Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Zdrowienie, katharsis, nirwana
Otagowane: kobieta, poszukiwanie, smutek, syndrom dda, terapia, trudne emocje, zdrowienie
-
AutorWpisy
-
To już wyższy poziom zrozumienia – być wdzięcznym wobec osób, którym musieliśmy wybaczać.
U siebie widzę, że wciąż nie wybaczyłem całkowicie „głównym” sprawcom, choć usilnie pracuję nad tym. Ponoć pomaga modlenie się za nich, o to, by otrzymali to samo, czego pragnę dla siebie. Niełatwa modlitwa.
Dostrzegam też jak długo potrafię pielęgnować urazy wobec pomniejszych graczy. Pamiętam zdarzenia dosłownie sprzed dziesięcioleci i nadal rzutują na to jak postrzegam konkretne osoby. Jakbym się zatrzymał w ocenie ich. Odebrał tym ludziom prawo do zmiany. Zapewne wynika to z braku zmiany we mnie. Sam sobie odebrałem to prawo.
Jak sobie radzisz z pomniejszymi urazami Koleżanko?
Przestaję je „karmić”, nie chucham i nie dmucham na nie. Niech sobie przepłyną trochę jak spiętrzona woda po przerwaniu tamy. Rozwaliła się tama to jej nie łatam, niech sobie woda przepłynie.
Staram się nie obrażać na ludzi tylko wyjaśnieniać nieporozumienia na bieżąco, próbując wytłumaczyć co czułam, dlaczego zachowałam się w taki a nie inny sposób posługując się konkretami i faktami a nie atakując drugiej strony. Czasem mi to wychodzi czasem nie ale jest to dla mnie zdrowsze. Bo uraza niczego nie załatwia, zatruwa jedynie życie nam samym.
Jakubku ja nie musiałam wybaczyć. Ale to ja żyłam z różnymi swoimi emocjami a nie ten człowiek i to mnie męczyło, zatruwało i odbierało spokój.
A mimo wszystko wiele fajnych rzeczy wyniosłam z tej znajomości, bez względu jakie były motywy drugiej strony. Ale, żeby to dostrzec musiały przepłynąć swobodnie wzburzone wody.
Fenix doskonale rozumiem proces wybaczenia i jego dynamikę uwolnienia dla wybaczająego. Rozumiem też moment, w ktòrym ktoś kto przepracował jakieś np. traumy jest wstanie powiedzieć, że jest szczęśliwy i niczego nie wymazalby ze swojego życia, bo poprzez pracę nad sobą i wybaczenie nie czuje krzywdy. (Jest tu i teraz i przeżycia z przeszłości nie ciążą)
…ale w mojej ocenie jest zupełnie czym innym nazywanie i mòwienie kto mnie skrzywdził i jak mnie skrzywdził ( można już nie czuć żalu i krzywdy właśnie po procesie zdrowienia i wybaczenia).
Rzecz w tym by w pamięci nie uciekać przed tym i nie fałszować upiększając jakąś relację.
Twòj ostatni wpis trochę odczytałem tak jakby dziecko, ktòre było krzywdzone przez ojca np. bite mòwiło. Sporo się od niego nauczyłem np. naprawiania samochodòw. I wokòł tego dalsze idealizowanie.
Zwłaszcza, że w poprzednich postach piszesz, że w Twoim odczuciu Twòj były partner był osobą narcystyczną.
Nie chodzi mi w tym aby nosić tylko złe rzeczy, jakieś krzywdy i podgrzewać je albo przechodzić w ofiaro-sprawcę, bo to byłoby zaprzeczenie wybaczenia, ale o nazywanie i nie fałszowanie wspomnień poprzez idealizowanie tego co było dobre.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 4 miesięcy temu przez 2wprzod1wtyl.
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 4 miesięcy temu przez 2wprzod1wtyl.
2wprzod1wtyl spokojnie, to nie jest idealizowanie i fałszowanie wspomnień. To jest spojrzenie z z dystansem.
Koniec stanu permanentnej wojny i obezwładniającego strachu o własne życie, który zaczął się gdy miałam około 3 lat i trwał latami chociaż pewne rzeczy się skończyły, to w mojej głowie nadal się toczyły nieprzerwanie.
Ten obezwładniający strach wpełzł całkiem niewinnie od słów mamy „poczekaj jak wrócimy do domu to zobaczysz co ci zrobię”. Dlaczego? Bo chciałam poznawać świat i różne rzeczy. I jako trzylatka płaczem próbowałam wymusić to prawo do poznawania świata. Od tego momentu zaczęłam panicznie bać się tego, że moja własna matka może mi zrobić największą krzywdę – odebrać mi życie.
Później były długie lata kiedy siedziałam we własnym pokoju, nasłuchiwałam odgłosów kolejnych awantur, bałam się, że rodzice w końcu się pozabijają a jeżeli, wyjdę z tego pokoju to mnie też mogą zrobić krzywdę.
Paniczny strach towarzyszący mi niczym cień wypłynął jako ostatni. I dopiero teraz udało mi się go nazwać.
Ufff. Jaka to ulga wreszcie się nie bać, kiedy własny umysł i ciało przestają być schronieniem dla potwora. potwora dziecięcego strachu.
Jak ja się przez te wszystkie lata strasznie bałam 😢😢😢
To wspaniałe, że masz dostęp do tak wczesnych wspomnień. Ponoć to jest skorelowane z inteligencją. Inteligentniejsze osoby pamietają wcześniejsze doświadczenia.
Ja pamiętam najwcześniejsze zdarzenia chyba dopiero z okresu 4-5. Choć ponoc już czytałem, mając 4 lata, więc to dziwne.
Za to nieoczekiwanie zrodziła się we mnie wdzięczność wobec ojca, który od samych narodzin dokumentował fotograficznie dorastanie swoich dzieci. Bardzo mi te zdjęcia pomagają w odzyskiwaniu pamięci i emocji.
Pytanie natomiast, co się takiego wydarzyło, że przestałaś się bać śmierci?
Pozdrawiam
Jakubku zadałeś bardzo trudne pytanie wkraczające w obszar bardziej filozoficzny i duchowy. Dzisiaj zdecydowanie nie jest to czym chciałabym obciążać moje szare komórki. Ale kiedyś postaram Ci się na to pytanie odpowiedzieć. 😉
W skrócie. Zaakceptowałam swoją ludzką przemijalność. Wierzę, w to, że przechodzimy różne wcielenia, żeby uzyskać większą świadomość i wzajemne zrozumienie. Wierzę, że jest Bóg, Siła wyższa, która nad nami czuwa i prowadzi nas właściwymi drogami, które mają nam pomóc w rozwoju i ostatecznie osiągnięciu właśnie wzajemnego zrozumienia i szacunku.
Ale to co ostatnio przechodziłam to raczej strach przed bólem i cierpieniem. Bo chyba tego człowiek boi się najbardziej w odniesieniu do śmierci.
PS. Dziękuję za komplement 🙂
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, 4 miesięcy temu przez Fenix.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.