Witamy Fora Szukam Ciebie Wszechobecne poczucie odrzucenia

Przeglądasz 10 wpisów - od 271 do 280 (z 309)
  • Autor
    Wpisy
  • Cerber
    Uczestnik
      Liczba postów: 142

      Tak poprosiłbym o te namiary na psychiatrę, może jutro będę w stanie coś zrobić

      kurianna
      Uczestnik
        Liczba postów: 103

        Cieszę się, że napisałeś, Cerber. To takie ważne, że się nie poddajesz.

        https://www.kamilwywrot.com/

        To jest jego strona. Jeśli chodzi o wizytę online,to można się też u niego  zarejestrować się przez klinikę SWPS.To link do ich strony: klinika.swps.pl

        To jest namiar na psychiatrę od mojego terapeuty (w końcu poszłam do swojej starej psychiatry, więc nie skorzystałam).

        Niestety, widzę, że tamta druga psychiatra zmieniła nazwisko i nie przyjmuje przez kilka miesięcy – zakładam że jest w ciąży.

        Podam Ci więc namiar na sprawdzona psychiatrę u mnie w przychodni (też prywatnie). Ona też konsultuje telefonicznie, jest bardzo dokładna, empatyczna osoba, na co dzień pracuje w szpitalu i bardzo dobrze dobiera leki, zna też te najnowsze (moje obecne nie mają np. żadnych skutków ubocznych, w przeciwieństwie do poprzednich).

        kurianna
        Uczestnik
          Liczba postów: 103

          https://www.znanylekarz.pl/agnieszka-magdalena-kajosz/psychiatra/tychy

          Ja się umawiam telefonicznie: przychodnia mens sana, 605-637-072 (jakby ten tel nie zadziałał, to na stronie mens sany na pewno mają drugi).

          Dobrze, ze jesteś w kontakcie, Cerber, i że walczysz o siebie. Jak jest ciemność, to nie bardzo się widzi jakiekolwiek jasne strony. I też każdy ma inaczej. Ja Ci tylko mogę z mojego doświadczenia (i np. przyjaciela, też miał podobnie) napisać, że taki kryzys to jest znak tego, że schodzą silne mechanizmy. Uczucia się odmrażają. Wiadomo, znasz siebie, może chodzić o coś innego. Ale mam wrażenie, że ostatnio też pokonałeś drogę.

          Trzymaj się, Cerber. Dużo sił.

           

          kurianna
          Uczestnik
            Liczba postów: 103

            Kurczę, tylko do dr Kajosz też terminy mogą być odległe…😐 Mam nadzieję że się nie zniechęcisz w szukaniu pomocy. Bardzo Cię pozdrawiam!

            Oliwia75
            Uczestnik
              Liczba postów: 115

              Dużo czasu upłynęło, od ostatniego razu mojej bytności tutaj. Za dużo pracy jednym słowem. Rzuciłam się w jej wir, siły straciłam, teraz zostawiłam jej część i czuję pustkę i duże zmęczenie, w sumie wszystkim. Ta pustka zawsze była, ale teraz powiększa się i goni mnie.  Obecnie czuję znacznie więcej bolesnej, przytłaczającej pustki niż odrzucenia. Odrzucenie chyba nawet się nasiliło, to jego poczucie, jednak pustka przeważa i przytłacza. Siedzę w domu i nic. Nic nie chcę robić, nic mnie nie pociąga, nie cieszy. Nic. W nic już nie wierzę, nie czuję energii aby czymś się zająć. Nie wierzę, że może jeszcze coś się udać. Nic mnie nie czeka. To co robię nie jest tym czego szukam. W sumie już sama nie wiem czy jest to w ogóle prawda. Depresja? Nie. Raczej poczucie bezsensu, które owszem jest ono też objawem depresji. Co jakiś czas wraca do mnie koszmar dzieciństwa. Nie wiem wtedy czy jestem dzieckiem, czy nastolatką. Wszystko jest połączone z traumatycznymi doświadczeniami z domu. To nadal trwa. Regresuję się, gdy rodzina traktuje mnie w podobnych schematach jak kiedyś. Próbuje je łamać. Wtedy wychodzę na wredną siostrę i córkę. Tak też się czuję. Powrót do wspomnień obezwładnia mnie, usztywnia, zmienia sposób reakcji, odbioru tego co obecnie doświadczam. Świat jest zagrożeniem. Zawsze będę czuła się głupia, nieważna, na samym końcu i do „bicia”. Kolejne stopnie naukowe i ponoszenie kwalifikacji tego nie zmieniają.

              Siedzę jak słup i nie widzę już żadnym kierunków i możliwości. Ciemna pustka.

               

              Jakubek
              Uczestnik
                Liczba postów: 931

                Cześć Oliwio.

                Czy czułaś się zadowolona w tym wirze pracy? Robiłaś coś pożytecznego, co przynosiło Ci satysfakcję i spełnienie? Czy po prostu zmuszona do pracy nie miałaś już czasu i sił na regresywne myślenie?

                Może akurat ten spadek sił psychicznych jest usprawiedliwiony wcześniejszym wysiłkiem. Może potrzebujesz dłuższej regeneracji i tylko trzeba znaleźć na nią dobry sposób. Chyba zapracowałaś na taką nagrodę. Zbliża się jesień – czas dołowania. Oliwio, skorzystaj z ostatnich ciepłych dni. Opuść, choć na krótko, ten dom, w którym nie czujesz się najlepiej i spraw sobie przyjemność.

                 

                 

                Oliwia75
                Uczestnik
                  Liczba postów: 115

                  Faktycznie jest trudno, gdy ma się za dużo czasu na myślenie. Tak jest akurat w moim przypadku. Dochodzi do mnie chyba bardziej realność i nie jest ona optymistyczna. Upływający czas tylko to pogarsza. Przemijanie jest nieuchronne, jednak bardzo mnie przygnębia. Chyba zdaję sobie sprawę, że już nic nie zmienię i nic nie czeka mnie. Ale jakoś też czuje, że to dzieje się przedwcześnie.

                  Praca i rodzina nie jest tym co nadaje mi sens życia. Szkopuł w tym, że to co kiedyś mnie napędząło, już znikło. Jeszcze iluzyjne przędzenie za miłością ( a raczej za zakochaniem) chwilę mnie trzymało, teraz widzę, że to tylko iluzja, złudzenie i stan umysłu. Czuję przeogromny smutek, że nie doświadczę bezwarunkowej miłości, akceptacji, którą tylko mogą dać rodzice, tak więc zostaje czarna i bolesna dziura. Czasami to pochłania i chce się tam wpaść.  Świat jest i związki są takie interesowne, zawsze coś za coś lub doświadczanie korzyści. To smutne. Nie otrzymuję, ale też sama nie umiem dać, nie jestem wystarczająca dla świata.

                  Tak to wszystko takie pesymistyczne, a może właśnie realne.

                  • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , 3 tygodni temu przez Oliwia75.
                  kurianna
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 103

                    Cześć, Oliwia. Napiszę może najpierw od siebie o uldze. I takiej wzruszonej radosci. Ze się odezwałaś – że jesteś.

                    Idzie październik, melancholia i takie odczucie przemijania dotyka i mnie. Plus tęsknota za rodzicem – za tą opieka która jak piszesz powinna być… i całe ciało mi tęskni do tego ciepła, którego potrzebuje. Już też wiem (nawet nie tylko głową ale nawet sercem) że nie dają jej mężczyźni ani kobiety, jak piszesz zakochania, za którymi można pogonić. Okazuje się to puste – w tym sensie że może coś przynosi (relacje) ale nie zaspokojenie tych potrzeb o których piszesz. Nie zaspokoi ich też terapia co długo było moja iluzja. Nie zaspokoi praca.

                    Mam też długą pauzę w pracy. Pracy która dawała sens, satysfakcję, wysiłek, frustrację – cały ten koktajl emocjonalny który wypełnia dni. I fajne ramy na które można kląć że kierat ale które były niedyskutowalne i trzymały.

                    Sama zadecydowałam o rocznej pauzie. Teraz widzę że to był ostatni dzwonek. Żeby pogodzić się z przemijaniem i np tym że zdrowie to coś o co trzeba aktywnie zadbać. Właściwie codziennie. Pokonać zaniedbanie wtłoczone mi od dziecka ze sama z siebie mam być zdrowa i nie sprawiać kłopotu. Ale bez dbania – bo ono obciążało moją matkę i dla mnie też jest emocjonalnie ciężarem. Nie zawsze zdrowy tryb życia wystarczy – czasem trzeba zrobić dużo więcej. Tego się boję. Unika. Potem działam małymi krokami mimo lęku. I takiego obrzydzenia do tych wszystkich starań. I wkurzenia że tego jest tyle. Do ogarnięcia. Do zaplanowania. Błeeee.

                    To, co mi pomogło, to łagodność w kwestii tempa. Jeśli się umiem na to zdobyć. To że sobie tę opiekę daje tak opieszale. Ale robię to. I żadna terapia nie zdejmie tej odpowiedzialności ze mnie. Ze moja rzeczą jest zadbać o siebie. Prawem. Przywilejem. I niechcianym obowiązkiem. Który robię jak mycie zębów czasem – bo trzeba. Ze złością. Ale potem satysfakcją z małych kroków.

                     

                    To co mnie też dobija to za duża ilość relacji… ciągle jestem dla kogoś. Nie ogarniam tych granic. Eksperymentuję. A chciałabym od razu wiedzieć czego chce.  Je wiem. Lecę w nowe relacje jak w ogień, potem mam za dużo i się wycofuję. I rozczarowuje. I niosę brzemię tego rozczarowania… ech…

                    Praca nad sobą, nad tym samoopiekowaniem, dostarczaniem tego ciąglego ognia którego zabrakło w kluczowym momencie dzieciństwa albo było przed chwilę niewystarczające- nie jest to żadna frajda (czasem jest, ale nie generalnie). Nie daje adrenaliny. Często jest jak robota papierkowa w pracy – ta część która po prostu trzeba zrobić obok tych fajnych rzeczy. Samodyscyplina. Obrzydliwe słowo dla mnie. Na ciebie nie można liczyć bo robisz świetnie swoją część ale tylko wtedy kiedy masz melodie. Kiedy nie masz odpuszczasz – powiedział mi mój mąż. Wzięłam sobie to do serca. Robię nawet gdy nie mam melodii. Albo mówię bardzo wyraźnie – nie mam dziś melodii tak bardzo że nie zrobię. Ale to jest moja robota do zrobienia. Nawet gdy melancholia i poczucie pustki zalewają. Pomogło mi trzymanie się tego że realizuję krok po kroku swoje wartości. Same nie przyjdą. A jeśli za bardzo się zapędzę – upadam i liżę rany. Bardzo długo. Urealniajac, co faktycznie jest w mojej mocy, a z czym muszę się pogodzić (utrata uznania, ram, starzejące się ciało, trudność stawiania granic i zmudnosc pracy nad sobą w niektóre dni).

                    Nie wiem czy coś z tego będzie Ci pomocne. Może też za ogólnie piszę. Ale też trudno mi uchwycić Twoje tematy bardziej konkretnie, mam jednak poczucie , że Twoje wypowiedzi coś we mnie łapią. A zarazem wyczuwam w nich jakąś taka pułapkę na siebie samą. Jak w tym memie że postać na obrazku trzyma się krat w oknie,a stoi jedynie przy jednej ścianie zburzonego więzienia. Wokół jest łąka. Czasem umiem te kraty puścić i powolutku obejść ścianę. Czasem się trzymam i płaczę.

                     

                    Mam też tak że czuję się zbyt nieważna żeby zabrać głos w tym wątku (serio). No to zabieram mimo tego. Przesyłam ciepłe myśli.

                    Cerber
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 142

                      Dochodzi do mnie że nie potrafię kochać, nie umiem dać , no właśnie czego ? Bo z pustego i Salomon nie naleje.

                      Chciałbym mieć poczucie że nie jestem sam , że mam na kogo liczyć . To takie dogłębne poczucie osamotnienia, poczucie że w razie problemów zostanę z nimi sam , nie ma nikogo kto by dał wsparcie. Przed kim można nie udawać ale czy to realne bo jak napisałaś „świat jest interesowny” . I ta ciągła walka ze światem . Czuję się jakbym stał przed wrogim  tłumem a za mną urwisko.

                      Oliwia75
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 115

                        Dziękuję za Wasze wypowiedzi. Rozgośćcie się, jeżeli dobrze czujecie się tu.

                        Trudno jest mi się odnieść do Waszych wypowiedzi, bo mam mętlik i jestem w fazie obsesji destrukcyjnych. A muszę pracować i zachowywac się jak normalna. Brak mi sił na cokolwiek innego. Nie mam z czego czerpać.

                        Traumy z dzieciństwa… dotknięcie ich powoduje lęķ, złość, przerażenie i dosłownie ból fizyczny. Jak mam się z tym uporać…

                        Jak mam chcieć żyć… męczę się

                         

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 271 do 280 (z 309)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.