Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Wstyd

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 28)
  • Autor
    Wpisy
  • millie
    Uczestnik
      Liczba postów: 96

      Hej, mam pytanie, jak radzicie sobie ze wstydem z powodu alkoholizmu rodziców? Chodzi mi przede wszystkim o wstyd przed sąsiadami i ludźmi, którzy znają waszych rodziców. Zwłaszcza ciekawi mnie jak sobie radzą ci z Was, którzy ciągle tkwią w tym środowisku. Mnie ten wstyd czasem (jak dziś) po prostu zalewa, paraliżuje i np. w tym momencie jestem bardziej wściekła na ojca za to, że przez niego się wstydzę niż za sam fakt, że znów się upił. Czasem odnoszę wrażenie, że inni ludzie potrafią lepiej niż ja odciąć się od „potrzeby” wstydzenia się za rodziców,  chyba nie czują się tak „zdeterminowani” przez alkoholizm ojca. Dla mnie ten wstyd jest porównywalny do wstydu, który czułabym, gdybym się wstydziła za samą siebie. Zauważyłam, że czasem nawet przed bratem, który nie mieszka z nami, wstydzę się za ojca…

      Fenix
      Uczestnik
        Liczba postów: 2551

        Witaj. Wprawdzie mój ojciec już wiele lat nie żyje ale doskonale pamiętam to ogromne uczucie wstydu. Po jego śmierci borykałam się również ze świadomością, że jestem córką alkoholika, którego nałóg wykończył. Odbierałam to tak jakby ludzie mnie definiowali i postrzegali jako Fenix-córka alkoholika=coś gorszej kategorii. W  pierwszej kolejności wytłumaczyłam sobie, że ja i mój ojciec to zupełnie odrębne osoby i nie oznacza, że jesteśmy tacy sami. Drugim etapem było wytłumaczenie sobie, że alkoholizm jest chorobą i to nie jest powód, żeby w związku z chorobą ojca postrzegać jako kogoś gorszego. Bo czy dzieci osób chorych na raka są gorsze? Po trzecie nikt nie jest idealny.

        millie
        Uczestnik
          Liczba postów: 96

          Tak, wiem, że alkoholizm to choroba.  Kiedy ojciec się rozpijał (byłam nastolatką) ciągle go w ten sposób tłumaczyłam przed bliskimi. Z czasem sama uwierzyłam jaki z niego biedny miś, tak mu ciężko i że ja na jego miejscu też bym nie wiedziała, skąd wziąć siły do walki… Ale mam już dość takiego tłumaczenia, choroby trzeba leczyć, a przynajmniej próbować. Zupełnie nie przemawia do mnie porównanie alkoholizmu do raka, w społeczeństwie też nie znajduję tej wyrozumiałości, a łatki o której pisałaś – owszem. Po każdej awanturze ojca (którą słyszą sąsiedzi) albo gdy wraca pijany do domu (i ludzie to widzą), wstydzę się wychodzić nawet do ogrodu!

          Fenix
          Uczestnik
            Liczba postów: 2551

            Przedstawiłam Ci tylko mój sposób poradzenia ze wstydem. I nie chodzi o użalanie się nad alkoholikiem i okrywanie go parasolem ochronnym. Chodzi o przetłumaczenie sobie, że jest się zupełnie odrębną osobą i nie stygmatyzowanie się również samemu. To co on robi to robi on, a Ty jesteś odpowiedzialna tylko i wyłącznie za to co Ty robisz. A ludzie? Ludzie lubią dostrzegać u innych niedoskonałość, żeby samemu się dowartościować i nie widzieć własnych niedoskonałości. Mój ojciec też się nie leczył

            Ramoiram
            Uczestnik
              Liczba postów: 20

              Ja też zawsze wstydziłem się tego, co się działo w moim rodzinnym domu. Wstyd pozostał mi w wielu dziedzinach w dorosłym życiu.

              MichalWawa
              Uczestnik
                Liczba postów: 10

                Ja mialem fazy, w ktorych jako dziecko szukalem ojca lezacego gdzies pod sklepem, ktorego zbieralem i prowadzilem do domu, nie baczac na spojrzenia pelne politowania, przeplatane z momentami, gdzie sie do niego nie przyznawalem i jak widzialem gdzies zataczajacego sie na ulicy, to przechodzilem na druga strone, zeby tylko mnie nie zauwazyl.

                Ojciec dawno juz nie zyje, a ja dalej miewam momenty w zyciu, gdzie przytlaczajace uczucie wstydu z powodow realnych lub wymyslonych w sekunde zlewa mnie strumieniami zimnego potu…

                millie
                Uczestnik
                  Liczba postów: 96

                  Dziękuję wszystkim, którzy się podzielili. MichałWawa, bardzo jest mi bliskie uczucie, które opisałeś, miewam dokładnie tak samo.

                  Miałam w niedzielę paskudny nastrój, sama nie wiem czy to pijany ojciec go wygenerował, czy inne frustracje, a alkoholizm ojca stał się takim workiem do boksowania (paradoksalnie kozłem ofiarnym)… Byłam strasznie wściekła na niego i popełniłam błąd, że nie zadbałam o większą kontrolę nad tym gniewem. Oberwało się mamie, a ojca miałam ochotę udusić (uduszenie to w tym wypadku eufemizm…) , chociaż nie wchodziłam w nim w żadne potyczki słowne (niestety kosztem mamy). Chyba na chwilę zapomniałam, że reagowanie na jego pijaństwo naprawdę mi nie służy, nie rozładowuje napięcia, a tylko podkręca moją agresję i frustrację.  W niedzielę byłam typowym Prześladowcą, ale jestem zaskoczona jak bardzo nie przyniosło mi to żadnych korzyści, a myślę, że celem było wywołanie konfliktu i wskoczenie ostatecznie w rolę ofiary. Myślę, że niczego nie dostałam, bo mama nie dała się w to wkręcić, choć raczej z przypadku niż świadomego działania, o ile wiem nie posiada żadnej wiedzy nt tych mechanizmów. Tak czy inaczej z pokorą patrzę na tamtą sytuację.

                  Co do wstydu jeszcze, mam wrażenie, że ja na pijanego ojca patrzę zawsze oczami dziecka… Myślę,  że przez taką perspektywę wstyd jest dla mnie bardziej dotkliwy, bo jako dziecko czuję się dużo bardziej bezsilna, jednocześnie – jak to dziecko – bardziej zależna od ojca.  Ale nie wiem co z tym mogę zrobić…

                  Kiedys bardzo drażniło mnie gdy ktoś mówił, że nie muszę się wstydzić za ojca, bo to nie moja wina, że on pije. Zresztą nadal buntuję się przeciwko takiemu pocieszaniu. Nie wydaje mi się, żeby wstyd był kwestią wyboru… Czy pozostaje nam po prostu zaakceptować ten wstyd, jak wszystkie inne niewygodne emocje? Czy jednak tłumaczyć do bólu?

                  MichalWawa
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 10

                    Millie,

                    ja probuje radzic sobie w ten sposob, zeby nie karmic tego wstydu. Wiem, ze calkiem z nim nie wygram, ale jak juz mnie dopadnie, to probuje nie koncentrowac na tym mysli, wtedy za chwile sie wlacza racjonalniejsze myslenie i przechodzi. Podobnie staram sie robic z atakami lekowymi… Skutecznosc jest rozna, ale ogolnie medytacja przynosi troche ulgi. Uczy jak nie walczyc z myslami, tylko pozwolic im swobodnie przeplywac przez nas. Oprocz terapii polecam wszystkim sprobowac pojsc do jakiegos miejsca spotkan buddystow, ktorzy zawsze serdecznie witaja na otwartych spotkaniach wszystkich i pomedytowac z nimi…

                    truskawek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 581

                      Mnie też takie szukanie winnych drażni często, bo to jest kierowanie uwagi na innych, gdy to ty jej potrzebujesz i tylko ty możesz wziąć za siebie odpowiedzialność. Nie o to chodzi, czyja to wina – dla mnie ważna jesteś ty, jak zaopiekowałaś się sobą, i to, co chcesz zrobić.

                      Ja bym powiedział tak, że masz prawo przeżywać wszystko, co przeżywasz. Na ile jednak wiem o dysfunkcyjnej rodzinie, wstyd to nie jest takie uczucie jak każde inne, i razem z poczuciem krzywdy jest podstawowym doświadczeniem dziecka. Jest automatyczny i w tym sensie rzeczywiście nie jest kwestią wyboru – to jest pewnie efekt wtłaczania ci odpowiedzialności za rodzinę (rodzice nie – ani za siebie, ani za rodzinę) i bezradności, że nie dajesz sobie z tym rady.

                      Dla mnie najważniejszą rzeczą jakoś po roku terapii było podważenie wstydu, zakwestionowanie go, zajrzenie co się pod nim kryje. I to już był mój wybór. To nie znaczy, że przestałem go przeżywać, tylko potrafiłem go z siebie zdejmować jak – hm… – jak paskudnie mokrą kurtkę. To, co piszesz ze swojej obserwacji awantury, bardzo mi przypomina właśnie to, co nauczyłem się robić ze wstydem. Widzisz co działa, co nie działa, jesteś zaskoczona… Wtedy dopiero jesteś w stanie dokonywać własnych wyborów, bo wstyd nadal czujesz, ale cię nie sparaliżował.

                      millie
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 96

                        [wstyd] jest automatyczny i w tym sensie rzeczywiście nie jest kwestią wyboru ? to jest pewnie efekt wtłaczania ci odpowiedzialności za rodzinę (…) i bezradności, że nie dajesz sobie z tym rady.

                        Czuję, że ten wstyd najbardziej nakręca ta „część mnie”, która obwinia się, że nie zrobiła wszystkiego „by ratować ojca”. Na poziomie rozumu dobrze wiem, że nie uratuję kogoś, kto tego nie chce.( I to jest to odpuszczanie,  o którym Ci kiedyś pisałam.)  Wstydzę się alkoholizmu ojca przed sąsiadami i otoczeniem, głównie dlatego, że ktoś może pomyśleć, że my (jako rodzina) „nic z tym nie robimy”. W sumie pamiętam słowa pewnej osoby, która wiedząc że mamy w domu alkoholika właśnie w ten sposób wypowiadała się o innym („czemu rodzina nie wyśle go na leczenie”). Zabolało.

                        Inna kwestia, że jeśli rzeczywiście teoretycznie w jakimś małym procencie mogłam coś dla ojca zrobić, to pytanie czy dla tych 3-5% wpływu jaki na niego mam, mam poświecić  95% mojej – nazwijmy to -„energii emocjonalnej”, a właśnie tak się z tym czuję. Nie wiem czy to co piszę ma sens, ale gdzieś czuję, że łatwiej jest mi pogodzić się z takim spojrzeniem, niż wmawiać sobie, że „nic nie mogę zrobić” i czuć z tego tytułu ogromną bezradność. Oczywiście nie jest to takie proste, bo rozum swoje, a emocje swoje. Ale z wyborem, nawet trudnym, łatwiej chyba żyć niż z bezradnością, przynajmniej w tym momencie tak czuję….

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 28)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.