Witamy › Fora › Szukam Ciebie › Wszechobecne poczucie odrzucenia
Otagowane: wszechobecne poczucie odrzucenia
-
AutorWpisy
-
<p style=”text-align: left;”>Hej Oliwia,</p>
Trochę czasu minęło.Nie wiem, co Ci napisać. Chyba niestety nie umiem pomóc. Bo w gruncie rzeczy mam podobnie. Staram się, ale wychodzi jak wychodzi. Chodzę od lat na terapię i stosuję bardzo lekkostrawną „dietę”, wówczas gdy czuję się lżej na żołądku i w jelitach, to czuję się lepiej psychicznie. W sensie, nie ma takiej totalnej tragedii. Ale sam już nie wiem – w życiu wegetuję. Staram się trzymać blisko rodziny i spędzić czas na łonie przyrody i zwiedzać turystycznie Dolny Śląsk. Jeśli się oczywiście zmobilizuję…
Pozdrawiam
Napisałeś, dziękuję i mam wrażenie, że ktoś mnie usłyszał i jest to ważne dla kogoś.
Już rozmawialiśmy kiedyś ze sobą, nawet mailowo. Pamiętam twoje problemy w pracy. Naprawdę Ci współczuję, być może przeczuwałam, że jak zdecyduję się na pracę to czeka mnie coś podobnego.
Ja od niedawna podjęłam pracę i też ledwo ciągnę, ledwo wytrzymuję, mam ochotę uciec. Wiem co czułeś, być może dalej z tym zmagasz się z tym. Nie wiem czy mamy podobne powody, żeby iść w zachowania ucieczkowe….
Mam strasznie dużo nauki i pracy, a jestem tak zblokowana, że nie jestem w stanie tego robić. Jakbym celowo sabotowała to co może mnie doprowadzić do polepszenia warunków pracy, polepszenia swojego funkcjonowania. Nie umiem. Mój brak wewnętrzny jest silniejszy i nawet do końca nie wiem co to jest. Niestety jest to ujęte w opisach psychodynamicznych pasujących do zaburzenia borderline, aż do stanów dysocjacyjnych. Nie wiem gdzie zaczyna się droga, żeby wyjść z chaosu, z zaplątania. Która to ścieżka i gdzie jej początek? Potrafię siedzieć tylko i oglądać to co jest za oknem, nie będąc tak naprawdę nigdzie, zawsze to pogranicze….. zawsze to zawieszenie
Oliwio
Jednak rzeczywistość jest taka, że pod względem relacyjnym jest gorzej niż było. Jestem sama, nie mam z kim blisko rozmawiać. Gdy zdarza mi się „faza”, zjazd „nastroju”, gdy już nie wytrzymuję to naprawdę nie mam z tym do kogo pójść. Czasami na siłę wynajduję osoby, z którymi mogłabym spróbować. I nawet to robiłam, w realu i w necie. Ludzie chyba nie dają rady, albo te moje emocje są takie „brzydkie”, czuję i widzę ich blok. Nie próbuję już. Czy moje zaburzenie (które w końcu uznałam swoje borderline, przyjęłam tą diagnozę) jest naprawdę takie zawinione? Czy jestem tak bardzo sama sobie winna? Czuję, że nie jestem w stanie naprawić już tego stanu rzeczy. Po prostu emocjonalnie, społecznie jestem wadliwa. Jeszcze niedawno wierzyłam w to, miałam nadzieję (tak mawiał mój terapeuta, już dawno nie słyszałam tego od niego…), że jest to tylko kwestią zrozumienia, stworzenia jakiejś wspólnej przestrzeni relacyjnej, kwestia być może spotkania właściwej osoby… już straciłam nadzieję… ale nie umiem żyć z takim stanem rzeczy… ciągle na pograniczu, ciągle w zawieszeniu. Ani tak, ani inaczej. Nie umiem żyć bo ciągle boli wewnętrznie, ale nie umiem też jeszcze tego zakończyć. Było też dużo farmakologi.
Nawet nie wiesz jak jest mi to znane , z tą może różnicą że nie mam stwierdzone borderline , ( choć czasem zastanawiam się czy tego nie mam ) szukałem , miałem nadzieje już parę razy na jakiś związek , lub znajomość ,chciałem znaleźć przyjaciela … efekt jestem sam , samotny , i tracę resztki nadziei że to się zmieni , i jest mi z tym źle . Chciałbym żeby samotność tak nie bolała i wtedy byłoby ok . Chciałbym mieć tabletkę która usuwa potrzebę relacji z innym człowiekiem
Tak jak kiedyś planowałem (miałem nadzieję ) na wspólne życie z kimś , tak dziś planuje je samotnie , i coraz bardziej wydaje mi się to bezsensowne .
Cerber
Dziękuję za wypowiedź. Znowu Ktoś mnie usłyszał.
Z Twojej wypowiedzi jedno co wybrzmiewa, to „ból samotności”, i przykro mi, że tak masz.
Jest się wśród ludzi a samemu. Realnie próbuje się nawiązać kontakt a nie wychodzi. Jest się jak za grubą szybą albo ciemnym gęstym murem.
Uruchamia mi się coś takiego, że chciałabym Ci pomóc jednak w tej kwestii jestem „upośledzona”. Ja sama poddałam się i nie staram się też już, nie czekam na zmianę . Po prostu żyje, ponieważ mam „obowiązki” i łaski nikomu nie robię, że je wypełniam.
Pozdrawiam
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Oliwia75.
„ból samotności”
To chyba dobre określenie
<h2 class=”entry-title fusion-responsive-typography-calculated” data-fontsize=”18″ data-lineheight=”27px”>@0utsid3r</h2>
Dziękuje za Twoją wypowiedź. Tak odczuwam wewnętrzny „brak”, który mnie wykańcza. Jeżeli myślisz, że mąż,dzieci mają mi wypełnić cały świat i poczucie bezpieczeństwa, to się mylisz. Tak to nie działa. Poza tym nie wszystko jest po mojej stronie odnośnie choćby tego jak działa związek, rodzina…A tak zapytam, co Ciebie skłoniło do tej wypowiedzi?
Cerber
tak to czuję. A czy chciałbyś coś więcej opowiedzieć o swojej przeżywanej samotności…?
Co skłoniło mnie do pytania ? Nieświadomość posiadania i czucia, że się posiada to co posiadasz. Mąż, dziecko, czyli własna rodzina to zdecydowanie bogactwo w porównaniu do tego co ja mam. Dlatego spytałem, przed czym uciekasz i, co w moim odczuciu jest istotniejsze, dokąd bądź w co.
@0utsid3
Nie wiem co się kryje w Twoim pytaniu. Prowokacja do wynurzeń…może zadziwienie a może ocena? Zapytaj samego siebie, dlaczego np. związek nie wychodzi, dlaczego przynosi cierpienie?
Rodzina, mąż, dziecko…. czy „posiadanie” ich gwarantuje poczucie szczęścia?
A może patrzysz zbyt bardzo przez pryzmat tego czego Ci brakuje. Każdy ma swoją tzw. biedę.
Nie oceniaj mnie proszę.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Oliwia75.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.