Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 6 wpisów - od 1 do 6 (z 6)
  • Autor
    Wpisy
  • Bremic
    Uczestnik
      Liczba postów: 7
      w odpowiedzi na: Moje love story #475325

      Zanim zacznę odpowiadać zaznaczę, że dziś mam dobry, albo bardzo dobry dzień. Zero złych i niechcianych myśli w stosunku do partnerki, radość ze spotkania i chęć przedłużenia go ile się da oraz czekanie na następne.

      Odnośnie Twojego obecnego związku. Czy to nie jest tak, że po wcześniejszych przykrych doświadczeniach cały czas sam się bronisz przed obdarzeniem kogoś uczuciem? Może właśnie dlatego za wszelką cenę próbujesz doszukać się w tej osobie wad, żeby sobie udowodnić ?a jednak miałem rację, nie warto kochać, bo to rani?.

      Czasami też tak myślę, ale wychodziłoby na to, że robię to nieświadomie, bo w złych chwilach chciałbym właśnie te uczucia obudzić i poczuć. Bardzo chcę po prostu zwalczyć zły nastrój, pozbyć się go. Nie szukam na siłę wad. Kiedy zastanawiam się co jest nie tak, myślę właśnie o tym, jaka ona jest i że nie umiałbym znaczących wad znaleźć.

      A jeżeli chcesz się upewnić w tym co czujesz do tej kobiety, z która teraz jesteś, spróbuj wyobrazić sobie jak byś się czuł gdyby jej teraz zabrakło, bo np. odeszła z powodu Twojej niepewności co do uczuć albo wyjechałaby i kontakt by się urwał.

      Ciężko mi to sobie wyobrazić. Mam obraz, że rozmawiam z nowo poznaną, ale ściska mnie w gardle.

      Jest jeszcze jedna kwestia, która wpływa na to jak odbieramy daną relację i ma bardzo duży wpływ na nasze emocje. Jest to seks.

      (…)

      Po tym kryzysie po nowym roku to się u mnie zmieniło dość znacznie i pracuję nad tym. Zmieniło się to, że nie ma pożądanych reakcji na jej 'zaloty’. To nie tak, że ona na mnie nie działa, a inne widoki działają. To się poprawia, ale bywało (mam nadzieję, że to przeszłość), że jej zaloty i brak fizycznej reakcji u mnie powodowały stres, nerwy i rozmyślanie „dlaczego tak jest?” czasem rozdmuchane do wątpliwości o całą relację, a to wiadomo gwóźdź do trumny, że tak powiem w tej sytuacji. Nie staram się być „technicznie idealnym kochankiem”. To dla mnie istotny element i zależy mi na zadowoleniu z obu stron. Nie wiem w sumie czy dobrze Ciebie zrozumiałem. W każdym razie nie mam złych intencji przy seksie. Jest do dla mnie takie zbliżenie, bardzo intymne przeżycie.
      Czy porównywanie związków pod tym względem jest na miejscu i ma teraz sens?

      Wiesz, jeżeli w związku nie ma  chemii, tylko jest chłodna kalkulacja, że ktoś ma cechy, które nam odpowiadają, to taki związek chyba nie ma sensu. Związki z rozsądku może się i sprawdzają ale wtedy jest to tylko porozumienie. Miłość to połączenie przyjaźni z pożądaniem

      W tym momencie mam wrażenie, że chłodna kalkulacja jest próbą walki ze złym nastrojem, wątpliwościami. Taką próbą zwalczenia tego i wyprostowania swojego myślenia.

      Dziś wszystko wygląda inaczej. W pewnym stopniu tęsknię za przeszłością (głównie mam na myśli tych znajomych), ale też myślę, że było fajnie, ale minęło, skończyło się i tyle. Teraz jest obecna partnerka, obecna sytuacja, w której czuję się dobrze i niczego mi nie brakuje. Nie przeżywam braku euforii, chcę by było tak jak jest. Choć nie wiem czy dzisiaj jej nie czuję lekko. Tego „latania i przenoszenia gór” pod wpływem obecnej sytuacji.

      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana , temu przez Bremic.
      Bremic
      Uczestnik
        Liczba postów: 7
        w odpowiedzi na: Moje love story #475313

        A jak się czułeś w tym poprzednim związku? Jak to wyglądało w tamtym związku?

        Bo może w tym właśnie tkwi problem. O porównywanie tych dwóch związków, które się różnią, bo może osoby się też różnią.

        Poprzedni związek, patrząc na całość to pewnego rodzaju huśtawka. Najpierw wielka dość długa euforia (normalne) chociaż bardzo szybko pierwszy mocny zgrzyt, ponieważ któregoś razu nie chciała bym przyjechał, bo się ze znajomymi umówiła na imprezę w klubie (których nie lubię) i odprowadzał ją do domu jej były, z którym rzekomo chciała zrywać kontakt. Więc szybko pojawiła się pierwsza duża złość, zawód i zranienie. Z innym jej byłym też zdarzały się jakieś sytuacje nieprzyjemne, które burzyły zaufanie. Zawsze jednak chcieliśmy to naprawiać i być razem dalej. Na dowód zaufania przekazaliśmy sobie hasła do swoich kont na facebooku i tutaj chyba był początek końca, ponieważ nie ufałem jej do końca i sprawdzałem to konto (o ironio). I wyczytałem kilka rozmów, które mogły mi podpowiedzieć, że chyba nie jest mi wierna do końca. Zresztą ona też mnie sprawdzała i miałem awantury o koleżankę sprzed lat, że się podrywamy wzajemnie.  Prawdę mówiąc nie umiem podrywać, nie znam się. Tzn wychodzi na to, że robię to nieświadomie, że podrywam osobę, którą chcę poznać. Chociaż to była taka znajoma, od której miałem pewne oczekiwanie. Chyba tego uczucia poznawania i fascynacji więc może faktycznie mój sposób rozmowy nie był typowo koleżeński, nie wiem. Nawet się z nią w tajemnicy spotkałem na spacerze.
        Generalnie miałem wyrzuty o każdą znajomą, z którą rozmawiałem więcej niż na płaszczyźnie np. szkoły czy pracy. Pewnego razu wyczytałem dotkliwą dla mnie rozmowę na jej koncie, która jej zdaniem była testem dla mnie. Wychodzi na to, że nie zdałem i wtedy się rozeszliśmy. Nawet mi wtedy ulżyło. Miałem już wcześniej wrażenie, że odszedłbym, ale poznałem tam paczkę znajomych, którzy dla mnie byli taką ekipą jakiej nigdy nie miałem. Do kieliszka, spacerów, wycieczek, poważniejszych rozmów. Może to za nimi tęsknię tak na prawdę. W partnerce widziałem wady, które mocno mi przeszkadzały i nie umiałem ich w niej zmienić, każda krytyka kończyła się jej nerwami, że się czepiam albo ostatecznie pocieszaniem po jej stwierdzeniu jaka to ona jest beznadziejna. Były to np. nieodpowiedzialność, skłonność do awantur po alkoholu, życie „na pożyczce” i jakaś dziwna zależność od rodziców, uleganie ich szantażom, że np. jak ona się wyprowadzi, czyli wg nich odizoluje to oni też się od niej odizolują.

        Obecną partnerkę poznałem kiedy byłem na etapie „już nie będę się zakochiwał (jakkolwiek to nazwać) tak szybko, bo to znowu może zaboleć”. To było podejście niemal na zasadzie odpychania tych kobiet, nie dopuszczania ich blisko siebie oraz nie zbliżania się za mocno. Nie zawsze wychodziło. Mimo próby podejścia na luzie i ze spokojem, zdarzył się miedzy związkami dość bolesny i niezrozumiały dla mnie zawód.
        Starałem się podejść do obecnej partnerki chłodno w miarę możliwości i dostrzegać pożądane przeze mnie cechy. Ona je ma. Tak jak mówiłem, do tej pory twierdzę, że nie ma znaczących dla mnie wad. Chyba, że rok to nadal za mało czasu. Zabrakło mi tylko jednego. Tego, czego chciałem się pozbyć czyli wielkiego zakochania. Chociaż zastanawiam się, czy może po prostu o tym zapomniałem przez ten trudny okres, przez który przechodzę. Może ono było, ta euforia i zauroczenie. Chociaż pamiętam jak rozmyślałem, że tym razem zakochałem się inaczej, tak dojrzale, nie oszalałem na jej punkcie. Aż wyobrażałem sobie jak mówię swojemu dziecku właśnie to.

        Byłem dziś na grupie. Na razie bardzo kameralna, bo poza dwiema paniami prowadzącymi były ze mną dwie kobiety. Prawdę mówiąc nic nie wyniosłem konkretnego stamtąd, ale może pierwsze spotkanie takie jest. Jestem ciekawy i pełny nadziei przed następnym spotkaniem.

        Bremic
        Uczestnik
          Liczba postów: 7
          w odpowiedzi na: Moje love story #475293

          Trudno się zgodzić z Twoim psychologiem i jego podejście do grup DDA jest chyba jednak odosobnione. Ja spotykam się z życzliwym stosunkiem terapeutów do grup samopomocowych opartych na 12 krokach.

          Mój psycholog przytoczył przykład takiej grupy AA, która doprowadziła jednego z pacjentów do próby samobójczej, ale to skrajny przypadek i inny problem. W każdym razie od tej środy zaczynam uczęszczać na grupę prowadzoną przez panią psycholog.

          Ty masz wątpliwości , ja uciekam ?.. uciekłem że wszystkich związków jakie pojawiły się w moim życiu ( i to nie tyczy się tylko związków ,ale i przyjaźni  ) od pewnego czasu ?nawet nie wiem jak to nazwać ? przypomniałem sobie ,zacząłem myśleć o pewnej dziewczynie z przeszłości z którą spotykałem sie jakiś czas ale uciekłem . Teraz zastanawiam się czego od niej chcę i dlaczego teraz ? Dziwnie to trochę brzmi ale zastanawiam się czy chodzi o to że żałuję że to zakończyłem , czy samotność już tak mi doskwiera , bo nie mogę znaleźć innej z którą dobrze bym sie czuł  ?

          Uciekłem przynajmniej z dwóch szans na związek. To były czasy gimnazjum co prawda, ale dążyłem do czegoś, czego bardzo chciałem i potem od tego uciekałem, unikałem tego kiedy dostawałem zauważalne zainteresowanie ze strony przeciwnej. Od znajomych też w pewnym sensie uciekłem, ale ostatnio odżyły dwie znajomości z podwórka i bardzo się z tego cieszę. Nie mówię o przyjaźniach, bo nigdy nie pomyślałem szczerze, że mam przyjaciela lub że ja nim jestem choć może parę relacji można było tak nazwać.

          To żenujące, ale czasami widzę jakąś kobietę w moim wieku i się zastanawiam czy byłbym szczęśliwy gdybym to z nią był w związku. Nie umiem zrozumieć siebie, ponieważ moja partnerka to, tak jak mówiłem, połączenie szukanych przeze mnie cech w całość, a czuję się tak jak się czuję. Gdyby to był pierwszy związek to może by było łatwiej, ale ja już byłem w związku ponad 4 lata i pamiętam jak zupełnie inaczej się wtedy czułem. Inaczej to wyglądało. Ostatecznie jej wady sprawiły, że nie widziałem z nią przyszłości. Tutaj też było inaczej, tutaj pomyślałem, że to jest osoba, z którą mógłbym wiązać przyszłość. Blisko rok mija, a ja nadal choćbym się starał, nie widzę wad, które by mogły to zmienić.
          Często wyobrażenie mnie z inną budzi we mnie niechęć. Ostatnim razem jadąc do niej akurat, wątpliwości (i może lęk?) tak narosły, że właściwie w głowie już ten związek zakończyłem. Wtedy dzwoni ona i wszystkie złe myśli ulatują. Może brak euforii, która przecież ulatuje zawsze, powoduje moje wahania. Euforii czyli skrajnego uczucia, czasami podczas poważnej rozmowy kiedy myślę, że to może być koniec czuję potrzebę działania, żeby to uratować.

          Nadal wiążę moje samopoczucie i nadzieję na lepsze jutro ze związkiem i tylko z tym. Nie umiem tego zmienić na ten moment…

          Bremic
          Uczestnik
            Liczba postów: 7
            w odpowiedzi na: Moje love story #475247

            A może zamiast czekać choćby tydzień pójść na mityng dda ?

            beatawolek01, psycholog, do której chodzę zdecydowanie odradza mi mityngi dlatego, że nie ma na nich specjalisty, który mógłby trzymać pieczę oraz w pewnym sensie kontrolować padające słowa. Ponieważ jest ona moją niejako wyrocznią, nie wybrałem się i na razie nie planuję. Za to jutro się z nią widzę rano. W zasadzie dzisiaj.

            truskawek, dzięki za link, przejrzałem go i prawdę mówiąc zdefiniowanie potrzeb jest trudne. Muszę do tego przysiąść z większą uwagą i ilością czasu.

            Poprzedni post pisałem będąc w bardzo złym nastroju, który dziś towarzyszył mi od przebudzenia do wieczora. Teraz jest dobrze i widzę różnicę w sposobie pisania oraz samych informacjach. Jak dwie różne osoby…

            Wasze odpowiedzi i podejście do mojej sprawy może mi pomóc w aktywnym uczestnictwie w grupie DDA przez zrozumienie i brak surowego oceniania. A tego drugiego się spodziewałem, albo może obawiałem.

            Bremic
            Uczestnik
              Liczba postów: 7
              w odpowiedzi na: Moje love story #475240

              Ja w czasie terapii zakończyłem związek, bo partnerka nie spełniała moich potrzeb i nie widziałem, żeby nawet chciała zacząć.

              Czyli związek to spełnianie potrzeb partnera? Ja nie wiem jakie mam potrzeby, w zasadzie prędzej powiem, że ich nie mam niż jakieś wynajdę. O zgrozo, nawet seksualne są bardzo niewielkie, zauważalnie niższe niż kiedyś. To raczej ja nie spełniam tej potrzeby u partnerki. Ale jakie jeszcze są potrzeby? Może akceptacja. To na pewno dostaję. Poprzedni związek to zdecydowanie było spełnianie potrzeb partnerki i odstawianie moich (jeżeli je miałem) na bok. Taka szlachetna misja.

              W sobotę mam konsultację przed grupą DDA, a ja nie umiem powiedzieć konkretnie co mi doskwiera poza ogólnikami i obawiam się, że „nie zdam”. Muszę to przemyśleć. Wszystkie swoje problemy skupiam wokół związku, jakby miał być receptą na zło świata. A ten taki nie jest i może stąd te wątpliwości. Chyba za dużo filmów się człowiek naoglądał i potem liczy, że przeżyje coś takiego, co odmieni wszystko. Wiem, że grupa może być bardzo pomocna, ale ciężko mi sobie wyobrazić nawet sytuację, kiedy siedzę przed grupą ludzi i opowiadam o sobie. Już teraz w głowie mam pustkę.

              Czy psycholog jest lekarzem specjalistą, że trzeba do niego skierowanie? Niebawem przekroczę 6 litrów oddanej krwi i z tej okazji mam czekać max tydzień na wizytę u specjalisty, pomyślałem, że mogę na tym skorzystać w IPZ zamiast czekać kilka miesięcy na terapię.

              Bremic
              Uczestnik
                Liczba postów: 7
                w odpowiedzi na: Moje love story #475209

                Dziękuję za odpowiedź. To zabawne, ale i trochę przykre, że bałem się trochę tutaj wejść i przeczytać odpowiedzi.

                Mam wrażenie, a właściwie jestem przekonany, że gdyby nie kryzys po nowym roku, umiałbym odpowiedzieć sobie na to najważniejsze teraz dla mnie pytanie. Jednak ten kryzys nie wziął się znikąd. To chyba sprawiło, że przestałem sobie ufać. W swoje decyzje, umiejętność podejmowania ich oraz w swoje przemyślenia. Zniknęły pasje i zainteresowania. Moja największa pasja, motocykl, stała się problemem. Realizacja pomysłów została przesunięta w nieokreśloną przyszłość.

                Nie umiem nie porównywać obecnego związku do poprzedniego. W zasadzie to swego stanu psychicznego. Moich partnerek nie da się porównać. To znaczy obecna jest bezdyskusyjnie lepsza, jeżeli można tak ogólnie to określić.

                Ciężko mi się oswoić z myślą, że mogę mieć syndrom DDA. Wydaje mi się to nieprawdopodobne. Przecież u mnie nie było tak, jak u innych. Nie zawsze było źle, a jak było dobrze to i ja czułem się dobrze. Teraz w rodzinnym domu nie mieszkam, ale wiem, że sytuacja jest stabilna i spokojna, a jednak ja nie czuję się dobrze, stabilnie. Często myślę, że to jest kwestia jednego elementu w życiu, który powoduje to cierpienie. Czasami myślę, że to praca, którą chciałem wcześniej wykonywać i pojawiła się dość niespodziewanie, która jest ciekawa choć nie raz stresująca. A czasami myślę, no właśnie, tak jak w poprzednim wpisie, że to moja partnerka jest tym powodem, co generalnie uważam za niedorzeczne. Jak ktoś wymarzony może być źródłem nieszczęścia? Nie mam odwagi sprawdzić, bo to może mnie za dużo kosztować. O ile test z pracą byłby do przejścia, wszak można znaleźć sobie podobną, jeżeli okazałby się to błędny trop, o tyle sprawdzanie partnerki jest dla mnie niepojęte. Boję się, że wtedy powiem „Boże, co ja zrobiłem, co ja straciłem? I to na własne życzenie.” Może nie od razu, może po jakimś czasie, ale powiem i nie będzie możliwości powrotu. Z drugiej strony jak w końcu udam się na terapię i w trakcie, albo po zakończeniu stwierdzę, że to nie to, będzie ból w obie strony, ale przede wszystkim wyrzuty sumienia za oszukiwanie siebie, a przede wszystkim jej. Najbardziej chciałbym przejść przez to i na końcu stwierdzić, że warto było, że teraz możemy być razem najszczęśliwsi.
                Czasami chciałbym się znaleźć w jakimś zamkniętym ośrodku i skupić się na leczeniu, wyjść po określonym czasie jako wyprostowany psychicznie człowiek. Albo chciałbym być jak ci, którzy się nie przejmują, nie rozmyślają i nie analizują. Kiedyś uważałem to za swój plus, mimo że to męczące, ale uważałem siebie za kogoś dojrzalszego, odpowiedzialnego. Bardziej niż rówieśnicy. Teraz czuję się jak małe dziecko, które ktoś powinien wziąć za rękę i przeprowadzić przez tę ruchliwą ulicę.

              Przeglądasz 6 wpisów - od 1 do 6 (z 6)