Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Wewnętrzne dziecko?
-
AutorWpisy
-
Jeżeli chodzi o „wewnętrzne dziecko” myślę, że warto pamiętać, że jest to tylko psychologiczna teoria, której nie należy brać zbyt dosłownie. Bo wyobraźmy sobie, że nagle mamy w sobie 3 różne osoby (dziecko, dorosły, rodzic), z których każda chce czegoś innego. To chyba nie jest wewnętrzne zdrowie?
Przeciwieństwem tego jest integracja – czyli mam jakieś niezaspokojone potrzeby, być może z dzieciństwa, ale jestem też poważnym gościem, który za mnie samego odpowiada. Przykładowo, chciałbym się z kimś spotkać, bo wiem, że to zaspokoi mój głód bliskości, lecz z drugiej strony widzę, że nie jest to osoba skłonna, by traktować kogoś poważnie. I wtedy podejmuję decyzje.
Idiotyczna reklama sklepów „nie dla idiotów” mówiła kiedyś, żeby „obudzić w sobie swoje wewnętrzne dziecko”. Dla mnie jest to pokraczne wykrzywienie idei, bo chodzi o to, żeby obudził się w nas grymaśny dzieciak, który nigdy niczego sobie nie odmawia, nawet jeśli zainteresowanie tym trwa tylko chwilę. A stąd tylko krok do psychopatii i niezdrowej wersji egoizmu – w pracy, w związkach, na co dzień…
Myślę, że jedną z ważnych cech dziecka jest umiejętność rozpoczynania wielu rzeczy od czystej karty. Bez kierowania się stereotypami („kobiety są głupie”), starannie pielęgnowanymi urazami („to zawsze mnie spotyka”), czy „wgranymi” uprzedzeniami („wszyscy mężczyźni to egoiści”). Świeżość spojrzenia. Ciekawość ludzi i świata. Zdolność do przymykania oczy na niedoskonałości osób i widzenia ich takimi, jakimi chciałby widzieć ich Bóg („mój dziadek jest najlepszy na świecie”). A jednocześnie takie dziecko czasem instynktownie wie, komu ufać, a komu nie ufać. Ale też często potrzebuje wsparcia kogoś z większym dystansem, bardziej doświadczonego…
Dla mnie to jest akurat praktyczne odczucie, a teorię na ten temat mam mglistą. Po prostu czasem mocnej, a czasem słabiej czuję obecność tego dziecka, jakim byłem. I akurat ja czuję jeszcze bycie dorosłym, nie znajduję w sobie więcej postaci, ale znam kogoś, kto znalazł ich w sobie więcej niż 3 i dla niego właśnie to jest ważne odkrycie, że nie jest monolitem.
Ja jako dorosły staram się wysłuchać co dziecko czuje i czego potrzebuje, dać mu uwagę i troskę, porozmawiać, a na końcu podjąć decyzję uwzględniając zarówno przeżycia dziecka jak i to, co wiem o świecie. Moje wewnętrzne dziecko nie zawsze jest zadowolone, ale im więcej poświęcam mu uwagi, tym większe ma do mnie zaufanie, że zdecyduję najlepiej jak się da.
Ja się nie muszę wczuwać w obecność dziecka, bo jestem w pewnym sensie dzieckiem ogólnie. Tzn wiedzę o świecie i zasady mam oczywiście na poziomie osoby dorosłej, ale cała „mechanika” mojej psychiki działa jak u dziecka.
@dda93 „Jeżeli chodzi o „wewnętrzne dziecko” myślę, że warto pamiętać, że jest to tylko psychologiczna teoria, której nie należy brać zbyt dosłownie. Bo wyobraźmy sobie, że nagle mamy w sobie 3 różne osoby (dziecko, dorosły, rodzic), z których każda chce czegoś innego. To chyba nie jest wewnętrzne zdrowie?”
Bardzo wiele teorii psychologicznych opiera się na takim właśnie podziale. Wiadomo, że wewnętrzna integracja jest celem pracy. Jednak wydzielenie ze swojej osobowości określonych „podosobowości” i praca nad nimi ma duże znaczenie metodyczne i praktyczne. Tak jak w uzależnieniach, zwłaszcza na początku zdrowienia, niektórzy zalecają przeprowadzenie swoistego podziału osobowości na „ja-nałogowca” i „ja-zdrowego”. Wtedy łatwiej zauważyć, kiedy kontrolę przejmuje mój nałogowiec (alkoholik, seksoholik, narkoman, itd.), a kiedy to jestem ja-prawdziwy. Myślę, że u DDA/DDD jest podobnie i będący podstawą zdrowienia zabieg polegający na: „staniu się dla siebie kochającym rodzicem” ma ogromne znaczenie lecznicze.
Jestem starym bykiem. Jednak praca z moim wewnętrznym dzieckiem, włącznie z roztkliwianiem się (co można uznać nawet za wstydliwe) nad własnym zdjęciem z okresu dzieciństwa, przynosi mi bardzo ciekawe doświadczenia emocjonalne, a przede wszystkim widzę, że wpływa pozytywnie na relacje z otaczającymi mnie ludźmi. Jest we mnie mniej lęków, złości, agresji, wstydu, chęci rywalizacji. A więcej akceptacji, spokoju, zadowolenia z siebie, odpuszczenia sobie i innym, zaufania, itd.
Na tej stronie poza samym forum są ciekawe materiały i świadectwa z grup 12 krokowych, co polecam.
@dda93 praca z wewnętrznym dzieckiem to nie jest rozszczepienie jaźni czy wymówka dla mało odpowiedzialnych zachowań. 😉 To jest poprostu stanie się dla siebie troskliwym rodzicem, który traktuje swoje dziecko z uwagą, akceptacją i zrozumieniem. Ja w swojej pracy bardzo często małej Fenix mówiłam to czego nie usłyszałam w dzieciństwie. Ale była to także praca z Fenix nastoletnią i młodą kobietą. A patent że zdjęciami wyszedł u mnie jakoś tak sam z siebie i pozwolił wiele rzeczy poczuć głębiej. Dla mnie to było trochę jak powrót do danego momentu życia i spotkanie dwóch Fenix.
Czy uważam, że jest to niezdrowe?
Nie, bo w żadnym momencie nie straciłam poczucia rzeczywistości 😜😂-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez
Fenix.
Myślę, że praca z własnym wewnętrznym dzieckiem jest dlatego trudna, bo wiąże się z oddaniem prawa głosu temu dziecku, które zostało skrzywdzone i odzywają się te najdotkliwsze i najgłębsze rany. A to sprawia, że na powrót się one otwierają a my jako już bardziej świadomi odczuwamy je jeszcze bardziej dotkliwie. Myślę, że jest to taki moment, w którym najpierw się kompletnie rozsypujemy, żeby na powrót móc się powoli poskładać i poczuć się lepiej, spokojniej. Tak przynajmniej było w moim przypadku. A bardzo często ludzie bronią się właśnie przed takim rozsypaniem i to wszystko przejawia się w przeróżny sposób, bo od środka i tak coś rozwala a czasem jest to blokada w postępie terapii, która trwa latami a nie przynosi efektów lub nie są one zadowalające.
Jestem bykiem niezakolczykowanym;)
Będę psem ogrodnika i przerwę Wam ten mały flirt 🙂
Jakubku, masz rację, takie rozdzielenie jest terapeutyczne, żeby uświadomić sobie czego chce nasze wewnętrzne dziecko (które nie zawsze liczy się z konsekwencjami i realizmem swoich „chceń”), nasza wewnętrzna kopia naszych rodziców (która dość często się myli; może chcieć nas chronić, lecz tym samym blokować jakikolwiek rozwój) i nasze dorosłe „ja” (które potrafi na to wszystko spojrzeć z szerszej perspektywy). Z alkoholikiem to trochę inaczej, bo jedna z jego osobowości jednoznacznie (choć pod fałszywymi hasłami o wolności i dobrej zabawie) dąży do autodestrukcji.
Fenix, zgadzam się ze wszystkim tym, co piszesz 4 i 5 postów wyżej. Moja droga była podobna. Problemem wydaje mi się to, że wiele osób wygrzebuje z siebie to bezbronne, wylęknione, zagubione dziecko i na tym etapie zostaje. A to „wewnętrzne dziecko” trzeba wziąć na ręce i iść razem we dwoje, tak jak przypomina Jakubek, „stać się własnym kochającym rodzicem” – ale nie czekać, aż taki cudowny rodzic nagle gdzieś z zewnątrz się pojawi, wśród dymu, na białym koniu i w błyszczącej zbroi… Choć warto szukać czasem w swoim otoczeniu osób dojrzałych, które mogą być dla nas autorytetami.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.