Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Zmiana pracy i wyprowadzka

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 13)
  • Autor
    Wpisy
  • kedar
    Uczestnik
      Liczba postów: 5

      Dzień dobry,

      To mój pierwszy post – jeżeli powinienem był zrobić coś przed jego napisaniem, to przepraszam, przeoczyłem. W tym miesiącu skończę 25 lat, mieszkam z rodzicami, pracuję w rodzinnym biznesie. Mój tata jest niepijącym od kilkunastu lat (z jednym epizodem w minionym roku) alkoholikiem, mama jest współuzależniona, kiedyś zaczęła terapię, ale poważnie zachorowała i nigdy jej nie skończyła. W zasadzie mam plan pójść dzisiaj drugi raz w życiu na mityng DDA (pierwszy raz byłem mając 12 czy 13 lat, nie ze swojego wyboru i było to dla mnie doświadczenie, w którym kompletnie się nie odnalazłem – byłem za młody, żeby zrozumieć, że te problemy mnie dotyczą lub będą dotyczyć), żeby poruszyć kwestię, o której będę za chwilę pisać, ale jestem chory i nie wiem co z tego wyjdzie.

      Z tym moim pracowaniem w rodzinnej firmie jest taki problem, że najmniej to ja faktycznie pracuję. Zajmuję się mnóstwem różnych innych spraw – w lecie koszę trawnik, w zimie palę w piecu, karmię zwierzęta, zajmuję się jakimiś drobnymi pracami domowymi (na przykład odkurzaniem), wożę mamę tam, gdzie potrzebuje (ze względu na swoją chorobę nie jest w stanie sama nigdzie jechać), wożę moją kilkanaście lat młodszą siostrę na różne zajęcia, pomagam jej w odrabianiu zadania domowego i chyba najmniej się zajmuję faktycznie swoją pracą. Co prawda czasem wykonuję ją też z domu, ale z drugiej strony często wstaję o 10 czy 11, mimo, że otwieramy o 9. Znowu, z drugiej strony potem czasem do północy czy 1 w nocy próbuję nadrobić to i wtedy zajmować się swoimi obowiązkami, z różnym skutkiem. Generalnie efekt jest taki, że ojciec ma ciągle do mnie o to pretensje, wypomina mi to na każdym kroku – nie mam pojęcia, czy słusznie, czy nie. Ale istotne jest to, że albo nie wykonuję swojej pracy w takim zakresie, w jakim powinienem, albo moja praca jest w tak wysokim stopniu deprecjonowana, że czuję się, jakbym w ogóle jej nie wykonywał. Tak czy siak czuję się strasznie źle z tym jak to wygląda. Drugi problem jest taki, że nie mam ani wyznaczonego zakresu obowiązków, ani wynagrodzenia. Jeżeli chodzi o obowiązki, to zawsze słyszałem od ojca, że powinienem wykazać się inicjatywą, samodzielnie znaleźć coś, czym mógłbym się zająć, co w szczególności na początku, kiedy jeszcze uczyłem się, w jaki sposób działa nasza firma było bardzo trudne. Jeżeli chodzi o pieniądze, to generalnie niby nie ma problemu – od kiedy tata przestał pić i zaczął intensywnie pracować, zawsze daje nam pieniądze, kiedy się go o to poprosi. Ale to znowu powodowało i powoduje, że nie mam pojęcia ile jest warta moja praca. W ciągu ostatnich 4 lat tylko dwa razy byłem na „wakacjach” dłuższych, niż jeden dzień. Raz, kiedy pomagałem realizować fajny projekt znajomym ze studiów,  który koniec końców nawet przyniósł mi korzyść majątkową i drugi raz teraz, był to wyjazd sylwestrowo-noworoczny. Zrezygnowałem z jednego świetnego projektu po dwóch dniach rok temu, bo musiałem pomóc rodzinie w przygotowaniach do świąt (zwłaszcza, że odkąd mama zachorowała to ja zajmuję się przygotowywaniem wigilijnych potraw). Czułem poczucie winy, że ponoszę koszty i nie ma mnie całe dni w domu, podczas gdy nie będę miał z tego żadnych pieniędzy. Te poczucie winy towarzyszyło mi też teraz na wyjeździe sylwestrowo-noworocznym, aczkolwiek inne problemy pozwalały mi na zapomnienie trochę o nim. W czasie kiedy realizowałem tamten projekt ze znajomymi, też czułem poczucie winy, że aż tyle on trwa, ale poradziłem sobie z nim zajmując się pracą tam na miejscu, w przerwach obiadowych. W dniu powrotu z wyjazdu sylwestrowo-noworocznego rozchorowałem się. Nie planowałem tego, bo po co. Ale już zdążyłem usłyszeć wyrzuty ojca z tego powodu, jakbym to zrobił celowo – że najpierw mnie tydzień nie było (co nie jest prawdą, bo wyjazd był 5-dniowy, ale w pierwszy dzień wyjechałem dopiero wtedy, jak już skończyłem pracę, a poza tym 3 dni z tych 5 i tak były wolne), a teraz przez tydzień będę chory. No i dlaczego nie pójdę do lekarza – na co moją odpowiedzią jest, że nie czuję, żeby to było aż tak poważne zachorowanie, żebym musiał czekać godzinę w kolejce u lekarza. Nie powiedziałem mu tego, bo wiem, że wtedy odpowiedziałby mi, że skoro nie jestem aż tak chory, żeby musieć iść do lekarza, to nie jestem aż tak chory, żeby nie pracować. W zasadzie za każdym razem, kiedy się rozchoruję, to słyszę, że robię to celowo, żeby uniknąć wykonywania obowiązków.

      Przed świętami po raz trzeci w ciągu ostatnich trzech lat uznałem, że to nie ma sensu, żebym mieszkał i pracował z ojcem, bo albo efekt jest taki, że nie robię tyle ile powinienem, jestem pasożytem żerującym na rodzinie, mimo, że wydaje mi się, że jestem bohaterem ratującym całą moją rodzinę, albo faktycznie jestem bohaterem ratującym całą moją rodzinę, którego praca i wysiłek są jednak deprecjonowane i przez to czuję się jak pasożyt żerujący na rodzinie. Dwa razy skończyło się to na mojej rozmowie z ojcem, w czasie której on wytłumaczył mi, że przecież nigdzie indziej nie znajdę pracy, a nawet jeżeli znajdę, to przecież nie wytrzymam tam psychicznie albo wszyscy będą mnie tam oszukiwać na każdym kroku i w zasadzie nic nie zarobię. Teraz długo walczyłem z tą myślą i w końcu pod wpływem osób postronnych, znajomych, którzy byli ze mną na tym wyjeździe sylwestrowo-noworocznym, których poznałem w zasadzie dopiero w czasie tego wyjazdu, zdecydowałem, że muszę tego spróbować, bo skończę jak mój wujek DDA, który dopóki babcia żyła, to mieszkał z nią, a teraz mimo tego, że ma już prawie 70 lat, to nadal jest samotny i chyba do końca nie wie co ze sobą zrobić. Starsza siostra i mama też naciskały na mnie, że powinienem to zrobić już dawno temu, ale im akurat jakoś do końca nie chcę wierzyć – wydaje mi się, że może nie rozumieją, jak to wszystko wygląda i jak się to może zawalić, kiedy tylko mnie zabraknie – bo kto nakarmi psa, kto zawiezie siostrę na trening, kto napali w piecu itd. Mimo wszystko byłe zdeterminowany i postanowiłem powiedzieć o tym ojcu. Wyszło tak, że przed rozmową tej pracy zacząłem już szukać – rozesłałem swoje CV do potencjalnych pracodawców, którzy mogliby być zainteresowani moją kandydaturą, uruchomiłem jakieś swoje kontakty, znajomych, którzy mogliby mi w poszukiwaniu pracy pomóc. Czułem wyrzuty i miałem świadomość, że ojciec może się czuć zraniony i zdradzony, ponieważ teraz mamy jeden z gorszych, jeżeli nie najgorszy okres w funkcjonowaniu naszej firmy. Z ojcem udało mi się porozmawiać dopiero wtedy, kiedy wrócił z nocnego mityngu, o 1 w nicy. Zacząłem od pytania, gdzie jeździ na mityngi, bo może warto, żebym ja spróbował jeździć w to samo miejsce na mityngi DDA, gdzie on akurat doradził mi, żeby może lepiej poszukał sobie w internecie. Następnie przeszedłem do tego, że doszedłem do wniosku, że chyba muszę zmienić pracę i się wyprowadzić, bo to, że tutaj tkwię w taki, a nie inny sposób, jest chyba też związane z tym, że jestem DDA. Nie umiem rozmawiać z ojcem, jest tylko kilka bardzo konkretnych tematów, na które możemy normalnie porozmawiać, stąd też bałem się rozmowy z nim na ten temat. Początkowo było jeszcze gorzej, niż się spodziewałem, ponieważ nie odpowiedział mi kompletnie nic – oczekiwałem, że wybuchnie złością, wyjdzie z pretensjami, a on tymczasem kompletnie zignorował to, co mu powiedziałem. Dopiero jak go nacisnąłem, żeby cokolwiek mi powiedział, to stwierdził, że według niego próbuję szukać wymówek od życia i pracy, po czym zrobił z tego wszystkiego rozmowę o nim – że o wszystko go obwiniam, zamiast wziąć się za siebie. No i znowu, tak jak to było dwukrotnie poprzednio, zacząłem się zastanawiać, że może tata ma rację i chodzi tylko i wyłącznie o moje podejście, zaangażowanie i motywację, a tak duże zmiany są niekoniecznie, są próbą znalezienia cudownego rozwiązania.

      Bardzo długi tekst, dla dość krótkiego pytania – czy ma rację mój tata, że nie ma absolutnie potrzeby, abym się wyprowadzał, zmieniał pracę i tak naprawdę to tylko szukam wymówek żeby nie wziąć się do roboty, czy jednak się myli i decyzja o zmianie pracy i wyprowadzce jest słuszna?

      Fenix
      Uczestnik
        Liczba postów: 2551

        W sprawie pracy podjąłeś bardzo słuszną decyzję. Myślę, że to pomoże Ci poczuć się bardziej niezależnie. :-)Chyba dręczy Cię też problem nadodpowiedzialności.

        szorstkiczopek
        Uczestnik
          Liczba postów: 58

          Hej
          Ta sytuacja w której żyjesz wygląda na toksyczną – dobra decyzja dot. pracy.
          Wygląda na to że ktoś (zewnętrzny pracodawca) musi cię nauczyć punktualności, obowiązkowości itp.
          Że jak się wykazujesz masz coś ekstra, godzina twojej pracy jest warta tyle i tyle, jak się spóźnisz masz opierdol itp.
          Takie – powiedzmy – obiektywne kryteria oceny pracownika.
          Bo takie siedzenie w domu tego nie uczy.
          Więc docelowo powinieneś zacząć zarabiać i wynająć coś sobie.
          Zmężnieć innymi słowy. Żyć na własny rachunek.

          Szczególnie ze post napisałeś obszerny, sensowny i bez błędów, widać że jesteś inteligentnym człowiekiem.

          Dodatkowo jest takie coś – czytam ostatnio – borykając się z wypaleniem zawodowym.
          Wypalenie pojawia się w momencie braku doceniania przez pracodawcę.
          Więc w momencie tego że robisz coś i  rodzina i tak ci wypomina że to złe i niewystarczające – możesz mieć coś w rodzaju wypalenia zawodowego nawet nie pracując na serio.

          Dodatkową przyczyną jest brak wyraźnych zadań, odpowiedzialności, wyzwań.
          Tu widzę że tego brakuje.

          To że ojciec tak zareagował (pasywną agresją) znaczy że relacja jest toksyczna.
          Może jesteś niewidzialnym dzieckiem i zwyczajnie nie zauważa tej relacji nawet na terapii dda?

          Ja bym radził takie coś – idź do pracy i wydaj przynajmniej część pieniędzy na terapię indywidualną.
          Mam wrażenie że 2x w tygodniu za ok 1000 zł/mies (ja tyle mam) indywidualnych rozmów jest lepsze od mityngów.
          Taka terapia to podobno ze 2 lata – mnóstwo pieniędzy.
          To ci da argumenty (i dla siebie i dla ojca/rodziny) że walczysz o siebie.
          I pomoże zamknąć usta tego typu krytyce.
          Po prostu otwarcie wtedy powiedz – jestem dda, chcę żyć normalnie i potrzebuję terapii.

          Co do końcówki twojego posta – TY jesteś wychowany przez swojego ojca/rodzinę, i twoje przekonania/odruchy są przez nich ukształtowane i nie wzięły się z kosmosu.
          Twoje podejście, zaangażowania i motywacje są ukształtowane przez relacje w rodzinie.
          Więc twój ojciec nie ma prawa mieć do ciebie pretensji.
          Najwyraźniej jeszcze tego nie przepracował i nie zrozumiał.

          Tak z ciekawości.
          Jak tam z dziewczynami bo po tym śladu w poście nie ma (chyba że przeoczyłem).

          Chłopiec Papuśny
          Uczestnik
            Liczba postów: 3706

            Miałem podobnie ze swoim starym. Pracowaliśmy razem i mieszkaliśmy. Przenosił problemy z domu do pracy. Wyzywał się na mnie, ciągle miał o coś pretensje. Ktoś coś źle wykonał, to krytykował mnie za to. Nie szło psychicznie wytrzymać. Dalej mieszkam z nim, ale relacje się poprawiły. Wyprowadzam się za parę miesięcy. Nie daj sobie wmówić, że sobie nie poradzisz, nie dasz rady. Będą cię namawiać byś został. Opuścisz zaczarowane koło zaprzeczeń i w ich mniemaniu, możesz zostać tym najgorszym, tym który niszczy rodzinę. Opuszczając schemat zaprzeczeń i kłamstw musisz się na to nastawić.

            kedar
            Uczestnik
              Liczba postów: 5

              Dziękuję Waszej dwójce za odpowiedź, bez takiej obiektywnej opinii opartej na mojej subiektywnej relacji pewnie zacząłbym mocno wątpić w zasadność swojego postępowania. Co prawda i tak cały czas te wątpliwości mam, ale przynajmniej dzięki temu umocniłem się w przekonaniu, że wynikają raczej one z jakiś moich kompleksów/problemów/syndromów, a nie z tego, że sytuacja faktycznie nie jest klarowna.

              Przy okazji przekonałem się, że trafić na mityng DDA wcale nie jest tak łatwo, jak mi się wydawało – dzisiaj postanowiłem, że mimo choroby się wybiorę, ale w obu miejscach, w których byłem było to dzisiaj niemożliwe.

              O dziewczynach nie było ani śladu, bo post i tak wyszedł dość długi i dlatego chciałem się skupić tylko na tym, co było bezpośrednio związane z tym moim konkretnym pytaniem. Nie chciałem w jednym poście od razu pisać historii całego swojego życia. Prawdę powiedziawszy i tak nie byłoby za wiele do pisania – w przeszłości miałem kilka relacji, ale były to relacje czysto platoniczne, w większości przypadków kiedy dochodziło do momentu, kiedy jednak mielibyśmy się spotkać, to tak wszystkim kierowałem, żeby urwać kontakt albo oziębić relację na tyle, żeby dana dziewczyna nie czuła potrzeby spotkania się. Szczerze powiedziawszy zawsze przypuszczałem, że to ze względu na mój seksoholizm (dotyczący aktów autoseksualnych), aczkolwiek teraz już rozumiem, że nie tylko i nie do końca. Tak czy siak, generalnie żadnych głębszych relacji. Aż do teraz. To znaczy pół roku temu poznałem dziewczynę, która tak łatwo nie odpuszczała – nawet zaprosiła mnie na wspomnianego wyżej sylwestra. Koniec końców okazało się, że ona prawdopodobnie też jest DDA, więc nie wiem, czy cokolwiek z tego wyjdzie (jesteśmy na etapie zastanawiania się, czy ma to sens), ale w zasadzie dzięki niej znalazłem determinację, żeby spróbować coś zmienić, zmierzyć się ze swoimi problemami zamiast mieć ich świadomość, ale je ignorować.

              chooda99
              Uczestnik
                Liczba postów: 6

                Bycie samodzielnym i niezależnym finansowo to pierwszy krok, brania życia we własne ręce. Myślę ,że opuszczenie rodziny i życie na własny rachunek, spowoduje wiele dobrych zmian w Twoim życiu. A co do spraw sercowych, uważam ,że nie ma co się zastanawiać na zapas. Nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie , warto przełamywać bariery. Trzymam kciuki i mam nadzieje ,że wszystko pójdzie w dobrym kierunku.

                kedar
                Uczestnik
                  Liczba postów: 5

                  Dziękuję za dwie kolejne odpowiedzi (tej jednej nie zauważyłem, widocznie zbyt długo pisałem tych kilka linijek). Dzięki, że utwierdzacie mnie w przekonaniu o słuszności moich ostatnich decyzji.

                  dorotaa77
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 171

                    Nie wiem o jakiej chorobie piszesz na początku, ale chcę ci powiedzieć że zdrowy człowiek też może dużo zaplanować i plany też mogą nie wyjść albo zmienić swój kierunek. Tak naprawdę to nikt z nas nie jest w stanie zaplanować wszystkiego na 100%, są w życiu sytuacje, na które nie mamy wpływu.

                    Zajmujesz się mnóstwem różnych spraw a tak naprawdę zajmujesz się wszystkimi wokół (na 1-szym miejscu) potem jest praca, a na szarym końcu jesteś ty sam. Zazwyczaj takie historie kończą się tym, że lądujesz z ręką w nocniku i stwierdzasz, że spartaczyłeś sobie życie… Niestety.

                    To, że wstajesz o takiej czy innej godzinie to może być brak poczucia obowiązku czy odpowiedzialności ale może być też tak, że zwyczajnie nie planujesz dnia.

                    Są strony internetowe, gdzie możesz znaleźć informacje o zarobkach w danym zawodzie, więc zawsze możesz się jakoś wycenić… Najgorzej to żyć w niewiedzy.

                    Fajnie, że wiesz jak zrzucić z siebie winę – zająłeś się pracą czyli zadziałałeś, by zmienić sytuację. 🙂 Szkoda tylko, że niepotrzebnie dopuszczasz do siebie to uczucie podczas wypoczynku.

                    Choroba jako symulacja. Pamiętam doskonale, też to przechodziłam. Potem w życiu dorosłym pracujesz nad siły, bo nie masz prawa chorować.

                    Myślisz, że jesteś pasożytem ale tak naprawdę choćbyś stanął na rzęsach, to twoja rodzina i tak cię nie doceni. Po prostu nie szanują twojej pracy, tak jest im wygodnie i uznali, że im się należy. Ale najważniejsze jest w tym wszystkim to, że tobie z tym wszystkim nie jest dobrze.

                    Aha i ta sztuczka z brakiem zaufania do ludzi – też kiedyś to przechodziłam, tylko że z moją byłą 'przyjaciółką’ a tak naprawdę pseudo-przyjaciółką. Bez zaufania niczego nie zbudujesz a jedynie zwariujesz.

                    Nikt ci nie powie czy decyzja o wyprowadzce jest słuszna. Ty sam to wiesz najlepiej.

                    Ja tak to wszystko widzę i mogę się mylić w pewnych kwestiach. Dałeś mi do myślenia i dziękuję ci za ten wpis (widzę pewne podobieństwa w moim życiu).

                    szorstkiczopek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 58

                      „Szczerze powiedziawszy zawsze przypuszczałem, że to ze względu na mój seksoholizm (dotyczący aktów autoseksualnych)”
                      To jest sposób dla dziecka czy młodego chłopaka na rozładowanie stresów – a jak stresów jest dużo, rozładowywania dużo to i uzależnienie od tego przychodzi.
                      Słyszałeś o nofap i nopmo (no porn masturbationorgasm)?

                      Generalnie zbyt wiele porno/masturbacji (także gier komputerowych) obniża libido i ogólną radość z życia.
                      To się wiąże z ciągłą nadwyżką dopaminy w mózgu (neuroprzekaźnika odpowiedzilnego między innymi za to ze „chcesz czegoś więcej” – czy to seksu, jedzenia czy osiągnięć w nauce/pracy).
                      Jak jest dużo dopaminy –  obniża się ilość jej receptorów – i jak masz jej normalny poziom (bo np. nie masturbujesz się) – mała ilość receptorów nie jest w stanie dostarczyć mózgowi wystarczającej ilości dopaminy – nic się nie chce, są problemy z motywacją i libido/erekcją.
                      Tutaj masz linka do filmu który mi pomógł zerwać z tym nałogiem The great porn experiment:
                      <cite class=”_Rm”>https://www.youtube.com/watch?v=NbP_ehYHfsk

                      Idź do roboty, opłać sobie psychologa, i zapisz się na siłownię.
                      Siłownia poprawi ci samoocenę i nastrój.</cite>

                       

                      michal84
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 662

                        Kedar.

                        Słuszna decyzja o dorośnięciu.

                        A tak na marginesie to masz jakieś uczucia. Nie potrafię nawet o innych z takim dystansem pisać jak ty o sobie. Choć kiedyś to potrafiłem. MI pomogło wyjście do ludzi.

                        Powodzenia.

                        PS: Masz prawo żyć jak chcesz i być szczęśliwy. Jak sam o to nie zadbasz to nikt nie zadba.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 13)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.