Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Tęsknota po terapii

Przeglądasz 9 wpisów - od 21 do 29 (z 29)
  • Autor
    Wpisy
  • elka15
    Uczestnik
      Liczba postów: 3

      czesc, jak sie potoczyly Twoje losy z terapeutka?

      mam problem, nie wiem czy moge zakladac nowy temat na forum, czy tu moge sie dopisac

      jestem w srodku przeniesienia , jak to pisala Kurianna, tesknota za terapeutka mnie zalewa

      i nie wiem czy podjac decyzje o odejsciu od terapii

      bo widze ze z kazdym miesiacem przywiazuje sie do niej coraz bardziej

      blagam pomozcie, doradzcie

       

       

       

       

       

       

       

      adamus40
      Uczestnik
        Liczba postów: 9

        Ja przeszedłem po terapii z terapeutka na relacje znajomych lub można to nazwać przyjaciół,  jak to niektórzy odradzali i pisali ze podświadomie mogłem niewiadomo co … nic takiego nie było… klucilismy się o pierdoły godziliśmy się jak to normalni ludzie, relacja może się rozpaść jak każda inna może trwać w najlepsze … człowiek patrzy na to z innej perspektywy. Jedyne co chyba ważne to terapia została zakończona, nawet jeśli będę kiedyś w dolku i będę potrzebował pomocy terapeuty … jedno jest pewne napewno nie będzie to ta osoba. Ważne są granice i powiedzenie jasno z dwóch stron kto i czego oczekuje i jakie stawia granice … zwykle życie.

        elka15
        Uczestnik
          Liczba postów: 3

          o wow. wyskoczylam z butow. tyle sie  naczytalam w necie, ze terapeuci nie chca za zadne chiny przejscia  na te druga strone z pacjentem. o wow. serio. skladam kopare z butow.

           

          otoz u mnie jest inaczej niz u Ciebie. bo w koncu 3 miesiaca od terapii padly z jej ust slowa – ze moze przy mnie byc tak dlugo jak ja zechce, ale jako terapeuta, nie  kolezanka ani przyjaciolka

          takze poczulam sie wtedy jakbym dostala w twarz .bo nastapilo przeniesienie . i nie radze sobie z tym

          szans nie mam zadnych jak widzisz  . Ty miales wiecej szczescia, stary

           

           

           

           

          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 1 miesiąc temu przez elka15.
          adamus40
          Uczestnik
            Liczba postów: 9

            Powiem tak , u mnie to było nieprofesjonalne ze strony terapeutki na co oboje właśnie się zgodziliśmy że akceptujemy to i przechodzimy na inny format … U Cb terapeuta podchodzi profesjonalnie i to tez dobrze , przeniesienie jest do omówienia musisz być szczera z terapeuta . Szczerość i mówienie wszystkiego to podstawa … I ja przez to się nauczyłem że w życiu tez trzeba mowic wszystko co Cię boli,  czego chcesz , jaki masz zamiar wobec kogoś i jeśli druga strona zrobi tak samo będzie dobrze . Przeniesienie to nic strasznego , to uczucia i musisz je wyrazić omówić i zrozumieć. Trzymam kciuki 🙂

            kurianna
            Uczestnik
              Liczba postów: 109

              Cześć, @adamus!

              Fajnie wiedzieć, że u Ciebie OK :). Widać, jak wzrosła Ci pewność siebie i luz, i samoświadomość. Budujące tak usłyszeć od kogoś po jakimś czasie, że jest u Ciebie fajnie i nauczyłeś się szczerze mówić wprost, a jeszcze uczysz tego innych. Powodzenia! Coś pisałeś wcześniej o ślubie, z tego co pamiętam – życzę dobrej wspólnej drogi!

              Cześć @elka15!

              Zbierałam się, żeby napisać już dawno, ale akurat miałam ciemny moment. Oczywiście zawirowania w terapii:)

              Nie wiem, czy dobrze myślę, bazuję na swoich doświadczeniach i lekturach, ale generalnie rodzaje przeniesienia i relacji z terapeutą są różne. Z tego, co pisał adamus, od razu mieli dualną relację – on jej coś naprawiał, załatwiał itd. Wydaje mi się, że zrobiła się u nich taka bardziej relacja jak dorosłego z nauczycielem np. języka obcego czy couchem, że mogli przejść na kumpelską bez większej szkody.

              I to też była terapeutka w nurcie behawioralnym. Tu jest więcej rozwiązań, zadań, t. więcej może odsłonić i być bardziej na luzie. Chociaż też to oceniają po czasie jako nieprofesjonalne, nie zrobiło to jakiejś większej krzywdy. Akurat, szczęśliwie, w tym wypadku.

              Trudno mi sobie wyobrazić taką relację z terapeutą np. czysto psychodynamicznym. Tu się dzieją bardzo delikatne procesy i przejście na relację dualną może wiele zniszczyć (i z reguły tak robi!). Też każdy ma inne przeniesienie – w zależności od stylu przywiązania i rodzaju ran z dzieciństwa (im głębsze, zwykle gorzej). Chodzi mi o to, żebyś nie porównywała się z adamusem, to jest wyjątkowa sytuacja. Zwykle to bardzo dobrze, że terapeuci chronią nas przed dalszą relacją, chociaż wydaje nam się, że bardzo byśmy jej chcieli.

              Przede wszystkim w trakcie terapii rodzi się wewnętrzny głos, który jest po naszej stronie – taki wewnętrzny terapeuta. I dalsza relacja typu „człowiek-człowiek” taki głos niszczy, jego wyjątkowość i skupienie na naszym wnętrzu.

              Po drugie, to relacja, w której uczymy się, że nasze potrzeby są najważniejsze. Jeśli wejdziesz w dalszą relację, gdzie t. nagle się wkurza i ma swoje potrzeby itd. – znowu się dowiadujesz, że musisz zajmować się innymi, nie sobą [czyli pewnie tak jak w domu z rodzicami]. To jest ogromne uproszczenie, ale tak w skrócie.

              Poza tym jest duża nierównowaga – t. zna Twoje słabe punkty, a Ty prawie nic o nim nie wiesz. W kłótni, normalnej między równorzędnymi partnerami, on ma dużo silniejszą broń, może Cię w najczulszy punkt urazić. I to jest szok w porównaniu z tym, jaki opanowany i skupiony na Tobie był na sesji. I jeszcze ostatnia rzecz – zostawienie terapeuty na koniec procesu jest super mocną i potrzebną nauką tracenia. „Zostawienie” sobie tej relacji w innej formie też może uczyć, że zawsze jest jakiś sposób na obejście utraty. A tak nie jest.

              A teraz wracam do Ciebie:)

              otoz u mnie jest inaczej niz u Ciebie. bo w koncu 3 miesiaca od terapii padly z jej ust slowa – ze moze przy mnie byc tak dlugo jak ja zechce, ale jako terapeuta, nie  kolezanka ani przyjaciolka

              Świetnie, że terapeutka Ci wyznacza takie granice. To bardzo boli, wiem. Sama doświadczam tego na własnej skórze od trzech lat w swoim fotelu terapeutycznym. Też jestem bardzo przywiązana, ale niestety widzę, jak bardzo to ograniczenie (że t. to t. i koniec! żadnych przyjaźni!) dobrze jednak działa w moim życiu. Uczę się tych granic w terapii i potem lepiej funkcjonuję w życiu – stawiając swoje granice i nie wpierdzielając się tak nieświadomie w cudze.

              takze poczulam sie wtedy jakbym dostala w twarz .bo nastapilo przeniesienie . i nie radze sobie z tym

              No, domyślam się, jaki to musiało być nieprzyjemne dla Ciebie. Ja prostu przy tego typu odrzuceniach umieram z bólu.

              Generalnie, moje przeniesienie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie wiedziałam kompletnie co ze sobą zrobić. Umierałam, chodziłam po lasach 20 km dziennie, rozkminiając, nie spałam – to było tak silne. Nie wiedziałam, co się dzieje. Zapytałam przyjaciółki co zrobić (miała za sobą terapię), powiedziała to co adamus: bądź szczera sama ze sobą i z t. Powiedz, co czujesz. Nie uciekaj i nie ściemniaj (bo jak ściemniasz to to nie jest terapia, tylko modny ciuszek typu niby „chodzę na terapię”, ale nie robię prawdziwej roboty).

              To mi bardzo pomogło. Zaczęłam stopniowo przynosić mojemu terapeucie wszystkie moje uczucia. To brzmi prosto, ale jest bardzo trudne. Zwłaszcza te skierowane do niego. 500 razy chciałam z terapii odejść – to byłby błąd. Jeśli masz t, z którą Ci kliknęło i masz przeniesienie – nie daj się lękowi. To tylko stare emocje kłębią się w Tobie i domagają uwagi. Najgorsze już się stało – w Twoim dzieciństwie. Teraz praca z t. pozwoli Ci to zobaczyć i ocenić, które mechanizmy sobie możesz sobie zostawić, już teraz świadomie, a które Ci szkodzą.

              Generalnie łatwo się mówi… Moja tęsknota za t. powodowała (i nadal powoduje czasem), że dosłownie wyję. Płaczę. Myślę, że tego nie wytrzymam. Więc jeśli coś Ci to, co tu piszę, pomaga i chcesz pogadać – to ja bardzo chętnie poznałabym kogoś, kto ma podobnie.

              Ratowała mnie quora – tam ludzie na ang. quorze też opisywali jak sobie radzą z przeniesieniem, jak reagują. Wtedy wiedziałam, że nie jestem sama „dziwna” (nikt, kogo znam, nie miał takiego „ssania” na terapii, dziwnie mi z tym było, ale internet mnie ośmielił i pokazał, że to jest ogólnie normalne, wyją moje niezaspokojone potrzeby i muszę po prostu przejść tę drogę i tyle, jeśli chcę sobie pomóc). Nie rezygnuj! Jeśli, chcesz, @elka, pogadać, dam Ci mojego mejla acidiosus[at]gmail.com.

              W ogóle super, że się odezwałaś. Podoba mi się bardzo Twoja bezpośredniość, nie tak „bułka przez bibułkę”:D Bliskie mi to jest 🙂 Trzymaj się!

              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 1 miesiąc temu przez kurianna.
              elka15
              Uczestnik
                Liczba postów: 3

                tak jak Ty, Bejjbe, 500 razy chcialam uciec….. i ucieklam. nigdy nie wyznalam swoich uczuc. dzis mija pol roku od rozpoczecia sesji. w polowie lutego byla ostatnia sesja, wiecej sie nie umawialismy. jest otwarta furtka, zawsze moge poprosic o sesje ale na chwile obecna nie chce. serio. wyje z bolu. umieram. nie chce juz dluzej tego ciagnac. nie chce tez mowic co czuje, to mnie na max upokorzy a i tak nie odwzajemni uczucia ani nie sprawi i nie ma takiej mocy ze wygasi moje uczucie. chujnia z grzybnia, panie. dosc, basta, fini. teraz sobie powyje z bolu, do ksiezyca, zliże rany rozdrapane i bede zyc dalej

                 

                j.b
                Uczestnik
                  Liczba postów: 56

                  Bardzo duże obawy przed psychoterapią budzi we mnie ten wątek. Coraz częściej mam wrażenie, że psychoterapia to bardzo grząski grunt i częściej szkodzi niż pomaga… To jakiś dziwny typ relacji, który w naturze nie występuje, a dodatkowo korzystają z niej przecież osoby z rozmaitymi zaburzeniami, problemami – i ja też przecież mam swoje problemy, które nie daj Boże terapia jeszcze pogłębi… To niesłychanie delikatna sztuka, a nieprofesjonalnych terapeutów jak widać nie brakuje… Naprawdę mnie to zasmuca, bo liczyłam na to, że psychoterapia może być jakąś sensowną drogą, ale teraz to już we wszystko zwątpiłam…

                  kurianna
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 109

                    Cześć, @j.b.!

                    Widzę, że to, co zostało tu napisane, może zostać odebrane jako budzące lęk:/ Terapia ma swoje pułapki, jak dosłownie wszystko w życiu, ale gdyby to miało odstraszyć od prób, byłoby to wylanie dziecka (dorosłego:) wraz z kąpielą.

                    Terapia to jest najlepsza rzecz, jaka mi się przydarzyła w życiu (poza małżeństwem może) i generalnie dosłownie życie ratująca. Badania naukowe też dowodzą jej skuteczności, zwłaszcza w przypadku DDA, gdzie zazwyczaj praktycznie na dłoni można zobaczyć naprawdę odczuwalną różnicę w komforcie życia i nawet podzielić je na „przed” i „po” terapii. Tym bardziej na tym forum, które zbiera różne drogi zdrowienia, nie chciałabym, żeby ktoś się zniechęcił tym wątkiem do terapii 🙁 .

                    Ale wiadomo, jak każda rzecz czy relacja w życiu – ma blaski i cienie. I warto pozostać z otwartymi oczami, ostrożnie podejść – posprawdzać sobie, czy wszystko dla mnie tutaj gra i czy standardy profesjonalizmu są spełnione.

                    Wiadomo, że przed terapeutą otwieramy zakamarki duszy, gdzie zwykle nikt nie ma wstępu – i, jak mawia koleżanka, miękki brzuszek. Ale przecież nie od razu! Zaufanie buduje się długo, tygodniami, i jest to dobry czas, żeby móc się przyjrzeć, czy terapeuta spełnia nasze oczekiwania i jaką etyką kieruje się w życiu zawodowym. W ogóle warto kierować się wykształceniem, specjalizacją (np. uzależnienia, trauma – moim zdaniem warto szukać specjalisty, który ma to w swoim wachlarzu). Koniecznie też warto zapytać czy sprawdzić, czy t. ma superwizje – jeśli pracuje sam, to czerwone światło! Nie będzie mógł poddać własnego oddziaływania na nas stosownej refleksji i też nikt nie wskaże mu wtedy błędu w sztuce.

                    To jakiś dziwny typ relacji, który w naturze nie występuje, a dodatkowo korzystają z niej przecież osoby z rozmaitymi zaburzeniami, problemami – i ja też przecież mam swoje problemy, które nie daj Boże terapia jeszcze pogłębi…

                    Dokładnie, J.B., jak napisałaś – dziwna relacja… Tomy napisano na ten temat, jak dziwna i specyficzna. Niby-rodzicielska, niby-przyjacielska, niby-lekarska, ale zbudowana na mocnym fundamencie granic, zaufania i bezpieczeństwa. No i dokładnie – w naturze nie występuje:D Ale siłą, która pcha do zmiany jest to, że to co robimy w tej relacji, robimy też z grubsza w innych – a jedynie w tej mamy pełną możliwość się przyjrzeć naszemu wachlarzowi działań. I jeśli trzeba, zmienić go. Tą zmianę zaufanie i specyficzny rodzaj wsparcia, jakie dostajemy w terapii, ułatwia.

                    A może umożliwia? Na pewno dla wielu z nas. Dla mnie fakt, że ktoś zobaczył swoje mechanizmy obronne i potrafił je zmienić bez terapii, grupy czy mityngów, zakrawa się na cud – ktoś musi mieć naprawdę specyficzne zdolności! U mnie np. było tak, że mnóstwo rzeczy widziałam i wiedziałam (bo znajdowałam to po czasie w dzienniku), ale bez wsparcia niewiele udawało mi się zmienić, to było jak błądzenie we mgle. Wśród wielu możliwych, równoprawnych ścieżek. Więc błąkałam się dalej, mimo sporego wglądu własnego.

                    Terapeuta to ktoś, kto jest bardziej po Twojej stronie niż Ty sama. Przy okazji wykwalifikowany, by rozeznać i pomóc. A zarazem ma niezbędny dystans, by zobaczyć to, co nam umyka, bo patrzymy zza bliska.

                    I generalnie w tym zawodzie jest mnóstwo osób, które chcą pomóc i są profesjonalnie przygotowane. W czasach takich serwisów jak znany lekarz czy inne systemy poleceń raczej dość łatwo zweryfikować osobę, do której trafiamy.

                    Choć może nie kliknąć za 1., 2. ani 3. razem – warto moim zdaniem poszukać. Zawsze to też trening np. odmawiania ;), tak istotny dla dda, które lubią zadowalać swoim kosztem:).

                    Na pewno terapia może budzić obawy… Ale z drugiej strony – co jest alternatywą? Że zostanie, tak jak jest (chyba że ktoś jest tym wybrańcem, który sam ogarnia samego siebie; dla mnie to jak Baron Munchausen, który chciał się sam za włosy wyciągnąć z bagna – podobno istnieje, ale nie znam). Że będziemy tkwili w cierpieniu.

                    Warto spróbować, na pewno bez rozbuchanych oczekiwań, że będzie łatwo i idealnie. Ale też nie zniechęcać się historiami, które tu są jak w kalejdoskopie powrzucane z różnych terapeutycznych momentów, kiedy np. terapia już jest rozkręcona albo ktoś ma np. zupełnie inny styl przywiązania i ogólnie mówiąc „szaleje” w terapii z niepokoju. Zdrowy rozsądek i ostrożność to też nie jest coś, co zostawia się za drzwiami gabinetu. Nie jesteś tam bezbronna.

                    A najlepsze jest to, że te wszystkie obawy można przegadać z terapeutą;) A nawet jest to wskazane! Nawet na samiutkiej 1. wizycie – to już będzie dobry sprawdzian, jak człowiek w fotelu naprzeciwko reaguje i czy nas przekona do siebie.

                    Powodzenia, j.b., niezależnie od drogi, jaką wybierzesz!

                    j.b
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 56

                      kurianna dziękuję, bardzo cenna wypowiedź 🙂

                    Przeglądasz 9 wpisów - od 21 do 29 (z 29)
                    • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.