Witamy Fora Szukam Ciebie Wszechobecne poczucie odrzucenia

Przeglądasz 10 wpisów - od 311 do 320 (z 348)
  • Autor
    Wpisy
  • Cerber
    Uczestnik
      Liczba postów: 154

      Cześć, Oliwio napisałem długi post ale nie udaje mi się go wysłać , może jak podzielę to będzie lepiej.

      Cerber
      Uczestnik
        Liczba postów: 154

        Cd.

        kurcze muszę przyznać że ulżyło mi jak napisałaś.

        Jesteś tam gdzie ja byłem i nadal od czasu do czasu zaglądam, nie jest to przyjemne miejsce ale na swój sposób bezpieczne bo znane. Kiedy tak czytałem twój post chyba powinien od razu pisać odpowiedź w trakcie czytania, bo za chwilę zapominam o tym co chciałem ci opowiedzieć. Ja tak mam , mózg umyślnie wypycha nie przyjemne myśli, wspomnienia a ostatnio nawet myśli żeby pomyśleć nad sobą (przepraszam wszystkie polonistyki które będą to czytać za to „masło maślane”, mały żarcik nie zaszkodzi 🙂 ) a robi to podsuwając sprawy do zrobienia lub inną wymówkę. Robię remont, w pewnym sensie permanentny , naprawiam kosiarkę siostry, ogarniam komputer drugiej siostry, naprawiam swój komputer (bo go ucegliłem,bo chciałem go poprawić) w soboty idę dorobić w jedno miejsce, czasem dorabiam w drugim . Dziś miałem chwilową załamke bo w jednym i drugim miejscu nie potrzebują mnie na razie a mi pojawiło się: ” co ja spierdoliłem że mnie nie chcą? a może ktoś na mnie nagadał ze złości? I pozbyłem się pracy ! ” Gdzie ja chcę zmienić moją obecną pracę a boję się to zrobić bo : jestem sam i jak popełnię błąd to zginę! Do tego kiepska lub raczej fatalna atmosfera w pracy , zahaczający o mobbing (jeśli nie wprost) dopiero na dniach to się zmienia (wywalili tego kierownika i nie za to co odwalał w stosunku m.in do mnie) A wspominałem o szkole którą zacząłem? A i pomysły które chciałybym zrealizować….

        Cerber
        Uczestnik
          Liczba postów: 154

          Cd.2

          Ogólnie wczoraj dostałem… jak ja bym powiedział kopa w twarze od życia. Kiedy wywoziłem taczką ziemię przewróciłem się, efekt: poodzierana twarz, byłem zmęczony a mimo to mówiłem sobie „jeszcze trochę, jeszcze….” Żeby tylko nie myśleć nie rozgrzebywać tego co jest we mnie.

          Żeby nie było uważam że jeśli zostajesz sam ze swoimi myślami tylko pogrążasz się. Wydaje się że najzdrowiej jest pogadać z kimś. Ale tak jak kiedy boisz się każdego ? Boisz się zbliżyć, zaufać…. W pewnym momencie doszło do mnie że potrzeba źródła z którego będzie się czerpało mimo że ktoś nas odrzuci czy wyśmieje (co jest moim bardzo mocnym lękiem) nie dotknie nas nie zdołuje nie wbije się w serce. Ale jak napełnić to źródło??? Psycho powiedziała że jednym ze sposobów to zaakceptować to że boję się ” tak teraz mam” i nie bić się po głowie za to że boję się. Próbuje to testować efekty…. na razie czekam na nie. Ale jest coś jeszcze… WSTYD który mnie ogarnia, i jest kolejnym gwoździem do trumny, choć wydaje się że jeden z tych gwoździ naruszyłem (nie bez pomocy) . Tu opiszę jak ktoś mi opowiedział o tzw „locus of control” (za nazwę i gramatykę nie odpowiadam 😉 ) jest wtedy kiedy przejmujesz odpowiedzialność za wszystko co się wokół ciebie dzieje żeby jako dziecko nie oszaleć (jeśli ktoś to zna lepiej to proszę opisać dokładniej) . Otóż ja przyjąłem odpowiedzialność za to że ktoś mi krzywdził w dzieciństwie było mi z tego z powodu wstyd, w sumie nadal jest ale już mniej bo zacząłem sobie mówić że to nie mój wstyd a jej/jego/ich. To nie magiczna różdżka ale mi trochę pomogło

          Cerber
          Uczestnik
            Liczba postów: 154

            Cd.2

            Wiesz już któraś osoba która opowiada o sobie mówi że daje i daje nie myśląc o sobie sądząc że w ten sposób ktoś nas polubi. Ja też tak myślałem, to jest na poziomie emocji nadal to we mnie jest ale obserwacja i logika pokazuje że tak nie jest i tu znów pojawia się to źródło wyślij ono jest puste to nie mam czego dać poza pracą? Ale wtedy czy nie czujemy się w wykorzystani ?bo ja się często czuję.

            Nie wiem czy dasz radę to przeczytać ale na ten moment mam tyle siły na to bo mózg znów mówi mi : nie myśl o tym.

            Trzymaj się.

            Oliwia75
            Uczestnik
              Liczba postów: 127

              Cerber dziękuję Ci za odniesienie się do tego co napisałam.

              Widzę, że próbujesz porozmawiać, pomóc, i chyba znajdujesz coś podobnego u siebie. Czy to też może potrzeba wyrażenia siebie?

              Więzi nas lęk i poczucie zagrożenia (tak myślę). To co, traumatyczne w dzieciństwie, pewnie było nieustanne, niemijające, a czasami tylko jeszcze bardziej nasilające się. Nie wiadomo gdzie zniknąć, gdzie się ukryć, gdzie uciec. I to poczucie bycia samemu i nawet jednej myśli, że jest jakaś pomoc i kogoś to obchodzi. Kiedy tylko przechodziłam od jednego obłędnego stanu umysłu do drugiego. Nie było wyboru. Wtedy, albo umrzeć, albo uciec.  To wraca, niestety.

              Ja nie wiem w czym obecnie jestem, nic mi się nie składa, totalna dezorganizacja. Tylko dlaczego ciągle boli, dlaczego tak trudno być? Ciągle nie znajduję bezpiecznego miejsca, ciągle nie mam z czego czerpać. Czy jestem egoistką? A  może małym dzieckiem? Nie wiem, po prostu nie mam już siły dawać, czymkolwiek to jest. Wyzwoleniem kiedyś było niezajmowanie się sobą, tylko innymi, bycie dla nich. Może właśnie to był dobry kierunek?  Może inaczej nie da rady. Bo dopuszczenie potrzeb, tego co jest niezaspokojone „zjada od środka” w końcu jak dzikie zwierzę nocą. Ale co zrobić kiedy siły się wyczerpują? Kiedy dochodzi do paraliżu. I jeszcze ta część mnie oceniająca, niedająca żyć, oddychać, uspokoić się….

              Nigdy nie czułam tak dogłębnie samotności i tego, że nic już nie mogę. Widzę też, jak bardzo żyjemy, my jako ludzie, w iluzji naszego umysłu. Ja cały czas „coś sobie wkręcam”, coś sobie wyobrażam, a to jest tylko moim urojeniem. Widzę też, że urojenia mogą robić dobrą robotę, pchać ku działaniu, dawać nadzieję. Tylko co zrobić, kiedy przestają działać, kiedy umysł jest z nich odzierany? Jak straszna pustka powstaje… Stworzyć nową iluzję?

              Z perspektywy czasu widzę też, jakie miałam „szczęście” kierując się duchowością. To było najlepsze co mnie spotkało, ale znikło i nie jestem w stanie wrócić. Cały świat i ludzie wyglądali przychylniej, tłumaczyło to wiele. Miałam wrażenie, że moje działania, wydarzenia nie są pozbawione sensu, ludzi tak samo. Mogłam się poruszać w relacjach nie odbierając tak wszystkiego boleśnie do siebie. Była „duchowa nakładka” widzenia motywów, intencji, zachowań. I można było to Komuś oddać, zrzucić z siebie, schronić się, a nawet zezłościć. Może to było wymyślone, ale co jakiś czas korygowane jakimś stałym, niezmiennym „Słowem”. To wszystko miało sens i zmierzało ku czemuś większemu.

              Nie wiem czemu tworzę te wywody. Może dlatego, że próbuję znaleźć spokój, ukoić ból, albo jeszcze raz uzmysłowić sobie, że „niewolno”, lub jak ktoś woli inaczej, lepiej nie pokładać nadziei w człowieku. Co też zrobiłam i zawiodłam się. Próbowałam dogadać się z ludźmi, stworzyć relacje. To nie działa. Jest tylko wymiana dóbr wszelkiego rodzaju, jak na targu, no może czasami jak nowoczesnej galerii handlowej. I jak strasznie mieć poczucie, że wszystko i wszyscy zawiedli. Jaka to właśnie samotność i chyba zgryzota, wewnętrzna „ciasnota”.

              Czuję, że doszłam do ślepego punktu. Próbuję coś uchwycić, może wejść na jakąś ścieżkę, ale nie ma już nic. Odbijam się od wszystkiego. Początek mojego wątku był bolesny, ale jeszcze pełen nadziei. Teraz boli inaczej i jest beznadziejnie. Wiem, kiedyś i tak wszystko się skończy. Umrzemy. Ale jak inne jest patrzenie tych, którzy myślą, że potem nie ma już nic, a jak inne dla tych, którzy wierzą, że coś nadal trwa….

              Gdzie jest ta właściwa rzeczywistość? No wiem, ze każdy ma swoją. No to gdzie jest ta moja, ta zgodna ze mną? I nie ważne, ze dla innych poza normą…. chciałabym móc tak myśleć i  nie przejmować się, gdy ją odnajdę.

              Czy mój umysł rozlatuje się na kawałki? Dlatego nic się nie skleja, nic nie może się rozwinąć, nie ma sensu, urywa się w pół myśli, zdania?

              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 miesięcy, 2 tygodni temu przez Oliwia75.
              Cerber
              Uczestnik
                Liczba postów: 154

                Cześć Oliwio

                Pomyślałem że napiszę co u mnie się dzieje bo miałem, czasem mam, takie same odczucia co ty. A nie chciałem ci radzić bo wiem jak ja na to reagowałem tj. dobijało mnie to jeszcze bardziej bo dochodziło do mnie że tak nie mogę żyć a nie potrafiłem tego zmieniać i czułem się jeszcze bardziej bezsilny i jeszcze bardziej odwalałem sobie.

                „Więzi nas lęk i poczucie zagrożenia (tak myślę). To co, traumatyczne w dzieciństwie, pewnie było nieustanne, niemijające, a czasami tylko jeszcze bardziej nasilające się. Nie wiadomo gdzie zniknąć, gdzie się ukryć, gdzie uciec. I to poczucie bycia samemu i nawet jednej myśli, że jest jakaś pomoc i kogoś to obchodzi. Kiedy tylko przechodziłam od jednego obłędnego stanu umysłu do drugiego. Nie było wyboru. Wtedy, albo umrzeć, albo uciec. To wraca, niestety.”

                Dokładnie opisałaś moje dzieciństwo!!!
                Jeszcze dochodziło że nie mogę „zawracać głowy matce” bo i tak ma swoje problemy i piekło, ja miałem swoje. Jedynym dla mnie miejscem bezpiecznym w jakimś stopniu to stodoła i możliwie jej najdalszy, najwyższy , najbardziej ukryta część. I też napisałem „czasem wraca” bo wraca raz na dłużej raz na krócej, chciałbym żeby dało się to załatwić jednym cięciem , magiczną różdżką , ale nie da się .

                „Nie wiem czemu tworzę te wywody. Może dlatego, że próbuję znaleźć spokój, ukoić ból,”

                Dokładnie, to jest chyba jeden ze sposobów. Ja tak zaczynałem, i co mi pomogło to kolejny krok grupa wsparcia, zacząłem chodzić na takie , tam miałem parcie że powinienem coś mówić ale nie było takiego obowiązku. Powoli dochodzi działa do mnie ta myśl i zacząłem odzywać się powoli. Chyba jest tak kiedy przestaje: „powinieneś, musisz, jesteś taki i owaki jeśli nie zrobisz tego” a pojawia się chyba nie chce, to później pojawia się może chcę ? Problem polega na tym że to trwa kur** długo i można stracić nadzieję.

                Napisałaś że zajmując się innymi wyglądało to inaczej, … wiesz ostatnio zauważyłem że wpadam w wir pracy, prace dodatkowe, remonty , jakieś swoje pomysły do zrealizowania, to takie żeby działać, „słyszę muszę działa, nie myśl działaj, otaczaj się hałasem ” ale u mnie mam wrażenie krok naprzód bo ja wpadałem w chyba można nazwać to pewnego rodzaju stuporem, katatonią chyba nie ale parę chwil można i pewnie pod to podciągnąć. A co będzie dalszym etapem ? NIE WIEM a chciałbym wiedzieć. Jeśli w ogóle będzie…
                Więc to co napisałaś „Czy mój umysł rozlatuje się na kawałki? Dlatego nic się nie skleja, nic nie może się rozwinąć, nie ma sensu, urywa się w pół myśli, zdania?”
                Jest mi doskonale znane! Bo też tak mam

                Duchowa nakładka…. Sam ją teraz szukam, chyba do pewnego stopnia zawsze szukałem. I tak daje ona otuchę. Choć w życiu miałem wydarzenia (nie wiele ich było, może kilka) gdzie nie potrafię ich racjonalnie wytłumaczyć. Z jednym mam na teraz problem: z „cukierkowością ” którą nie raz widzę.

                Coraz mocniej do mnie dochodzi że kiedy jest źle i nie widzę wyjścia to nie znaczy że go nie ma.

                Felishia
                Uczestnik
                  Liczba postów: 1

                  Ja również mam często poczucie odrzucenia przez ludzi. Niby mam z kim pisać, mam też bliskich. Ale wiem, że spora część ludzi mnie odrzuca, bo jestem trochę inna – zamknięta w sobie, lękowa, niedostosowana do innych i wyobcowana – możliwe, że zdziwniałam trochę, bo od 3 lat już siedzę w domu non stop przez moje lęki. Ale nie każdy umie i chce to zrozumieć niestety 🙁

                   

                  Jeśli ktoś by chciał pogadać i zaprzyjaźnić się, to zapraszam na priv ludki 🙂

                  Justyna2024
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 9

                    Dziękuję. Czasem  potrzeba odpowiednie  słowa przeczytać w odpowiednim etapie życia.

                    Coraz mocniej do mnie dochodzi że kiedy jest źle i nie widzę wyjścia to nie znaczy że go nie ma.

                    Pozdrawiam

                    Oliwia75
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 127

                      Witam

                      Tak już wiele razy zbierałam się do napisania. Siedziałam przed kompem i nie mogłam zebrać myśli. Teraz, dziś, być może pojawiło się „okienko” wolne od „fazy” i gnębienia się.

                      Kilka razy czytałam Wasze ostatnie wpisy: Cerber, Jakubek, Ramoiram, Kurianna, Justyna2024. Czytam, choć fakty temu przeczą (bo nie odpisuję, lub mało, nie odnoszę się tylko wywalam swoje… nie umiem być w relacji), ale wszystko jest dla mnie ważne, istotne, dające różną perspektywę. Dziękuję Wam. Trochę skojarzyło mi się to z rozmowami w księdze Hioba.

                      Próbuję dziś pisać i średnio mi idzie –  wzrok mnie zawodzi (dosłownie). Właśnie Jakubek pytałeś mnie się o ten las. Tak był dosłowny las, w dzieciństwie nocą kryłam się w nim, żeby nie dostać kolejnego lania. I miałam dylemat czego bardziej się boję. No wiadomo w lesie nie mogłam zostać na zawsze… Miejscem ucieczki Cerbera była stodoła. To paradoksalnie brzmi jak „bezpieczne miejsca” :). Ciągle go szukamy? Prawda? Ukojenia i odpocznienia. Chyba tego czego potrzebowało to małe dziecko. Jest to tak silne (choć już umiera), że aż wręcz destrukcyjne, zaburzone. Stąd pewnie zaburzenie osobowości (jako jeden z czynników). Nawiasem mówiąc zastanawiam się od kilku tygodni czy  nie mam dwubiegunówki (może dlatego leczenia farmakologiczne nie przynoszą efektu) oprócz bordeline, depresji, zaburzeń lękowych….. 🙂 🙂 :).  Ironicznie można by powiedzieć :lekarzu ulecz sam siebie!!!! (z racji wykonywanego zawodu, gdzie idę coraz wyżej i sama się dziwię). Czym jest wiedza…???

                      Piszę, bo chyba przynosi mi to ulgę i kontakt jest „bezpiecznie” daleki, niezagrażający. I chyba sama siebie chcę usłyszeć. A może jestem narcystyczną egocentryczką…

                      Cerber:

                      „Coraz mocniej do mnie dochodzi że kiedy jest źle i nie widzę wyjścia to nie znaczy że go nie ma.”

                      To pozytywne Cerber! Ja jeszcze do tego nie doszłam, choć długo chodzę na terapię. W wielu wypadkach nie widzę już rozwiązań i możliwości zmiany, jakbym już nic nie mogła, jakby wszystko się skończyło i nie ma sensu robić cokolwiek.

                      I to obecne wyłączenie, poczucie odizolowania, bezsensu i niestety samotności. Przechodzę od doła do nasilonych lęków, następnie „rozrywania” wewnętrznego. Potem zmęczenie, brak sił i poczucie bezsensu, niewiary w cokolwiek. Stopniowa rezygnacja z tego co jeszcze łączy mnie z ludźmi. I tak w kółko.

                      Próbowałam czytać i słuchać książki. Rozpoczęłam kilkanaście i nic nie kontynuuję. Słuchałam muzyki- już nie mogę. Ćwiczyć nie mogę, bo zdrowie obecnie mi nie pozwala. Znajmoi już przestali szukać ze mną kontaktu.  A rodzina? Zmilczę, bo boli zbyt mocno. Na tęrapii czuję się najczęściej niezrozumiana, oddzielona jakby grubym murem od Terapeuty. Jakbyśmy byli z innych wymiarów. Nie zawsze tak było. Nie aż tak.

                      Pamiętam siebie sprzed 20 lat: dużo chciałam, myślenie miałam ukierunkowane, duchowość była dla mnie ważna, głęboko tam byłam. Niewyobrażalne było to, żeby to się zmieniło. A teraz jakbym nie pisała o sobie. Pustka, ciemność i bezsens. Nie umiem już tam wrócić i  nic nowego nie widzę przed sobą, obok siebie.

                      Gdzie zmierzacie, co jest waszym „rdzeniem”?

                       

                      Cerber
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 154

                        Cześć Oliwio,

                         

                        Chciałem napisać wczoraj ale mam dużo zajęć na głowie, i nie tyle zmartwień (choć i one też są ale o dziwo nie dobijają mnie do ziemi) co wracają moje dane stany (przygnębienie, poczucie odrzucenia, lekceważenia i wiele podobnych i wymieszanych których nie umiem nazwać) kiedy są słabsze czasem wychwytuje to , czy sobie z nimi radzę… powiem że nie,bo one są, a chciałbym żeby ich nie było, ale właśnie w tych momentach dochodzi do mnie że to jest teraz ale minie i lepiej nie podejmować teraz decyzji, ważnych decyzji. A dla mnie najlepiej żadnych. Te zajęcia wypełnianie czasu to rodzaj ucieczki ale i sposób na radzenie sobie z innymi rzeczami które mnie dręczą (może kiedyś napiszę) Niestety w większości przypadków kiedy popadam w dołek nie pojawia się ta myśl a tylko bezsilność, lęk co będzie.i oretuje się po.czasie, Ale chyba są słabsze te dołki…

                        „Czytam, choć fakty temu przeczą (bo nie odpisuję, lub mało, nie odnoszę się tylko wywalam swoje… nie umiem być w relacji), ale wszystko jest dla mnie ważne, istotne, dające różną perspektywę”

                         

                        Te słowa „nie umiem być w relacji” ….takie samo mam odrzuci co do siebie, bo ja nie wiem co to znaczy być w relacji. Może inaczej , kurde nie wiem jak to opisać, bo nie potrafię tego opisać, chyba to poczułem nie dawno (na grupie terapeutycznej ) i jednocześnie przeraziło i poczułem coś miłego czego mi brakowało od lat jeśli nie od zawsze. Więc może…..

                        Też jak tak czytałem o twoim dzieciństwie, może to dziwne zabrzmieć,wiem dlaczego jakoś czekam na wieści od ciebie, bo pod wieloma względami mieliśmy podobne dzieciństwo. A i co BARDZO WAŻNEGO co ja nie dawno jakoś doszło do mnie: to co spotkało cię w dzieciństwie od dorosłych/rodziców TO NIE TWOJA WINA to oni odpowiadają za swoje czyny,.to nie ja powinienem się wstydzić! (Sorry za takie litery ale dla mnie było to jakoś odkrywcze, może ciebie na kieruje na swoje „odkrywcze”)

                         

                        Zapytałaś czym jest wiedza, nie wiem czym jest ale widzę po sobie że wiedza to nie wszystko. Ja mówię wiedzą a zrozumienie to nie to samo. Możesz wiedzieć że istnieje coś takiego jak całki ale może nie rozumieć jak je rozwiązać. Mam wrażenie że w relacjach jest coś jeszcze co nam umyka.

                         

                        Mogę zapytać jakie książki czytałaś ? Bo ja może z czytaniem jestem trochę na bakier ale lubię audiobooki czasem słucham ich na okrągło ale czasem robię sobie od nich przerwę dłuższą krótszą różnie. A ulubionym gatunkiem to space opera . Trochę sztampowe ale fajnie się tego słucha.

                         

                        Duchowość… Ciężko mi coś powiedzieć bo szukam ale czasem coś mi nie pasuje a czasem trafia w sedno. Daje otuchy ale i grozi palcem , jest czasem cukierkowe, przesłodzone do przesady ale czasem daje ukojenie.

                         

                        Co jest radzeniem ? Hymmm mały zabity chłopiec który jednak chce się bawić i „kombinować” odkrywać świat jak on działa i marzący o tym że go w końcu ktoś zauważy i wyciągnie rękę. Dokąd zmierza… jakieś samodzielności a nie samowystarczalności z konieczności, do ufności dla siebie i innych ale nie naiwności i takiej „desperackiej” radości kiedy ktoś nim się zainteresuje.

                        Pozdrawiam cię.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 311 do 320 (z 348)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.