Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Pragnienie zaręczyn i poważny kryzys (długo)
-
AutorWpisy
-
Mam 30+ lat, od 6 lat jestem w związku. W dzieciństwie byłam blisko ojca, który tolerował głównie moje towarzystwo, a reszty rodziny nie znosił. Byłam jego ulubienicą, dostawałam wszystko co chciałam w zamian za lojalność, byłam chroniona i zamknięta w kloszu, nie miałam obowiązków i nie wymagano ode mnie zbyt wiele. Byłam jego oczkiem w głowie, a reszta rodziny była wrogiem. Ojciec był i jest kontrolujący, nawet w stosunku do mojej mamy, z którą odkąd pamiętam żył jak w separacji. W dzieciństwie cierpiałam, że nie jesteśmy wszyscy razem, a w domu są dwa obozy. Bałam się krzyków, kiedy ojciec miał pretensje o wszystko do pozostałych członków rodziny. Płakałam i nie mogłam znieść konfliktów. Próbowałam łagodzić złość ojca, ale sytuacje te często powtarzały się. Jeśli to ja w jakiś sposób zrobiłam coś nie po jego myśli, on obrażał się na mnie i wymuszał przeprosiny, które nie były zwykłym „przepraszam”, tylko prawie błaganiem, wzmagały moje poczucie winy.
W wieku nastoletnim zaczęłam mieć lęki i stany depresyjne, czułam się przytłoczona bliskością ojca. Na studiach wyprowadziłam się z domu, prawie uciekając. Potem stopniowo się usamodzielniałam, zaczęłam terapię, podjęłam pracę. Chciałam z kimś być, czułam się bardzo samotna. Było w moim życiu kilka związków, w których druga strona nie do końca się angażowała, a mnie to bolało i w końcu swoimi nastrojami doprowadzałam do rozstania, bo ciężko było mi z tym wytrzymać.
Ale w końcu trafiłam na bratnią duszę, wszystko kliknęło, bo byliśmy na podobnym, wysokim poziomie zaangażowania. Już na początku związku ojciec coś tam mówił o ślubie, oczywiście wyśmiałam te jego pomysły w głowie, czułam, że to dopiero poznawanie drugiej osoby. Po jakimś czasie jednak to do mnie jakoś trafiło, w sensie poczułam, że tego bardzo chce. Jednocześnie pragnęłam, żeby to wyszło od partnera, bo wiedziałam, że tylko wtedy będzie to prawdziwe, wartościowe, a nie na zasadzie sugestii czy zmuszania.
No i tak wytrzymałam 3 lata związku. Temat pojawił się w końcu przy okazji jakiegoś filmu. Ja już wtedy byłam już gotowa i niemal wyczekiwałam zaręczyn, ale tłumiłam to w sobie. W tym filmie była scena, gdzie dziewczyna miała zamiar zerwać z powodu braku zaręczyn. Partnerowi ta scena się nie spodobała, powiedział coś w stylu że co za bezsens i on nie rozumie tego wszystkiego. Zinterpretowałam to jako niechęć do zaręczyn samych w sobie. Dotknęło mnie to i rozpłakałam się, eh. Zaczęliśmy rozmawiać o temacie po raz pierwszy. Powiedziałam co czułam do tej pory, że trochę nawet wyczekiwałam zaręczyn, ale w zasadzie to mi nie zależy na zaręczynach, a bardziej na symbolu związku, np. tym pierścionku. Partnerowi bardzo spodobał się pomysł, jednocześnie powiedział, że na pewno kiedyś weźmiemy ślub. Chyba w ten sposób chciałam zatuszować to, że mi na tych zaręczynach zależy. Moja logika była taka, że to będzie coś niezobowiązującego, więc sama się przekonam czy za tym pójdą inne działania. Zaznaczyłam, że nie spieszy mi się do tego pierścionka. Obiecałam samej sobie, że jeśli przy wręczaniu pierścionka nie powie nic o ślubie, to nie będę już nigdy o tym mówić. Że jeśli wtedy się nie domyśli, to odpuszczę, bo nie będę się poniżać.
Tak minęły 2 lata, w tym czasie zero rozmów na ten temat. Pilnowałam się, choć bardzo liczyłam, że pomyśli o ślubie, będzie tego chciał. Dostałam pierścionek i właściwie nie widziałam na czym stoję. Było pięknie, była przemowa i czekałam, że może coś więcej powie ale nie. Emocje wzięły górę i rozpłakałam się tak jak wtedy. Nie mogłam znieść stanu niepewności, niejednoznaczności. Oczywiście w płaczu powiedziałam na co liczyłam i że mi przykro. Partner był smutny, że się nie domyślił, obiecał się oświadczyć, ja protestowałam, ale był uparty, ja nie wiedziałam, już czego chcę.
Po kilku miesiącach nadeszły zaręczyny, bo partner stwierdził, że ten który otrzymałam był tym „jedynym”, prosto z serca. Przyjęłam oświadczyny, chociaż w trakcie czułam się jak pęka mi serce. Dotarło do mnie jakie to wszystko jest głupie, że coś o co trzeba się prosić nie wydaje się szczere. On zapewniał, że jest szczere i że tego chce. Zaczęłam sobie wkręcać, że wymusiłam to na nim. Zaczęłam mieć lęki, chciałam się dowiedzieć, dlaczego nie zrobił tego wcześniej, co go powstrzymywało. Słyszałam tylko, że nie domyślił się i chociaż sama rozważałam tą opcję kilka lat temu, to teraz zaczęła być dla mnie mało realna. Ten pierścionek, samo jego szukanie przecież musiało mu to przejść przez głowę. Teraz myślę, że potraktował to tak, jak chciałam – jako symbol. Powiedział też, że czasami mu się zdarzyło pomyśleć, że gdyby coś się stało (np. wypadek), to ślub byłby przydatny. Oprócz tego, że się nie domyślił, dodawał też inne tłumaczenia: lęk przed moim ojcem, wejścia w naszą rodzinę, że ogólnie to małżeństwo to tylko papier, że nie miał zewnętrznego bodźca, że prokastynował, że było mu to obojętne albo że tylko trochę przyśpieszyłam, ale pewnie kiedyś by to nastąpiło.
Nie mogłam wytrzymać swojego poczucia winy, że mogłam jeszcze poczekać, że może coś by się zmieniło, że zniszczyłam tą ważną chwilę i ona się już nie powtórzy. Zerwałam zaręczyny, partner ogólnie nie miał nic przeciwko, twierdził, że mu to obojętne, tak samo jak idea małżeństwa. Mój stan się pogarszał, męczyłam go o powód, stale wracałam do sytuacji.
Od roku mam okropne stany, poruszam temat niemal codziennie, stało się to moją obsesją – powód, dla którego tego nie zrobił. Dziś mówi, że od zawsze było to dla niego obojętne. Że mówiąc słowa „kiedyś weźmiemy ślub” miał na myśli to, że w razie choroby, wypadku czy wojny zrobiłby to. Ale że po prostu mi wcześniej tego nie powiedział, bo nie pytałam. Teraz mam wrażenie, że mówi mi to, żeby było mi łatwiej sobie z tym poradzić. Łatwiej mi z myślą, że od początku było to dla niego nieważne i pewnie by się nie spełniło, niż to że ja przyśpieszyłam wszystko i zniszczyłam tak ważny moment oczekiwaniami. Nie wiem już co jest prawdą. Nie potrafię uwierzyć w jego zapewnienia. Kiedy mi to potwierdza to jest mi lepiej, ale na drugi dzień już w to nie wierzę i jestem załamana. Czasem myślę, że to przez te moje zachowania sam sobie wmówił, że nigdy go ten ślub nie interesował. Że gdyby sytuacja była inna, to sam by zapragnął zaręczyn, bo nie czułby może jakieś presji, a ja byłabym szczęśliwa.
Płaczę kilka razy w tygodniu, raz go kocham, raz mam pretensje i jestem obca. Żal mi jego i siebie. Musi mnie kochać, skoro to wytrzymuje. Czyta ze mną książki na temat myśli obsesyjnych, żeby mi pomóc. Główną przyczyną mojego cierpienia jest niewiedza na temat tego, co on tak naprawdę myślał o małżeństwie, zanim zaczęłam świrować + to że zepsułam tak ważną dla mnie rzecz + nie wiem już co jest prawdą. Czasem mówi mi, że to dla niego obojętne, czasem, że po co się tak śpieszyć, co mnie też boli i przekonuje, że powinnam była poczekać, może za kilka lat byłoby inaczej? Mam wrażenie, że otrzymałam od niego dużo sprzecznych sygnałów: że trzeba, ale że nie ma pośpiechu, że kiedyś, ale tylko wtedy jak coś się stanie, a w sumie to dobrze że nie będzie mieć za teścia mojego tatę.
Uzależniłam szczęście od zaręczyn i mam poczucie, że ja to zniszczyłam, już nie będę szczęśliwa, a przy okazji krzywdzę partnera. Chodzę na terapię, ale wcale nie jestem bliżej prawdy. Lekarz zwiększył mi bardzo dawkę leku, ale też nie pomaga. Mam lęki i stany depresyjne. Nie wiem jak rozwiązać ten problem.
Nie pragnę już ślubu, bo teraz to dla mnie skażony temat, zniszczyłam go całkowicie, zatrułam swoimi obsesjami i znów niszczę związek. W sumie przez te 6 lat związku to ja dwa razy podejmowałam ten temat, a teraz od roku tyle razy o tym mówię, że nie dziwię się, że ma dosyć. Wiem, że niepotrzebnie miałam oczekiwania i robiłam sobie nadzieję przez kilka lat. Przecież nie miało być żadnych zaręczyn. Liczyłam na deklarację, ale ona powinna sama przyjść. Oprócz kwestii zaręczyn nie mieliśmy problemów, rozumiemy siebie, rozmawiamy, jesteśmy dobrzy dla siebie.
Hej Artemida. Czego oczekujesz? Chciałaś się wygadać by bardziej klarownie zobaczyć swój problem czy oczekujesz rady lub wsparcia? Daj znać, co dla ciebie jest ważne.
Chyba wszystkiego po trochę. Chciałam też opinii zwrotnej od osoby z zewnątrz, bardziej obiektywnej.
<p style=”text-align: left;”>Artemido, Mam jakieś myśli w związku z tym co napisałaś ale chyba na początek wolę Ci zaproponować coś innego. Minowicie: wyobraź sobie , że to co Ty napisałaś, napisała Twoja ukochana przyjaciółka. Co byś sobie pomyślała o tym „jej” mężczyźnie? Gdy mówi że wcale nie jest zaineteresowany zaręczynami, małżeństwem? A co o niej? Co tak naprawdę kryje się pod tematem „zaręczyny” „ślub”? O czym ona skrycie marzy? Co byś jej doradziła widząc tak odmienne potrzeby tych dwóch osób? Wczuj się mocno w tę rolę i przeczytaj to tak, jakby ktoś bliski do Ciebie napisał a nie Ty.</p>
Coś nie gra w tej relacji.
Pytanie, na ile chłopak jest tak prawdziwie zaangażowany uczuciowo, skoro zna Twoje oczekiwania, a mimo to po 6 latach nadal chce „luźnego” związku partnerskiego. Przywoływanie wojny, czy ciężkiej choroby, jako motywacji do małżeństwa brzmi dość słabo.
Może spróbuj spojrzeć na Wasz związek z dystansu i ocenić chłodnym okiem, kto co do tego związku wnosi, co daje od siebie, na czym korzysta. I kto, w Twoim odczuciu, daje temu drugiemu więcej:
– pieniędzy i dóbr materialnych
– troski i opieki w trudnych chwilach
– uważności wobec potrzeb partnera
– satysfakcji seksualnej
– inspiracji do rozwoju osobistego
– powodów do codziennej radości i uśmiechu
– zrozumienia wobec słabości i problemów partnera
– wsparcia w okresie gorszych nastrojów
– wiary i nadziei na to, że kolejne lata będą czasem rozwoju miłości
– poczucia bezpieczeństwa emocjonalnego i materialnego
– gwarancji trwałości relacji i pozostania przy partnerze
Nie osądzałabym jej tak surowo jak siebie, ale jak się jest tylko obserwatorem, to ciężko o 100% zrozumienie. A „jej” mężczyzna? Uznałabym pewnie, że sam nie wie czego chce. Że może powinna to zaakceptować, jeśli chce z nim być, bo chcieć muszą dwie osoby. A jakie są Twoje odczucia o których wspomniałaś?
Generalnie to mam chwilę, gdy rozumiem siebie, to że czekałam, że dałam dość oczywisty znak. Ale nie na tyle oczywisty, żeby nie było nieporozumień… Chciałam jakoś uratować to odsłonięcie emocji wtedy i poszłam w „zaręczyny nie są istotne”, może chciałam się partnerowi przypodobać, znaleźć kompromis? Nie wiem… Z tego wszystkiego żałuję też, że zamiast poznać jego stronę, to reagowałam zbyt emocjonalnie. Tak naprawdę nie wiem jakie miał wtedy poglądy. A to że teraz jest obojętny – boję się, że to wynika z tego, że w ogóle poruszyłam ten temat, może podświadomie czuł jakąś jakaś presję, która go odrzuciła. Czuję, że to powinno wyjść od niego, takie miałam przekonania. A gdy już było po tych zaręczynach, to szczerze się cieszył, ale jednocześnie nie rozwijał tematu. Potem to już poszło szybko – moje załamanie i ciągła rozmowy na ten temat sprawiły, że wygląda to jakbym miała obsesję. Temat zbrzydł i jemu i mnie. Nie dziwię mu się. Przeraża mnie myśl, że nigdy nie dowiem się co tak naprawdę o tym myślał i jak ja na to wpłynęłam.
Jesteśmy bardzo blisko, czuje się bezpieczna, wspierana, troszczy się o mnie, chce spędzać czas, jest po prostu dobry. Tylko w tym jednym się nie dobraliśmy…
Mieszkamy razem od kilku lat, nie jest to luźny związek.
Tłumaczył mi, że po prostu nie domyślił się, że chciałam zaręczyn, nie pomyślał. Ale ciężko mi w to wierzyć, mimo że nigdy mnie nie okłamał. Wybierając pierścionek nie pomyśleć o zaręczynach? Stwierdził, że wszystko było jasne… Może w jego głowie tak, dla niego to że powiedział że „kiedyś”, nie oznacza „już”. Ale ja nawet nie oczekiwałam tego „już” po dwóch latach. Wystarczyłaby mi wzmianka, tak myślę. Zapewnienie, że to „kiedyś” jest nadal aktualne. Jednocześnie niczego mi nie obiecywał. Właściwie zrobił to co chciałam. Dostałam pierścionek. Nie powiedziałam wprost że chce ślubu …
To tłumaczenie, że się nie domyślił jest dla mnie najgorsze. Wolałabym usłyszeć, że nie chce. Ale on twierdzi, że w sumie nie wie, po co się spieszyć. Chwilowo czułam się lepiej, poczułam ulgę, gdy powiedział że ślub „kiedyś”, gdyby sytuacja tego wymagała.Dla mnie to było nierealne, brzmiało jak wymówka. Przez jakiś czas płacz ustał. Ale znowu zaczęłam dociekać i okazał się, że on to mówił na serio. Że coś takiego jest realne. I znowu poczułam się gorzej, bo mogłam poczekać, może pojawiłby się w końcu jakiś bodziec… A może potrzebował więcej czasu, żeby sam dojść do tego, poczuć to… Z reguły jest bardzo rozważny i ostrożny w decyzjach. Nie dowiem się tego i to mnie przeraża i doprowadza do rozpaczy.
Czuję się tym wszystkim upokorzona i cierpię przez te myśli, że to moja wina. Poczucie winy zwłaszcza w pierwszych dniach było potężne. Sama zniszczyłam coś, a przecież mogło być dalej nieokreślone. Mam ataki płaczu, ostatnio byłam na forum i dziewczyna napisała do drugiej, że cztery lata związku to nie tak długo, żeby być smutnym z powodu braku zaręczyn. I czasem myślę, że rzeczywiście pięć lat to nie jest wieczność. Że są dziewczyny, które czekały 7, 8, 10 lat i się doczekały. Czyli jednak da się, a przez mój brak panowania nad sobą wtedy przekreśliłam to.
Wybaczcie za tak długie posty. Jeszcze tylko powiem, że on byłby gotowy wziąć ten ślub, gdybym chciała. I byłby zadowolony, bo ja bym była. Tylko to ja nie widzę w tym żadnego sensu. Miałam zawsze przekonanie ,że muszą dwie osoby tego bardzo chcieć. Swoim zachowaniem to uniemożliwiłam. Też sam moment zaręczyn jest dla mnie wyidealizowany, chciałam żeby było to cudowne wspomnienie. Nie jakieś super fajerwerki, ale coś takiego naszego, nie dlatego że ja tego chciałam. Jestem pogubiona i zrezygnowana. Zachowuje się tak, jakby cały związek od tego zależał, a to nie fair.
Hej Artemido,
Dużo wątków nasunęło mi się po przeczytaniu Twojego wpisu. Jako pierwsza rzecz bardzo niepokojąca to to,co napisałaś o ojcu. Pachnie zawłaszczeniem. Zagarnął Ciebie dla siebie. Skoro byłaś pod kloszem ojca, a reszta rodziny była „zła” to co na to Twoja matka?… Te pytania i wiele innych tak naprawdę są na sesje terapeutyczne i mam nadzieję że udało Ci się ten bałagan, który zafundowali Ci rodzice jakoś ogarnąć.
Jeśli chodzi o Twój związek. Mam ważenie że z partnerem odgrywasz taniec podobny do tańca jaki miałaś z ojcem.
O ojcu napisałaś: „Próbowałam łagodzić złość ojca, ale sytuacje te często powtarzały się. Jeśli to ja w jakiś sposób zrobiłam coś nie po jego myśli, on obrażał się na mnie i wymuszał przeprosiny”
a potem o partnerze:”„Chciałam jakoś uratować to odsłonięcie emocji wtedy i poszłam w „zaręczyny nie są istotne”, może chciałam się partnerowi przypodobać, znaleźć kompromis?” Tak, ja widzę tutaj, że chciałaś się mu przypodobać, by się nie „gniewał” na Ciebie. A potem pojawiło się poczucie winy- tak jak było to z ojcem (bo domyślam się, że ojciec obraził się i wpędzało Cię to w poczucie winy więc musiałaś go błagać o „przebaczenie”).
Uważam, że jeśli ktoś coś do mnie mówi, to znaczy że tak myśli. A więc Ty chciałaś zaręczyn ale powiedziałaś że chcesz pierścionek. On się nie domyślił. I ok. Partner nie jest od tego by się domyślać co chce druga strona- nikt nie jest od tego (tylko rodzice mają/ muszą domyślać się co komunikuje ich niemowlak/ małe dziecko) . Nie komunikujesz mu wprost o swoich potrzebach. Czyli tak naprawdę nie dbasz o swój dobrostan a potem wybuchasz płaczesz, bo tak to w Tobie się skumulowało. I nie ma co się wpędzać z tego powodu w poczucie winy, tylko pracować ze sobą, poprawiać tę komunikację.
On Tobie powiedział że nie interesuje go ślub. Ok. Słyszysz to z jego ust. A Ty marzysz o ślubie. Jesteście w tym temacie po dwóch przeciwnych stronach (to, co mówi że w razie wojny, choroby- sorry ale dla mnie to jakiś bełkot). Co dla Ciebie oznacza ślub? Bo dla mnie oznacza większe poczucie bezpieczeństwa jako potencjalnej matki. Oznacza też to, że facet z którym spotykam się 3,4 lata traktuje mnie poważnie a nie jako chwilową przygodę czy umilacz czasu a nie daj Bóg- darmowy seks. Ślub to dla mnie kolejny krok w relacji. Po ślubie, po jakimś czasie chciałabym mieć dzieci- to, że partner zdecydował się oddać w jakiej części swoją wolność (Ty też, biorąc ślub oddajesz część swojej wolności na rzecz relacji) świadczy dla mnie to, że gdy pojawi się się potomstwo to będzie on dla mnie i dziecka wsparciem. Tak to ja widzę, życie oczywiście pisze różne scenariusze ale nie będę się na ten temat rozpisywać bo to nie ten wątek.
Ty natomiast możesz mieć inne potrzeby pod hasłem „zaręczyny/ ślub”. Sama lub we wsparciu z terapeutą dojdziesz do tego. I gdy już będziesz wiedziała, co dla Ciebie jest ważne, wtedy łatwiej podejmiesz decyzję. To nie oznacza że podjęta decyzja będzie łatwa, miła. To oznacza że zrobisz to w zgodzie ze swoim sercem, ze swoimi potrzebami, z poszanowaniem siebie.
Niepokojące jest to, że dużo płaczesz. Czy faktycznie „zafiksowałaś” się na zaręczynach? Nie wiem, ale mi się wydaje że tam jest coś więcej, coś głębiej schowane. Coś, czego nie widzisz a (może nie chcesz tutaj o tym pisać). I tu osobiście szukałabym rozwikłania tej zagadki z terapeutą. Sama możesz do tego nie dojść, może to być zbyt trudne.
Bardzo fajnie Jakubek napisał. Odpowiedz sobie na te pytania- najlepiej na piśmie i nie od razu na wszystkie. Jedno pytanie i czasem nawet kilka dni z nim pochodź a potem spisz, co do Ciebie przyszło. I mam podobny tok myślenia jak Jakubek: przywoływanie wojny, choroby- brzmi słabo.
To, co napisałaś o forum, że dziewczyny piszą iż 4 lata to nie dużo- to jest ich zdanie. Bo dla mnie 4 lata to na pewno wystarczający czas, by poznać się i wiedzieć, czy chcę być z tą osobą czy nie.
Ja nawet nie liczyłam na zaręczyny. Uznałam, że nie musi być tradycyjnych zaręczyn. Ale myślałam, że chociaż wspomni o ślubie, zacznie temat, będzie chciał się dowiedzieć jak to widzę, jak mogłoby to wyglądać. Chciałam usłyszeć od niego cokolwiek na ten temat. Wydawało mi się, że skoro nie zrobił tego przy takiej okazji, to coś znaczy. Dlatego się rozpłakałam. Teraz myślę, że ja nawet nie chciałam już wtedy zaręczyn. Chciałam wreszcie wiedzieć, dlaczego unika tego tematu. A wyszło jak zwykle, czyli skupiłam się na emocjach, płaczu, swoich potrzebach. Mogłam po prostu spytać o przyczynę. Myślę, że gdyby powiedział wprost, że tego nie chce, to poczułabym jakąś ulgę. A takie mówienie nie wiem, nie myślałem, obojętne – dla mnie to niezrozumiałe. Myślałam, że tutaj jest się albo na tak albo na nie. Nie mogę tego pojąć. Czuję się trochę oszukana, ale oczywiście nie miał obowiązku o tym myśleć i to tłumaczyć.
Później w rozmowach okazało się, że zdarzyło mu się o tym myśleć, np. ślub przydałby się w razie wypadku czy innej sytuacji. Twierdzi, że prokastynacja sprawiła, że odłożył to na później. Ale czy sądził, że jak da mi ten pierścionek to mi to wystarczy? Pewnie tak. Może założył, że wrócimy do tego w przyszłości. Jednocześnie niedawno mówił o ślubie w przypadku wojny, choroby. Mam obawę, że to przez mój kryzys doszedł do tego wniosku. Że gdyby nie moja presja to pewnego dnia stwierdziłby że to dobry moment na poruszenie tematu.
Ja też zaznaczyłam, że do tego pierścionka nie ma pośpiechu, żeby miał luz. Sądziłam, że dzięki temu zyskam pewność, że się określi w którąś stronę. Jak będzie już gotowy. Wygląda na to, że to były dla niego dwie różne sprawy a temat ślubu mógł dalej pozostać nieokreślony.
Ja nie mogę tego pojąć. Tak jakbym właśnie wymagała, żeby się określił przy tym pierścionku… Jakby miał taki obowiązek. Jestem o to zła. Wiem, że pewnie jestem niesprawiedliwa.
Co najlepsze, to ja wiem że on mógłby wziąć ten ślub. I te zaręczyny to też oznaka, że bierze pod uwagę moje potrzeby. Ale wiem, że nie ma tam jego chęci. Jestem zła o to „nie myślałem o tym”, bo czuję, że ja jestem jedyną stroną która ma jakiś problem, coś wymaga, czepia się, spieszy się niepotrzebnie. Że jest mnóstwo związków nieformalnych, w których po czasie dochodzi do ślubu, takie czasy.
O dzieciach powiedział mi na początku, że ich nie chce. Ja też nie, więc nie było problemu. Dla mnie taka informacji jest na równi ważna ze ślubem, dla niego nie. Ja na początku relacji nie pytałam, bo nie chciałam wyjść na desperatkę. Na którą i tak wyszłam.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana , 1 tydzień temu przez Artemida.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana , 1 tydzień temu przez Artemida.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana , 1 tydzień temu przez Artemida.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana , 1 tydzień temu przez Artemida.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana , 1 tydzień temu przez Artemida.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.