Witamy Fora Szukam Ciebie Wszechobecne poczucie odrzucenia

Przeglądasz 10 wpisów - od 121 do 130 (z 309)
  • Autor
    Wpisy
  • Jakubek
    Uczestnik
      Liczba postów: 931

      @Oliwia75 „ja jakiś czas wymyśliłam sobie, że poszukam sobie podobnych, z różnymi zaburzeniami, dysfunkcjami, nawet tzw. ”anormalni” i wiesz co zaobserwowałam – wcale nie chcą mnie mieć za znajomą, ponieważ szukają tych „normalnych”, silnych i właśnie takich do bliskiego i żywego kontaktu. Jest to szukanie pomocy, ciepła, wsparcia a nie problemów. Nie kogoś równie trudnego lub zdołowanego.”

      Czy próbowałaś szukać takich osób na mityngach DDA? Atmosfera mityngowa z zasady powinna każdemu zapewnić poczucie bezpieczeństwa i przyjęcia przez grupę (pomaga w tym m.in. cały zestaw reguł, obowiązujących na mityngu). Czasem i na mityngach trudno się niektórym odnaleźć, ale na pewno jest tam łatwiej wejść w grupę niż w innych, zupełnie nierozpoznanych środowiskach (nawet zaburzonych osób).

      Cerber
      Uczestnik
        Liczba postów: 142

        Oliwia 75

        ja jakiś czas wymyśliłam sobie, że poszukam sobie podobnych, z różnymi zaburzeniami, dysfunkcjami, nawet tzw.”anormalni” i wiesz co zaobserwowałam – wcale nie chcą mnie mieć za znajomą, ponieważ szukają tych „normalnych”, silnych i właśnie takich do bliskiego i żywego kontaktu. Jest to szukanie pomocy, ciepła, wsparcia a nie problemów.  Nie kogoś równie trudnego lub zdołowanego.

        Robiłem to samo i z tym samym skutkiem …  łącznie z tymi znajomościami telefonicznymi o których pisałem wcześniej .

        Ta „otwartość” i „szczerość” bierze się z poddania się , coraz mniej liczę, czy mam nadzieje na zmianę życia , i na wszystko staje się coraz bardziej obojętny . Choć nadal chodzę na terapię , na której praktycznie za każdym razem zaczynam ryczeć i nie wiem dlaczego , przebiega mi przez myśl mityngi . Ale z drugiej strony iść do obcych ludzi , wydaje mi się pozbawione sensu i boję się tego . pomoże ? przestaje w to wierzyć . Kiedyś poszedłem na grupę z nadzieją … skończyło się niczym

        Oliwia75
        Uczestnik
          Liczba postów: 115

          Jakubek

          Dziękuję  za propozycję mityngów. Ta forma jednak mi nie odpowiada. Wolę terapię, choć tu rządzi „psychologia”, która rości sobie prawo do uznawania co jest normą a co nie jest. Jakże nieraz myli się i podważa sens i wartość życia ludzkiego. Odbiera sensowność innych kierunków życia nazywając coś zaburzeniem bo ktoś „czuje” mocniej albo schizofrenią religijną, dlatego że ona sama wyrosła na czymś nieduchowym. Ale to inna bajka. Tak jakoś płyną mi myśli.

           

          Oliwia75
          Uczestnik
            Liczba postów: 115

            Cerber,

            powiem Ci, że jeżeli czegoś nie zmienisz, nie wyjdziesz do ludzi, to nie wielkie są szansę na poprawę swojego bytowania w sensie samotności. Niestety świat zapiernicza i każdy jest zajęty czymś swoim, co często jest nazywane samorozwojem. Ludzie w dużej mierze żyją obok siebie nie kontaktując się ze sobą. Ciężko jest o relacje i trudno jest dogadać się osobom, które mają podobne zahamowania. Ale jest to możliwe. Próbuj i nie zamykaj się w domu. Telefony i internet to za mało. Owszem jest to jakiś substytut, jednaka co realne to realne. Czy to będą mitynki, grupy terapeutyczne, warsztaty, koła zainteresowań, to już nie ważne. Ważne, żeby gdzieś pójść.

            Trudno jest Ci uwierzyć, że coś pomoże jeżeli tyle razy próbowałeś i nie udawało Ci się. Może jest potrzebny inny kierunek.

            Cerber
            Uczestnik
              Liczba postów: 142

              Oliwio

              wiem ,

               

              Nie wiem czy znów odważę się spróbować

              Oliwia75
              Uczestnik
                Liczba postów: 115

                Zamykam wątek. Po co i kogo to obchodzi? Bo tak. Tak to jest w tym zaburzeniu, wieczne poczucie odrzucenia czyt tam porzucenia i prowokowanie odrzucenia. Zwał jak zwał. Psychologia lubi sobie rościć prawo do wszelkich mądrości. Niestety dotyka tylko powierzchni góry lodowej ludzkiej egzystencji. Sprawdziłam to będąc lata na terapii oraz pracując w zawodzie. Niestety widzę to pesymistycznie, chyba mam zbyt sztywne myślenie, albo zbyt realistyczne widzenie. Korekty na chwile odchylają zmianę, a potem jeszcze bardziej wgniatają w skrzywiony schemat postrzegania, przeżywania rzeczywistości pozostawiając z poczuciem krzywdy.

                I jak z tymi moimi relacjami, poczuciami i byciem wśród ludzi? Klapa. Przestałam być „pomagaczką”, żeby zobaczyć jak to realnie jest z tą „przyjaźnią”. Postarałam się o tą niby asertywność. Okazuje się, że nie umiem tego robić i niewiele ze mnie akceptowalnego do towarzystwa zostało.Starałam się zrozumieć siebie i innych. Przyglądałam się sobie przez pryzmat zaburzenia osobowości, aby zrozumieć. To nie działa, to tylko wyprowadza na margines, powoduje wyobcowanie. Stałam się inna, poza normą i z lekiem podchodzę do ludzi, że dowiedzą się o mojej wadliwości oraz, ze nie zasługują na kogoś takiego byle jakiego. Mają prawo do relacji zdrowych, a co ja mogę zaoferować….?

                Do wiary nie umiem wrócić, albo On „nie daje mi łaski” takowej, dlatego powstała wielka samotność i lęk istnienia. Straciłam poczucie bezpieczeństwa i wyższego celu. Zabrakło podpory i jestem rozpadnięta na różne kawałki, które ze sobą się nie łączą. Nie jestem w stanie się przytrzymać jednego toku myślenia, widzenia rzeczywistości.Popadam w chaos, zastój, jestem jak w zaklętym kręgu.

                Próbowałam wmawiać sobie, że to tylko moje schematy myślenia, błędne przekonania, gdy ludzie znikali, nie odpowiadali i  próbowałam podtrzymywać kontakt stając się natrętną a w konsekwencji odrzucaną. W końcu poodpuszczałam sobie wszystko i wszystkich, już nie staram się, nie szukam. Oni też mnie nie szukają.

                Doszedł jeszcze aspekt wieku, czyli, starsze kobiety stają się niewidzialne i wg wielu powinnam już znaleźć sobie robótkę na drutach, zajmować się wnukami i nie narzekać, nie zajmować sobą uwagi. Zresztą usłyszałam, że moja potrzeba uwagi jest patologiczna. A ludzie nie będą mi wybaczać błędów ponieważ nie umiem nawiązać więzi. Czuję zawiedzenie, zmęczenie i nie widzę nic optymistycznego. Staranie się i wysiłek, nic nie daje.  Brakuje mi już wizji, chęci. Pora faktycznie przestać za wszelką cenę szukać uwagi, czego wyrazem było również pisanie tutaj.Tyle mogłam, napisać w eter internetu. Pora przestać.

                 

                Jakubek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 931

                  Moim zdaniem to bardzo wartościowy wątek. Może pomóc wielu osobom, które miotają się podobnie,

                  Zawróciłem uwagę na ten cytat: „Ludzie chyba nie dają rady, albo te moje emocje są takie „brzydkie”, czuję i widzę ich blok.”. 

                  Zastanawiam się, czy istnieją jakieś łagodniejsze i cięższe wersje tej przypadłości. Mam podobną nieumiejętność wchodzenia w bliskie i głębsze relacje (utrzymując jednak sporo „relacji” powierzchownych, „zadaniowych”, doraźnych). Bliską więź w zasadzie ograniczam jedynie do partnerki życiowej (tudzież do poprzednich partnerek, które w danych okresach stawały się moim całym jednoosobowym relacyjnym wszechświatem). Poza nimi nie miałem nikogo bliskiego. Dziś zastanawiam się, czy również one nie miały podobnego rysu osobowości (celowo unikam słowa „zaburzenie”). Mam też uczucie, że te moje  najgłębsze emocje są jakieś ohydne, obrzydliwe, nie do zniesienia dla ludzi, więc nie mogę ich „wyrzygać” komuś prosto w twarz. Nawet w terapii zachowuję pewien bezpieczny dystans i kontrolę (zastanawiam się, czy terapeuta to wyczuwa), żeby nie wylazł ze mnie ten „potwór”, ten SHREK.

                  Zmierzam jednak do tego, że czytając Cię, widzę znajomą i bliską mi osobę. Zależy mi na jej dobru. Ta Twoja beznadzieja naprawdę jest przejmująca. W swoim kilkuletnim wątku co jakiś czas zataczasz koło i wracasz do podobnego stanu przygnębienia i rezygnacji. Czy trzeba to zaakceptować jako nieuchronność? I czy to zamknięte koło choroby, czy może jednak spirala zdrowienia, która mimo wszystko wynosi człowieka gdzieś w górę, w kierunku lepszego życia? Czy mimo, że to się powtarza, to jednak sposób życia w ogólnej ocenie poprawia się?

                  Ciekaw jestem, czy zidentyfikowałaś jednak jakieś sytuacje, bodźce, doznania, które poprawiają Twoją kondycję psychofizyczną. Co pomaga? Chociaż doraźnie. Znajoma, o której myślę, twierdzi, że dla niej ratunkiem życiowym jest przyszłe małżeństwo i macierzyństwo – a więc to, co Ty już posiadasz. Życie rodzinne doprowadzi tę osobę do uleczenia. Czy małżeństwo i macierzyństwo przyniosło radykalną zmianę na lepsze w Twoim życiu?

                  To ciekawy i pomocny wątek.

                  Oliwia75
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 115

                    Jakubek

                    dziękuję Ci za te słowa, wspierające. To miłe. Piszesz, że jest to wartościowy i pomocny watek. Może na początku taki był, ale w miarę upływu czasu chyba coraz mniej miałam i mam optymizmu. To nie zachęca do kontaktu. Ale to nie ważne, bo przecież zakończyłam wątek. Szukałam maila do Ciebie, widocznie go tu nie ma lub nie umiem znaleźć.

                    Piszesz, że może pomóc wielu osobom (no właśnie …może). Pamiętam jak na swojej terapii grupowej DDA terapeuta „wkręcał” mnie w pomaganie innym, po to, żebym się angażowała i nie odpuszczała. Ja się odkrywałam, a w konsekwencji zostałam potem oceniona przez grupę, bo ukazało się moje pokręcenie i zaburzenie. Było za trudnym do akceptacji. Nauczona doświadczeniem nie będę szła w pomaganie, które tym nie jest a daje mi tylko złudne poczucie wartości i swojej roli. Wolę odrzeć się z iluzji, wolę depresyjną rzeczywistość, wtedy wiem na czym stoję. Tu w sieci można tworzyć różne wymiary, różne historie, być kim się chce. Zwróciłam uwagę Jakubek, że kiedyś pisałeś jako kobieta. Byłeś nią. Co się zmieniło, że jesteś teraz nim? Nie chodzi mi o czepianie się czy czegoś udowadnianie, ale właśnie o tą realną rzeczywistość. Jak to się mówi :”Prawda nas wyzwoli”, do czego dążę na terapii indywidualnej i nie mogę za wiele niestety usłyszeć. Bo być może jest to zbyt trudna prawda, albo nie jestem na tyle ważna, że warto się wysilać a potem ponosić tego konsekwencje. Czuję się wtedy jak to małe dziecko ostatnie w wielodzietnej rodzinie, z którym nikt nie rozmawiał, a żeby się pytał jeszcze o cokolwiek to już byłby kosmos. Miałam być posłuszna, użyteczna i nic nie chcieć. Ale też miałam być ofiarą do rozładowywania ich frustracji. Moje prośby, pytania, krzyki były agresywnie tłumione. Byłam karana nawet za płacz. Tak, to ciągle siedzi we mnie. W konsekwencji nie pozwalam sobie na przezywanie swojego bólu, bo mam tak silnie utrwalony lęk przed karą, jak go pokaże. Łatwiej jest się złościć.

                    Zazdroszczę bliskiej więzi z partnerką życiową. To bardzo trudny temat u mnie powodujący niechęć do życia.

                    Małżeństwo i rodzina? Jest wyjątkowo trudno, coraz trudniej wraca mi sie do domu. Problemy już dawno mnie przytłoczyły i nie wierzę np. w poprawę relacji z mężem. Poddałam się po jego niedawnym agresywnym zachowaniu. Coś we pękło bezpowrotnie, nie już mi nie zależy.

                    A dzieci? Współczuję im, że widzą co widzą, i że będą musiały zmagać się z życiem, mając takie wyposażenie genetyczne po swoich rodzicach. Ogólnie nie ogarniam już swojej roli rodzicielskiej.

                    Fajnie jest obserwować jak komuś życie rodzinne udaje się. Mi niestety nie udało się.

                    Zataczam koła życiowe… też mam czasami takie wrażenie, jednak czuję, że bardziej zataczam je obecnie w dół i w ciemność, w beznadzieję.

                    Jakubek… zastanawiam się co Ty robisz tu na forum, jaki jest tego cel…

                    Dziękuję i pozdrawiam

                     

                    • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 3 miesięcy temu przez Oliwia75.
                    Jakubek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 931

                      Cześć Oliwio, fajnie, że odpisujesz. Moim zdaniem wszyscy użytkownicy powinni być wdzięczni autorce tak rozwiniętego wątku, za to, że chciała dzielić się swoimi przeżyciami. Większość wątków zamyka się po paru odpowiedziach na zadane pytanie problemowe. Ty dałaś nam większą część siebie. Kto uważnie czyta i jest zainteresowany tematem, ten znajdzie dla siebie wartościowe treści i podziękuje Ci w myślach lub bezpośrednio.

                      Tez uważam, że chyba żadne z nas tutaj nie osiągnęło jeszcze takiej stabilności emocjonalnej, że może bez wahania „poświęcić się” pomaganiu innym, ignorując własne słabości, potrzeby i blokady wewnętrze. Ciągle jeszcze musimy stawiać siebie na pierwszym miejscu, najpierw zadbać o siebie, byśmy byli wystarczająco silni do niesienia pomocy innym. Jeśli ruszymy zbyt wcześnie (zbyt słabi) będziemy się tylko miotać między poczuciem obowiązku – winy – własnej nieudolności – wyrzutów sumienia – poczucia niewartości – itd. Róbmy wszystko na swoją miarę. Tak jak w tej anegdocie o masce tlenowej, którą matka najpierw zakłada sobie, a potem dopiero dziecku – bo jak matka straci przytomność, to dziecku już nikt nie pomoże. Zaskakuje mnie zachowanie tego psychologa, który nie zadbał o twoje bezpieczeństwo na grupowej terapii. Źle to o nim świadczy.

                      Nie przypominam sobie, żebym był tutaj kobietą:). Chyba ten sam nick od początku. Sprawdź dobrze, może coś Ci umknęło?

                      Z partnerką mamy wzloty i upadki, nie jest to bynajmniej ciągła idylla, a często przeciąganie liny. Łączy nas jednak naprawdę głęboka więź emocjonalna.

                      Co to celu, w jakim jestem na forum, to nie potrafię go jasno określić. Kilka lat temu pisanie tu było moim pierwszym kontaktem z tematem DDA, a zarazem przygotowaniem się psychicznym do uczestnictwa w mityngach (o których dowiedziałem się na forum). Od kiedy zacząłem chodzić na mityngi nie czułem już takiej potrzeby pisania. Kontakt z żywymi ludźmi zwyciężył. Obecnie nadal bywam na mityngach dość regularnie, uczestniczę też w terapii, a na forum wchodzę trochę z sentymentu, a trochę, aby podzielić się tym, jakie zmiany dokonują się we mnie. Próbuję też czasem odciążyć najbardziej aktywnych Kolegów i Koleżanki w odpowiedziach na pytania osób, które są tutaj zupełnie nowe. Tak więc jakieś swoje potrzeby tu zaspokajam.

                      Pisz więc, ale tylko wtedy, gdy będziesz miała taka potrzebę. Pozdrawiam serdecznie.

                      Co do maila, to sądzę, że jest tu jakaś opcja wysłania prywatnej wiadomości, choć nie jestem pewien.

                       

                      Oliwia75
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 115

                        Jakubek

                        miłe rzeczy mi piszesz ale jakoś nie mogę się w tym odnaleźć. Siadło mi doszczętnie poczucie wartości. Zastanawiam się jak to się stało, że pracuje w tym zawodzie, w którym pracuje. Z ludźmi, a nie mam umiejętności nawiązywania relacji a tym bardziej utrzymywania ich. Jestem codziennie wśród wielu ludzi, rozmawiam z nimi godzinami a wracam do „siebie”, do domu, i czuję się samotna.
                        To jakiś skecz po prostu, ironia losu lub „zasłużone” cierpienie.Pogubiłam się już ze swoją historią życia i nie wiem dokąd zmierzam.

                        Czuję się jakbym pisała nie o sobie samej, jak w jakiejś dysocjacji i rozszczepieniu. Czuję się kim obcym dla siebie. Jakbym była zamknięta w jakimś wewnętrznym więzieniu. A to co na zewnątrz to nie ja. Miewam czasami sny o byciu w ciemnych, głębokich dołach, podziemiach, lochach. To chyba odtwarzanie swojego stanu psychicznego, który jest zamotany i zapętlony bez możliwości rozplątania i wydostania się.

                        Znowu też zaczęły mi się odtwarzać traumy z dzieciństwa. Migają mi obrazy, których nie jestem pewna czy się zdarzyły. Ból wewnętrzny nie odpuszcza i tak naprawdę ciągle chcę uciekać, schronić się, ale nie ma gdzie. Bezpieczne miejsce nie istnieje.

                        Chyba zaczynam coraz mniej być w realności… i w świecie ludzi. Może tak jest łatwiej, po wielu nieudanych próbach nawiązywania i utrzymywania relacji. Bo ileż razy można znosić to wszechobecne poczucie odrzucenia…?

                         

                         

                         

                         

                        Nie znalazłam opcji wysyłania maila…:)

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 121 do 130 (z 309)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.