Witamy › Fora › Szukam Ciebie › Wszechobecne poczucie odrzucenia
Otagowane: wszechobecne poczucie odrzucenia
-
AutorWpisy
-
Zaglądam co jakiś czas do swojego wątku i piszę czy coś się zmieniło. Już trochę czasu minęło. Widzę też, że co niektórzy piszą o sobie i swoich przemyśleniach- bardzo dobrze 🙂
Ciągle „walczę” o relację, żeby nauczyć się w nich funkcjonować, nie czuć się na uboczu, poczuć sens bycia. Nie umiem. Ciągle czuję, że jestem nie na miejscu, posiadam defekt, jestem zła, szkodzę i przeszkadzam.
Dochodzę zawsze do kresu, takiego momentu kiedy nie jestem już w stanie pójść dalej w relacji, w bliższym i szczerym kontakcie. Jest to granica, którą nazwałam swoim defektem. Albo z nim się urodziłam, albo nabyłam lub nie wykształciłam w domu rodzinnym. Zastanawiam się też co jest po drugiej stronie…..
Pewnie mam spartolone i utrwalone chore schematy, recepty na to, co robić aby nie mieć bliskich dobrych relacji. Taka destrukcja, sabotaż. Dodatkowo włącza mi się taki przycisk, że kiedy już poczuję osobę w danej chwili bliską, życzliwą, gdzie czuje się to „wspólne pole porozumienia” to fiksuję na jej pkt. Chciałabym z nią ciągle być i rozmawiać, jestem cała na nią nastawiona. A przecież nikt nie wyrobi z takim „przyklejeniem”. Więc, trzeba się odciąć.
Jeżeli nie umiem wejść w dalszy bliższy kontakt, to siła rzeczy relacje osłabiają się, a z czasem wygaszają. Czuję się wtedy jak małe zagubione dziecko, które porusza się w świecie ludzi po omacku. Albo jak w szklanej kuli gdzie nie słyszę, a to co widzę jest zniekształcone. Można by powiedzieć, że jestem wtedy bez kontaktu. A jak wygaszanie idzie w jedną stronę to zaraz falami w wszystkie kierunki. Czuję się zmęczona. I nie mam już siły aby podjąć nowe wysiłki. Próbowałam się zająć nauką, obowiązkami, owszem zajmuje to umysł, ale i tak w którymś momencie i tak wszystko pieprznie, braki odezwą się . I będą wyły i potrzebowały.
Mimo swoich lat czuję się bezradna i zagubiona jak mała dziewczynka (czując w środku, że to moja wina bo to mój defekt i mój lęk, brak odwagi). Muszę być dość „skrzywiona” w kwestii relacji społecznych, mój poziom umiejętności komunikacyjnych osiągnął już swój kres. Jestem zniechęcona i zmęczona.
….. ale może z mniejszym poczuciem odrzucenia….. 🙂
Oliwia75,
czytam Twoje wpisy, to jakbym czytał o sobie. Też poczucie pełnego odrzucenia, zwłaszcza w pracy, totalna izolacja.
Ramoiram,
miło, że do mnie napisałeś i w moim wątku (myślałam, że już umarł).
Oczywiście nie miło, że odczuwasz podobne rzeczy jak ja. Trudno tak żyć i nie męczyć się . Nasze bycie z samym sobą, w swoim świecie umysłu i wcale nie jest mi dobrze, ale i z innymi nie lepiej. Brak rozwiązania i wizji przyszłości. Czyli ciągłe zawieszenie. Żeby to była neutralna, obojętna pustaka…. ale to boli, dręczy i domaga się …. czego… właśnie czego? Wiek, upływ czasu nie zmienia tego stanu umysłu, choć wszystko wkoło przemyka i mija obojętnie. Ja mam taką sytuację, że nie pracuję, ale podjęcie zatrudnienia też byłoby dla mnie ogromnym lękiem.
Dlaczego czujesz się w pełni odrzucony?
Oliwka
Hej,
ładnie to ujęłaś: „Brak rozwiązania i wizji przyszłości. Czyli ciągłe zawieszenie. Żeby to była neutralna, obojętna pustka”.
Mam identycznie – strach w pracy mam już tak duży, że co chwilę wywołuję ze strachu jakieś konflikty, a potem ze strachu pojawia się obawa, że mnie zaraz wyrzucą z pracy (odrzucenie). Skutkiem tego w ciągu moich 15 lat doświadczenia chyba 15 razy zmieniałem pracę. Ileż można uciekać przed panicznym strachem, przed ludźmi w pracy, przed apodyktycznymi szefami w pracy i przed donoszącymi na mnie do szefów „kretami” w pracy?
Nie daję rady. Znów zmieniam pracę i nie mam już siły po raz kilkunasty zaczynać wszystko od nowa…
Mam 42 lata, mężczyzna, i też jestem z Wrocławia
Ramoiram,
a wiesz…. ja jestem pełna podziwu, że masz tyle sił i ciągle zmieniasz pracę. To świadczy o wytrwałości, determinacji. Ja nie dałabym rady. Owszem na pewno chciałbyś gdzieś osiąść na dłużej i przestać obawiać się współpracowników, szefów. Móc spokojnie pracować i cieszyć się czasem spędzanym w pracy. Nie poddajesz się, walczysz. Może potrzebujesz z kimś przegadać te sytuacje straszne i konfliktowe które doświadczasz w pracy? Może wtedy łatwiej będzie się z nimi i tymi osobami mierzyć. Nie wiem tego. takie myśli mi tylko do głowy przyszły. Ja przyznam się, że mnie paraliżuje myśl, że miałabym pracować gdziekolwiek, być oceniana i rozliczana ze swoich obowiązków a chyba bardziej boję się, że znowu nie odnajdę się w gronie ludzi tam pracujących. Znowu będę na uboczu. Ciężko wtedy jest codziennie tam przychodzić i siedzieć 8 godzin w atmosferze niesprzyjającej. Jedyne co- to mogę ci zasugerować, żebyś z kimś o tym porozmawiał.
I udanego weekendu życzę
Oliwka
Ja z chęcią bym nie zmieniał prac, ale w każdej – i to coraz szybciej – sypie mi się. A jak jest w miarę spokojnie, to i tak trzęsę się ze strachu. BO PRZECIEŻ ZARAZ COŚ MUSI SIĘ WYDARZYĆ PRZERAŻAJĄCEGO! Sam już nie wytrzymuję ze swoim strachem. Nie mam też już sił na kolejną i kolejną zmianę.
Rozmawiałem o tym na moich terapiach – mimo rozmów, nie poradziłem sobie ze swoim strachem i przerażeniem.
Ramoiram,
Też mam obszary w życiu z którymi sobie nie radzę, co bym nie zrobiła to i tak nie wychodzi. Ale jakoś trzeba iść do przodu, żyć po prostu i wytrzymywać… Ale ileż można? Nawet nie wyobrażam sobie ile Cię to kosztuje.
Czy wejście w nową pracę jest dla Ciebie ucieczką od poprzednich problemów nierozwiązywalnych czy ulgą i odpoczynkiem? Pewnie do jakiegoś momentu… Czy jesteś w stanie wychwycić ten moment kiedy na nowo i znowu dzieje się to samo? Ta granica kiedy nie jesteś już wstanie inaczej postąpić, myśleć i czuć?
Może i nie pomogły terapie, ale ja bym inaczej do tego podeszła- może potrzebujesz być „ciągle” w terapii, mieć kogoś takiego z kim możesz przegadywać emocje, odczarowywać straszność i trudność sytuacji. Może potrzebujesz dystansu, a samemu trudno jest go osiągnąć. Wiem coś o tym. Ja mimo, że od nastoletnich lat znam technikę stawania obok siebie i przyglądanie się swoim emocjom, bólom z boku, próbując je oddzielić żeby nie zwariować, też nie mam właściwego dystansu i wykańczam się sama ze sobą. No bo jednak jetem sama. Świat, ludzie, czas biegną obok a ja zastanawiam się po co to robię co robię i jaki jest tego cel.
Wiem, że my DDA powinniśmy unikać radzenia, ale uważam, że potrzebujesz rozmawiać, dużo rozmawiać o swoich strachach i sytuacjach które wydają się beznadziejne.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Oliwka
Właśnie tak sobie myślę od dłuższego czasu, aby powrócić na indywidualną terapię dla DDA. Bo sam sobie z tym nie poradzę. Moje życie zawodowe to katastrofa.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.