Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD złość mnie przerasta

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 33)
  • Autor
    Wpisy
  • asiainpoland
    Uczestnik
      Liczba postów: 13

      Mąż zapatruje się tak samo jak ja, czyli że trzeba się wynieść. Spytałam go dzisiaj, czy gdybyśmy się dobrze dogadywali z jego mamą i między nami nie byłoby takich napięć i nieporozumień to czy nadal chciałby się wyprowadzić. Odpowiedź była twierdząca. Co miesiąc odkłada pieniądze na wkład własny.

      Co do skrzywdzenia mamy – w swoich wypowiedziach w rozmowie z nią nie przejmuje się czy jej zrobi przykrość i mówiąc kolokwialnie nieraz „wali po jajach”, sama się zastanawiałam, czy jego intencje odnośnie wyprowadzki są szczere, często prowokowałam ten temat w rozmowach i na dzień dzisiejszy myślę, że tak jest. Zawsze staje po mojej stronie i uważam, że jest wobec mnie lojalny. Choć pewnie mogę się mylić.

      Odnośnie zamków w drzwiach – kiedyś, jak jeszcze tu nie mieszkałam, to mąż wstawił zamek do  swojego pokoju, z tym, że od tamtego czasu wymieniliśmy drzwi. Zresztą – bez obrazy – ale takie rozwiązanie pachnie mi desperacją to raz a dwa jest niepraktyczne ze względu na dziecko, które chce mieć swobodę poruszania się po całym mieszkaniu i nawet jak chcę siedzieć w zamkniętym pokoju to nie zawsze mi to wychodzi bo młoda lata raz do mnie raz obok do babci.

      Co do pokazania mężowi wpisu – jak najbardziej tak.

      Ale… jest coś jeszcze. Napisanie tu na forum było takim pierwszym krokiem i jak przeczytałam Wasze odpowiedzi to w końcu zdecydowałam się zgłosić do Pani psycholog u której byłam już wcześniej. Początkowo chciałam zadzwonić i umówić wizytę ale potem doszłam do wniosku, że pojadę bezpośrednio na miejsce, bo to niedaleko. I ależ mi się udało… trafiłam na „moją” Panią Małgosię i akurat miała czas ze mną porozmawiać. I trochę mi umysł rozjaśniła. Opowiedziałam jej sytuację i że nie widzę wyjścia i czuję się bezsilna. A Ona na to, że to jest schemat przejęty z domu, że tam też czułam się bezsilna wobec pijącego taty i nie widziałam możliwości wyjścia i teraz tak samo zachowuję się wobec mamy męża. I ma rację…

      I namawia mnie, żebyśmy razem z mężem porozmawiali z Jego mamą i postawili sprawę jasno, że mamy swoją rodzinę i potrzebujemy tego i tego, a tego i tego nie chcemy, i prosimy o uszanowanie tego, że chcemy się dokładać do rachunków itd. I, że doceniamy, że to wszystko z dobrej woli ale czujemy się tak i tak. I tu nawet nie chodzi o to jaki to przyniesie rezultat (wiadomo, nikogo nie da się zmienić), tylko, że nas postawi w innym świetle. Dotychczas uważałam, że to powinno (i pewnie dla innych jest) być oczywiste, że młode małżeństwo z dzieckiem nie potrzebuje towarzystwa mamusi ale dla mamy męża to może nie być oczywiste albo nie chce tego przyjąć do wiadomości. Ale jeśli usłyszy to od nas obu, czyli powiemy to na głos wprost, to będzie dla niej jasny sygnał od nas. Tym bardziej, że gdy męża siostra urodziła dziecko (11 lat temu), teściowa była tam praktycznie trzecim rodzicem, wręcz miałam wrażenie, że siostra spycha partnera na dalszy plan a jej taki układ z mamą bardzo pasował. Tak, to był istny trójkąt z mamusią. W naszym przypadku jest odwrotnie i może być zawiedziona, że z synem nie ma powtórki z rozrywki. A trzeba jeszcze nadmienić, że  jest to osoba żyjąca życiem swoich dzieci i mimo, że jest w „związku” od kilku lat, to jest to relacja bez szans na coś więcej niż rozmowa telefoniczna, spotkania czy krótkie wspólne wyjazdy.

      Chciałam jeszcze powiedzieć, że bardzo mi to wszystko pomogło i po powrocie od psychologa (oczywiście umówiłam się już na następną wizytę) poczułam się odprężona, zniknęło to napięcie wewnątrz, aż czuję, że inaczej oddycham…

      Bardzo nie chciałam przeprowadzać z teściową żadnej rozmowy, mój mąż kilka razy próbował i mnie wiele razy namawiał, ja uważałam, że pewne rzeczy są oczywiste i powinna sama dojść do wniosku, że przegina albo, że i tak będzie mieć to gdzieś. Do tego bałam się, że pewne rzeczy wykorzysta przeciwko mnie. Zresztą noszę w sobie lęk przed konfrontacją i sytuacjami konfliktowymi. Ale teraz widzę, że bez tego się nie da. Muszę stawić czoła lękowi przed tym co się będzie działo potem, bo inaczej go nie pokonam.

      2wprzod1wtyl
      Uczestnik
        Liczba postów: 1177

        ok super. jedno tylko sprostowanie. nie pisałem o wprawieniu zamków, a o sprawdzeniu reakcji męża na taki pomysł – ( jednocześnie tak jak zaznaczyłem samo sprawdzanie kogoś zamiast rozmowy faktycznie może być błędnym podejściem) – na marginesie mówiąc osobiście nie wyborażam sobie by mieszkać 'pod zamkami’ w jednym mieszkaniu.

        Nie wiem jaką ma osobowość teściowa, ale projektując to na moich doświadczeniach. nie wierzę w takie rozwiązanie (no ale każda sytuacja jest inna, indywidualna) Przy czym to prawda, warto porozmawiać, oznajmić.

        Dla mnie brzmi to jak love story z happy endem, ale w takim wypadku oznacza to, że Twoja teściowa jest bardzo w porządku kobietą. (bo słucha, rozumie i szanuje granice gdzieś się zapędziła ale szanuje gdy ktoś przedstawia swoje zdanie)

        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
        asiainpoland
        Uczestnik
          Liczba postów: 13

          Love story powiadasz… ja tego nie widzę tak optymistycznie i faktycznie nie spodziewam się zbyt wiele po rozmowie, liczę jednak na rozładowanie emocji, chociaż na jakiś czas. Wszyscy w trójkę (ja, mąż i jego mama) mamy za sobą złe doświadczenia związane z uzależnieniem bliskiej osoby i zdarzają się nam zachowania toksyczne, szkodliwe. Ostatnio nawet powiedziałam mężowi, że własnie dlatego jesteśmy razem, ze względu na to z jakich domów pochodzimy, że to nas do siebie zbliżyło do siebie.

          W każdym razie jeśli o mnie chodzi, nie umiem się przeciwstawić takim toksycznym zachowaniom wprost, tylko uciekam, wycofuję się. I pewnie nie raz, gdybym od razu zareagowała na sytuację, która wywołuje mój sprzeciw, to ta złość by się we mnie nie gromadziła. A ja chowam się do skorupy… Tu jednak muszę podkreślić, że tylko wobec teściowej tak mam. Mężowi od razu wprost mówię co mi nie gra. A jego mamie nie umiem. Głupie co? To taka moja blokada. Bo mieszkam u niej, bo jest starsza, bo czuję się od niej zależna, bo się na mnie obrazi… każda wymówka jest dobra.

          A nieraz odwrotnie, widzę wyraźnie, że mama męża szuka zaczepki (nieświadomie?) i często mąż dawał się na to idealnie łapać. I bum, kłótnia o nic gotowa.

          Czasem jest też tak, że mam wrażenie, że pewne zdania padają tylko po to, aby np podkreślić różnicę w statusie finansowym między nią a nami, na jej korzyść oczywiście.

          A narzekanie to już się stał właściwie styl życia. Na wszystko i na wszystkich. A jak mąż ucina krótko temat i sugeruje, że nie ma powodu do narzekania, to jest sprzeciw i foch. Chociaż obiektywnie faktycznie nie ma powodu do narzekania.

          I tak to wygląda.

           

          dorotaa77
          Uczestnik
            Liczba postów: 171

            Czyli pod tą złością kryje się lęk. Lęk przed konfrontacją z osobą, od której w jakiś sposób czujesz się zależna i jest ona pewnego rodzaju autorytetem (jest starsza od ciebie i ma większą wiedzę).

            Być może ta złość zrodziła się właśnie z tego poczucia zależności (tak jak było w dzieciństwie).

            Ja bym próbowała się z tym lękiem skonfrontować, popracować nad umiejętnym przeprowadzeniem rozmowy. Bo jak tego nie przepracujesz, to będzie to wychodzić w sytuacjach podobnych, kiedy w jakiś sposób będziesz zależna i miała do czynienia z autorytetem i np. w pracy też się to może pojawić. Ciekawe, czego najbardziej się obawiasz w takiej konfrontacji? Obawy są od tego, żeby je przełamywać, próbować się z nimi mierzyć, umieć stanąć twarzą w twarz a nie chować się po kontach.

            Ciekawe też, jakie jeszcze inne uczucia kryją się pod twoją złością?

            Ja bym je w towarzystwie psychologa próbowała 'rozbroić’.

            Pozdrawiam

            2wprzod1wtyl
            Uczestnik
              Liczba postów: 1177

              Asia skoro masz wsparcie psychologa to jestem spokojniejszy i wyłączam sie z tematu. Nie rezygnuj z tej drogi, bo powiem Ci, że niezależność finansowa według mnie w takiej sytuacji jest niezbędna aby się wydobyć, ale nie wystarczająca (trzeba emocjonalnych przemian) – powiem Ci, że ja niezależność finansową mam, ale co najwyżej pomaga mi ona 'kupować odcinanie poprzez różnego rodzaju unikanie, które stwarzam dzięki pieniądzom’ pomaga mi też tym zarządzać natomiast mocno wziąłem sobie do serca to co napisał Truskawek.

              asiainpoland
              Uczestnik
                Liczba postów: 13

                Tak, Dorota, właśnie na to wychodzi, że pod tą złością kryje się lęk. Ale uświadomiłam to sobie dopiero teraz, tzn dyskusja tu na forum pomogła mi to zrozumieć. I zgadza się, jest to związane z tym poczuciem zależności. Też tak jak mówisz muszę się z tym skonfrontować i przestać się chować po kątach. Czego się boję? Samej konfrontacji, kojarzy mi się to z negatywnymi uczuciami, z agresją, dlatego pojawia się lęk, dyskomfort i chęć ucieczki. Boję się tego, że ze spokojnej rozmowy zrobi się awantura, że ktoś się na mnie obrazi, że mnie źle oceni, sama nie wiem jakich konsekwencji się boję… chyba najogólniej ujmując boję się, że źle na tym wyjdę. Choć obiektywnie rzecz biorąc wcale tak przecież ni musi być.

                Kolejna wizyta u psychologa dopiero za 2 tygodnie a dzięki Wam już tu i teraz zaczynam dostrzegać co mi się w głowie kotłuje. Dziękuję Wam za wsparcie i pomoc.

                2wprzod1wtyl
                Uczestnik
                  Liczba postów: 1177

                  Gdy chodzi o konfrontacje to mam tak samo. Jak już zostanę postawiony przed faktem to zmieniam temat, odwracam uwagę przy czym kolejnym razem unikam, odcinam. Odraczanie uwagi zamiast konfrontacji z pewnością jest wyuczone u mnie w dzieciństwie, bo to był dla mnie sprawdzony spos?b na odsunięcie konfliktu ( z pewnością jest to podszyte lękiem przed eskalacją). Drugim powodem jest to, że przebywając w toksycznych relacjach mojej rodziny gdzie każdy chciał pokazać swoje racje a przy tym jaki jest wielki a druga strona jaka jest mała. Wyuczyłem się, że nie ma sensu i lepiej nie tłumaczyć, bo i tak jakiekolwiek argumenty nie zostaną uwzględnione gdy nie są po linii rozumowania drugiej strony.

                  dorotaa77
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 171

                    Sytuacja sporna zawsze może wywołać dziką awanturę – nigdy do końca nie przewidzę reakcji tej drugiej strony. Jeżeli np. w rodzinie jest przemoc fizyczna, to czasem w ten sposób się chronię, że nic nie mówię. Ale w takiej sytuacji, to nie ma za bardzo z kim się konfrontować, tylko bezpiecznie się ewakuować i zakończyć relację toksyczną.

                    Obawiam się, że po moim wpisie mogło pojawić się u ciebie poczucie winy, że nie zachowujesz się tak jakbyś chciała, że unikasz rozmowy… ale to tylko schemat jakiś tam pewnie wyciągnięty z dzieciństwa. Jeżeli tylko mieszkasz z taką osobą, z którą można porozmawiać, jest możliwość uzgodnienia pewnych rzeczy, to jeszcze nie jest tak źle. Wydaje mi się, że wszystko wyjdzie w czasie, jak tylko będziesz próbowała zmieniać pewne schematy, to zaobserwujesz z kim tak naprawdę masz do czynienia.

                    Weź też po uwagę swoje własne poglądy czy uczucia i idź w zgodzie z samą sobą. Ja tylko wyciągnęłam taki wniosek, ale mogę się w jakiś sposób mylić, zresztą nikt nie jest nieomylny…

                    dorotaa77
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 171

                      Ja to w ogóle przez pewien czas prowadziłam dzienniczek uczuć.

                      Codziennie pod koniec dnia wypisywałam 5 uczuć, które towarzyszyło mi w tym dniu. Niektórych uczuć nie potrafiłam zidentyfikować, wtedy posiłkowałam się ściągą z nazwami uczuć, która pomagała znaleźć mi to uczucie.

                      Oprócz tego pod spodem wypisywałam gdzieś po dwa zdania czy na ile tam miałam ochotę, typu (przykład):

                      KIEDY … (zaczęłam rozmawiać z teściową), POCZUŁAM …  (irytację, złość).

                      Chodzi o sytuację, która miała miejsce danego dnia i co w związku z nią poczułam.

                      Wydaje mi się, że jesteś w tej chwili jak taka bomba z opóźnionym zapłonem – być może skumulowałaś w sobie wszystkie uczucia, zamroziłaś je (schemat z dzieciństwa) i niewiele może brakować do wybuchu…

                      Ja serię tych ćwiczeń nawet powtarzałam kilka razy, kiedy czułam że znowu wchodzę w ten schemat. Kupiłam sobie taki fajny zeszyt, po który lubiłam sięgać i jak tylko miałam chwilę spokoju, to sobie przez 5, 10 min pisałam.

                      dorotaa77
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 171

                        No i dobrze jest też pisać o tych pozytywnych doświadczeniach:

                        Kiedy usłyszałam … (śpiew ptaków), byłam … (zachwycona).

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 33)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.