Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Życie z rodzicami
-
AutorWpisy
-
Ja co prawda wyprowadziłam się już dawno z domu, ale odkąd pamiętam pomagam, ile mogę- rezygnując tym samym z własnych planów oszczędzania i faktu, iż nie zarabiam kokosów.
Kiedyś opłaciłam czynsz, wysłałam mamie pieniądze na święta, a sama zostałam z kilkoma złotymi w portfelu.
Opłaciłam bratu prawo jazdy, które tak naprawdę ja chciałam zrobić, ale zrezygnowałam ostatecznie i jestem jak na razie bez prawka. Na urodziny zawsze wysyłam pieniądze.
Przez cały czas towarzyszy mi poczucie obowiązku wobec mojej rodziny i mam ogromne wyrzuty sumienia, gdy kupię sobie coś- jakąś droższą perfumę lub lepsze buty- zastanawiam się, czy w sumie mi to jest potrzebne?
Jestem na rozdrożu- bo rodzinie się przecież pomaga, ale z drugiej strony męczy mnie to bardzo 🙁 🙁
Powinniśmy być bardziej egoistami 🙂 co i tak nie uczyni z nas egoistów w dosłownym tego słowa znaczeniu 😛 .
A moze warto mowic drukowanymi literami , co chcesz dac, co chcesz otrzymac, okreslic granice Twoje i kazdego z rodzicow …. a jesli nie, to mozesz wynajac sobie pokoik u obcych ludzi i wtedy pomagac na Twoich zasadach …. pomyśl o tym na spokojnie.
O tak, trzeba w końcu zadbać o siebie. A rodzina niech sobie sama radzi…
W zdrowych rodzinach jest pomic w obie strony i jest to naturalne.
W naszych, zaburzonych , ta pomoc wynika z „zamiany ról” czyli ja jako corka probuje opiekowac sie dorosłą matką jakby to ona byla moją córką a ja jej matką . Bbierzemy na siebie odpowiedzialnosc za pelnoletnich rodzicow , bo tego nas nauczyli … ze ” na stare lata mam sie nimi opiekowac” … a gdzie byli, gdy ja bylam dzieckiem? Gdzie podzialo sie moje dziecinstwo, ktore mieli mi dac ?
Skoro nigdy nie bylam dzieckiem, to jak mam dzisiaj zrozumiec nastepne pokolenie i wlasnym dzieciom dac dziecinstwo ? Wymagam od moich dzieci , by zaopiekowaoi sie mna, tak, jak moi rodzice wymagają, bym ja zaopiekowala sie rodzicami …
Czas przerwac ten łańcuch pokretnych, zaburzonych relacji.
Czas zaopiekowac sie sobą i wlasnymi dziecmi.
Rodziciom mozna pomagac … ale fajnie byloby, gdyby , jak dorosli, odpowiedzialni ludzie, poprosili i te pomoc … a nie zebym domyslala sie, czego im potrzeba. To nie niemowleta.
Czasem pytam moja mame, czego potrzebuje … ona zawsze mowi, ze sobie radzi … ale tak jakbym m7ala sie doszukac z tonu i z mowy ciala , o co jej chodzi…. kiedys nazwala to tak : jestes kobietą, powinnas sama to wiedziec… 🙁 trudno.
Ja dzis ucze sie byc dorosla a nie tylko pelnoletnia.
Moja mama jest pelnoletnia, ale czy dorosla, to juz nie ode mnie zalezy. Nie wychowuje jej.
Pozdrawiam
Witam, z mojego doświadczenia wiem, ze mieszkanie pod jednym dachem z rodzicami, gdzie tak jak wspomniano istnieje zamiana ról, a nie pomoc normalna, mimo wewnętrznego budowania siebie nie przynosi dla mnie dobrych efektów. Mój były partner pochodził z rodziny dysfunkcyjnej, ja z kolei DDA, mieszkaliśmy obok jego rodziny. Kiedy poszłam na terapię, zaczęłam iść w górę, rozwijać się emocjonalnie, zaczęło nas jeszcze bardziej większość spraw poróżniać. Partner nie chciał ze mną terapii i w pewnym momencie zostałam sama. Co z tego, że się rozwijałam, kiedy wracałam do domu i miałam stosować to czego się nauczyłam przeciwko całej tej dysfunkcji? Emocjonalnie zmęczona…poddałam się.
Potem mieszkałam trochę z mamą, współuzależnioną, tata był alkoholikiem, nie żyje. Po śmierci taty nieleczone współuzależnienie mamy nadal zostało. Mieszkając z mamą mogłam odłożyć pieniądze, pomagała mi przy synu, ale wracało dzieciństwo…mieszkanie w domu, w którym było różnie. Wzięłam kredyt, kupiłam swoje. Początki były ciężkie,ale czułam się silna, każdym dniem moje myślenie było bardziej pozytywne. Mniej mam pieniędzy, ale warto było…
czasem kiedy bywam dłużej u mamy i widzę po sobie, że coś dzieje się z moim myśleniem,mówię „papa” i jadę do siebie. Nie tłumaczę. Bo to walka z wiatrakami. Jestem dorosłą kobietą, a mama dalej widzi we mnie dziecko, które jak coś mu się powie to ma wierzyć. Niestety po terapiach zasłony spadają z oczu. Jak próbuję rozmawiać, mama wpędza mnie w poczucie winy, że ciągle mam pretensje, a ja chcę tylko porozmawiać, Ale przecież u nas się nigdy nie rozmawiało, albo milczało albo darło, to co ja teraz chcę…?
Zamiatam więc dalej sprawy pod dywan i jadę do siebie. Mam wyrzuty sumienia, że nie potrafię powiedzieć wprost, poprosić by usiadła i mnie tylko słuchała. Tłumaczę sobie, że jest starsza, po co odgrzebywać stare rany? i tak dużo wycierpiała.
Wiem, że cała rodzina musi się leczyć, taty już nie ma kilka lat, a my dalej „grzebiemy się” we współuzależnieniu.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.