Witamy › Fora › Szukam Ciebie › Wszechobecne poczucie odrzucenia
Otagowane: wszechobecne poczucie odrzucenia
-
AutorWpisy
-
Cześć Oliwio.
Nie raz zaskakujesz mnie tym co napisałaś bo tak podobne i znane mi. Zdarzało się (chyba nadal się zdarza) że przerywam czytanie bo jest zbyt znajome. Tak jak w którymś „mam wrażenie że wszyscy się ze mną męczą” , ja mam wrażenie że jestem „nie mile widziany” że jestem nie tyle intruzem a nie proszonym gościem który „przyszedł nażreć się za darmo” i wszyscy o tym wiedzą. Choć nie raz dostawałem znaki wprost że jestem mile widziany ale ja im nie wierzę. Nie potrafię uwierzyć a chcę! Ale jak w to uwierzyć skoro sam siebie nie akceptuję, „kochać siebie” do tego podchodzę właściwie tak jak ty. Więc cofam się i najpierw staram dowiedzieć czego ja chcę, co mnie boli , ale nie „słyszę” tego natomiast bardzo dobrze”słyszę” pretensje,krzyk, wyszydzanie , powinieneś to a to , nie powinieneś tego czuć ile ty masz lat? Dlaczego masz nie umiesz zdobyć, sięgnąć po to a tamto bo powinieneś!
To męczy i wywołuje lęk i tylko wywołuje niemożność wykonania jakiego kolwiek ruchu a to wywołuje to co napisałem powyżej. I koło obłędu zamyka się. Próbuję z niego wyjść i nawet są pewne efekty ale one kosztowały mnie olbrzymi wysiłek i trwały latami nawet już bym powiedział że dziesiątki lat. Miałem marzenie że kiedyś całkowicie mi to minie i będę „zdrowy” na umyślne. Ale to nie realne bo zawsze z czymś będziemy się zmagać, czasem to ucichnie ale przyjdzie kryzys i to wróci ale czy z zdwojoną siłą? Może nie … I co sądzę dużą rolą w tym procesie (choć nie lubię tego słowa) odgrywa otoczenie, bo jeśli oni nie jest choćby neutralne to jeszcze bardziej dobija, zwłaszcza kiedy jest się w złym stanie.
Więc Oliwio w pewnym sensie rozumiem cię . Mnie kiedy było mi źle najbardziej dołowało to kiedy ktoś mówił „będzie dobrze” albo dawał rady „zrób tak i tak, a ja czułem się jeszcze gorzej bo tak nie potrafiłem. I kolejny „dowód” że że mną coś nie tak , beznadziejny przypadek itp. . Trochę ponure zakończenie ale może powiem jaką strategię ja przyjąłem . Otóż robić to na co mam siłę, a na co nie nie robić tego , nie mówię tu o rzeczach fizycznych czy konkretnych czynnościach np. domowych ale o pracy w głowie lub przy relacjach. Efekty? W 99,99% przypadków nie udawało się ale ten 0,01% popychał mnie ku światłu . Tak to widzę z perspektywy czasu, bo w tamtym czasie nie widziałem postępów.
Trzymaj się Oliwio.
Dobrze Was widzieć Cerber i Ramoiram. Jesteście trochę jak „starzy znajomi”.
To miłe uczucie Was czytać, choć smuci mnie w jakim stanie jesteście. Zastanawiam się czy pisząc o swojej beznadziei nie dokładam Wam i utwierdzam w przekonaniu, że świat jest „do dupy”. Przykro mi, że mogłam się do tego przyczynić. Przepraszam. Chciałbym jakoś pomóc, ale nie umiem. Może nawet szkodzę.
Doceniam wszelkie słowa, które wszystkie osoby tu napisały. To naprawdę duża wartość. Dzielenie się „kawałkiem” swojej duszy, jakkolwiek ją pojmujemy. Rodzaj spotkania. Bo rozmowa przecież jest spotkaniem.
Ja niestety znowu siedzę w „ciemnym lesie”, tak jak kiedyś jako nastolatka, i nie wiem co mam zrobić. Czy wrócić i dostać porządne lanie, czy zostać w ciemności i ukryciu i przeżywać duży lęk. Jak w zaklętym kręgu.
Ramoiram. Kundalini? Niby wiem co to, ale nie wchodziłam w te rejony. Słyszałam, że może to być niebezpieczne.
Cerber podoba mi się określenie „nażreć się za darmo”, dużo wyraża. Ale czy wszyscy w gruncie rzeczy nie jesteśmy tylko przechodniami i gośćmi na tej planecie? A dusza nie jest naszą własnością?
Hej Oliwia,
Lubię czytać Twoje wpisy i one mnie nie dołują. Bo mam w zasadzie tak samo (różnice tylko w szczegółach, ale ogół jest taki sam).
Ciebie i Cerbera, z racji że jesteśmy chyba podobni wiekowo, też traktuję jak dobrych znajomych. W jakiś sposób jesteście mi bliscy.
Czasem, gdy jest mi lepiej, uciekam stąd, ale raczej częściej tu wracam.
Mam tendencję, bardzo silną tendencję niszczenia wszystkiego, co jako tako stworzyłem. Zwłaszcza w pracy w relacjach z ludźmi. Najpierw rok, dwa, trzy znoszę wszystko, a potem „jak nie ryknę”…
Ech. Jak poczuję się pewniej, to wtedy właśnie ryknę. Ale to chyba jest już z tej niemocy i z sytuacji olbrzymiego zagrożenia.
Kundalini chyba jest niebezpieczne dla takich jak ja, ale traktuję je jak ćwiczenia dynamiczne, gdyż one mnie rozluźniają. Chociaż to fakt, ta jakąś energia, którą ostatni raz czułem we wczesnym dzieciństwie, rozwala mnie. Mój układ nerwowy jest przez to na granicy wytrzymałości, a przecież trzeba iść jeszcze do pracy. I wtedy, taki słaby, w pracy ryknę.
Tak, ćwiczenia jogi kundalini to jakieś szaleństwo. Ale tylko one jakoś na mnie działają. Choć można przez nie popełnić samobójstwo, bo wywalają na wierzch olbrzymią ilość własnych emocji. To przytłacza.
Pozdrawiam Was.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.