Witamy › Fora › Szukam Ciebie › Wszechobecne poczucie odrzucenia
Otagowane: wszechobecne poczucie odrzucenia
-
AutorWpisy
-
Trochę dziwne to zachowanie terapeuty. Nawet, jeśli nie czuł już sił, by kontynuować terapię, to mógł wyrazić się lepiej, łagodniej, nie tak raniąco. Chyba że to była taka strategia brutalna, stopniował bolesne uderzenia, a w końcu przywalił na odlew i czekał na reakcję. Patologiczna potrzeba uwagi – co dobrego wnosi, takie jej nazwanie, przecież dla tego, kto ją odczuwa jest to po prostu autentyczna i wołająca o zaspokojenie potrzeba. Nie można z przekonaniem zakwestionować tego, co się czuje. Jedynie sztucznie, dla pozoru, w celu zadowolenia terapeuty można przyznać: „Tak, to co czuję jest chorobą, to niezdrowa potrzeba uwagi”. Ale w środku i tak wszystko będzie krzyczało, że to nieprawda, że ta potrzeba jest prawdziwa, że za nią kryje się bolesna pustka, którą ludzie mają wypełnić.
Mojej partnerce powiedziałęm ostatnio: „To zdechnij”. Po tym, jak przez dłuższy czas obrzucała mnie wyzwiskami i mówiła, że woli „zdechnąć” niż dalej być ze mną. Mam na te jej stany dwa sposoby. Pierwszy to ignorowanie i milczenie. A drugi to właśnie przerwanie jej ataków brutalnym, nawet wulgarnym, komunikatem. Ten drugi sposób jest skuteczniejszy, bo moje milczenie zwykle utwierdza ją w roli rozżalonej ofiary i przekonaniu, że jest mi obojętna i nic dla mnie nie znaczy. Nie wiem, czy moje działanie jest właściwe. Jednak żadne zapewnienia o miłości i oddaniu nie działają w takich momentach.
Może zatem ten terapeuta też stosował takie szokowe metody.
Z drugiej strony partnerka ma dużo racji w ocenie mojego zachowania w naszej relacji. Jednak nie umie wyrazić swoich zarzutów w sposób łagodny i racjonalny, lecz tylko użalając się nad sobą albo wpadając we wściekłość, gdy kwestionuję jej spostrzeżenia.
Ciekaw jestem Oliwio wobec kogo, Ty wpadasz lub wpadałaś we wściekłość. Za głębokim depresyjnym smutkiem kryje się zwykle dużo niewyrażonej złości (coś w tym stylu mówił mój terapeuta). Czy miałaś kogoś, kto był gotów ją przyjąć?
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana , 3 tygodni temu przez
Jakubek.
<p style=”text-align: justify;”>Ciężkość, poczucie winy oraz wstydu odczuwam z wypowiedzi. Nie mam zielonego pojęcia czemu jestem na tym świecie ale wiem że nie muszę czuć się winna o coś/ czy komuś że żyje. Staram nie nakładać na siebie opinii czy też zdrowych wytycznych jak to niby powinnam robić czy być na tym świecie. Odrzucam świat czarno biały, bo wszystko się zmienia. Borykając się takich skrajnościach ( dobre/złe, biał/ czerne), zauważyłam że potwierdzały one raczej mój wymyślony świat w którym czułam się bezpieczna, bo miał jasne granice. Śmiem twierdzić, że moje czarno białe myślenie było i czasem nadal jest klatka bezpieczeństwa. Nie wszystko jest dobre dla każdego w każdej chwili. Niby jesteśmy podobni mamy takie same potrzeby akceptacji i zrozumienia u innych ale też jesteśmy inni. Czuje, się teraz dobrze kiedy powiem po porostu nie wiem i może się nawet nie dowiem. Najtrudniejsze dla nas jest nic nie robić, jak widzimy problem. Szukamy rozwiązań w myślach czy czynach. Dodając szczyptę humoru, co by nie było jakąś przyjemność była na początku naszego istnienia. Ktoś pewnie miał orgazm.</p>
Cześć
Nie wiem czy tak powinien zachować się terapeuta ale mówienie „że jemu wszystko jedno ” wydaje mi się nie na miejscu. Co do”potrzeba uwagi jest patologiczna” to jestem w stanie w to uwierzyć a dlaczego? I tu nie będzie o tobie a o mnie, zauważam że gdzieś z tyłu głowy mam (nie wiem czy to dobrze wyjaśnię bo w sumie to dopiero jakoś próbuje się przebić do świadomości i to z oporem, mam wrażenie że kiedy ma przyjść do mnie coś trudnego, „schowanego” to mózg potrafi wyłączyć mi się, dosłownie! i to jest czymś takim) „to mi się należy! i wszyscy powinni to wiedzieć ” bez mówienia im o tym, a kiedy tak się nie dzieje czuję frustrację , złość i robię się (nie wiem czy to dobre określenie) pasywno agresywny, opryskliwy czasem złośliwy (tu dużo zależy wobec kogo) ale nie powiem co mnie gryzie tej osobie. I czasem „zadręczam” innych wobec których czuję się albo choć trochę bezpieczny (kiedyś była to siora , kiedyś to znaczy kilka lat temu) albo tych którzy mogą czuć się podobnie w podobnej sytuacji (praca, szkoła itp. ) I chyba jestem uzależniony od bycia ofiarą, szukam, rozmyślam i roztrząsam sytuacje gdzie byłem pokrzywdzony robię to w mojej głowie i nakręcam się, fantazjuję co najchętniej bym zrobił komuś za to co on mi zrobił i gnoje sam siebie że tego nie zrobiłem.
I tak zastanawiam się skąd to mam ? Ja myślę że wykształciłem w sobie próbę „odbicia” sobie poniżeń których doznawałem chociaż w mojej własnej głowie żeby nie zwariować, kiedy byłem dzieckiem robiłem to tylko w mojej głowie, kiedy dorosłem i poczułem się trochę bezpieczniej zacząłem „zadręczać” tych wobec których czuję się choć trochę bezpieczny (patrz wyżej). I teraz chciałbym nauczyć się jak wyrażać w danym momencie i wobec wszystkich co mi się podoba co nie jak mnie traktują ALE… lęk jest tym co mnie zatrzymuje, czyli pytanie brzmi „jak pozbyć się lęku ? ” Albo jak funkcjonować mimo lęku?
Oliwio a jakby spróbować zmienić terapeutę? To trudne ale to tylko człowiek może z różnych względów nie pasuje do ciebie?
Trochę jak ksiądz to człowiek a człowiek człowiekowi nie równy. Dlatego wkurwiało mnie jak ktoś mówił mi że ksiądz to ksiądz, kiedy szukałem jakiegoś miejsca dla siebie bo to nie prawda to człowiek jak każdy inny dobry albo zły obojętny albo nie chciwy lub uczynny . Myślisz że to samo będzie z terapeutą. Jeszcze wracając do wiary, z tego co czytam byłaś znacznie głębiej w tym niż ja, ja nazywam się czasem pół poganinem. Bo powoli w to wchodzę nie uważam się za jakiegoś super katolika i i wielu rzeczy nie wiem. A z takimi którzy wszystko wiedzą jak najdalej. Bo zawsze będą uważać się za tych dobrych , a jednak wydaje mi się że oni są bardzo sfrustrowani i gdzieś próbują się wyładować. A jak prawdziwie uwierzyć? Właśnie też szukam odpowiedzi na to. Nie wiem czy to ma coś z tym wspólnego ale nigdy nie miałem idola, nigdy nie byłem w nikogo wpatrzony. Lubię jakieś zespoły i muzykę ale nie jestem fanem który jeździłby za nimi po Polsce.
I ostatnio mi się wydaje że psychologia i wiara myślę że łączą się jedno wspomaga drugie, ale wiesz to jest moja obserwacja i wnioski czy prawdziwe nie wiem? Wiesz grupę 12 krokowe też opierają się na sile wyższej i też stosują psychologię. Po grupie myślę że wrócę na spotkania 12 krokowe.
„Czuję się jak to małe dziecko, które odrzucone przez wszystkich może jedynie samo siebie zniszczyć i unicestwić. Nie jest w stanie inaczej, bo te uczucia są nie do wytrzymania”
I znów odpisałaś moje dzieciństwo.
A pomocy i wsparcia znikąd…
I też mam czasem wrażenie że to nie może być zwykły krytyk a demon/przekleństwo bo za dużo tego było w życiu ! . ile w tym prawdy?…
Też mam kilku siebie w sobie chodź czasem mam wrażenie że jest ich trochę mniej jak było.
Wiesz jestem zmęczony samotnym życiem bo nie mam dla kogo żyć nie ma się po co starać. Teraz remontuję dom i to mnie trochę napędza. Nie chcę być sam ale i boję się być z kimś.
Nie jesteś w tym wszystkim sama
Cześć ,
Czytając Wasze wpisy bardzo identyfikuje się z nimi.
Oliwio twój wpis o tej bliskości,cieple ,którego nie potrafisz poczuć i sobie „załatwić ” jest mi bardzo bliski.Mam tak samo.
Ja będąc prawie 40 letnią kobietą ,dalej jestem zagubiona,wyizolowana,nie znam samej siebie ,nie mam granic,zawsze dla innych ,swoich potrzeb nie znam…Jestem sama ,ale nie czuje potrzeby wchodzenia w związek.Dziś wróciłam z krótkich wakacji i w 2 dni wydarzyło się więcej niż w rok.Lubię tańczyć i poszłam na dancing.Tam zauważył mnie Pan dj i zatańczył ze mną.Bardzo mi się dobrze tańczyło ,choć w pewnych momentach zbyt blisko było i czułam dyskomfort.Nie postawiłam granicy.Zgodziłam się też następnego dnia na zabawę.Pan był starszy jakieś 15 lat ,a ja nieobyta życiowo w relacjach damsko-męskich pozwoliłam przekroczyć pewne granice ,a on próbował zobaczyć na co pozwolę.Złapał mnie za rękę ,głaskał i jak mu powiedziałam ,że czuje się niekomfortowo ,zbagatelizował to i dalej trzymał.Ja nie umiałam się wyrwać ,byłam jakaś osłupiała i zawsze tak mam , jak ktoś łamie moje granice, ja nie umiem być stanowcza.Na moje szczęście relacja się urwała.Nigdy nie byłam zakochana, nie wiem co to znaczy i ktoś może łatwo mnie omamić ,bo widzi moją dezorientacje i brak pewności.
Drugi raz zatańczyłam z mężczyzna też starszym ,było mi bardzo miło i tańcząc z Nim miałam pragnienie wtulić się w ramiona i poczuć taką bezwarunkową miłość ,akceptacje ,ale tak jak dziecko tuli się do klatki ojca i jest ukochaną córeczką, którą ja nigdy się nie czułam.Pomimo ,że nie chce związku,gdzieś podświadomie dążę do bliskości.Mężczyźni odczuwają to inaczej,a ja swoją nieporadnością daje im przyzwolenie na coś więcej ,pomimo że nie oczekuje nic innego, tylko chyba takiej ojcowskiej miłości.Może ktoś z Was wie o czym mówię? Jest to błędne koło…Jestem tak pogubiona ,nie umiem określić siebie,swoich potrzeb , stawiać granic…
Brakuje już mi sił i nadziei. Może tak robi się z wiekiem. Nigdzie nie pasuję, a nawet jak się staram i tak mi nie wychodzi. Nie umiem wyrażać się, może dlatego nie jestem słyszana. Świat oczekuje sprawności i umiejętności. Wraca do mnie wspomnienie z dzieciństwa, kiedy zostałam wyśmiana i zrypana przez ojca, że nie umiałam czegoś wypowiedzieć wobec mało znanego wujka. Pamiętam swojej przerażenie, paraliż, nie byłam wstanie mówić. Przecież w domu nikt ze mną nie rozmawiał, a oczekiwano żebym zrobiła to wobec obcych. Został ukarana za swoją nieumiejętność. Teraz też tak się czuję. Wiem, wiem, słynne motto DDA” Teraz jesteś już dorosła…” i powinnam odpowiedzialnie to zmieniać, itd. Ale takie poczucie trwa dalej. Spodziewa się ode mnie, żebym wiedziała, umiała, robiła, a ja czuję się często jak to dziecko sparaliżowana, z pustką w głowie, jak „ułom”. I tak chyba odbiera mnie otoczenie, dziwiąc się jednak, jeżeli coś mi wychodzi. Więc nadal jestem na samym końcu, najlepiej, żeby m nie sprawiała nikomu problemu. A usunęła się, jeżeli sprawiam problemy. Czuje się obciążeniem dla innych. Chyba jednak naprawdę jestem jakaś trudna, nieprzyjemna i nie mogę się dziwić, jeżeli jestem odrzucana. Z takim odczuciem faktycznie można się tylko odsuwać, unikać, po ciągle zbierać i zbierać odrzucenia, cały ich kosz bez dna.
Ile razy słyszałam od matki, że mam szczęście, jak mi coś wychodziło. I mówiła o osobie trzeciej, nawet nie do mnie, tylko o mnie. Nigdy nie było to moją umiejętnością, dobrym wyborem lub zasługą. To poczucie też trwa nadal. Wiem, wiem, też jest ryzyko, że mogę usłyszeć, że wchodzę w te same role, schematy, sama ustawiam się w takich rolach. Uważam, że jest to zbyt ogólna generalizacja.
To też trochę tak, jak z czekaniem na piękną sukienkę po starszej siostrze, a potem zawiedzenie w milczeniu, kiedy to nastąpiło, bo była już zbyt zniszczona. Wiem, wiem, teraz mogę sobie kupić sama nową piękną sukienkę. W sumie tak robiłam, ale już mnie to nie cieszy. W swoim zyciu też czekałam na różne rzeczy, które potem jednak się nie wydarzały.
Zawsze jest mnie kilka. Tak która potrzebuje, inna rypie się, inna chce umrzeć, a jeszcze inna zdziwiona, w urojeniach, itd.
Czytałam Wasze ostatnie wpisy, do każdego chciałaby się odnieść, ale jest dla mnie trudne, potrzebuję zebrać energię, i tak naprawdę nie wiem, czy to co mam do powiedzenie jest wartościowe. Czas mija potem, ja się zbieram… i nic się nie wydarza.
Jest to też z mojej strony żenujące, bo piszę tu, ponieważ już nikt nie chce mnie słuchać. A tu? Nikt nic nie musi, jest mniejsze ryzyko poczucia narzucania się i wymuszania kontaktu. Mimo wszystko i tak czuję się winna, że to robię.
Stwierdzam, że kontakt bezpośredni jest bolesny, zbyt obarczony ryzykiem cierpienia. Może nie mam już siły do znoszenia nawet małych zranień , czym przecież charakteryzują się relacje, bez tego się nie obejdzie. To się jakoś nazywa, ale nie pamiętam jak. Brak tolerancji na frustrację?
W sumie czuje, że od życia dostaję same zrypy, tak jakbym zrobiła coś strasznego i kara mi się należała.
Muszę kończyć, nie wiem jak udźwignę ten dzień, długi dzień.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana , 2 tygodni temu przez
Oliwia75.
Jakubek
„Za głębokim depresyjnym smutkiem kryje się zwykle dużo niewyrażonej złości (coś w tym stylu mówił mój terapeuta). ”
Podobne stwierdzenie usłyszałam lata temu, mając 18 lat i będąc na 7- dniowych medytacjach w milczeniu. Głęboko zapadło mi to w pamięć. I też powtarzam coś podobnego, prowadząc zajęcia grupowe na temat złości. Nie przerobiłam tego jeszcze w sobie samej i nie wiem czy to wyjdzie mi kiedykolwiek. Tym bardziej, że doszłam teraz do momentu, kiedy mogłabym już pożegnać się z tym światem. W mojej traumie patologii rodzinnej, pojawiło się znowu pragnienie śmierci, choroby, która sama to za mnie załatwi. Paradoksy są okrutne, bo moja matka całe życie chciała umierać, zabijać się, raz jej w tym przeszkodziłam, może więcej razy. Tylko gdy naprawdę umierała, to nie chciała tego. Nie wiem czy tak naprawdę byłam pomocna, ale powiedział jej o tym, uświadomiłam, mówiąc, że ona teraz, my trochę później. Nadal jest we mnie złość, poczucie bezsensu i krzywdy z dzieciństwa, że mnie to wszystko spotkało. Trochę za dużo tego wszystkiego było, dlatego normalność, spokój i równowaga, być może jest nie do osiągnięcia. Głęboki dół bez dna pragnienia uwagi, akceptacji, miłości, czułości. Lata karania i odrzucania wcale nie czynią twardym i zahartowanym. Wręcz przeciwnie. Myślę, że jest taki pkt przegięcie, za którym jest już brak „zdrowia psychicznego”. I „najedzony” nie zrozumie głodnego, mówiąc mu- że wytrzymasz, to tylko myśli, tylko emocje, zaakceptuj to itd. A głodnego rozrywa od środka, walczy żeby nie oszaleć. Głodny głodnemu też nie pomoże, bo nie ma z czego wziąć. Ojj, mój umysł idzie w ślepą uliczkę….. Zbyt dużo myśli autoniszczacych pojawią się teraz. Oszczędzę tego Wam.
Zmęczenie, zniechęcenie do życia mnie ogarnia. Pustka, która niestety boli, zionie samotnością i wstydem i autoobrzydzeniem. I wahanie czy poddać się, czy jeszcze coś robić?
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana , 2 tygodni temu przez
Oliwia75.
Hej Oliwia,
Rzadko tu piszę, ale czytam wszystkie Twoje posty. Piszesz o mnie. Mam wszystko tak samo.
Może młode osoby liczą, że jakoś wyjdą z tego. Ja i Ty mamy już trochę lat i widzimy, co się dzieje z nami.
Nie umiem Ci pomóc. Nie umiem sobie pomóc. Ale pisz proszę dalej. Bo wszystko, co piszesz, jest mi bardzo bliskie. Bo piszesz też o mnie. Bo mam wszystko tak samo.
I jeszcze tylko dodam, co mi chociaż troszeczkę pomaga:
- lekko strawna dieta warzywna, bez węglowodanów – im mniej węglowodanów, a duża ilość warzyw (zup-kremów i surówek, z małą ilością lekkiego nabiału), tym lżej na jelitach, a wówczas lżej na duszy,
- Dynamiczne ćwiczenia fizyczne z jogi kundalini, żeby nie oszaleć.
Obydwie powyższe rzeczy sprawiają, że chociaż na chwilę odrywam się nieco od mojego umysłu I jego katorgi na mnie, a troszkę wracam do swojego ciała. Gdzie o dziwo jest jakaś ulga.
Więcej nic nie jestem w stanie doradzić, bo jest kiepsko.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Oliwio.
I pisz proszę dalej, nawet najtrudniejsze i najbardziej makabryczne rzeczy. Nic mnie nie zaskoczy, bo to wszystko mam w sobie.
Oliwio,
Widzę że źle u ciebie ,
Chciałbym ci jakoś pomóc może jakoś poradzić , i tak leżę w łóżku chyba z pół godziny się zastanawiam nad tak naprawdę nie umiem ci w tym momencie pomóc, bo wiem kiedy przychodzi taki dół wtedy nic się nie widzi i nic nie słyszy , chce się tylko żeby przestało boleć. Dlatego też pisz bo w ten sposób coś wywalasz na zewnątrz a nie dusić w sobie a jak widzisz rób nie widzisz ale tak jest że są ludzie którzy odnajdują się w tym co piszesz a to oznacza że nie jesteś z tym sama. Bo oni coś podobnego przeżyli, niektórzy może mieli trochę lepiej ale byli tacy którzy mieli gorzej i nie wytrzymali.
Tak jak napisałaś też mi się wydaje że jest pewien punkt za którym psychika już doznaje nieodwracalnych zmian można tylko później ograniczać straty. U mnie też wkurza jak ktoś mówi próbuj dalej próbuj próbuj a ja już nie mam sił znosić kolejnych porażek, odrzuceń mam ochotę tylko się zamknąć swoich czterech ścianach. Czasem nabieram sił i próbuję z innej strony. Ale to strasznie dużo kosztuje. Ale se pomyślałem czas i życie i tak płynie więc jeśli mam siłę próbuję jeśli nie ,odpuszczam.
Chyba jestem w momencie odpuszczania i regeneracji sił. A chciałbym już być o wiele dalej.
„Dalej” …. Czy aby to dobre słowo? Bo czas mija a my się czasami cofamy do początku, więc chyba to raczej labirynt w którym są zakamarki mrocznej i ciemne i takie które są jaśniejsze.
Oliwio jeśli masz na tyle sił spróbuj zrobić to co proponuje ci Ramoiram może pomoże a może tylko na chwilę zajmie i to i to będzie sukcesem.
Jeszcze raz Oliwio pisz pisz i jeszcze raz pisz. Bo jest parę osób które jakoś czekają na to.
-
Ta odpowiedź została zmodyfikowana , 3 tygodni temu przez
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.