Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 1 wpis (z 1)
  • Autor
    Wpisy
  • adam97
    Uczestnik
      Liczba postów: 4

      Kurianna, dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Odnosząc się do Twojego pytania o lęk przed utratą pozycji i udowadnianie innym swojej wartości – to jeszcze do niedawna rzeczywiście potrzebę takiego udowadniania i dostosowywania się do towarzystwa odczuwałem. Chciałem na każdym kroku im imponować, odkrywając tylko swoje najlepsze cechy, a swoje niedoskonałości próbując za wszelką cenę ukrywać. Byleby tylko się przypodobać i wpasować w to towarzystwo. Teraz z jednej strony zauważyłem, że mając w swoim otoczeniu wartościowych ludzi niczego nie trzeba im udowadniać. Bo pomimo tego że Ci najbliżsi mieli okazję zobaczyć mnie z tej nieidealnej strony, to żadna z tych osób się ode mnie nie odwróciła. Z drugiej strony czuję, że mimo wszystko trzymam większość ludzi ciągle na dystans – jakby podświadomie przygotowując się na to, że tak jak wiele razy w życiu, tak samo i teraz zostanę w pewnym momencie wykorzystany, gdy tylko całkowicie im zaufam i w pełni wpuszczę ich do swojego życia. Trudno jest mi zbudować zaufanie tak, żeby swoje słabości przed kimś odkryć. Musi minąć naprawdę sporo czasu, zanim zacznę traktować kogoś jak przyjaciela, któremu mogę w miarę mocno zaufać. Pomimo dużej paczki znajomych, większość tych osób traktuję właśnie jak znajomych, bez przesadnego przywiązywania się i spoufalania z nimi. Coś jakby dorosła wersja mojej osoby mówiła mi, że: „To co spotkało Cię w przeszłości jest tylko przeszłością, teraz masz w swoim otoczeniu oddanych ludzi, prawdziwych przyjaciół, którym możesz zaufać i na których możesz liczyć”. Wewnętrzne dziecko powtarza jednak: „Dobra, dobra, poczekaj jeszcze chwilę, otwórz się jeszcze bardziej, a znowu zostaniesz wykorzystany i zmieszany z błotem”.

      I wydaje mi się, że to właśnie przez te niespójne doświadczenia życiowe mojej dorosłej wersji samego siebie z doświadczeniami dziecka – pojawiają się te wszystkie problemy. Nie potrafię przekonać własnego skrzywdzonego dziecka, że jednak może być dobrze i nie wszyscy ludzie, na których trafiam chcą dla mnie źle. W takich sytuacjach pojawia się takie właśnie zagubienie.

      Co do poprzedniego związku, to mam wrażenie, że tak jak sama zauważasz – właśnie ten związek zablokował mnie w próbach budowania czegokolwiek trwałego z innymi kobietami. Jak wspominałem wyżej ciągle mam problemy z zaufaniem do innych osób. Tutaj postanowiłem taki kredyt zaufania dać. Dziewczyna początkowo sprawiała dobre wrażenie, dogadywaliśmy się bardzo dobrze. Oboje dawaliśmy dużo od siebie, poświęcaliśmy sobie swój czas i swoją uwagę. Byliśmy dla siebie wsparciem. Po kilku miesiącach dziewczyna jednak w pewnym sensie znudziła się tą relacją. Pomimo że ona była dla mnie ważną osobą, to w pewnym momencie zacząłem czuć, że ja dla odmiany zaczynam być dla niej coraz mniejszym priorytetem. Oczekiwała, że będę obchodził się z nią jak z jajkiem, że będę dla mniej maksymalnie wyrozumiały. Przestała interesować się moim życiem, przestała dotrzymywać obietnic. Przestała mieć dla mnie czas, ograniczając spotkania ze mną do kompletnego minimum. Oczekiwała że będę w pełni zaangażowany, samej nie dając już praktycznie niczego w zamian. Niemal z dnia na dzień stała się kompletnie obojętna, mimo że patrząc na to jak ten związek się rozwijał – można było spodziewać się, że wszystko zmierza w dobrą stronę. Pokazałem jej się z ukrywanej przed większością ludzi strony, tzn. ze strony człowieka z dobrym sercem, który jest gotowy wspierać drugą osobę, chce jej wysłuchać, ufa jej i nie boi się mówić o swoich uczuciach, ani ich pokazywać. W zamian dostałem, to co otrzymywałem przez całe życie, czyli kubeł zimnej wody wylany na głowę i co najmniej dwa miesiące zbierania się z powrotem w jedną całość. Po tym związku chyba utwierdziłem swoją skrzywdzoną w dzieciństwie wersję siebie w budowanym od dawna, pewnie fałszywym przekonaniu, że prawdziwej miłości nie ma, a poświęcenie się dla drugiego człowieka i odkrycie przed nim swoich czułych punktów, zemści się uderzeniem w te czułe punkty.

      Myślę, że rzeczywiście masz rację z tym, że muszę otworzyć się najpierw na siebie, żeby przekonać się kolejny raz do tego, że warto też będzie otworzyć się na innych. Raz jeszcze dziękuję za odpowiedź i wskazówki dotyczące książek.

    Przeglądasz 1 wpis (z 1)