Witamy Fora Szukam Ciebie Wszechobecne poczucie odrzucenia

Przeglądasz 10 wpisów - od 41 do 50 (z 309)
  • Autor
    Wpisy
  • Oliwia75
    Uczestnik
      Liczba postów: 115

      Mija już znowu rok od mojego ostatniego wpisu. I co z tym „wszechobecnym” poczuciem odrzucenia? Jest. Ale nie traktuję już tego tak personalnie, nie kieruję już swojego żalu i złości tak bardzo w stronę ludzi. Owszem zdarza się, że wybuchnę i potraktuję kogoś złością. Żyjąc w dzieciństwie w poczuciu odrzucenia i przeszkadza innym dalej to u mnie funkcjonuje. To bardzo silny schemat i przekonanie. Nabyłam przez to pewien defekt braku budowania dobrych i bliskich relacji. To dla mnie kosmos i nie wiem o co chodzi. Błędne koło. Wpadam dodatkowo w dwie skrajności, albo mi na kimś za bardzo zależy (fiksuję na jego punkcie, potrzebuję bardzo kontaktu) albo potem blokuję sie i izoluję.Nie wiem jak to wypośrodkować. Głupio to brzmi, bo nieporadnie jak dziecko zachowuję się w tych swoich emocjach. Nie znajduję rozwiązania a samotność i brak bliskości boli. Jak długo jeszcze trzeba wytrwać w takim stanie? W stanie braku zmian mimo zmieniającej się perspektywy zdarzeń i osób. Czy aż tak bardzo jest ze mną coś nie tak… gubię się w tym.

      Oliwia75
      Uczestnik
        Liczba postów: 115

        Mija już znowu rok od mojego ostatniego wpisu. I co z tym ?wszechobecnym? poczuciem odrzucenia? Jest. Ale nie traktuję już tego tak personalnie, nie kieruję już swojego żalu i złości tak bardzo w stronę ludzi. Owszem zdarza się, że wybuchnę i potraktuję kogoś ze złością. Żyjąc w dzieciństwie w poczuciu odrzucenia i przeszkadzania innym, niestety dalej to u mnie funkcjonuje i widzę jak trwam bardzo w tych schematach we się tak w każdej grupie. To bardzo silny schemat i przekonanie, dość utrwalony w moim mózgu…. Nabyłam przez to pewien defekt braku budowania dobrych i bliskich relacji. To dla mnie kosmos i nie wiem o co chodzi. Błędne koło. Wpadam dodatkowo w dwie skrajności, albo mi na kimś za bardzo zależy (fiksuję na jego punkcie, potrzebuję bardzo kontaktu) albo potem blokuję sie i izoluję. Nie wiem jak to wypośrodkować. Głupio to brzmi, bo nieporadnie jak dziecko zachowuję się w tych swoich emocjach. Nie znajduję rozwiązania a samotność i brak bliskości boli. Jak długo jeszcze trzeba wytrwać w takim stanie? W stanie braku zmian mimo zmieniającej się perspektywy zdarzeń i osób. Czy aż tak bardzo jest ze mną coś nie tak? gubię się w tym.Nie umiem tego rozwiązać mimo bycia w procesie terapii.

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931

          Chodzę od jakiegoś czasu na otwarte mityngi DDA i muszę stwierdzić, że panuje tam niesamowita atmosfera akceptacji. Nawet, jeśli kogoś z uczestników poniosą emocje lub widać, że niezupełnie nad sobą panuje i trochę „odjechał” wpadając np. w słowotok – wtedy grupa spokojnie przeczekuje takie sytuacje i nawet nie daje mu do zrozumienia, że coś było „nie halo”. Oczywiście są nienaruszalne zasady i granice (o których wszyscy są informowani na początku każdego spotkania – np. „nie krytykujemy”, „nie oceniamy”, „mówimy tylko o sobie”, „o swoich doświadczeniach”, itp.).

          Chodzę też na indywidualną terapię i tam właściwie jestem mniej spokojny niż na tych otwartych spotkaniach(które wcale nie są terapią, bo terapeuta w nich nie uczestniczy). Powodem tego innego samopoczucia myślę, jest brak presji, by się zaangażować, brak parcia na aktywny udział, na DDA nikt tego nie wymaga.

          W terapii muszę coś mówić, reagować, otwierać się, inaczej nie miałaby sensu. Terapeuta tego oczekuje, czasem myślę, że chce potwierdzenia własnej skuteczności;) Podobne parcie być może powstaje na terapii grupowej – nie uczestniczyłem, więc domyślam się tylko.

          Natomiast na otwartych mityngach DDA pozwala mi się być takim „przechodniem”, który w trakcie spaceru przysiadł na ławeczce w parku i obserwuje, co to za gra, w którą jest zaangażowana grupa ludzi na trawniku. Nikt go nie nagabuje, ani nie namawia do udziału, ale spoglądają na niego życzliwie i z uśmiechem. On sobie siedzi i rozważa, czy i kiedy ewentualnie się włączyć albo może wstać i pójść dalej bez słowa. Po jakimś czasie może dojść do wniosku, że jego udział, wniesie coś dobrego do gry, jednak nikt go nie pospiesza.

          Choć mam już kilka spotkań za sobą, nadal nie czuję się w pełni zintegrowany z grupą, nie czuję też idealnego bezpieczeństwa, takiego by otworzyć się bez wielkiego przełamywania, by to było naturalnym aktem płynącym z wnętrza, a nie narzuconym samemu sobie heroizmem. Mimo to, nie czuję się zmuszany do podjęcia tych działań. Wiele osób przychodzi tam tylko słuchać. Obawa przed odrzuceniem nie aktualizuje się zatem zbyt często i intensywnie. Można sobie po prostu siedzieć, dzień za dniem, obserwować i dojrzewać do podjęcia jakiejś decyzji. Na razie nie stwarzam zatem „okazji” do odrzucenia mnie, ale powoli nabieram przekonania, że nikt tutaj nie będzie chciał mi tego robić.

          Chciałem nawet przełamać się na siłę i przymusić do aktywniejszego udziału w mityngach, ale terapeuta poradził mi, żebym z nie ulegał takim przymusom, że NIE JESTEM JESZCZE GOTOWY, bardzo to mnie poruszyło, bo mam ciągłe poczucie uciekającego czasu i wydaje mi się, że muszę nadrabiać zaległości w relacjach i związkach, a tu naraz „nie jestem gotowy”. Przyjąłem to jednak i będę sobie spokojnie dojrzewał, we własnym tempie.

          Tak więc, przychylam się do pisanych tu dawno temu zachęt „skrzata”, że warto spróbować uczestnictwa w tych otwartych grupach, to coś zupełnie innego niż terapia, a równocześnie bardzo poruszającego i dostarczającego niezrównanego materiału do przemyśleń na własny temat. Myślę, że tam można nawet kompensować pewne deficyty terapii, np. nie musisz wcale zastanawiać się po co chodzić na mityngi DDA i co tam będziesz robić. Możesz po prostu przyjść i tylko być.

          Precyzując, trzeba się odezwać dwa razy: podać swoje imię i powiedzieć „tak” na pytanie, czy chcesz poradzić sobie z bagażem, który otrzymałaś wychowując się w alkoholowej rodzinie. Potem już możesz tylko siedzieć na ławeczce. Dla mnie to bardzo uzdrawiające przesiadywanie.

          Arek
          Uczestnik
            Liczba postów: 107

            Witam.
            Odnośnie tego co napisał Jakubek powiem tyle ze skonczylem wlasnie roczną terapię indywidualną i jestem na koncu grupowej- polecam.
            Jakubek jeśli nie jesteś gotowy to nic na siłę przypuszczam że przyjdzie z czasem. Ale fakt jest taki grupowka dużo daję ja chodząc nie skupialem się na tym co ktoś mówi i jak ma w życiu tylko obserwowałem co z tego co ktos mowi mialem ja u siebie w domu i sluchalem jak dana osoba sobie z tym radzila co mowili inni a co ja sam mowile…

            Jakubek
            Uczestnik
              Liczba postów: 931

              Do Edone85: Na mityngach skupiam się na własnych odczuciach i emocjach, które wywoływane są przez słowa innych ludzi. Te cudze słowa przyrównywałem już gdzieś do delikatnego pukania w bardzo zapomniane i odrzucone miejsca we mnie samym. Coś się wtedy otwiera. Czasem jestem mocno poruszony i mam ochotę rozpłakać się, ale tłumię te reakcje:) Podkreślam jednak, że to nie jest terapia grupowa lecz otwarte dla każdego spotkania, na terapii być może terapeuta zapytałby w którymś momencie: „Jakubek, jak się z tym czujesz, chcesz coś powiedzieć?”. Na mityngu nikt nie wywołuje do odpowiedzi. Nie wykluczam jednak podjęcia terapii grupowej w przyszłości.

              X_sysia
              Uczestnik
                Liczba postów: 13

                Witam,
                jestem świeżą osobą w tej grupie. Po przeczytaniu wszystkich wpisów mogę powiedzieć, że czuję się identycznie i co raz bardziej rozumiem swoje postępowaniu w życiu prywatnym. Wczoraj sama podjęłam decyzję o podjęciu terapii a także pójściu na taki mityng. Po prostu chyba potrzebuję jakiejś zmiany bo mimo faktu, iż całkiem sporo przeszłam w swoim życiu przez mojego tatę alkoholika to jednak chyba warto walczyć o resztę to co mi pozostało. Czytając wasz wpisy człowiek nabiera nadziei na lepsze dni. Nie to, że się użalam nad sobą bo jednak uważam, że mam spore szczęście w życiu jednak ciągle czuję, że nie mam miejsca dla siebie w świecie i nie mam problemy w nawiązaniu w relacjach międzyludzkich. Mama nadzieje, że mój wpis nie zostanie źle odebrany ale miałam coś od siebie na początek napisać, dziękuję;)

                Arek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 107

                  X_sysia a czemu mialby byc zle odebrany, ja nie widze w nim nic co sprawilo by ze pomyslalbym o tym wpisie negatywnie.

                  Jakubek.
                  Rozjasniles mi roznice miedzy MITINGIEM a TERAPIA GRUPOWA.
                  Fakt podczas wypowiedzi kogos z grupy terapeuta nie raz pytal co ja o tym mysle jakie jest moje zdanie itd. Uwiadomem sobie ogromnie wiele.

                  Co do tematu
                  Wielokrotnie czulem sie samotny nie chciany odrzucony mialem wrazenie ze dla nikogo sie nie licze ze gdybym skoczyl z dachu nikt by po mnie nie zaplakal… ale dzis zaczynam inaczej na to patrzeć, nie żyje dla ludzi tylko dla siebie i w duzej mierze ode mnie zalezy jak bedzie moje zycie wygladalo… lepiej mieć dwoch znajomych którzy mnie rozumieja niz co chwile innego. Wiem ze przede mna duuuuzoooo pracy jeszcze ale chce zmian i wiem ze mi sie uda. 🙂

                  PannaNikt37
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 201

                    Endone85 popieram, ja praktykuję życie dla siebie i garstkę sprawdzonych znajomych. I przez to czuję się lepiej. Mogę iść sama na spacer, na grzyby, właściwie wszędzie. Bez poczucia osamotnienia. Przestało mnie obchodzić, co myślą o mnie inni. Wiem, że to ode mnie zalezy co wydarzy się w moim życiu. Całe nasze życie zależy od naszych decyzji, nawet to co zjemy w ciągu dnia czy o której pójdziemy spać. Dobrze jest zdać sobie z tego sprawę, że decydujemy poczynając od najdrobniejszych spraw

                    X_sysia
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 13

                      dziękuje za ciepłe słowa. 😉 Ja niestety mam taki kłopot, iż jestem strasznie osobą kontaktową chociaż też żyje trochę w takim dzieciństwie, iż chciałabym wychodzić, bawić się czy też tańczyć. Ale wiadomo, że z czasem ludzie trochę poważnieją i ujmę to tak, że przestają tak często wychodzić. A przynajmniej tak jest w moim przypadku. Przede wszystkim mam może to dlatego, iż nie cierpię siedzieć u siebie w domu ze względu na mojego tatę który się po prostu stacza. Myśle, że nie mam odpowiedniego wsparcia psychicznego ponieważ nie mam tak zwanej „bratniej duszy” wśród znajomych. Nie wiem czy jest to przez moje spaczenia, bojąc się wgl komukolwiek zaufać ponieważ odpycham od siebie normalnie każdego kto chce być w moim życiu. Drugim problemem jest to, że chyba nie mam po prostu z kim się dzielić tymi rzeczami które ja kocham i przez które chce się rozwijać. Problem jest chyba taki, że nie żyję jeszcze sama dla siebie i czasami nie wiem czy próbuję wymusić na innych aby cieszyli się tym co ja? Wiem, że to jest okropne ale tak na prawdę dopiero teraz zaczynam widzieć obiektywnie swoje postępowanie i powoli staram się je zrozumieć. Po prostu potrzebuję spojrzenia z zewnątrz bo czasami samemu ciężko jest coś dostrzec. Czasami każdy potrzebuje słów które dodadzą nam otuchy.

                      Arek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 107

                        Ale nie ma nic złego w zabawie tańczeniu… jesli chcesz to robic to rób i już. Tez nie lubilem w domu siedziec gdy z matka mieszkalem doskonale Cie rozumiem. Moze na forum znajdziesz bratnia dusze 🙂 A co ci daje radosc zadowolenie w czym sie spelniasz jakie masz hobby/Pasje?
                        Ciezko by ktos sie cieszyl razem z nami z tego co my… dla kogos cos moze byc tak ekscytujące ze malo zawalu nie dostanie a osoba obok moze byc to nawet partner spojrzy na to samo i stwierdzi ze nie ma sie czym ekscytowac

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 41 do 50 (z 309)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.