Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Trochę o mnie

Przeglądasz 2 wpisy - od 1 do 2 (z 2)
  • Autor
    Wpisy
  • kasia.r
    Uczestnik
      Liczba postów: 1

      Cześć, przed momentem założyłam konto, choć dość długo się wahałam. Samej przed sobą ciężko było mi się przyznać że jestem DDA. Rok temu zmieniłam pracę, pracuję trochę mniej, więc stąd chyba wzięło się trochę więcej czasu na przemyślenia… Zawsze wydawało mi się, że coś jest ze mną nie tak, że ie postrzegam świata, życia i innych ludzi tak jak robią to wszyscy wokół, ale nie potrafiłam znaleźć przyczyny swojego zachowania.
      Dorastałam w rodzinie, w której ojciec był alkoholikiem. Pił odkąd pamiętam. Na początku nie było tak źle, chodził kilka dni podchmielony, a potem było kilka dni spokoju. Jak to bywa w takich historiach, potem było coraz gorzej. Ojciec nie pracował, na utrzymanie mnie i dwóch młodszych sióstr pracowała mama, więc kasy było naprawdę niedużo. Z biegiem czasu, ojciec pił coraz więcej, a okresy pomiędzy ciągami były coraz dłuższe. Jak wracałam do domu ze szkoły to codziennie zastanawialam się w jaki stanie zastanę ojca. Ta niepewność była okropna. W szkole, w sumie wszędzie, udawałam że mam normalną rodzinę. Nauczyłam się świetnie grać przed kolezankami, nauczycielami, dalszą rodziną. Choć przypuszczam że i tak wszyscy wiedzieli że mój ojciec pije, ale na szczeście nikt mi z tego powodu nie dokuczał. Ojciec pił coraz więcej i więcej, tanie wino już mu nie wystarczało. Zaczął pić denaturat. Tak, denaturat. Chował te butelki wszędzie żeby nikt ich nie znalazł, ale mama zawsze znajdowała i wylewała do muszli.Pamiętam jak nieraz się bałam że mama coś sobie zrobi przez niego, bo czasem zamykała się na długo w łazience i nie wychodziła… okropne uczucie. Jak był strasznie zalany to mama spała z nami, a on darł się po nocy i nie dawał nam spać. Najlepsze jest to, że bez alko był naprawdę spoko, bardzo inteligentny i oczytany, potrafił dobrze gotować, prac i sprzątać. Ale jak tylko zobaczył chlanie to był całkiem innym człlowiekiem. Zdarzyło się że mnie uderzył albo wykręcał ręce, ale nigdy fizycznie się nie znęcał, tylko psychicznie. strasznie nas gnoił. wyzywał, klął, czasem chciał się bić z moim chłopakiem (teraz już mężem). W końcu nie wytrzymałam. Kilka miesięcy przed moim ślubem, wziął nóż, przeciął sobie rękę i powiedział że zadzwoni na policję że go zaatakowałyśmy w domu. ale to ja zadzwoniłam, przyjechała policja i go zabrała. Założyłyśmy mu niebieską kartę, w sądzie sprawa o zakaz zbliżania, oskarżenie o znęcanie się psychiczne. zamieszkał u matki. Przyszedł na mó ślub, bo go zaprosiłam, ale z wesela go wyprosiłam, bo nie miałam ochoty go oglądać. Nienawidziłam go najbardziej na swiecie. Niecały rok po tej sytuacji, umarła jego matka, a on z jej mieszkania zrobił meline. 3 miesiące po smierci jego matki, sasiadka z jego bloku zadzwoniła że ojciec już 3 dni nie wychodzi, a światlo w jednym pokoju non stop sie pali. Pojechałyśmy tam ja, jedna mlodsza siostra, mój mąż i mama. Siostra miała klucze, bo czasem do niego chodziła i robiła mu jakieś zakupy żeby nie umarł z glodu. do mieszkania wszedł mój maż, i znalazł go martwego na łóżku. Umarł. Lekarz stwierdził zgon z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej. Watroba i serce nie wytrzymało. w bloku sensacja, pełno gapiów i matek z dziećmi ktore urządziły sobie niezłe widowisko z całej syutacji. siostra wpadła w straszną histerię, nie mogłam jej uspokoić przez kilka godzin.

      Pochowałysmy go. Niby koniec historii, ale ta cała przeszłość ciągnie się za mną do tej pory. Mam kochającego i wspierającego meża który zna moją historię z najmniejszymi szczegołami, synka i w sumie spoko życie. Ale ja nie umiem się tym cieszyć. Cały czas wydaje mi się że jestem gorsza od wszsytkich, wszystkich zawsze muszę zadowalać żeby mnie lubili, bo inaczej dobieram sobie do glowy że jestem beznadziejna. Swoje potrzeby stawiam na końcu żeby inni byli zadowoleni, a potem sie frustruje że nikt o mnie nie dba. Muszę być we wszystkim najlepsza, w szkole, na studiach czy w pracy, bo inaczej wydawałybym się sobie nic nie warta. Meczę się z tym, czasami myślę ze już nigdy nie będę szczęśliwa. Umiem tylko zadawać sobie pytanie: „Dlaczego to musiało spotkać akurat mnie?” Proszę o rady, jak żyć, co robić żeby zacząć normalnie żyć?:(

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Cześć. Chyba najlepszą radą będzie polecenie jakiejś terapii, na początek indywidualnej, a potem może grupowej. Zauważyłem, że na grupową czasami niektóre osoby zapraszają małżonków. Mogłabyś wybrać się z mężem i sprawdzić, czy to coś dla Ciebie. Trudno poradzić sobie samemu. Pozdrawiam

      Przeglądasz 2 wpisy - od 1 do 2 (z 2)
      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.