Witamy Fora Szukam Ciebie Wszechobecne poczucie odrzucenia

Przeglądasz 10 wpisów - od 111 do 120 (z 309)
  • Autor
    Wpisy
  • 0utsid3r
    Uczestnik
      Liczba postów: 17

      Proszę wskaż cytat, w którym cię oceniłem.

      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez 0utsid3r.
      Oliwia75
      Uczestnik
        Liczba postów: 115

        Chyba miałbyś ochotę się pokłócić… Nie wchodzę to.

        0utsid3r
        Uczestnik
          Liczba postów: 17

          Nie wątpliwie oskarżanie, a później odwracanie się plecami to jest powód do rozpoczęcia kłótni, a związku z tym ja też znikam z tego tematu.

          Oliwia75
          Uczestnik
            Liczba postów: 115

            <p style=”text-align: right;”>Niewątpliwie nam nie po drodze. Za to widać nadmiarowe interpretacje z dwóch stron – dobry temat do przerobienia na terapii. Prostych dróg życzę.</p>

            0utsid3r
            Uczestnik
              Liczba postów: 17

              Na pytania nie odpowiedziałaś, fałszywie posądziłaś, więc za nieszczere życzenia nie podziękuję.

              Oliwia75
              Uczestnik
                Liczba postów: 115

                Jest mi znacznie gorzej niż te kilka lat temu. Doszłam  do zimnej ściany i jestem przeraźliwie sama. Zimno, pusto z poczuciem byle jakości siebie i obrzydzeniem. Jakiekolwiek osiągnięcia nic nie zmieniają. W relacjach leżę na łopatkach, cofnęłam się . Siedzę i zastanawiam się, czy jestem w stanie dalej żyć, tak bardzo męczę się. Kiedyś żyłam pomaganiem innym a teraz stwierdzam, że świat doskonale radzi sobie beze mnie i naprawdę moje istnienie jest jak źdźbło trawy. No właśnie, idzie jesień i zbliża się czas przemijania. I znowu niestety piszę bardziej do siebie i jak widać, że o kontakt mi nie chodzi….

                Już nie tylko wszechobecne poczucie odrzucenia, ale i zawiedzenia mnie przytłoczyło. Czuję się jak w najgłębszym kręgu piekła, ale nie chce tam zostać, bo zbyt boli i za dużo lęku. Nie widzę jednak drzwi do wyjścia… Wieczne zawieszenie, którego już nie mogę znieść.

                Ciągle jestem tym sponiewieranym, zbitym dzieckiem zostawionym samemu sobie, a „ktoś” z boku patrzy się z zadowoleniem uważając że kara mi się należy. Osoby zmieniają się, a sytuacja jest ciągle ta sama. To ciągle odtwarza się… Jest czasem przeszłym i obecnym. Jak w jakimś zaklętym kręgu

                Powiedzcie mi jak długo tak można żyć? Jak  wyłączyć się z czucia emocji nie kończąc życia?

                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Oliwia75.
                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Oliwia75.
                Ramoiram
                Uczestnik
                  Liczba postów: 20

                  Hej Oliwia,

                  Spróbuj zmiany diety na lzejszą: dużo surowych warzyw,  trochę mniej gotowanych, jak najmniej nabiału i mięsa.

                  A w godzinach porannych, najlepiej codziennie, kilkugodzinne posty na wodzie, np 2-3 godzinne. Tzw post przerywany.

                  Mi to zaczęło pomagać. A znasz mnie i wiesz, że u mnie wszystko wyglądało (wygląda?) jak u Ciebie.

                  Im lżejsze jedzenie (najlepiej jak najwięcej surowe) i im dluższe przerwy od jedzenia, tym psychika się poprawia, emocje uspokajają, pojawia się głębia, której wcześniej nie było. Spróbuj. Nic na siłę. Po troszeczku. Dla mnie kiedyś też to był szok. Teraz mi pomaga. 🙂

                  Trzymam mocno za Ciebie kciuki.

                  A i może czasem pójdź do ludzi do kościoła – mi to pomaga. Daje nadzieję, daje oparcie. Ale nic na siłę. Spróbuj.  🙂

                  Pozdrawiam,

                  Cerber
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 142

                    Przeczytałem twój post Oliwio dwa dni temu , ale nie umiałem i chyba nie chciałem odpowiadać , bo napisałbym tylko że mam właściwie tak samo . A teraz kiedy odpisała ci Ramoriam pozazdrościłem wam , że znacie się , ktoś zaproponował ci pomóc ,radę , choćby wirtualnie  . Miałem dwójkę trochę podobnych znajomych , bardziej telefonicznych a i te teraz skończyły się , bo jak się okazało w jednym przypadku byłem tak długo dobry jak długo byłem potrzeby a w drugim ….cóż chyba przecenilem tą znajomość, a może takie są koleje życia  . A że mi trudno nawiązywać jakiekolwiek relacje trzymam się kurczowo istniejących, choć mi nie służą lub czas ich minął .

                    Swoją drogą spróbuj witamy B12 , pewnego razu znalazłem info że potrafi pomóc w depresji , i chyba coś w tym jest bo mam wrażenie że mi pomaga , w sensie widzę pewna różnicę. Plus Wit D i magnez.

                    Ramoriam jesteś w stanie coś więcej podrzucić o tej diecie? Jakieś strony przepisy , im łatwiejsze tym lepiej .

                    Oliwia75
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 115

                      Cześć Ramoiram,

                      miło mi, że zajrzałeś do mnie. Właśnie zamierzałam zamknąć wątek. Toczy się już ładnych kilka lat. Postanowiłam przeczytać swoje pierwsze wpisy- czytam i jakbym to nie była ja. Ale nie wiem, którą tak naprawdę wolę. Chyba chciałabym się cofnąć w czasie. Wtedy miałam chyba więcej nadziei. Jakaś taka milsza i do ludzi byłam, teraz omijam samą siebie. Stałam się obca dla samej siebie.

                      Ale nawiązując do tego co piszesz, do diety, to faktycznie właściwie już mięsa nie jadam.
                      Samoistnie odrzuciło mnie, a raczej świadomość, że zwierzęta wcale nie chcą być zjadane.
                      Nie zgadzam się z niejadaniem śniadań, gdyż trudniej się myśli i działa.

                      Fakt zjadam za dużo cukru i to pewnie gubi mnie. Zmiana diety jest makabrycznym wysiłkiem. Przestałam też ćwiczyć, bo na to też trzeba mieć siły.

                      Najbardziej co pamiętam (jeżeli coś Cię znam) Twoje problemy w zaadaptowaniu się w pracy. Ja poszłam po wielu latach do pracy i mam to samo. Czuję jak w innym wymiarze. Nie jestem w stanie poczuć się na równi, częścią zespołu. Wiem, że to moje wykrzywione postrzeganie rzeczywistości, jednak nie umiem przeciwdziałać, ani nic zmieć. Mam ochotę tylko uciekać. A ileż można jechać na tzw. przetrwaniu?
                      Relacje, to co moim największym problemem, z powodu którego cierpię -Nie umiem wychodzić już do ludzi, szukać sposobów, pomocy. Wiele robiłam, próbowałam,wyczerpałam się jednak. Nawet podejmowałam niejedną próbę „przyklejenia” się do jakiejś wspólnoty religijnej. Kilka razy do chrześcijańskiej i w desperacji do  innej też się zdarzyło. Odpuściłam. Nie robię już nic. Jakoś czuję się „wyrzucana”, nieprzyjmowana. Kiedyś, wieki temu przez jakiś czas były one moim „domem”. Ciągle szukam tego domu, swojego bezpiecznego miejsca. Straciłam już nadzieję. Jest coraz puściej, samotnie i męcząco.

                      Nie wiem co się ze mną stało. Siedzę i patrzę na siebie jak na obcą osobę, dla której nie mam cienia dobrych uczuć. Tak mi się wydaje, że inni maja do mnie to samo. Nie wiem czy to oni, czy ja, kto zerwał, odpuścił, przerwał relacje. W każdym razie, ci na których mi zależy znikają.

                      Ewentualnie…. teraz, siedzę w internecie. Ale jest to tylko iluzja relacji, wiemy o tym doskonale. To chyba do niczego nie prowadzi. Ale w totalnym dole  może być „substytutem”, „protezą” relacji. Nie chcę tego oceniać. Sama nie raz „korzystałam”.

                      Nie wiem co mam już próbować, cokolwiek robię, czyni się takim ułomnym. I wiem, że jest we mnie zbyt dużo beznadziei, zawiedzenia. Taki ciemny, już coraz bardziej niemy dół.

                      Ale marudzę. Muszę już przestać.

                      Dzięki, za Twoją wizytę, widać, że zależy Ci na pomocy innym, tak po prostu bezinteresownie.

                      Ciekawa jestem co u Ciebie?

                      Pozdrawiam serdecznie.

                      Oliwia75
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 115

                        Cześć Cerber,

                        jest mi równie miło, że Ty też zajrzałeś do mojego wątku. Jesteś otwarty i szczery. Przykro mi, że też cierpisz z powodu relacji, że Ci to nie wychodzi. Jakoś tak jest, ze albo coś jest, albo nic. Nie można sobie kupić przecież i zapracować na czyjąś bliskość, zrozumienie. Ludzie chyba faktycznie lgną do tych miłych, radosnych i zainteresowanych, którzy wychodzą na przeciw. Bo jest im chyba łatwiej być w relacjach. ja jakiś czas wymyśliłam sobie, że poszukam sobie podobnych, z różnymi zaburzeniami, dysfunkcjami, nawet tzw.”anormalni” i wiesz co zaobserwowałam – wcale nie chcą mnie mieć za znajomą, ponieważ szukają tych „normalnych”, silnych i właśnie takich do bliskiego i żywego kontaktu. Jest to szukanie pomocy, ciepła, wsparcia a nie problemów.  Nie kogoś równie trudnego lub zdołowanego.

                        Boję się, że nie wyrażam się zbyt jasno, że może wywołać moje pisanie jakieś trudne emocje. Jeżeli tak, to przepraszam.

                        Witaminy… pewnie pomagają. Farmakologia może i też, brałam różne. Zawsze jest coś nie tak. Odpuściłam, choć żyć świadomie też nie da rady.

                        Pozdrawiam serdecznie

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 111 do 120 (z 309)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.