Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Ucieczki…

Przeglądasz 5 wpisów - od 1 do 5 (z 5)
  • Autor
    Wpisy
  • smok71
    Uczestnik
      Liczba postów: 8

      – w muzykę

      Słuchawki dają poczucie odłączenia, odcięcia się od świata wokół mnie. Idąc ulicą nie jestem częścią tej rzeczywistości, tworzę własną. Wtapiam się w muzykę, której słucham a moja wyobraźnia pozwala mi czuć, że jestem ?po za?. Moje oczy pozwalają mi zobaczyć tele-dysk do muzyki, której słucham. Dla podwyższenia intensywności doznania zatrzymuję się w miejscu ustronnym lub siadam na ławce i patrzę na detale. Te małe rzeczy, których się nie zauważa, gdy normalnie idziemy, śpieszymy do celu. Gołąb na gzymsie budynku, kawałek papieru targany wiatrem na chodniku, człowiek w odblaskowym wdzianku zamiatający pety. Czasem pojawia się ktoś inny niż otaczające go miasto, inaczej idący, zjawiskowo ubrany, niepasujący. Pijany, zjarany lub ciężko bezdomny (chociaż na tych to trzeba uważać! oni mają zmysły zaostrzone i łatwo są w stanie wyłowić mnie w tle ulicy. Podchodzą wtedy bez skrupułów prosząc najpierw o papierosa a potem o pieniądze. Daję, ale tylko po to, aby odeszli, nie wyrywali mnie z mojego muzycznego, prywatnego świata). Jakaś piękna twarz człowieka na przystanku, młodzieniec rozdający ulotki. Cokolwiek. Wszystko, lecz w detalu. Muzyka, której już wtedy jestem częścią staje się muzyką filmową. Ten film to wszystko co dzieje się wokół, po za mną. Jestem widzem, obserwatorem a nie częścią rzeczywistości.

      albo

      W ciemnym pokoju, nierzadko z zamkniętymi oczami dla pogłębienia czerni, leżąc czuję jak muzyka wypełniająca pomieszczenie  wchłania mnie. Nie wiem czy to muzyka wchłania mnie czy to ja ją wciągam w głąb siebie każdym skrawkiem odsłoniętej skóry. Jestem w niej czy to ona wypełnia mnie po brzegi?. Świat nie istnieje. Istnieje jedynie moment. Tu i teraz. Nicość wokół. Jest czas na to, aby oddalić się, uciec z rzeczywistości. Umysł pracuje a wyobraźnia stwarza w głowie obrazy. To nie są obrazy z tego świata (ten świat nie jest światem mojego autorstwa, nie ja go stworzyłem) lecz z mojego świata. Ten tele-dysk, film, zobrazowanie jest wtedy realne. To odczucie jest bardzo uzależniające i istnieje bardzo mocna potrzeba większej intensywności. Alkohol pomaga odpłynąć dalej, ale jest bardzo zdradliwy. Potrzeba wzrasta wraz z ilością wypitego trunku i, jeśli nie zachowam ostrożności, alkohol zabiera przeżywanie muzyki, zabiera wszystko, zaczyna rządzić i wszystko przejmuje. Nic, oprócz niesmaku, nie pozostaje. Wiem o tym, ale nie raz oddałem się jego władzy. Świadomie (??). Ważne jest, aby dobrać muzykę właściwą do stanu umysłu (każdy ma przecież inną muzykę na inny czas. Gdy życie skopie po brzuchu, gdy zmęczenie siedzi na karku, gdy zanietrzeźwiony jestem własnym sukcesem jakiejś chwili). Najlepiej, gdy utwór połączony jest z następującym po sobie utworem jakąś nicią, aby była ciągłość, nieprzerwany strumień muzyki.

      Gdzieś, bardzo głęboko, żywa jest potrzeba podzielenia się tym co przeżywam z drugą osobą. Świadomość, że to co przeżywam w tym momencie jest cenne nie tylko dla mnie, ale w ogóle i generalnie cenne, intensyfikuje potrzebę podzielenia się. Niestety. Wzmacnia też poczucie samotności. Znam to uczucie i spodziewam się go, oczekuję, że pojawi się na jakimś etapie. Czasem jestem wystarczająco (dla siebie) egoistyczny, że potrafię wytrwać i nie pozwolić na to, aby mnie ogarnęło i mną zawładnęło. Czasem. W większości przypadków (bo w większości czasu jestem samotny) pozostaje niedosyt. To taki rodzaj głodu jest, chroniczny, wszechobecny, niezaspokojony głód, który zmusza do ucieczki dalej, głębiej. Wtedy potrzeba więcej alkoholu, głośniejszej muzyki, ciemniejszego pokoju (powieki wtedy zaciskam do bólu). Skóra moja jest w tym czasie jak sito dziurawa i muzyka w moje ciało wpływa jak rzeka.

      • Ten temat został zmodyfikowany , temu przez smok71.
      smok71
      Uczestnik
        Liczba postów: 8

        _ w problemy chwili (czyli w teraz)

        ..i nagle przyszedł szef ze swoim krzykiem, że to jest do poprawy, że tamto niedorobione, że to, że sro i owo. Tak jakby wiadrem wody zimnej chlusnął i z dziennego snu pracowniczego wyrwał na zimny bruk zarobkowej rzeczywistości (ależ ciężko było wypracować ochronną zbroję, kokon taki, świat własny i bezpieczny na czas od ósmej do szesnastej). Bezpardonowo i brutalnie wylał, jak dziecko z kąpielą, zestaw poleceń, zaleceń, instrukcji i wytycznych. O żesz Ty! taki i owaki! Ty myślisz, kmiocie, że tak łatwo mnie ze mnie wyrwiesz?, że ja tu i teraz będę tobie podległy? Już ja ci pokażę…

        i zaczyna się ta pracownicza orka, ta bez trzymanki jazda, której celem jest pokazać, udowodnić, nogą tupnąć lub też postawić swój osobisty znak na przełożonym. Zostawione na tzw. zaś sprawy odmuchujesz z kurzu dni i załatwiasz choć sensu w tym nie widzisz. Odłożone na pózniej niedoróbki zamieniasz w priorytety i rozwiązujesz problemy, które rozwiązań warte nie były. Wyciągasz sprawy z zapomnianych już segregatorów, piszesz odpowiedzi na maile, których adresat się nigdy nie spodziewał. Szum, huk, jazgot i zadyma!! Niech wszyscy widzą i niech widzi szef!

        …i w takim duchu mija parę dni, czasem tygodni. Zdyszany, zmęczony i (znów) bardzo samotny wracasz do siebie jak po delegacji. Minął czas niezauważalnie i wtedy, gdy tak gnałeś, nie istniało innego nic. Świata, z jego Twoimi problemami, normalnie nie było. Czarna dziura w życiorysie.

        ale w tym samym czasie, w tej gonitwie, w swoim własnym życiu Cie wcale nie było. Nieobecność na własne życzenie lecz bez poczucia własnego jestestwa Ci się zdarzyła. I nie wiesz czy za czas ten sobie dziękować czy też siebie przeklinać.

        ot, taka chwila w teraz (czyli we wtedy) ucieczki przed sobą i od siebie.

        (a czas nie wybacza, bo dla niego nie ma próżni).

        truskawek
        Uczestnik
          Liczba postów: 581

          Hej,

          Tak mi się ciepło i przyjemnie zrobiło jak poczytałem ten poprzedni wpis o ucieczce w muzykę. Skojarzyło mi się to z tym, jak sam sobie kupiłem niedawno fajne słuchawki i nieraz korzystam z tej formy odizolowania od świata. Ale jakoś mniej się tym martwię, bo zauważyłem, że o ile na początku nastawiałem dźwięk na cały regulator, tak ostatnio puszczam sobie muzykę ciszej.

          Ucieczki mam podobne co przed terapią, ale jakby się zmniejszyły i nie są tak obsesyjne. Jak np. zajadam napięcie albo uciekam w sen, to zdaję sobie sprawę, że to jest mechanizm obronny, a nie po prostu głód albo senność, ale nie obawiam się, że w to wpadnę po uszy i nie czuję takiego poczucia winy z tego powodu. Jak napięcie się zmniejsza, to po prostu przestaję uciekać, zajmuję się czymś innym i sobie nie wyrzucam, że skorzystałem z takiej obrony.

          Najważniejsze jest chyba to, że te ucieczki nie są zamiast dbania o siebie, bo na co dzień mam kontakt z emocjami, rozmawiam o tym z innymi ludźmi i zajmuję się problemami na bieżąco, zamiast czekać aż urosną. To jest tylko taki chwilowy dodatek, gdy nie wystarcza mi siły.

          smok71
          Uczestnik
            Liczba postów: 8

            Drogi Truskawku (jeśli mogę),

            Bardzo dziękuję za tych słów kilka Twojego komentarza.

            Nie masz pojęcia jak wiele to dla mnie znaczy, bo zawsze przekonany byłem, że tylko ja takie ucieczki popełniam. Okazuje się, że jednak jest nas paru (taki wpis na tym forum kiedyś się we mnie zrodził). Dziena wielka!.

            Ty słuchawki fajne kupiłeś a ja poszedłem jeszcze dalej, gdyż, na potrzeby tych ucieczek muzycznych, zmodyfikowałem projekt domu po to aby zmieściło się tam kino domowe (ekran 4X2 metry!) wraz z całym osprzętem systemu 5.1. Durną kasę to wszystko kosztowało ale jak sobie coś w głowie nagotuję to już wyjścia nie ma i, po prostu, musi być. I jest. I koniec. (skoro mleko piję to czemu krowy nie kupić?)

            Kluczowej tutaj nuty dotknąłeś pisząc o obsesyjnych ucieczkach. Dla mnie to forma ratowania się, przetrwania, wręcz sprawa życia i śmierci. Mechanizm jest to u mnie nawet już nie obronny ale, dla mojego istnienia, fundamentalny. I nie tylko o muzykę chodzi ale o wszystkie ucieczki (o muzyce i chwili napisałem ale o innych jeszcze nie. Owszem, zamierzenie było takie aby opisać także ucieczki w inne drogi, nawet te toksyczne jak alkohol, seks, pieniądze. Takie było zamierzenie ale zabrakło odwagi, siły, powodów -no bo kogo to właściwie obchodzi co ja sobie tam przeżywam?).

            Ja też nie mam poczucia winy gdy ucieknę, gdy skryję się, jakoś zabezpieczę i przeżyję. Jest tak, bo napięcie u mnie zależne jest od poziomu czułości percepsji. Innymi słowy ja dostrzegam i odbieram rzeczywistość wokół mnie bardzo dogłębnie, słucham, patrzę i odbieram wszystko to co dzieje się wokół mnie. Robię to bardzo uważnie gdyż nie chcę aby mnie cokolwiek w moim życiu ominęło, abym czegoś nie przegapił, przeoczył (mój wielki apetyt na życie nakazuje mi trwanie w ciągłym stanie wyczulenia na zewnętrzny świat).

            Gratuluję Ci tego, że Twoje ucieczki nie są zamiast. (czegokolwiek). Sza po ba, Stary, pełen szacun za robotę, którą nad sobą wykonałeś. Ja do dbania o siebie mam jeszcze chyba drogę bardzo daleką.

            Jeszcze raz dziękuję za słowa.

             

            truskawek
            Uczestnik
              Liczba postów: 581

              Nie byłem pewien, czy oczekujesz komentarzy, czasem mam wrażenie, że dla kogoś ważne jest wyłącznie żeby coś z siebie wyrzucić publicznie. No, ale tak mi się akurat skojarzyło.

              Jest nas więcej, z całą pewnością, i ucieczki są różne. Ja ich nie dzielę na toksyczne czy nie, dla mnie problemem jest tylko ta obsesja i odcinanie od swoich emocji. Pieniądze, seks, jedzenie, muzyka, zakupy, praca itp. – to są wszystko fajne, wartościowe rzeczy i coś mi dają w życiu, właśnie dlatego są takie atrakcyjne jako ucieczka. W tym sensie one zawsze są zamiast – jak nie wiem jak sobie poradzić z jakimiś emocjami, to szukam tych przyjemnych. Chciałem tylko powiedzieć, że zauważyłem jak ta obsesja mi się poluzowała i się z tego cieszę. Bo tylko w tym widzę problem. Im więcej mam praktyki w kontakcie ze swoimi emocjami, im łatwiej mi je wyrażać w zgodzie ze sobą, tym jest mi łatwiej nie uciekać, tylko zwyczajnie korzystać z życia, robić to, co lubię, bo lubię, a nie żeby uniknąć problemu. Mogę robić to samo co wcześniej, ale ważne po co właściwie to robię, jaki to ma dla mnie sens.

              Te proporcje mi się poprawiają. Udaje mi się teraz układać hierarchię ważnych spraw i słuchanie muzyki ma swoje miejsce. Mógłbym kupić lepsze słuchawki, nadal chcę i nawet bym mógł na nie zebrać forsę, ale na dziś takie mi wystarczą, a wolę zająć się swoimi problemami i wydawać na to. Czuję się zadowolony, bo wiem, że jak teraz się nimi zajmę, to potem nie będę musiał uciekać, bo je załatwię w większości. Wtedy ta muzyka będzie tylko po to, żebym się nią cieszył, albo na bieżąco odpoczywał od jakiegoś niespodziewanego stresu.

              Jak napisałeś o głodzie, to usłyszałem, że potrzebujesz kontaktu i że są jakieś emocje, których nie dotykasz. Że nie zawsze chcesz być obserwatorem, tylko trochę pouczestniczyć w świecie po swojemu. Czy o to ci chodziło, dobrze cię zrozumiałem?

            Przeglądasz 5 wpisów - od 1 do 5 (z 5)
            • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.