Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Trudno mi ruszyć z miejsca

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 14)
  • Autor
    Wpisy
  • cabotine
    Uczestnik
      Liczba postów: 1

      Chciałabym tym postem jednocześnie się przywitać, bo nie widzę tu takiego wątku, a więc witam wszystkich DDA/DDD. Jestem kobietą z trójką z przodu, wychowałam się w rodzinie z problemem alkoholowym, mój ojciec (gorszy) pił, kiedyś bardzo, teraz mniej. Stosował przemoc psychiczną i fizyczną wobec nas. Matka jest osobą bardzo krytyczną i narzekającą z takich, co to jej przeszkadza kubek krzywo postawiony. Chodziłam kilka lat na terapię, która w sumie niewiele pomogła. Posiadając takie wzorce z dzieciństwa przyciągałam w większości toksycznych ludzi. Jestem bezrobotna, pracuję dorywczo, obawiam się pójść do stałej pracy, bo parę lat temu doświadczyłam silnego mobbingu, przy czym jestem z natury dość wrażliwą osobą. Mam problem w relacjach z mężczyznami. Trudno mi ruszyć z miejsca, zrobić coś ze swoim życiem, bo nie mam w nikim wsparcia a samej ciężko mi wykrzesać wystarczająco energii. Staram się pracować sama z negatywnymi przekonaniami na swój temat, mam okresy, kiedy jest lepiej a kiedy gorzej. Mieszkam w małej miejscowości, gdzie jest trudno nawet dostać się do psychiatry, nie mówiąc już o terapii. To tyle, w sumie to chętnie poznam, pogadam z kimś kto może ma podobne doświadczenia.

      Edit: Aha, mam jeszcze pytanko, czy istnieje tu jakiś wątek o świadectwach, o tym jak ktoś był w trudnej sytuacji i sobie poradził i teraz ma dobre normalne życie?

      🙂

      • Ten temat został zmodyfikowany 3 lat, temu przez cabotine.
      • Ten temat został zmodyfikowany 3 lat, temu przez cabotine.
      dda93
      Uczestnik
        Liczba postów: 624

        cabotine, jedyna rada: zakasać rękawy i iść do przodu 🙂 Bo życie masz tylko jedno…

        Boisz się mobingu w stałej pracy? Mi też się zdarzały mobing, zła atmosfera w miejscu pracy, co najmniej dwa razy zostałem zwolniony w sposób daleki od uczciwości. Jeśli potem bym się bał zaczynać kolejne prace, mógłbym mówić, że u wszystkich pracodawców spotkało mnie coś złego. Ale, niestety, nie mam takiego luksusu, bo u wielu z nich (także w tych „najgorszych” miejscach pracy) spotkało mnie też coś dobrego.

        Jeśli chodzi o związki, myślisz, że DDA po terapiach nie mają z nimi problemów? Chyba nie – są tutaj nawet wątki na ten temat… Co więcej, wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach problemy ze związkami ma też wiele osób teoretycznie zdrowych.

        Po co Ci psychiatra? Nie pomoże w tematach DDA/DDD, może jedynie nafaszerować Cię antydepresantami, a wtedy już na pewno nic w swoim życiu nie zmienisz na lepsze (choć czasem niektórzy ludzie potrzebują też leków, ale to raczej przy ciężkim przebiegu depresji).

        Poszukaj terapii w najbliższej większej miejscowości. Oczywiście sukces nie jest gwarantowany. Ale zawsze to jakaś szansa: może uzyskasz cenną pomoc, poznasz wartościowych ludzi, ruszysz się z domu, może przy okazji znajdziesz też jakąś pracę. Nigdy nie wiadomo. Ale kto nie próbuje, na pewno nie odnosi sukcesów.

        Co rozumiesz przez dobre normalne życie? Takie jak w amerykańskim serialu? Raczej utopia. Lepsze niż życie moich rodziców? O, to już coś cennego! Bliższe moim oczekiwaniom niż teraz? Też myślę, że gra warta świeczki.

        Co do tzw. świadectw, może to masz na myśli:

        Usagi
        Uczestnik
          Liczba postów: 1

          Och Cabotine, jak ja Cię rozumiem!

          Mam dokładnie tak samo. 31 lat na karku, obecnie bez pracy, kończę studia licencjackie i czuję panikę gdy pomyślę o pracy. Przed pandemią miałam już wszystko zorganizowane; w kwietniu wakacje, potem staż i praca. Wszystko przepadło, studia kończę online, z powodu nowej formy co chwila jakieś stresy 🙁

          W pracy też byłam mobbingowana co przypłaciłam depresją. Próbowałam różnych prac, w żadnej nie mogę się odnaleźć. Cały czas szukam pomysłu na siebie.

          dda93
          Uczestnik
            Liczba postów: 624

            Dziewczyny, nie przesadzajcie 🙂 Myślałyście, że całe życie Wam upłynie bez problemów, wyzwań i stresów? Chyba nawet Paris Hilton ma stresy. Czasem po prostu warto się skupić na osiągnięciu celu, a nie rozczulać się na towarzyszących emocjach – bo to jest błąd, który chyba często robimy.

            To ma być właśnie jedna z pozytywnych cech DDA – że w dzieciństwie uczą się blokować emocje, co na dłuższą metę jest szkodliwe i niezdrowe. Ale kiedy już dorosną, w decydujących sytuacjach potrafią je na krótko odstawić w kąt bądź opanować.

            Jakubek
            Uczestnik
              Liczba postów: 931

              Myślę, że uruchamia się w Was taki typowy dla DDA lęk przed zmianą. Wydaje mi się, że zwłaszcza te DDA, które pełniły w rodzinie rolę dziecka we mgle lub kozła ofiarnego boja się zmian i wolą „bezpieczny” bezruch, a jeśli nawet wybiorą ruch, to według jasnych i poukładanych reguł, tak że od razu wiadomo punkt po punkcie, co będzie się działo. Nieprzewidywalność przyszłości często wywołuje panikę. Nieco inaczej może jest u tych DDA, które grały rolę bohaterów rodziny – one są zapewne bardziej ekspansywne.

              Moje typowe myślenie, jako DDA jest takie, że ZMIANA = ZAGROŻENIE, BEZRUCH = BEZPIECZEŃSTWO.

              Bezruch to śpiący lub nieobecny ojciec pijak. Zmiana, to jego przebudzenie lub powrót do domu i ciąg nieprzewidywalnych reakcji.

              We własnej pracy nad sobą próbuję budować w sobie ZAUFANIE do rzeczy nowych, nieznanych, przyszłych. Staram się polubić nieprzewidywalność życia. Staram się zrozumieć, że mam skromny wpływ na bieg wydarzeń, a zmiany są nieuchronne. W tej sytuacji jedynym rozsądnym wyjściem jest otworzyć się na zmiany i czerpać z ich potencjału. Wymaga to dużej MIŁOŚCI I AKCEPTACJI dawanych sobie samemu. Te właśnie uczucia dają człowiekowi prawdziwe poczucie BEZPIECZEŃSTWA. Jeśli naprawdę siebie pokochamy, odpadnie lęk przed zmianą, bo będziemy kochać siebie w każdej sytuacji, w każdych okolicznościach, nawet trudnych. Czy to w biedzie, czy chorobie, czy opuszczeniu przez ludzi. Jest to możliwe.

              2wprzod1wtyl
              Uczestnik
                Liczba postów: 1177

                Nie tak dawno czytając Ciebie Jakubek zastanawiałem się czy aby nie wchodzisz w obżarstwo psychologiczne ( a jeszcze to i jeszcze tamto by się przydało a to taka i taka terapia) przy czym aby była jasność zastanawiałem się w kontekście siebie, bo rzecz jasna to ile Ty chcesz lub potrzebujesz jest wyłącznie Twoje. Zadawałem sobie pytania  czy tyle potrzeba, czy czasem mając syndrom dda przez to połykamy garściami psychologię (przeciętna osoba z tzw. normalnego domu nawet w 10 procentach nie wie tyle na temat zachowań ludzi i swoich- tyle, że się tym nie przejmuje albo po prostu nie musi, bo lekcję odrobili rodzice swoim wychowaniem) i ok. jeżeli kogoś to interesuje, ale właśnie gdzie jest granica gdy jedynym celem jest terapia siebie (nie innych)?

                I prawie już miałem odpowiedż, że skoro nie chcę terapeutyzować innych to nie będę się obżerał psychologią i pròbował każdej kolejnej cud terapii.

                Napisałem prawie, bo powyższy Twòj wpis (za ktòry wielkie dzięki) o śpiącym/ nieobecnym ojcu jako  bezpieczeństwie, ktòry dał mi obraz i wskazòwki pokazuje, że warto szukać odpowiedzi w ròżnych miejscach (tym razem uzyskałem odpowiedź na forum od Ciebie).

                Jeszcze raz wielkie dzięki Jakubek.

                2wprzod1wtyl
                Uczestnik
                  Liczba postów: 1177

                  Usnął  uff…

                   

                  • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
                  dda93
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 624

                    Trochę bym się nie zgodził co do tego powiązania lęku przed zmianą z rolami DDA. Ja byłem typowym „dzieckiem we mgle”, ale lubię zmiany 🙂 Myślę, że to kwestia raczej ufności we własne zdolności do odnalezienia się w nowej sytuacji i wiary w mądrość większą od nas samych…

                    Jakubek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 931

                      @dda93. To tylko moje prywatne refleksje o rolach w rodzinie i leku przed zmianą, niepoparte literaturą. Myślę, że podejście do zmian u osoby DDA, to wypadkowa wielu czynników: cech osobowości, temperamentu, intelektu, stanu psychiki, pozostałych doświadczeń życiowych, wpływu rodzica niepijącego oraz innych ważnych osób, itd. Myślę jednak, że u osób DDA  raczej dominuje niewiara we własne zdolności (takie mam doświadczenia ze styczności z ludźmi we wspólnotach DDA – ale nie wykluczam, że do grup 12-krokowych trafiają właśnie DDA z zaburzoną wiarą w siebie i niskim poczuciem wartości). Wiara w większą Mądrość, to już zupełnie inna kwestia.

                      Mój osobisty lek przed zmianą nie jest konsekwentny.

                      Z jednej strony zawsze bałem się niespodziewanych zmian, nowych sytuacji i generalnie nie przeszkadzało mi, kiedy życie płynęło bez fajerwerków i „mało się działo”. Jak już coś zdobyłem, to trwałem przy tym uparcie. Czy to w związku, czy w pracy zawodowej. Do czasu jednak.

                      Bo z drugiej strony zawsze odstręczała mnie wizja życiowej stabilizacji. Sytuacji, w której mogłem przypuszczać, że tak już będzie zawsze. Z czasem rodziło się we mnie poczucie, że siedzę w głębokiej studni, której ściany zaciskają się wokół. Czułem, że się duszę. Musiałem się stamtąd wydostać. I wtedy porzucałem pracę (najdłuższy staż, to ok. 6 lat) lub opuszczałem kobietę (najdłuższy związek podobnie).

                      Co więcej nie tyle ja dokonywałem tej zmiany, co pozwalałem, by się ona sama się dokonała. Bo zwykle doprowadzałem do takiego kryzysu, że rozstanie się (z firmą lub kobietą), było po prostu najlepszym dla wszystkich stron rozwiązaniem. Odchodziłem z ulgą (sic!), ale wcale nie z radosnym oczekiwaniem na coś nowego i lepszego. Wystarczało mi poczucie, że się uwolniłem. Nigdy nie miałem przygotowanego awaryjnego miękkiego lądowania (zaklepana nowa praca, czy związek).

                      Bardzo trudno o poczucie szczęścia przy takim schemacie życiowym.

                      W domu pełniłem kilka ról: „bohatera” i „maskotki” wobec nadopiekuńczej matki oraz „niewidzialnego dziecka” i „kozła ofiarnego” wobec ojca tyrana. A ponadto mediatora wobec obojga rodziców, gdy wrzeszczeli na siebie z wściekłością.

                       

                       

                       

                      Fenix
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 2551

                        Wiesz Jakubek chyba w swoim ostatnim poście ująłeś sedno życia DDA. Ciągłe rozdarcie. Z jednej strony obawa przed tym co niespodziewane, nowe, co powoduje niepewność. Z drugiej strony nieumiejętność odnalezienia się w sytuacji panującego spokoju i dążenie do jego zburzenia, bo nie wiadomo jak w nim funkcjonować. Przecież w końcu nigdy tego nie doświadczaliśmy.

                        I myślę, że najtrudniej było mi właśnie nauczyć się cieszenia spokojem. To była chyba najtrudniejsza lekcja do odrobienia.

                        A stabilizacja życiowa? Może dlatego kojarzy się niezbyt pozytywnie, zwłaszcza jeżeli chodzi o związki, bo wiele związków poprostu trwa, chociaż nie ma w nich bliskości.


                        @cabotine
                        dochodząc do czwórki z przodu zaczynałam swoje życie od totalnych w nim porządków. Wymagało to ode mnie dużo pracy nad sobą, wiele trudnych chwil. Opłaciło się zburzyć to co było, ruszyć do przodu, bo pewnie gdybym stała w miejscu, pewnie w końcu bym się wykończyła. Po czterech latach jestem jakby lata świetlne od tamtej siebie. Jestem spokojna, pogodzona z tym co było i wreszcie czuję się dobrze we własnej skórze. Moje życie nie jest idealne ale jest mi dobrze.

                         

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 14)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.