Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Trauma alkoholizmu.. Czy mój mąż ma problem z alkoholem ?

Przeglądasz 7 wpisów - od 21 do 27 (z 27)
  • Autor
    Wpisy
  • aktywny187
    Uczestnik
      Liczba postów: 87

      Jeśli, nie jest alkoholikiem, to za parę  lat będzie. Dodatkowo kokaina, i gry….

      Powiedział, że terapeuta mu powiedział „nie wymaga terapii”….zaprzecza…słyszałaś to na własne uszy ? Bezczelnie kłamie….

      Tylko sama nie bierz się za picie razem z nim do towarzystwa, bo pociągnięcie Cię na dno…..Lepiej łep wsadzić miedzy nogi i płakać z bólu…a nie brać się za alkohol…..

      Trzeba wyznaczyć granicę, albo się leczysz, albo każdy idzie w swoją stronę….

      Trzeba być łagodnym wobec człowieka, ale bezlitosnym wobec problemu – twarda miłość.

      milena2129
      Uczestnik
        Liczba postów: 5

        Cześć, mam na imię Milena i chciałabym przeprowadzić badanie do pracy magisterskiej. Poszukuję takich osób jak ja, czyli Dorosłych dzieci alkoholików. W każdej waszej historii widzę siebie. Przez całe życie nie wiedziałam nawet jak dzieciństwo odbija się na wszystkim co robię, jak postępuje… dopóki nie poszłam na studia z psychologii. Studia otworzyły mi oczy. Dziś cieszę się, że mam taka wiedze, czasem po prostu jest mi łatwiej tłumaczyć swoje zachowania. Niestety „zdrowi” ludzie tego nigdy nie zrozumieją, co czujemy, czego doświadczamy. Dlatego proszę was o półgodziny waszego czasu na wypełnienie ankiety

        https://forms.gle/hfX7Ha5qK37xCeKb8

        Z góry dziękuję !

         

        kurianna
        Uczestnik
          Liczba postów: 103

          Mileno, z przyjemnością wypełnię ankietę. Jednak to wątek na konkretny temat, konkretnej osoby – jest zasada, że generalnie wypowiadamy się w temacie. Proponuję zamieścić Twój post w dziale ogłoszenia (inne niedotyczące terapii).


          @Xlibertas
          , czy masz wolę napisać, jak u Ciebie? Jak u Was? Taki dość dramatyczny moment odczytałam u Ciebie z chwilą ostatniego wpisu. Trzymam kciuki i pozdrawiam.

          Xlibertas
          Uczestnik
            Liczba postów: 10

            Tak się trochę miotam ostatnio. Z jednej strony uświadomiłam sobie, że na wiele rzeczy patrzę zbyt 0-1kowo i przez pryzmat problemu z własnym ojcem, więc staram się nie nakładać na zachowania męża tych samych filtrów. A  z drugiej strony czytając niektóre wpisy, np. aktywny187 ogarnia mnie strach nie do opanowania. Trochę się czuję, jakbym próbowała wypierać to, że dzieje się coś złego. Chyba myślałam, że jak napiszę tego posta, to może wszyscy mi napiszą, że nic mi nie grozi, że tylko mi się wydaje. Przecież chciałam tylko się przestać bać. Żeby ktoś mnie uspokoił. Jeśli mam być szczera, nie jestem w stanie postawić sprawy tak klarownie, że albo się lecz, albo odejdź. Przecież wiem, że odejdzie. Nie uważa, żeby miał jakikolwiek problem. Bo przecież to MÓJ problem. On nie robi nic złego i ma już dosyć tego ciągłego oceniania jego zachowań. To ja jestem nienormalna, że żyję bez jakichkolwiek używek. Na razie nie poszliśmy na terapię , bo bardzo ciężko mi znaleźć jakiś wolny czas, muszę najpierw pokończyć pewne projekty. Ale potrzebuję tego jak nigdy. Czuję się, jak Alicja w krainie czarów. Wpadłam gdzieś, dzieją się dziwne rzeczy, a ja już nie wiem, co jest prawdą, a co mi się śni. Pojechaliśmy na Majówkę ze znajomymi męża. Znajomymi, których nigdy nie poznałam. Taki rodzinny piknik, dużo dzieci. Nie dopytywałam o szczegóły. Nie wiem, jak mogłam myśleć, że ma znajomych, którzy potrafią się bawić z samego faktu, że przebywają razem. Założyłam z góry, że skoro będą dzieci , to będzie zupełnie inaczej. Zaczęliśmy weekend od tego , że siedząc przy kolacji tłumaczyłam dzieciom, co to jest marihuana, bo akurat poruszają w szkole ten temat, a jednocześnie zcierałam ze stołu okruszki chleba i te odrobinę suszu , która się komuś usypała i jednocześnie modląc się w duchu, że dzieci nie zapytają mnie o ten dziwny zapach unoszący się wkoło. Oczywiście nikt nie pali przy dzieciach, ale jak otwierają się drzwi domu to trochę zapachu zaciąga na środka. Oczywiście ja poszłam spać z dziećmi, a mąż siedział do rana i pił. Zupełnie nie tak to sobie wyobrażałam. Siedzę pospinana cała, aż mnie nerwobóle łapią i się zastanawiam, co ja mam z tym wszystkim zrobić i co ja właściwie potrafię z tym zrobić. Patrzę teraz na niego i najzwyczajniej w świecie go nie lubię. Nie lubię, jak ciągle tylko ocenia dzieci i krytykuję i wszystkiego zabrania Okropnie mi w tym mojego ojca przypomina i zupełnie się z takim traktowaniem nie zgadzam. Ale jak poruszam ten temat , to ja nie wychowuję, ja rozpieszczam i odbieram mu autorytet i nie ufam. Oczywiście, że nie ufam, bo jestem świadoma, jak takie przekraczanie dziecięcych granic się kończy. Nie lubię, bo uważam za hipokrytę. Kiedy wrzuciłam na FB artykuł o tym, jak zwiększa się liczba depresji u dzieci i nastolatków i ma to związek z uzależnieniami od smartfonów i komputerów i że my dajemy zły przykład dzieciom, bo sami źle ich używamy. On lajkuje artykuł i sam nie potrafi przyznać ,że na 24 godz z min 10 spędza przed komputerem i trzeba go ciągle upominać, żeby nie siadał do stołu z telefonem. Nie lubię, kiedy nie mogę po prostu powiedzieć, że się boję, bo nie tak sobie wyobrażałam ten wyjazd , a przecież jak tylko się odezwę , to już psuje mu dobrą zabawę… Teraz bym chciała po prostu go zostawić. Ale nie umiem. Myślę , może mam zły dzień. Może mi przejdzie . Na pewno mi przejdzie. Boże, niech mi przejdzie.

            kurianna
            Uczestnik
              Liczba postów: 103

              Xlibertas,

              ech… Współczuję. Też nie cierpię imprez, gdzie są dzieci i używki, to jest trudny balet. Zwłaszcza jak jedna osoba ma być w kontroli i jeszcze sprzątać jointy, a druga puszcza kontrolę zupełnie i się bawi. Teraz staramy się to mieć dogadane. Kto pije, kto nie. Kto za co odpowiedzialny. Jak kładziemy dzieci, ile oglądają, ile im czasu poświęcamy (mamy sporo znajomych bez dzieci, imprezowych, ale raczej w trybie planszowo-dansowo-ogniskowym, choć alko jest i czasem marihuana). Wiem jednak że dzieci są szczęśliwe i zaopiekowane na takich wyjazdach, cieszą się też różnymi wujkami którzy grają w piłkę z nimi, rozmawiają i grają w planszówki. Nie jest to takie czarno-białe na pewno. Wracają zachwycone.

              Natomiast kurczę u nas jedno albo drugie się bawi… Pamiętam jednak swoją bezsilna wściekłość gdy mąż siedział do rana przy ognisku, a ja z dziećmi, wściekła, niewyspana, opuszczona… Miałam ochotę go zabić jak wracał. Tyle że on mi mówi: rok temu Ty siedziałaś do rana, teraz ja. No bo oboje w terapiach jesteśmy, to się wzajemnie pilnujemy. I wspieramy. I on też rozumie, że nie na niego jestem wściekła, tylko mała kurianka się wkurza na tatę który wybierał wódkę zamiast niej. Bo oboje rozmawiamy dużo o naszych wewnętrznych światach. Żadne nie jest idealne. Problemów jest bardzo dużo do pogodzenia gdy są dzieci, praca, inflacja i chęć do spędzania czasu wolnego w jakiś konkretny sposób. Bardzo długo dochodzilismy do jakiejś równowagi w tym temacie. Nadal jej szukamy, teraz np. jadę z dziećmi sama, żeby mąż miał czas dla siebie i spokój.

              Przede wszystkim, nie ma u Was dialogu… To musi być bolesne, dusić wszystko w sobie (uczucia, opinie, chęć bronienia dzieci). Jedyny „silver lining”, jaki mi przychodzi do głowy, że to jest kryzys. Ze już tak dłużej oboje nie dacie rady, napięcia wychodzą na wierzch. To jest ciężki moment, ale lepszy od napiętej atmosfery i unikania tematu. Masz projekty, ja wiem… Ale dom jest ważniejszy niż praca. A Twoja wytrzymałość wydaje się być na granicy. Mam wrażenie że dotarliscie do granicy, gdzie trzeba karty na stół wyłożyć.

               

              I nie martw się że on Cię zostawi… Albo Ty jego. To jest ostateczność, możliwa, ale to nie jest następny krok. Macie dzieci. Najpierw warto uzdrowić u Was komunikację. Masz prawo do wolności emocjonalnej w związku. Powiedzenia o swoich odczuciach. Nie do nadmiernej kontroli, ale do wyrażenia co Cię boli i do bycia wysłuchana- jasne. Podobnie Twój partner. A jeśli dojdzie do rozstania, to terapia w najgorszym razie pomoże Wam się ładniej rozstać. Nie na gadzich mózgach. Ale do tego jeszcze długa droga.

               

              Brzmi że macie ogromne rozbieżności… I styl życia różny. Ale ja bym uważała z czarno białą ocena. Używki to jest problem. Ale pod nim leżą o wiele większe rzeczy – brak porozumienia i szacunku dla Waszych potrzeb. Może dojść w.efekcie pogłębionych rozmów do rozejścia – ale to się nie dzieje szast prast. A próby dogadania granic wyjdą Wam na dobre.

               

              Napiszesz coś więcej o pracy? Uciekasz w nią trochę? Bo z tego co mówiłaś, mąż na co dzień jest bardziej obciążony dziećmi (może nakładam, u mnie tak było i wiem jak bardzo to mojego męża uwolniło że odpuściłam w pracy).

              A propos dzieci jeszcze…  U nas jest zasada – nie wychowujesz, nie krytykujesz. Nie ma wpieprzania się komuś w proces dydaktyczny. Chcesz interweniować – zajmij się problemem (typu bajka kolacja kapiel etc.) od początku do końca.

               

              Napisz też czego ewentualnie potrzebujesz – może za dużo wrzucam ze swojego podwórka? A Ty potrzebujesz się wygadać? Bardzo Cię pozdrawiam

               

              Ps. Co do skrajnych opinii… Zwykle (jeśli sytuacja nie jest ewidentna, a u Ciebie moim zdaniem nie jest typu uzależniony, wspoluzalezniona ofiara; raczej problem z granicami, komunikacją i przestrzenią na wyrażanie emocji) bardziej mówią o osobie, która je wypowiada niż o problemie. Rzeczywistość rzadko jest czarno biała, to jest zwykle mechanizm obronny.

               

              Niestety (albo i na szczęście) – tylko Ty jesteś blisko siebie i swoich potrzeb. Nasze spojrzenie jest fragmentaryczne i zależne bardziej od naszych doświadczeń. A.co Ty.o tym myślisz? Jak jesteś w dobrym momencie, masz zdrowy osąd? Jest co ratować? Moim zdaniem – warto pracować, a jeszcze nie uciekać. Na to zawsze będzie czas, jak się okaże że się nie dogadacie.

              Już widać np. ile miałaś założeń w związku z tą imprezą. Dla mnie np. fakt braku używek w dzisiejszej klasie średniej na imprezie z dziećmi raczej nie jest oczywistym założeniem. Więc sporo pozostaje do dogadania następnym razem – po stronie Was obojga. Ja mam tak mega często – ładuje się w coś, bo założyłam że będzie tak i tak, zamiast dopytać. OK, dobra, next time dopytam, uczymy się na błędach.

               

               

               

               

              kurianna
              Uczestnik
                Liczba postów: 103

                Nie wiem Xlibertas czy to ma Ci przejść… Trudne wyzwania przed Wami – ale nie czekałabym aż Ci przejdzie. To są Twoje uczucia, o czymś mówią. Częściowo o trudnej przeszłości, częściowo o trudnej teraźniejszości. Wiem że to nieprzyjemne, ale mam wrażenie że też kolaczesz się między sprzecznościami:

                – albo to tylko moja kontrola, przesadzam, jutro mi przejdzie i wroce do pracy gdzie kontroluje tematy i mam sukcesy (to moja fantazja ale tak zakładam,.że masz 🙂)

                – albo on jest czarnym złym nałogowcem, który lekcewazy moje uczucia i krytykuje dzieci a jego znajomi są „gupi”. Rzucę go więc (zanim on zdąży mnie).

                 

                Oboje jesteście dwojgiem ludzi. Z potrzebami. Ale może z małym doświadczeniem z dojrzałym wyrażaniem tych potrzeb przy zachowaniu prawa do wolności Was obojga.

                 

                Tak mi się nasunęło… Daj znać,.jeśli zechcesz, co z tego jest jakoś wartościowe dla Ciebie, a co mniej🌱 pozdrawiam Cię serdecznie

                aktywny187
                Uczestnik
                  Liczba postów: 87

                  Ja nigdy nie piszę, żeby kogoś straszyć . Tylko, żeby wyrazić troskę. Z uzależniam jest jak z drzewem. Jak jest małe to wyrwiesz je jedną ręką, po 10 latach już jest to nie możliwe.

                  Sam choruję na depresję, pracowałem na budowie, często był alkohol. Parę razy piłem. Potem nic mnie nie bolało , czułem się jak młody Bóg. Alkohol bardzo wciagą, bo działa przeciwlękowo przeciwdepresyjne, jest towarzystwo jest co opowiadać na drugi dzień. W końcu zacząłem notować ile pije i kiedy, bo dzień do dnia podobny . Wyszło mi że dwa razy w tygodniu byłem na ratuszu.. Zrezygnowałem z pracy na pewno w większej części przez depresję. Ale i przez alkohol. Ci co piją, chcieliby żeby cały świat był pijany.

                  I przyznam szczerze, że jestem nerwowy, a jakbym pił, to byłbym wściekły. Dlaczego tak się dzieje.. Bo alkohol tłumi emocje np złość, znieczula. I przyznam szczerze, że jakbym zaczał pić tobym się  zapił.

                  Trawki, amfy nigdy nie próbowałem, bo się bałem że sobie nie poradzę. Raz spróbuję i będzie po mnie.

                Przeglądasz 7 wpisów - od 21 do 27 (z 27)
                • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.