Witamy Fora Szukam Ciebie Wszechobecne poczucie odrzucenia

Przeglądasz 10 wpisów - od 231 do 240 (z 309)
  • Autor
    Wpisy
  • Cerber
    Uczestnik
      Liczba postów: 142

      Cześć , Kuriano

      Ten post piszę drugi dzień w pracy w notatniku więc może być chaotyczny, ale ostatnio mam tak że w domu uciekam od myślenia, w sumie chyba też wziąłem tę dodatkowa robotę żeby nie siedzieć w domu, gdzie siedzę sam i popadam w marazm albo dół.

      Posty przeważnie piszę na kompie , nie lubie tego robić na tel , albo mieszam (jak teraz)

      Dzisiejszą moją Myślą przewodnią będzie tutaj strach przed swoim obrazem w czyiś oczach. Że będzie on zły, słaby , ogólnie negatywny . W sumie będzie to pomieszany wstyd ze strachem, lub strach ze wstydem (i tak jak napisałaś wstydem przed tym że jest się samotnym , i mamy błędne koło) . To właśnie u mnie ostatnio wyszło,na terapii (choć wiedział chyba o tym od dawna tylko nie nazywałem tego) tak chodzę na terapię . Psycho zaproponowała pewne rozwiązanie, a może bardziej ćwiczenie. A ja przestraszyłem się, a i w pewnym momencie „wyłączyłem się” (uciekam w świat wewnętrzny co w sumie łączy się z „myślą przewodnią” ) bo poczułem lęk i strach , nie tylko przed tym co usłyszę ale dlatego że nie wiem co usłyszę. ( Piszę mętnie ale jeśli wejdę w szczegóły to boję się że mógłby mnie rozpoznać pewne osoby) . Dużym lekiem dla mnie jest nie przewidywalność, wydarzeń ,reakcji … innych….. . Chciałbym wiedzieć umieć przewidzieć co przyniesie los.

      Wiesz to dziecko nie mówi do mnie za wiele , pojedyncze słowa lub góra zdania . Działam na zasadzie wyczucia tego co chce i obserwacji jego zachowania . I bronie Je i siebie przed innymi „postaciami”(m.in. krytykami) . Dorosły ja to bardziej dobry wujek niż rodzic, w sumie i tak na początku wyglądało to raczej jakby spotkali się obce osoby.
      U mnie to czasem działa a czasem wcale.

      Ja myślę raczej obrazami , odczuciami, dialogi są ale…to one mnie męczą, trudno mi to wyjaśnić ale tak jakby był one wtórne i dołowały mnie , to dialog wewnętrzny ale ,prowadziły je te „inne” postacie i nakręcają, dołują albo chcą przekonać że jestem lepszy od innych, tylko w razie jakieś konfrontacji w życiu „one ” uciekają i zostawiają mnie /nas (dziecko ) samego. (Mam nadzieję że to w miarę jasne)

      „Do szpiku kości”….
      Tylko ja czuję ten ból , on odzywa się u mnie w klatce piersiowej, czasem jest to tylko gniecenie a czasem jakby ktoś wbijał mi obcas buta w klatkę. A czasem to tylko pustka . Zauważyłem że czasem kiedy czuję pustkę zaczynam jeść, brzuch pełen ale dalej odczuwam pustkę , a kiedy mam dobre dni (rzadko ale zdarzają się) jem mniej i tylko kiedy jestem głodny.

      Na nieświadomce byłoby tak: o, fajny facet, coś mnie ciągnie do niego, na pewno to, że jest taki czarujący i ma poczucie humoru – to lecimy w ogień! I potem cierpienie.”

      Ja ma odwrotnie ja uciekam, kiedy widzę fajną dziewczynę, pojawia się lęk i myśli i tak nie spełnisz oczekiwań, więc po co w ogóle zaczynać . I to mi się pogłębia. Kiedyś kiedy zdarzało się że spotykałem się z dziewczynami , miałem w głowie że musi być idealnie a jeśli nie jest to to nie to i uciekałem (z perspektywy nazywam to że nie było „filmowo”)

      Z drugiej strony miałem tak że jeśli ktoś pojawił się (tu mam na myśli znajomych/przyjaźń) gdzie pojawiła się jakaś nic porozumienia,zrozumienia na siłę ciągnąłem ją i oczekiwałem … w sumie nie mogę określić konkretnie czego , chyba że to mnie jakoś uzdrowi ? Ze chyba tylko dlatego że ktoś chce zemną rozmawiać mam jakiś bonus , a to że chce zemną rozmawiać to już jest coś, trochę jak jednorożec.

       

      Bo ja już napisałam w skrócie o tych rzeczach, które widzę – że potrzebuję opieki, uznania, tego, żeby ktoś myślał to samo co ja. Kiedyś bym tego w ogóle nie widziała!

      Dziś zacząłem zadawać sobie pytanie ” Czego potrzebujesz ? ” W pracy było zamieszanie po pytaniu czego Potrzebujesz ?  Odpowiedź żeby ktoś ogarną ten bajzel , bo nie idzie po mojej myśli . W sumie do rozwiązania nie doszedłem ale zauważyłem małą zmianę , po takich sytuacjach uciekam do domu jak najszybciej a wtedy frustruje się , plączą mi się nogi , gubię rzeczy . Dziś sam z siebie zostałem 10 min dłużej żeby ogarnąć wszystko do końca 🙂

       

      Ale się rozpisałem

      kurianna
      Uczestnik
        Liczba postów: 103

        Cześć, Cerber!

        Fajnie, że się rozpisałeś:) bardzo przyjemnie się czyta (no, może nie tyle przyjemnie, bo piszesz o swoim cierpieniu, ale w sensie, że dobrze się czyta). Ja z kolei nic nie pisałam, bo miałam taki trudny tydzień (śmierć w rodzinie – z przepicia, presja w pracy plus walka ze sobą, czy iść na L4 czy spełnić oczekiwania – swoje i cudze. Na ten moment wytrwałam w robocie, ale dziecko trochę złe:).

        Myśl przewodnia:

        strach przed swoim obrazem w czyiś oczach. Że będzie on zły, słaby , ogólnie negatywny . W sumie będzie to pomieszany wstyd ze strachem, lub strach ze wstydem

        No, myślę, że trochę z tego zeszłam. Żeby było jasne – trochę zeszłam oznacza: kiedyś to była dla mnie główna instancja mojego życia; teraz jest odczuwalnie lepiej. Święty bożek do zaspokojenia: mój wizerunek w oczach innych. Czy spasuję. Czy będę OK? Czy spełnię oczekiwania? Czy się spodobam? Czy na pewno nie popełnię błędu i mnie nie skreślą? Trochę mi pomogło, że jest to takim narcyzmem poszyte – niby to ja się stawiam niżej, podporządkowuję. ale w sumie troszczę się wiecznie o ten wizerunek – jako te narcyzy dwa, moi rodzice. (trochę tak „pop” używam tego słowa – nie jako zaburzenie, ale cechy narcystyczne; gdzieś był artykuł, że uzależnienie rozwija takie same cechy jak narcyzm jako zaburzenie). Bo musiałyśmy być z siostrami potwierdzeniem ich nienagannego wizerunku, tego, że wszystko u nas ok, skoro dzieci takie ładne, grzeczne i w karty grają. Krew mi się gotuje!

        Skoro więc prawdziwie narcystyczne osobniki działają mi na nerwy, jak już się z tym skonfrontowałam u siebie, łatwiej mi to wyplenić. Czyli zastępuję to bardziej pokorną postawą – jestem jaka jestem, nie wszystkim muszę odpowiadać (wbrew pozorom, dla mnie to była nowość – wcześniej myślałam, że serio muszę WSZYSTKIM odpowiadać i WSZYSTKO robić najlepiej). Oczywiście dalej cierpnę, gdy czuję odrzucenie przez bliskich (kiedy oni mnie nie akceptują i ten lęk się spełnia), ale już nie mam aż tak radaru nastawionego na akceptację całego świata.

        Tutaj mi pomogło też to, co Tobie. Praca z wewnętrznym krytykiem. A miałam naprawdę mocarnego twora! Co mi pomogło – terapia (kiedy mi t. uświadomił, jak go wspieram mocno, a siebie osłabiam; kiedy mi ciągle uświadamiał, skąd ten głos, że od rodziców etc., a nie jest mój oryginalnie). Ale też IFS – system wewnętrznej rodziny. tam jest takie silne założenie, które może też Tobie, Cerberze, pomoże, że każda część jest po coś. Każda ma swoje zadanie (jak masz tak dużo tych głosów i postaci, to to może być bardzo pomocne – że każdy z tych „niechcianych” też ma swoją funkcję). Czyli krytyk chce mnie chronić (przed blamażem) – a nie torturować etc. Zaczęłam być dla niego łagodniejsza i mówię mu: przepracowujesz się, odpuść. Idź już na emeryturę, nie ma tu niebezpieczeństwa dla mnie. Najpierw było w ogóle zrozumienie, po co te części są (a mam też wiele niechcianych czy trudnych: krytyk, M jak morderca, Nadopiekun, Masochistka, małpeczka, czujny obserwator otoczenia, flash-wonder woman i jeszcze parę;P).

        W rozumieniu tego od strony praktycznej pomogła mi książka i serial „24 twarze Billy`ego Mulligana”. W przerysowanej formie (na szczęście), ale była tam praca z częściami pokazana. Zrozumiałam lepiej swoją dysocjację i ten podział na części. No i najważniejsze – pielęgnuję zdrową dorosłą część. Wiem, kiedy ona jest u sterów, a kiedy któraś z tych młodszych czy bardziej poranionych czy kontrolujących. To tak w skrócie 3 lata pracy.

        Jak piszesz o tej ucieczce bardziej agresywnych części w trudnych chwilach – totalnie znam! Ja tak miałam wiele lat. Jakakolwiek trudność – freeze, oszołomienie, czasem gniew (ale bardziej przy bliskich, przy innych tłumiona wściekłość). Musiałam zyskać dostęp do tych części, przepracować trudne stany. Takiego całkowitego odsłonięcia wrażliwych stron, które doznały najgorszych krzywd. I konfrontacji z tymi agresywnymi. Kiedy zrozumiałam, że mogę je wykorzystać, że nie one nie muszą być przeciwko mnie (tak naprawdę nie chcą, są jakby źle używane, źle wyciągane) – zaczęłam je poowoooluuutku przyszywać. I teraz mam je niekiedy na wyciągnięcie ręki – ktoś mnie rani, a ja zamiast autoagresji – ciach! obrona. Adekwatna. Dorosła. Oczywiście w dobre dni i nie zawsze – ale zawsze coś.

         

        Zauważyłem że czasem kiedy czuję pustkę zaczynam jeść, brzuch pełen ale dalej odczuwam pustkę , a kiedy mam dobre dni (rzadko ale zdarzają się) jem mniej i tylko kiedy jestem głodny.

        Ło, matko, ale Cię rozumiem pod tym względem! I przytulam – to jest bardzo trudne do zejścia (nie można jedzenia odstawić, jak wódki np.). Jak to moja koleżanka ujęła: „jedzenie, tylko ono mnie rozumie”. Dokładnie – staram się łapać momenty, gdy reguluję emocje jedzeniem. Zajadam tę pustkę czy w moim wypadku – bardziej niepokój. Ale to nie jest takie proste, jakie mi się na początku terapii wydawało. Co z tego, że już wiem, że jem na siłę, skoro to dalej silniejsze ode mnie?  Pocieszam się, że nie wszystko na raz. Bez perfekcjonizmu.

        Ja ma odwrotnie ja uciekam, kiedy widzę fajną dziewczynę, pojawia się lęk i myśli i tak nie spełnisz oczekiwań, więc po co w ogóle zaczynać . I to mi się pogłębia. Kiedyś kiedy zdarzało się że spotykałem się z dziewczynami , miałem w głowie że musi być idealnie a jeśli nie jest to to nie to i uciekałem (z perspektywy nazywam to że nie było „filmowo”)

        Kurde, trochę błędne koło się robi… Bo jak nie próbujesz, to jak nabrać pewności siebie, żeby potem znowu spróbować, kiedy się nie uda? Wręcz przeciwnie, organ nieużywany zanika, pewność siebie topnieje.

        Też mam oczekiwania, że powinno być idealnie, filmowo, jak z książek. Matko… takie mi się to nastoletnie, pensjonarskie wydawało – krytykowałam się za to, ale marzyłam dalej. Teraz powoli wpuszczam rzeczywistość – nie nie jest idealnie. Jest bardzo trudno. Czujesz się niezrozumiana i skrzywdzona – i tak piąty raz tego dnia, tego tygodnia… Mam ochotę pierdzielnąć tym związkiem zamiast się męczyć (wiem, inna sytuacja niż samotność, ale jesteśmy ponad 20 lat razem, więc w ogóle praktycznie nie znam innego życia niż z mężem). Inni na pewno są fajniejsi (jasne! do pierwszych burz). I potem powolutku rozmowa za rozmową, odbudowywanie za odbudowywaniem, kawa za kawą, kilof za kilofem – jakoś to idzie. Mąż też w zmianie, więc jest i dynamicznie i trudno, ale więcej zrozumienia gdzieś tam na horyzoncie każdej rozmowy.

        Też miałam blokadę, że na pewno jestem za mało fajna, za mało w kanonie urody, za mało jakaśtam, żeby w ogóle się podobać. Nie wiem, jakie Ty masz zdanie na ten temat. Okazało się to wierutną bzdurą. Jest dokładnie tak jak piszą w podręcznikach podrywania – to kwestia praktycznie wyłącznie pewności siebie. Ale nie takiej pewności jak z tych podręczników – tylko takiej głęboko osadzonej. Że już wiesz, że wystarczasz. I odmienna płeć to czuje. Nie uważam już też, że muszę się spodobać wszystkim. Ale tak naprawdę jak jest iskra, to prawie zawsze można ją rozdmuchać. A pojawia się dużo częściej niżby się człowiek spodziewał. Tylko np. nie unikam rozmów ani (chyba najważniejsze) kontaktu wzrokowego. Już się tak panicznie nie „wstydzę” rozmawiać ani wychodzić ze swoim (kurde, nawet tutaj jeszcze niedawno całkiem się wstydziłam, żeby coś napisać!). Po prostu nie lekceważę tych iskier, tylko je zauważam. Tylko teraz przechwytuje je moja zdrowa część, więc nie prowadzą do pożarów emocjonalnych, tylko do fajnych znajomości, przyjaźni, twórczości.

        Dziś zacząłem zadawać sobie pytanie ” Czego potrzebujesz ? ” W pracy było zamieszanie po pytaniu czego Potrzebujesz ?  Odpowiedź żeby ktoś ogarną ten bajzel , bo nie idzie po mojej myśli .

        Wow, to jest super inspirujące, co piszesz! Tak dosłownie, jakbym słyszała Twojej kroki do zmiany. Bardzo budujące. Zabieram sobie;) Jestem ciekawa, czy to Cię jakoś prowadzi.

        Jeszcze jeden knif z „Czułej przewodniczki” Ci wrzucę. Żeby nie dać się mechanizmom obronnym, często zadaję sobie z kolei pytanie: czego usiłuję nie wiedzieć? To fajnie omija obrony i pozwala dojść do zdrowych przekonań (np. usiłuję nie wiedzieć, że ten pan nie jest moim tatusiem; usiłuję nie wiedzieć, że zrobiłam dobrą robotę (a skupiam się na tym, co nie wyszło), usiłuję nie wiedzieć, że jestem w sumie OK i moje potrzeby są OK, niezależnie co ktoś o tym sądzi etc.).

        PS. Pierwszy raz nie czytam w ogóle, co napisałam, niech leci do Ciebie. Tak też trenuję ucieczkę od tych oczekiwań wewn. i zewn. Staram się też mieć w nosie, że ktoś mógłby mnie rozpoznać – w sumie powoli nie wstydzę się tych rzeczy, o których piszę i nick daje mi swobodę, ale nie przeszkadzałoby mi, że ktoś znajomy by to przeczytał i rzekł: o piszesz na forum, rozpoznałem Cię po czymś tam:) Niestety, prawda jest taka, że ludzie znacznie mniej interesują się nami niż nam się wydaje:D

        PPS. Oliwia, czy Ty masz złość, że tak się gościmy w Twoim wątku? Temat dalej się zgadza (wszechobecne…), ale Ciebie brak.

         

        Cerber
        Uczestnik
          Liczba postów: 142

          Cześć kurianna

           

          Życzę zdrowia, nie napiszę że powinnaś iść na L4 bo nie znam dokładnie twojej sytuacji, (a i mnie denerwuje jak ktoś mi mówi że idź na L4 kiedy nie czuję się aż tak źle), więc decyduj sama lepiej ode mnie znasz swój organizm . Choć ja mam często trudność w rozpoznaniu czy już iść na chorobowe czy to tylko gorszy dzień (rzadko mnie rozkłada raczej chodzę „przymulonu”) A co do pogrzebu nie wiem na na ile byłaś zżyta z tą osobą. Może to nie na miejscu ale na pogrzebie mojego ojca nie pamiętam żeby komuś było przykro .

           

          „Święty bożek do zaspokojenia: mój wizerunek w oczach innych. Czy spasuję. Czy będę OK? Czy spełnię oczekiwania? Czy się spodobam? Czy na pewno nie popełnię błędu i mnie nie skreślą? Trochę mi pomogło, że jest to takim narcyzmem poszyte – niby to ja się stawiam niżej, podporządkowuję. ale w sumie troszczę się wiecznie o ten wizerunek -„

           

          U mnie to raczej na zasadzie: jeśli popełnię błąd będzie można mnie z tego powodu wyśmiać lub w jakikolwiek inny sposób zaatakować , napisałaś ten cytat Sarta (przepraszam za pisownię) ” Inni to piekło ” tak ! Tak widzę świat , już zauważyłem że nie boję się zwierząt, nie boję się maszyn, aut (pracowałem jako kierowca tzw TIR-a , teraz dorywczo zacząłem pracę na sprzęcie budowlanym (ładowarka ,koparka ) myślę jeszcze nad innym kursem/pracą. ) Ale inni mnie …. Miałem w swoim życiu czas kiedy przez około 2 lata praktycznie nie wychodziłem z domu, bałem się innych. Dziś to się o tyle zmieniło że (trudno mi będzie wyjaśnić ) jeśli kogoś nie lubię potrafię się przed nim bronić, nie interesuje mnie jego opinia o mnie (może dlatego że ja mam o nim jak najgorszą) (lęk nie znika całkowicie,o nie! On odchodzi na trochę dalszy plan, chyba że jestem naprawdę wściekły ale to zdarzyło mi się może 2 razy w życiu) Ale gdy pojawia się osoba na której opinii mi zależy lub jest to nowa osoba której jeszcze nie znam i nie wiem jaka jest i „być może będzie mi zależało na jej opinii” to …lęk ,a kiedy na horyzoncie jest dziewczyna która mi się podoba… To jest tak jak już pisałem.

          Przyszło mi do głowy że chyba dlatego jest wielu złośliwych ludzi , łatwiej jest się bronić. (Teraz przyszło mi to do głowy)

           

          „Skoro więc prawdziwie narcystyczne osobniki działają mi na nerwy, „

           

           

          Hymm..z narcyzami/cwaniakami zauważyłem że często mam „kosę” ale irytują mnie też tzw „głupio-mądrzy” (najczęściej wiedzą jak ktoś powinien żyć a sami nie ogarniają swoich spraw) …..i teraz pojawa się lęk plus krytyk który mówi nie pisz tego bo jeszcze okaże się że ty taki jesteś!

           

           

          Ci do części wewnętrznych to zgadzam się z wykształciły się bo były potrzebne, choć jedno to wiedzieć a drugie zrozumieć i poradzić sobie.

           

          Zazdroszczę wam siebie , kogoś obok kto jest przyjazny.

           

          „Też miałam blokadę, że na pewno jestem za mało fajna, za mało w kanonie urody, za mało jakaśtam, żeby w ogóle się podobać. Nie wiem, jakie Ty masz zdanie na ten temat.”

           

          Raczej makabryczne szpetny nie jestem, średniak. Bardziej ten lęk że będę nie wystarczający, słaby …tego ostatniego boję się najbardziej. Bo słabość u kobiet wybacza się u mężczyzn nie.

          W sumie na razie odpuszczam sobie szukanie , choć ostatnio bardziej wygląda to na izolacje . U mnie dochodzi jeszcze jeden aspekt, i to jest pogmatwane i sprzeczne z tym co napisałem wcześniej bo ja też … teraz uciekło mi słowo …. w pewnym sensie narzucałem się i momentami biegałem za wszystkim co ma spódniczkę , z tym że było to słabe ,desperackie a to czuć . Chciałbym wyśrodkować to i zbudować tą zdrową pewność siebie. Dochodzi tu jeszcze problem bo od paru miesięcy odzywa się we mnie lęk ale wręcz fizyczny i sam zastanawiam się czy to nie czysto fizyczne tj czy to nie obraz choroby, choć nie poza tymi objawami nic innego nie zauważyłem. (A podobno są choroby które mogą takie uczucie wywoływać )

           

          „Wow, to jest super inspirujące, co piszesz! Tak dosłownie, jakbym słyszała Twojej kroki do zmiany. Bardzo budujące. Zabieram sobie;) Jestem ciekawa, czy to Cię jakoś prowadzi.”

           

           

          Na razie staram nie zapominać o zadawaniu sobie tego pytania , potem szukam odpowiedzi. Na to kiedy zacznie przychodzić mi rozwiązanie do głowy chyba przyjdzie czas. Na razie zastosowane 2 razy.

           

          Jeszcze raz zdrowia . I miło mi że to jak piszę komuś się podoba, bo w na „żywo” mam trudności żeby wysłowić się i opisać dokładnie to co myślę.

           

           

          Cerber
          Uczestnik
            Liczba postów: 142

            P.s Oliwio mam nadzieję że wszystko ok , lub nie gorzej choć. Chciałbym żebyś się odezwała bo mam pewne „schizy” (ale te chciałbym zatrzymać dla siebie)

            kurianna
            Uczestnik
              Liczba postów: 103

              Cześć, @Cerber!

              Ucieszył mnie Twój wpis, dziękuję za ciągłość. To motywuje i wspiera.

              Życzę zdrowia (…)

              Dzięki! I bardzo fajnie napisałeś z tym L4 – generalnie też tak mam, że mnie przymula raczej niż rozkłada (nigdy nie mam gorączki np.), stąd decyzja należy do mnie. Mogę zignorować swój gorszy stan, mogę iść do lekarza. Wtedy powinnam iść na L4, ale zdecydowałam się nie iść, też z powodu ważnych (także dla mnie osobiście) zadań w pracy. Postanowiłam w takich sytuacjach zastosować się do takiego zdania: podjęłam taką a nie inną decyzję, tak jak potrafiłam. Nie będę się za to karać dodatkowo, to była najlepsza decyzja na tamten moment. Następnym razem może być inna. Konsekwencje jej i tak poniosę sama.

              Bardzo często kwestionuję swoje własne decyzje. Po czasie. Osoba, która pojawiła się w moim życiu ostatnio (z zupełnie innej bajki, jestem w szoku, że ludzie potrafią być tak różni i móc sobie tyle dać), powiedziała na moje rozkminy: ale ja tego nie analizuję w ogóle. Robię i idę dalej. Postanowiłam też tak robić, w miarę możliwości.

              Osoba, która zmarła, była mi dość bliska (jak na moją pozamrażaną rodzinę, w której wszystko zawsze gra, bo jesteśmy tacy prawicowi, kościółkowi i moralnie wyżsi od całej ludzkości, a brudy jak wiadomo pierzemy w swoich czterech ścianach). Osoba posypała się całkiem, bo jego mama popadła powoli w demencję i otępienie. Spodziewaliśmy się śmierci mamy raczej, zmarł syn. W sile wieku. Pogodziłam się z tym, że nic oprócz tego co zrobiłam (wskazaniem terapii, paru rozmów i wizyt) nie mogłam zrobić. Ale zastępcze poczucie winy (nie „uratowałam” jako dziecko i młoda dziewczyna ojca od alkoholizmu, zmarł sam, znaleźli go sąsiedzi) się odezwało. Trudno. Uczę się odróżniać przeszłe uczucia od tych, które są adekwatne do danej sytuacji. Wczoraj odwiedziłam wdowę i mamę zmarłego, tyle mogę zrobić. I czuję się z tym OK. Poszłam nawet do kościoła na mszę za zmarłego i też spoko – tyle mogę z siebie dać.

              U mnie to raczej na zasadzie: jeśli popełnię błąd będzie można mnie z tego powodu wyśmiać lub w jakikolwiek inny sposób zaatakować

              No, ten lęk przed wyśmianiem to była moja zmora (ukryta wiele lat, dopiero później się dogrzebałam). Strasznie byłam wyśmiewana i lekceważona w domu pochodzenia, przez siostry głównie. Jak to u Ciebie rodzinnie wyglądało? Chcesz napisać? Nie piszesz o rodzeństwie. Teraz wiem, że to moje podejście do błędu się liczy. Jeśli ktoś mnie wyśmieje lub zaatakuje – to świadczy o nim. Nie o mnie. Ważne żebym ja od siebie nie odeszła. Wtedy mam zdrowy pancerz. To dotyczy też zdrowia – staram się być przy sobie także w gorszym stanie. To mi idzie tak sobie, ale nie uciekam od swojej niedoskonałości tak jak kiedyś.

              ” Inni to piekło ” tak ! Tak widzę świat , już zauważyłem że nie boję się zwierząt, nie boję się maszyn, aut (…)

              To mamy odwrotnie. Ja w złych chwilach uważam relacje za piekło, ale generalnie mam do tego jakiś dryg (też na relacjach polega moja praca, prowadzę grupy), natomiast zupełnie nie radzę sobie ze zwierzętami i maszynami. Ich się boję! Zazdroszczę Ci tego (w pozytywnym sensie, good for You), słyszałam, że relacja ze zwierzęciem może być bardzo budująca. Podobnie czuję się zagubiona w świecie maszyn.

              Ostatnio trochę w relacjach mi się poprawiło i nie mam już tego „piekielnego” odczucia tak silnego, bo właśnie robię tak jak z Tobą – szukam sobie partnerów, z którymi mogę się powymieniać, powspierać w obszarach, które nas oboje interesują. Takie wspieranie się w rozwoju na różnych polach. Czego staram się pilnować – szczerości i tego, żeby mi właśnie stare mechanizmy nie wchodziły w drogę za bardzo (np. mam silną idealizację – mega podstępny mechanizm, autor fajnych początków i marnych końców relacji). Trochę tak jest – skoro umiesz tutaj (czy np. na terapii), to możesz też w realu.

              Co do narcyzmu innych – t. mi wskazał, że moje tendencje narcystyczne wynikają z toksycznego wstydu, na chwilę wznoszę się nad innych, by choć przez chwilę poczuć ulgę od wstydu (że ogólnie jestem gorsza, niewystarczająca i muszę stale usprawiedliwiać swoje istnienie tysiącem osiągnięć, pracą etc.). To jest coś innego niż prawdziwy narcyzm (z założenia jestem lepszy od innych, bo tak musi być i z drogi wszyscy i wszystko). Mam natomiast silny fight, kiedy uważam, że słabszy jest krzywdzony – to też jest jakby narcystyczne i dostarcza mi pożywki dla ego, ale też w inny sposób niż u „klasycznych” narcyzów.

              Hymm..z narcyzami/cwaniakami zauważyłem że często mam „kosę” ale irytują mnie też tzw „głupio-mądrzy” (najczęściej wiedzą jak ktoś powinien żyć a sami nie ogarniają swoich spraw) …..i teraz pojawa się lęk plus krytyk który mówi nie pisz tego bo jeszcze okaże się że ty taki jesteś!

              W ogóle nie zauważyłam żebyś tak miał (a na forum to by wyszło moim zdaniem, bo jest dużo okazji), więc to pewnie Twój krytyk się przepracowuje:)

              w pewnym sensie narzucałem się i momentami biegałem za wszystkim co ma spódniczkę , z tym że było to słabe ,desperackie a to czuć .

              Też tak miałam (w sensie że biegałam za chłopakami). Też się oceniałam, że desperackie i słabe to jest, i starałam się to ukryć. Teraz myślę: co złego w tym, że pokazałam że mi zależy? A jeśli faktycznie biegałam nie za osobą i związkiem, a za wczesnodziecięcymi potrzebami nie do spełnienia (czyli wiarą że druga osoba da mi WSZYSTKO i będzie z nią IDEALNIE), to po to jesteśmy w terapii, żeby to sobie załatwić najpierw z terapeutą, a potem samemu sobie dać. I zostawić tę zdrową potrzebę lgnięcia do drugiej osoby. Bo samemu nie da się osiągnąć rozwoju (jak ostatnio usłyszałam w filmie „Stutz” na Netfiksie). Ktoś nam musi w tym pomóc i nie ma tym nic złego.

               

              Piszesz o męskiej słabości. Na szczęście, Cerber, to się meeeega zmienia. Kiedyś tak było i to zrobiło Wam gigantyczną krzywdę jako facetom. Teraz myślę, że okazanie słabości przez mężczyznę jest nie tylko potrzebne, ale w ogóle pożądane. I jakby „trendy” (jakkolwiek by to zabrzmiało). Po prostu autentyczność stała się wartością w kulturze, a nie pancerz za wszelką cenę. Myślę, że w ogóle terapia uczy tego odsłania miękkiego podbrzusza (czy takie forum) i tego, co to daje. Tobie. Innym, świadkom tego. Nam wszystkim jako wspólnocie (sorry, jeśli mnie ponosi, ale tak mam:D). I że jak to robi facet, to jest nie tylko wartość ogromna (bo przełamuje właśnie ten wzór opancerzonego Robocopa), ale w ogóle bardzo pociągająca sprawa. Coś jak pawi ogon – pokazujesz że Twoja słabość Ciebie nie przytłacza. Nie zawstydza. Tylko że potrafisz ją pokazać i wystawić na ocenę – bo masz świadomość, że to też Ty. Ofkors bez przesady – żeby nie osunąć się w stronę epatowania czy jakiegoś ekshibicjonizmu. Ale od czasu do czasu, testując relacje w ten sposób (i też relację z sobą samym – czy nie uciekniesz) – super.

              Pozdrawiam Cię, Cerber.

               

               

              Cerber
              Uczestnik
                Liczba postów: 142

                Cześć kurianna

                 

                 

                Bardzo często kwestionuję swoje własne decyzje.”

                To u mnie stały stan , teraz mam myśli o zmianie stanowiska w pracy. Ale to będzie brało się stąd że nie znam siebie do końca, kiedyś znalazłem spis pytań do siebie, pomocne w znalezieniu pracy/hobby (nie pamiętam dokładnie jak to nazywało się, jeśli znajdę wrzucę to tutaj ) pierwsze pytanie brzmiało: jeśli mógłbyś robić wszystko co tylko chcesz to co byś chciał robić ? (Taki sens zrozumiałem ) a Ja : hymmmm….. Eeeee….. Nie wiem! Jest parę rzeczy które myślę że lubię robić ale, kiedy zaczynam myśleć że efekty mojej pracy mogą zobaczyć inni , zaczynam wycofywać się z tego, a bardziej dzieje się to na poziomie podświadomy, zaczynam unikać tego bo przestaje czuć satysfakcję .

                Odnośnie pracy zmiany stanowiska mam być może okazję a ja się boję , naprawdę czuję przytłaczający lęk, który mnie wykańcza . I też nie wiem czy to dobry moment, zacząłem terapię i to mnie trochę kosztuje. A tu mam znane . I muszę przyznać mam wrażenie że ludzie z tamtego działu nie chcą mnie tam .

                 

                P.s

                „powiedziała na moje rozkminy: ale ja tego nie analizuję w ogóle. Robię i idę dalej.”

                 

                cholernie zazdroszczę takim osobom, bo ja roztrzasam na części pierwsze, albo i na kwarki.

                 

                 

                ” jesteśmy tacy prawicowi, kościółkowi i moralnie wyżsi od całej ludzkości”

                U nas to tak nie wyglądało ,rzadko chodziliśmy do kościoła, może poza starym, ale on wracał stamtąd pijany i prawie za każdym razem były awantury. Chyba dlatego mam jakiś uraz do kościoła i nie lubię do niego chodzić. Tu chyba bardziej chodzi o budynek i ludzi tam i ich postępowanie , bo jako tak nie jestem przeciw wierze (sam wierze ale to raczej kształtuje się u mnie na nowo)

                 

                 

                Przepraszam że nie odniosę się do reszty teraz ale mam mętlik w głowie, trochę nie wiem co mam ze sobą zrobić.

                 

                 

                kurianna
                Uczestnik
                  Liczba postów: 103

                  Cześć, @Cerber!

                  Wydaje mi się, że mega fajnie, że napisałeś, a wcale nie odniosłeś się do wszystkiego. To jest też taka pożywka dla perfekcjonizmu – muszę zaliczyć wszystkie podpunkty i akapity (bo ktoś w ogóle ze mną rozmawia! wow! więc muszę dać z siebie wszystko! kuźwa…). Właśnie fajnie, że coś tam dla siebie znalazłeś i o tym napisałeś. Mi to też dało do myślenia (bo ja właśnie mam to takie „wszystko albo nic”, a lepiej czasami podtrzymać znajomość na 10 procent, a nie zawsze ładować się na 100 procent, a potem olać, bo się nie daje rady tak ciągnąć na pełnej petardzie). Więc też bardzo fajna rzecz dla mnie – zabieram:D I nie będę o wszystkim 😀

                  To u mnie stały stan , teraz mam myśli o zmianie stanowiska w pracy. Ale to będzie brało się stąd że nie znam siebie do końca, kiedyś znalazłem spis pytań do siebie, pomocne w znalezieniu pracy/hobby (nie pamiętam dokładnie jak to nazywało się, jeśli znajdę wrzucę to tutaj ) pierwsze pytanie brzmiało: jeśli mógłbyś robić wszystko co tylko chcesz to co byś chciał robić ? (Taki sens zrozumiałem )

                  No więc, to co najważniejsze się teraz u Ciebie dzieje, to te myśli o zmianie pracy (wg mnie oczywiście, z Twojego tekstu tak zinterpretowałam). Pewnie ważny dla Ciebie moment i tęga rozkmina. Jestem tu bardzo na bieżąco. Mój mąż zmienił pracę z bardzo nierozwojowej po ponad dwudziestu latach! To było mega przeżycie. Ja co prawda nie zmieniłam pracy, ale podjęłam kroki w kierunku zmiany. I w sumie nie zmieniając pracy, zmieniam ją od wewnątrz, ale na moim stanowisk mam dosyć duży margines samodzielności na wielu polach, więc czuję się, jakbym trochę zmieniła pracę. Trochę też przymierzam się do jakiejś konkretnej zmiany ze względów finansowych i rozwojowych; i też się bardzo tego boję.

                  Myślę, że wielu ludzi tak ma, że właściwie nie wie, co chce robić. Albo – jak ja – osiada w takiej komfortowej bańce – jest mi nieźle i nie zmieniam, tylko maksymalnie dążę do tego, żeby mi było dobrze w tej swojej bańce. Myślę, że jedyny sposób, żeby się przekonać – to spróbować czegoś innego. I wtedy wyciągnąć wnioski. Wiele lęków okazuje się tylko w naszej głowie. Na jakiej podstawie sądzisz, że ludzie z innego działu by Cię w nim nie chcieli? Może to Twoje projekcje? A może boją się zmiany, jak i Ty? A czy ich zdanie faktycznie ma aż takie znaczenie? Bo może się okazać, że i ono się zmieni, jak zmieni się sytuacja. Może nie warto od niego uzależniać swojej decyzji?

                  Nauczyłam się też, że od zmiany rosną mięśnie. Czyli praktycznie nie ma możliwości, żeby było gorzej – bo nawet jeśli nie wszystko pójdzie zgodnie z oczekiwaniami, to rośnie nam doświadczenie. I uczymy się czegoś nowego – dosłownie (konkretnych umiejętności) i czegoś o sobie. I wtedy jesteśmy w stanie tę ankietę z pytaniami jakoś powoli uzupełniać. Trudno ją na sucho wypełnić (skąd mam wiedzieć, czego chcę, skoro siedzę w bańce swojego komfortu? Nie wymóżdżę tego na sucho na terapii ani w rozmowie z przyjaciółmi; trzeba sprawdzić).

                  Nie jestem jeszcze w stanie zmienić pracy całkiem (chciałabym rozkręcić coś własnego oprócz tego, co robię), ale postawiłam parę kroków w tym kierunku. Przyznam szczerze, że pomógł mi couch (ale nie taki od ogólnie pojętej „zmiany osobistej”, tylko konkretna babka, pracująca w HR-ach wiele lat, rzeczywisty fachowiec, też przy okazji psychoterapeutka). Mój mąż też się z nią spotkał i też bardziej otworzył na perspektywę zmiany pracy (akurat niezależnie mu się to zbiegło i w sumie wystarczyło mu 1 spotkanie, ja miałam 3, ale miałam też konkret do przygotowania). Nie żebym jakoś szczególnie polecała – ale nam to pomogło bardzo. Każda złotówka się opłaciła – w życiu sama (albo nawet z terapeutą) nie zyskałabym takiego wglądu w siebie, w to, czego chcę w kontekście zmiany zawodowej, rynku pracy i w generalnie w temacie takich zwykłych umiejętności jak pisanie CV tak jak się to robi teraz, nie 15 lat temu, kiedy szukałam pracy.

                  Bardzo dobrze też rozumiem Twój lęk. Towarzyszy mi w mojej drodze zawodowej od początku – zawsze wybieram najbezpieczniejsze dla mnie opcje, w których na pewno się sprawdzę. I nie wierzę, że mogę coś więcej, zawsze widzę więcej przeszkód niż korzyści, czuję się niewystarczająco gotowa. Ostatnio to się zmienia i u mnie u męża. Idzie to powoli, ale idzie. Jedyne, co mogę powiedzieć – praktycznie każda zmiana coś przyniesie pozytywnego. Nawet jeśli nie czujesz się gotowy (ja mam tak – nigdy nie będę się czuć; dosłownie nigdy – to się nazywa syndrom oszusta). Odwagi, jakiej trzeba, żeby podjąć decyzję o zmianie, trzeba było u mnie ogromnej (czułam się dosłownie jak przed porodem, każde słowo w prezentacji, jaką musiałam przygotować, kosztowało mnie piekło; w końcu pracy nie zmieniłam, ale to, czego nauczyłam się próbując – było bezcenne).

                   

                  Żeby było jasne – to są moje doświadczenia. Bo może mocno Cię do zmiany namawiam – ale nie znamy się przecież osobiście, to są jakieś moje przemyślenia w kontekście Twojej osoby i naszych z mężem dróg zawodowych. Przefiltruj sobie moje słowa przez siebie, jak Ci wygodnie. Bardzo Cię pozdrawiam!

                  • Ta odpowiedź została zmodyfikowana rok, 2 miesięcy temu przez kurianna.
                  Cerber
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 142

                    Cześć kurianna

                    U mnie trochę intensywnie , męcząco, pod względem psychicznym. Dlatego ciężko mi ostatnio znaleźć czas czy siły
                    Z tą pracą zrezygnowałem . Przypomniałem sobie a właściwie pamiętałem ale nie chciałem tego wiedzieć, sytuację z paru lat kiedy też tam chciałem tam przejść (bo to była by druga próba) gdzie ewidentnie albo mnie tam nie chce albo nie lubi (przy rekrutacji mieliśmy zrobić zadaną rzecz , ja żle zrozumiałem rysunek , on to zauważył i nie pisnął słowem a przysiągłbym że ucieszył się )  , w sumie wychodzi na to samo . A też chciałem odejść ze złości z obecnego stanowiska.
                    Jestem tutaj już jakoś 11 lat . Zastanawiam się nad odejściem ale trzeba przyznać że obecne stanowisko ma zalety i pod pewnymi względami wygodnie mi , a do tego  kiedy to zacząłem grupę terapeutyczną (stąd też to „męczące „) chyba za dużo zmian

                     

                    „muszę zaliczyć wszystkie podpunkty i akapity (bo ktoś w ogóle ze mną rozmawia! wow! więc muszę dać z siebie wszystko! kuźwa…)”

                     

                     

                    MAM DOKŁADNIE TO SAMO ! Dlatego też napisałem ostatnio że przepraszam Cię że nie odniosę się do wszystkiego , bo trochę nie tyle posyłałem się ale byłem … brak mi słowa , wykończony (?), wycieńczony (?) psychicznie a nie fizycznie . A chcę się odnieść.

                    Co do pracy to też masz ,oboje macie pewien komfort o tyle że macie siebie (czego zazdroszczę) i w razie czego przez najgorszy czas wspomożenie się. Ja mieszkam i utrzymuję się sam , o tyle mam dobrze że mam własny dom( po dziadkach ) i błędną decyzja może długo za mną się ciągnąć. A chyba najgorsze to lęk przed sytuacja która wydarzyła mi się naście lat temu. Zmieniałem pracę , tam nie wyszło….i posypałem się. I zamknąłem się w domu na prawie 2 lata (fobia społeczna ) o tyle dobrze że miałem jakiś tam dwóch (renta rodzinna) potem (wypadek )
                    Ogólnie 3 lata wyjęte z życiorysu . I zacząłem pracę w tym miejscu gdzie jestem , plus pierwsze próby terapii.
                    I boję się że to wróci ta fobia, choć jestem już inny i to widzę.
                    Zmiana pracy pewnego dnia nastąpi (dlatego też te dodatkowe prace , bo szukam ) ale chcę na taką w której będę czuł się dobrze, a jednocześnie będzie jakieś , cię chcę mówić wyzwania ale będzie ciekawa (to jest to słowo) . Sam nie założę żadnej firmy raczej nie nadaję się do tego.
                    Ostatnio siostrzeniec zmienia pracę i chyba będzie robił  to co ja chciałbym robić , obsługa maszyn CNC, przy drewnie .

                    No, ten lęk przed wyśmianiem to była moja zmora (ukryta wiele lat, dopiero później się dogrzebałam). Strasznie byłam wyśmiewana i lekceważona w domu pochodzenia, przez siostry głównie. Jak to u Ciebie rodzinnie wyglądało? Chcesz napisać? Nie piszesz o rodzeństwie.

                    To zaczniemy od łatwiejszego . Mam dwie starsze  siostry , które mają już rodziny więc chyba też dlatego miałem parcie na szukanie dziewczyny a i one pewną presje wywoływały . Kontakt mam z obiema , myślę że ani zły ani szczególnie dobry /bliski . Relacje są poprawne .

                    To teraz trudniej ….lęk przed wyśmianiem pojawił się , a raczej jest wynikiem tego co dziąło się w podstawówce  gdzie byłem wyśmiewany przez rówieśników . Ale i nauczycielka (klasa 1-4)  ubliżała mi potrafiła uderzyć mnie , ogólnie  miała duży wachlarz poniżeń . Nie byłem jedyny ale jednym z tych na których uwzięła się najbardziej. Dopiero parę lat temu ją zwolnili chyba nawet dyscyplinarnie , na pewno sprawa otarła się o policję i prokuraturę , znów uwzieła się na któreś dziecko ale tym razem rodzice nie odpuścili i poszli na policję .  Potem przez 2 lata miałem znów taką jędzę na polskim , w sumie obie te to koleżanki . I cały czas szły informacje do matki że nie umiem , nie staram się , ogólnie że są ze mną problemy . A w ostatnich dwóch latach pdst miałem inną nauczycielkę (która miała opinię wymagającej o ile dobrze pamiętam ) ,  i tam o dziwo „problemy ze mną ” skończyły się . Owszem orłem nie byłem ale daje sobie radę . W średniej trafiłem na taką (mówię o lekcjach J. Polskiego po 4 klasie pdst i wyżej ) zwykło się mówić o niej „siekiera” (w sensie wymagająca)  miała cięty język i była złośliwa ale nie poniżała . To ona wysłała mnie na badania i okazało się że mam dysleksje, i bez większych trudów czy dram przeszedłem przez szkołę średnią.

                    Efekt tego taki że nie lubię mówić , mam znajomych z pracy i to tyle . Czuję się samotny a tyle lat próbuję to przełamać ale udaje się tylko na moment ( ale to też inna historia )

                    kurianna
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 103

                      Cześć, @Cerber!

                      Parę dni minęło. Chyba taki rytm nam się wytworzył. Choć czekam na każdą wiadomość od Ciebie, nie ukrywam.

                      U mnie trochę intensywnie , męcząco, pod względem psychicznym. Dlatego ciężko mi ostatnio znaleźć czas czy siły

                      Współczuję. Mam podobnie, może nie jest bardzo źle, ale wrażenie takie zużycia, zmęczenia jest silne. Chyba to też kwestia stycznia – takiej niższej energii, podatności na kryzysy (zdrowotne, emocjonalne). Znajomi też się na to skarżą. Próbuję sobie dać prawo do tego gorszego stanu.

                      Z tą pracą zrezygnowałem . Przypomniałem sobie a właściwie pamiętałem ale nie chciałem tego wiedzieć, sytuację z paru lat kiedy też tam chciałem tam przejść (bo to była by druga próba) gdzie ewidentnie albo mnie tam nie chce albo nie lubi (przy rekrutacji mieliśmy zrobić zadaną rzecz , ja żle zrozumiałem rysunek , on to zauważył i nie pisnął słowem a przysiągłbym że ucieszył się )  , w sumie wychodzi na to samo . A też chciałem odejść ze złości z obecnego stanowiska.

                      Fajnie, że podjąłeś swoją własną decyzję, rozpatrzywszy za i przeciw. To bardzo niefajne, kiedy stwierdza się wrogość kogoś w miejscu pracy – ostatnio mi się to przydarzyło i tak się poczułam jakby wyeksponowana… Myślałam, że jest spoko, a tu takie gniazdo żmij, pomyślałam – ale może właśnie wcześniej byłam nieświadoma, a wszędzie tak jest. Niezależnie od branży, komuś tam nie odpowiadamy i w różny sposób ludzie w związku z tym postępują. Mimo wszystko grrrrr…. Wkurzające! Takie kłody pod nogi jak z tym rysunkiem.

                      Zmiana pracy pewnego dnia nastąpi (dlatego też te dodatkowe prace , bo szukam ) ale chcę na taką w której będę czuł się dobrze, a jednocześnie będzie jakieś , cię chcę mówić wyzwania ale będzie ciekawa (to jest to słowo) . Sam nie założę żadnej firmy raczej nie nadaję się do tego.

                      Brzmi to mega rozsądnie. Twoje dobre samopoczucie jest bardzo dobrym probierzem nowego miejsca. Czasem tak mam, że w ogóle nowe, gdzie indziej, u kogoś po prostu wydaje mi się lepsze. Niekoniecznie tak faktycznie jest, to raczej moje toksyczne porównywanie się sprawia, że chcę uciec z danego miejsca.

                      Ja Cię też namawiałam do zmiany, bo u nas się z mężem zbierało wiele, wiele lat i on w końcu dojrzał, ja trochę też – ale faktycznie, jak masz terapię, długi okres niepewności za sobą, to zmiana może być nie najlepszym pomysłem. Zwłaszcza jeśli masz OK to stanowisko, jak piszesz, i łapiesz fuchy (tak zrozumiałam). Ważne, że gdzieś tam sobie sprawdzasz, co jest dla Ciebie, a co nie. I w jakim momencie jesteś, na co jesteś gotowy.

                      To musi być przerażające, co piszesz o swojej fobii społecznej… Bardzo fajnie, że to przetrwałeś i wyszedłeś z tego – mogę sobie tylko wyobrażać, ile hartu ducha Cię to kosztowało. Mam nadzieję, że traktujesz to jako osiągnięcie. Mogę się odnieść na tyle, że też miałam załamanie parę lat temu (a wcześniej też kilkanaście lat temu, przed 1. ciążą)… Nie tyle była to fobia, co raczej rodzaj nerwicy. Przeciążyłam się obowiązkami, stosunkiem do ludzi i ich oczekiwań, spalałam się swoim nazbyt ambitnym, perfekcjonistycznym podejściem i generalnie miałam stany depresyjne, wypalenie, myśli samobójcze…

                      Też droga przez terapię, długą i ciężką, była dla mnie powolnym ratunkiem. Natomiast teraz mam tak, że jak cokolwiek mi w pracy się nakłada, sprawia trudność – mam flashback do tamtego stanu. I boję się, że nie dam rady, że znowu się załamię, że znów za dużo na siebie biorę. Bardzo trudno mi zachować balans – nigdy nie wiem, kiedy to jeszcze zdrowe podejście do pracy, a kiedy olewam (w imię niepowtarzania starego schematu), a kiedy już jest za dużo. Powoluńku się w tym rozeznaję. Ciało mi też pomaga, niedomagając:) Ale też potrafię to ignorować, więc dalej potem nie wiem. Ale dokładnie wiem, jak to jest panikować, mimo że teoretycznie jestem w dużo lepszym stanie niż wtedy (ale boję się, że wróci! mam wrażenie że już wraca! ech…).

                      Co do związku – hmmmm… Generalnie samotność jest trudna. Podziwiam ludzi, którzy potrafią w ogóle być samotni (ja zatraciłam tę umiejętność, odzyskiwanie jej jest prawie niezauważalnie powolne). Ale z drugiej strony – związek też ma swoje ograniczenia. Cały czas jesteś z kimś, negocjujesz, cierpisz, masz stany harmonii, a potem bolesnej dysharmonii… Nie żebym jakoś przesadnie narzekała, po prostu jest to inny rodzaj funkcjonowania. Czasem chciałabym popróbować być znowu sama (nie byłam w sumie od dziecka, powoli tworzę swoją niezależność, brak mi podstawowych umiejętności w tym zakresie – nie były mi potrzebne). Na pewno łatwiej jest pod względem finansów – zawsze wiesz, że ktoś drugi też jest filarem. To fakt.

                      Chciałabym się jeszcze odnieść do tego, jak się otworzyłeś… To bardzo ważne dla mnie. Ale z tym muszę poczekać (też dla mnie trudny temat, sama jestem nauczycielką i aż mnie skręca, że tyle cierpienia można doznać w miejscu, które powinno oferować opiekę). Ale to sobie na razie zostawię, bo też daję sobie prawo do regeneracji.

                      Pozdrawiam Cię ciepło 🙂

                      Cerber
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 142

                        Cześć kurianna

                        Faktycznie coś może być z tym styczniem , ostatnio siostra też mówiła że nic się jej nie chce i ciągle by spała i nie tylko ona .

                         

                        Czasem tak mam, że w ogóle nowe, gdzie indziej, u kogoś po prostu wydaje mi się lepsze. Niekoniecznie tak faktycznie jest, to raczej moje toksyczne porównywanie się sprawia, że chcę uciec z danego miejsca.

                         

                         

                        Konfliktami zdarzają się chyba wszędzie… Tylko jak rozpoznać że czas na ewakuację bo to miejsce ci szkodzi czy da się jeszcze coś z tym zrobić ? , a może uruchamia się coś co mówi „uciekaj” ? ale ta ucieczka będzie dla ciebie szkodliwa ? Tak jak napisałaś przez złość,strach tracisz coś co było problematyczne ale było do rozwiązania. Tak wiele niewiadomych, niepewności co wybrać co zrobić ? ?? Bo jak zaczniesz uciekać to później trudno przestać.
                        Ja jeszcze mam takie uczucia że jestem sam i nie mogę liczyć na nikogo jeśli powinie mi się noga , stąd moje rozsądne działanie .

                        Wiesz też czekam na kolejny post od ciebie , ale mi trudniej do tego się przyznać.

                        chciałbym niczego nie potrzebować od innych. Albo żeby odbywało się to ,może nie tyle na moich warunkach a chciałbym żeby było to przewidywalne . Chyba też dlatego nie boję się maszyn , czy zwierząt bo żeby maszyna coś zrobiła trzeba „nacisnąć tu , pociągnąć za tę wajchę” i reakcja jest znana , przewidywalna .

                        Mam nadzieję, że traktujesz to jako osiągnięcie.

                         

                        Osiągnięcie? Kurczę sam nie wiem , czasem wyrzucam sobie że powinno być to inaczej, miałem zrobić coś lepiej , prędzej  , ale to chyba dlatego  że porównywałem się z innymi, i nadal to robię choć już rzadziej .

                        Dla mnie to był to strach , przed innymi że wyśmieją , zaatakują , poniżą i jestem z tym wszystkim sam . Strach przed ludźmi i niechęć bycia samemu taki kołowrót , do tego bezsens istnienia , TAKIEGO istnienia …

                        Też droga przez terapię, długą i ciężką, była dla mnie powolnym ratunkiem.

                        U mnie terapia pojawiła się bo w pewnym sensie ktoś uratował mi życie , pokazując że są i fajne osoby i chcą ze mną przebywać (SZOK !!!)  To był epizod ale skłonił do terapii. I tak robię małe kroki do przodu , czasem do tyłu a czasem zatrzymuje się . Wiele razy miałem myśli „czy to w ogóle ma sens ? ” zaprzestawałem terapii potem zaczynałem znów . Czasem słyszę jak ktoś doznaje ” olśnienia ” i jego życie się zmienia , lub po rocznej lub dwuletniej terapii .I cholernie zazdroszczę takim osobom i wstydzę że u mnie to trwa tak długo .

                        ZWIĄZKI , w tym momencie nie wiem czy jestem w stanie  być z kimś , czy to potrafię ?

                        teraz ustawiam sobie życie /planuje je , z perspektywy mojej tj że będę sam , tu też będę musiał wyjaśnić że miałem takie myślenie że powinienem organizować życie dom itp na okazje że będę z kimś BO MUSZĘ !  I w sumie nie wiem czy to postęp czy regres , ale mam takie odczucie że kilka deko zdjąłem z bark , choć na sercu zrobiło się ciężej .

                         

                        P.S jeśli czegoś nie wyjaśniłem daj znać , ostatnio dowiedziałem się że zaczynam wypowiedź a jej nie kończę (w skrócie tak to zrozumiałem )

                         

                        Pozdrawiam 🙂

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 231 do 240 (z 309)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.