czyli na co dzień zero kontaktu, uwagi, zainteresowania. Jeśli już jakiś kontakt – wyłącznie na jego warunkach, pełen napięcia i wyprzedzania oczekiwań z mojej strony, żeby nie oberwać.

                      Mój ojciec nie żyje od nastu lat. Nie mogę więc zadzwonić. Ale wyobrażam sobie, jak musiało Ci być ciężko, gdy dzwoniąc do domu w święta, usłyszałaś pijackie bełkotanie zamiast słowa wsparcia, życzeń czy po prostu usłyszenia, co u nich słychać. Takie „szlagi” często mi się przydarzają, gdy w chwili słabości szukam kontaktu z matką czy z siostrą (obie mocno współuzależnione) – zawsze się to źle kończy. Zaczynam rozumieć, czemu tak się dzieje, i robię tego mniej. W wigilię też oczywiście zadzwoniłam – trudno mi się było potem zebrać.

                      Wracając do flirtów, hm… Pociąg fizyczny jest ważny (jasne, że czuję go również do kobiet, tyle że realizuję go bardziej na poziomie takiego „czułego” zbliżania się, przytulania, komplementów). Ale w terapii wychodzi na to – czego na razie nie rozumiem do końca emocjonalnie, tylko umiem przytoczyć w zarysie – że bardziej chodzi o kontrolę. Że przenoszę w sferę erotyczną relacje, żeby je lepiej kontrolować. Taki łagodny w miarę, podświadomy sposób kontrolowania – w odróżnieniu np. od agresji czy prostego siłowego zmuszania ludzi do robienia tego, czego chcę. Plus ekscytacja przy przekraczaniu granicy. Plus napięcie, bo oczywiście wycofuję się długo przed kluczowym momentem.

                      A do kogo Ciebie ciągnie? Z kim Ty flirtujesz? Ja na pewno z „zimnymi”, niedostępnymi typami-uwodzicielami w rodzaju mojego ojca. Albo z tymi, z którymi jestem w coś twórczego zaangażowana – to mnie zawsze bardzo kręci. Albo z zakazanymi owocami (szef, uczeń) – tu się pilnuję bardzo, ale pociąg jest.

                       

                    Przeglądasz 9 wpisów - od 21 do 29 (z 29)
                    • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.