Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Umierający rodzic
-
AutorWpisy
-
<p style=”text-align: left;”>Cześć, moja mam pije odkąd pamiętam. Rok przed 18 urodzinami wyrzuciła mnie z domu. Od tamtej pory widziałam się z nią 2 razy w tym ostatni raz 5 lat temu. Niedawno dowiedziałam się że ma raka. Widziałam się z nią, wygląda bardzo źle, chemioterapia ja mocno zniszczyła, ma przerzuty, ogólnie jest stan jest zły, lekarze nie dają wiele szans, ona jest świadoma swojej sytuacji. Kiedy usłyszała diagnozę, przestała pić ( około rok temu).</p>
Jestem totalnie rozsypana nie do końca wiem dlaczego aż tak. Nie wiem czy utrzymywać z nią kontakt czy odpuścić. Nie wiem czy jest mi przykro, nie wiem też co robić dalej. Czy ktoś z Was miał podobną sytuację? Jak sobie radziliście?Ktoś kiedyś mądrze napisał, że każdy z nas ma w sobie po kawałku z każdego rodzica. Dopóki nie „pogodzimy się” z tym zewnętrznym rodzicem, nie będziemy w pokoju z tą cząstką rodzica w nas, czyli też sami ze sobą.
To „pogodzenie się” nie musi być dosłowne. Może to być odnowienie bliższej relacji po latach. Ale może być też odkrycie, że co było to było, i od tego rodzica niczego więcej już nie potrzebujemy. Albo że teraz już sami decydujemy o swoim życiu i nikt tego nam nie zabierze.
Zawrzeć rozejm z tą częścią rodzica, która jest w nas. Odzyskać tym wolność (nie muszę już być uległym wobec oczekiwań rodzica, ani mu się na siłę przeciwstawiać, teraz już sam/sama wiem, co jest dla mnie właściwe i ważne) i poczuć swoją tożsamość. To chyba moim zdaniem jest najważniejsze.
Czas chyba pełni tutaj decydującą rolę. Cokolwiek postanowisz, możesz zrobić to teraz, bo potem możesz nie mieć już następnej okazji.
Moja mama też jest przewlekle chora. Przez całe życie miałem z nią wręcz symbiotyczną więź emocjonalną. Ona była niepijąca żoną przy pijącym mężu, dziś określiłbym ją jako osobę „współuzależnioną”. Około dwa lata temu jednak poluźniłem kontakty i zacząłem rzadziej ją odwiedzać. Nie czuję jednak, że relacja między nami ucierpiała, a wręcz, że dzięki pewnemu dystansowi zyskała nową jakość – chyba oboje uświadomiliśmy sobie, że mamy wzajemnie niewielki wpływ na losy drugiego. Nawet zauważyłem po jej stronie pewną niechęć do powrotu do poprzedniej bliskości. To trochę przygasiło moje poczucie winy wobec mamy, że nie stałem się takim synem, jakiego ona sobie wymarzyła, że nie spełniłem pokładanych we mnie oczekiwań (przynajmniej na tyle, na ile sobie wyobrażam jej marzenia i oczekiwania ze mną wiązane). Czasami jednak nadal to poczucie winy się odzywa i dopada mnie ogromny lęk, że mogę ją stracić. Trudno mi wyobrazić sobie świat bez matki. Wtedy pojawia się kompulsywne pragnienie, żeby coś nadrobić, coś wyjaśnić, coś usłyszeć od niej lub samemu jej wyznać. Nie umiem jednak stworzyć warunków do takiego kontaktu. Może jeszcze kiedyś.
W każdym razie relacje z rodzicami na bieżąco omawiam na terapii. I Tobie radziłbym skorzystać z podobnego wsparcia. Po to, by odnawiając kontakt (jeśli się zdecydujesz) nie wpaść w stare schematy myślowe, nie dać się porwać dawnym skryptom działania, urazom, żalom, poczuciu winy, złości, itd. Także po to, by zrozumieć własne motywacje. Mama swym zachowaniem wcale nie musi Ci tego ułatwiać. Dobrze dobrany terapeuta będzie pełnił rolę bufora emocjonalnego i zaworu bezpieczeństwa, by matce nie trzeba było już wszystkiego „wywalać” prosto w oczy (a takie pokusy mogą się pojawić), ale przed terapeutą można. Poza tym zachowanie matki może być różne i może wywoływać ból i otwierać rany. Oczyszczając się i uspokajając na sesji terapeutycznej będziesz później lepiej funkcjonować z mamą i stworzysz lepsze warunki do rozwoju/zbudowania relacji. Może też być tak, że nie da się nawiązać kontaktu. Generalnie jednak chyba warto spróbować, bo może to ostatnia szansa.
Kontakt z moim ojcem urwał się gdy miałem około 10 lat. W około 14 roku życia odnowiliśmy kontakt za sprawą mojej mamy. Spędzałem weekendy z ojcem, grałem z nim w tenisa jadłem obiad z nim i jego partnerką. Niestety mój tata był już niemal obcym człowiekiem. Czułem się jak piąte koło u wozu pokornie słuchając niekończących się wywodów macochy, skądinąd mizernej intelektualnie kobiety. Trwałem w takim marazmie przez lata nie otrzymując nic co mogłoby mi pomóc: wsparcia, zrozumienia zaangażowania, czegokolwiek.
Gdy miałem 20 lat ojcu zdiagnozowano raka, nie wiem dlaczego bardzo to przeżyłem. W tamtym czasie niemal wychodziłem na prostą z nauką jednak ta diagnoza stała się wymówką do zarzucenia planów i wydaje mi się, że z tego powodu nie poszedłem wtedy na studia.
Kolejne kilka lat to festiwal dramatu. Szpitale, operacje ,chemioterapie i gdzieś pomiędzy alkohol. Miałem okazję obserwować wszystkie wzloty i upadki człowieka pragnącego dalej żyć. Poświęcałem czas, byłem na każde zawołanie jednocześnie zapominając o sobie.
Gdy miałem 25 lat poznałem śmierć z bliska w pełnej okazałości. Umieranie w domu to zły pomysł dla wszystkich. Ostatecznie człowiek, który z perspektywy czasu wyrządził mi świadomie lub nie najwięcej krzywdy w życiu, niemal udusił się na moich rękach.
Teraz po latach żałuję każdej chwili spędzonej w tym domu. Jeśli nie rozumiesz gdzie jesteś w swoim życiu i nie masz poczucia własnej wartości absolutnie nie poświęcaj czasu nikomu kto na to nie zasługuje. Bajki o odnawianiu kontaktu, ostatniej szansie można zostawić dla stron z aforyzmami.
Głowa do góry i przed siebie.
I tak i nie.
Będąc nieczułym sądzę, że byłbym podobny.Jednak trwając i licząc na nie wiadomo co pogłębiałbym swoją traumę.
To by były gdybym został dzieckiem w tej relacji.Ja jednak się wyprowadziłem i zbudowałem relację na nowo na nowych zasadach.
Dobrze wiedzą że jak coś znowu to mam swój dach nad głową i znowu się parę lat nie będziemy widzieć.
Myślę że pisze tak na by nie czuć się, że jestem zły. Ale realnie tak naprawdę jeżeli oni by się trochę nie zmienili z marudzeniem, awanturami to bym miał gdzieś czy by umierali, czy by dobrze żyli itp.Ja z tatą miałem trudne relacje. Do końca nie byłem w stanie mu wybaczyć tego, co się ze mną stało. Ale doszedłem do wniosku że jestem dorosła osobą. Choć moje zachowania są dziecinne. Na łożu śmierci pożegnałem się z nim i to ja prosiłem o wybaczenie, że tyle czasu nosiłem żal do niego. Możesz wybaczyć i nie kontaktować się, to znacznie ułatwia sprawę i drogę do zdrowienia.
Nie wiem co mi jest, ale mi szczerze mówiąc to wisi strasznie szybko mi życiu upływa, sam zajmuje sie dzieckiem, troche pomagaja mi rodzice po tym wszystkim,także co było kiedyś poszło się …
Powiem Wam, że zauważyłem dziwną sprzeczność z jednej strony mi to wisi z drugiej chcę mieć dobre relacje, z jednej strony piszę do szuflady wiersze a z drugiej często zauważyłem że jestem prosty aż do bulu, troche niestety jak prostak.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.