Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 98)
  • Autor
    Wpisy
  • Czerwonewino
    Uczestnik
      Liczba postów: 99

      Niebo na Ziemi, też miewałam noce kiedy chciałam wsiadać do samochodu, na szczęście mąż mnie zatrzymywał, byłam po winie.

      Proponuję, abyś kupiła worek treningowy i rękawice bokserskie. Do worka przypnij zdjęcia swoich oprawców i wal z całych sił, aż stracisz dech, aż padniesz z wyczerpania.

       

      Czerwonewino
      Uczestnik
        Liczba postów: 99

        Niebo na Ziemi, to wypowiedz to, a nawet wykrzyć, głośno, na całe gardło. Masz prawo do tych emocji, do tych odczuć, do złości, do nienawiści względem ojca i matki, do nienawiści względem całego świata, że na to pozwolił, że nie było nikogo kto by Cię od tego zabrał… Masz prawo do tych wszystkich negatywnych emocji, bo tylko przejście przez nie, tak jak przechodzi się przez żałobę, może pozwolić Ci iść dalej i nauczyć się żyć z traumą, której doznałaś

        Czerwonewino
        Uczestnik
          Liczba postów: 99

          Niebo na Ziemi, to fakt, że każdy z nas zmaga się z własną górą, której wierzchołek często wydaje się nie do zdobycia, ponieważ każdy z nas ma inną odporność na stres i krzywdy, których doznał w dzieciństwie, a emocje i lęki potrafią być paraliżujące… jednak, pomimo to, twój wpis szczególnie mocno wstrząsnął moim wnętrzem. Gdy słyszę w telewizji o katowaniu dziecka, które niejednokrotnie kończy się trwałym okaleczeniem lub śmiercią – to mam chęć własnoręcznie wymierzyć sprawiedliwość.

          Czerwonewino
          Uczestnik
            Liczba postów: 99

            Niebo na Ziemi, ściskam Cię bardzo ciepło. Popłakałam się. Nie jestem w stanie przyswoić i ogarnąć ile zła potrafi mieścić się w ludziach. Przeszłaś przez piekło na ziemi a w kontrze do tego nadałaś sobie taki piękny nick. Osobiście miałam inne doświadczenia, przy twoich wydają się mało znaczące, więc nic Ci nie doradzę, bo nie czuję się na siłach. Zdecydowałam się jednak napisać, żebyś wiedziała, że są osoby, które będą trzymać za Ciebie kciuki i ciepło o Tobie myśleć. Wyczuwam w Tobie siłę i mocno wierzę, że wreszcie pojawi się na Twojej drodze odpowiednia osoba, która przeprowadzi Cię przez mroki dzieciństwa.

            Czerwonewino
            Uczestnik
              Liczba postów: 99

              Relacje i reakcje…

              Pierwszych umiejętności relacyjnych każdy człowiek nabywa w dzieciństwie. Relacja „dziecko – rodzic” jest relacją, w której uczestniczymy czynnie, gdyż dotyczy bezpośrednio nas. Jesteśmy jej czynną stroną. Obserwatorem, zaś, jesteśmy wszystkich relacji, które toczą się wokół nas. Poczynając od relacji, która toczy się pomiędzy naszymi rodzicami (a jej jesteśmy codziennym, biernym uczestnikiem), aż po wszystkie relacje, których jesteśmy świadkami np. relacje koleżeńskie naszych rodziców, relacje pomiędzy naszymi rodzicami a naszymi dziadkami, relacje zawodowe naszych rodziców itp. One przypływają i odpływają, a jednak zapisują się w naszym umyśle. Zapisują się całą swoją specyfiką, emocjonalnością, niuansami. Gdy w główce małego dziecka, na jego możliwości, to wszystko się przetwarza, dziecko próbuje czasami wyrazić swoje zdanie np. nie kłóć się z mamusią, nie wyzywaj tatusia, a czemu nazywasz ciocię „tak czy siak”, a dlaczego nie chcesz widzieć się z babcią itp. A wtedy dziecko słyszy: nie wtrącaj się, idź do pokoju (tutaj używam cenzuralnych słów, choć wiemy, że często padają inne), albo wręcz przeciwnie – dziecko staje się powiernikiem swojego rodzica i słyszy o rzeczach, które nie są przeznaczone dla uszu małego dziecka.
              I dziecko wyrasta w tej całej relacyjnej dysfunkcji, próbując się w niej jakoś odnaleźć i znaleźć swoje miejsce.
              I to samo dziecko wchodzi w dorosłe życie z tym całym bagażem wdrukowanych schematów, mechanizmów postępowania, reakcji obronnych. Nie ma więc możliwości, bez zidentyfikowania tego wszystkiego, zmienić swojego spojrzenia na relacje i tym samym zmienić swoje reakcje. Nasze reakcje na jakiekolwiek zdarzenia, które odpalają emocje ugruntowane w dzieciństwie, będą zawsze takie same, takie jakich nauczyliśmy się, poprzez czynny udział lub bierny jako obserwator, w dzieciństwie.

              Dopiero od niedawna jestem świadoma tego, że praktycznie przez moje całe życie reakcje wewnętrzne i zewnętrzne, uwidaczniające się w relacjach, bywały ze sobą niespójne (teraz nad tym pracuję). Przykłady: nie lubię i mam lęk przed samotnością, a nie robię nic w tym kierunku, aby podtrzymywać znajomości; uważam, że zostałam skrzywdzona i chcę to powiedzieć głośno i wyraźnie, a uciekam przed konfrontacją i zamykam się w sobie; mam dość tego, że wszystkie najtrudniejsze sprawy w pracy spadają na mnie, a nie artykułuję tego, że jestem tym zmęczona i, że mam już tego dość, a wiadomo, że dla innych taka sytuacja jest bardzo wygodna.

              Może, zatem, jest tak, że to przez ten brak spójności jesteśmy tak bardzo nieszczęśliwi. Rozdźwięk pomiędzy naszą potrzebą (reakcja wewnętrzna) a naszym postępowaniem (reakcja zewnętrzna podszyta uwarunkowaniem z dzieciństwa) bywa tak ogromny, że potrafi sprawiać przejmujący ból. To jak te biedne niedźwiadki w cyrkach, które uczono „tańczyć” wykorzystując negatywne bodźce typu rozgrzany węgiel i muzykę. Nawet, gdy już węgla nie było, a muzyka zagrała – to biedny niedźwiadek postępował dokładnie według wdrukowanego w niego schematu i przebierał łapkami.

              Może jesteśmy właśnie takimi niedźwiadkami? Może dopóki nie zidentyfikujemy naszych „rozżarzonych węgli” nie będziemy w stanie rozwinąć spójności naszych reakcji? Oczywiście mam na myśli zdrowe granice, a nie psychopatyczne zachcianki 😉

              A teraz, po niedzielnych, subiektywnych przemyśleniach, idę wykąpać mojego olbrzymiego psiaka 😁

              Czerwonewino
              Uczestnik
                Liczba postów: 99

                Hhhhmmm… dlaczego akurat takie porównanie? Więzienie to kara, po tym jak popełni się przestępstwo. Ty jesteś niewinny w każdym wymiarze związanym z dzieciństwem. Twoja rodzina to nie więzienie, do którego trafiłeś wskutek jakiś swoich „przestępczych” działań.

                Nie wybierałeś swoich rodziców. Nie miałeś żadnego wpływu na to, że w takiej rodzinie przyszedłeś na świat czy też, że trafiłeś do niej w wyniku adopcji (nie wiem jak było, stąd te dwa założenia).

                Nie miałeś żadnego wpływu na to jak wyglądało twoje dzieciństwo. Byłeś tylko dzieckiem. Twoim sukcesem jest to, że znalazłeś w sobie na tyle siły, aby w tym przetrwać.

                Jakoś nie pasowało mi określenie „dziecko we mgle” – na to czułem się za stary. 

                Skąd u Ciebie takie poczucie? Przecież ten chłopiec w Tobie jest. Wskutek takiego myślenia w magiczny sposób nie zniknie. Skąd to wyparcie? Dlaczego przed nim uciekasz i odcinasz od siebie? Musisz zrozumieć, że dopóki nie zaspokoisz jego potrzeb z dzieciństwa cały czas będziesz czuł pustkę (którą będziesz próbował czymś zapełnić) i będzie towarzyszyło Ci poczucie niedopasowania w szeroko pojętym rozumieniu tego słowa.

                Czerwonewino
                Uczestnik
                  Liczba postów: 99

                  Anju88, mam nadzieję, że tu jeszcze zaglądasz 😊

                  Dziś robiłam porządki na skrzynce mailowej i znalazłam maila od Ciebie – wpadł do spamu 🤢

                  Odpisałam. Gdy będziesz miała chwilę zajrzyj na maila 🤗

                  Czerwonewino
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 99
                    w odpowiedzi na: Czy to DDA / DDD? #483263

                    Cześć ar3k_003,

                    a może Twoja mama była zazdrosna o tatę i zaborcza względem niego? Może kłótnie pomiędzy Twoimi rodzicami miały m.in. takie podłoże? Może Twoja mama miała niskie poczucie własnej wartości, a jej mechanizmem obronnym na różnego rodzaju zdarzenia, z którymi nie dawała sobie rady, była złość i agresja? Do tego jeszcze stany ucieczkowe przed „problemami” Twojego taty… Jeżeli tak właśnie było, to jako dziecko mogłeś przejąć pewien schemat postępowania i dlatego powielasz go w innych relacjach. Kłótnie pomiędzy rodzicami zawsze wywołują w dziecku strach, a na przyszłość mogą powodować stany ucieczkowe, lękowe, zwłaszcza w sytuacjach, które wymagają skonfrontowania się z kimś lub czymś. Oczywiście, niezaprzeczalnym jest, że wychowywanie się w rodzinie w jakiś sposób dysfunkcyjnej może powodować, że w dorosłym życiu będą się ujawniać różnego rodzaju cechy lub mechanizmy – jednak ich rodzaj i siła, z jaką będą się uwidaczniać, zależy od wielu różnych czynników, które miały/mają na nas wpływ. Jest zbyt wiele zmiennych, dlatego też najlepiej będzie, gdy pójdziesz na terapię i razem z terapeutą odkryjesz co jest Twoją największą „bolączką” i co powinieneś przepracować. Dodatkowo poszukaj w Internecie, na Youtube, filmów dot. matczynej rany i ojcowskiej rany – może dzięki temu uzyskasz większe zrozumienie dla pewnych swoich cech i zachowań.

                    Czerwonewino
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 99

                      Z mojego punktu widzenia, to co napisałeś, nie stoi w kolizji z moimi subiektywnymi przemyśleniami 🤗

                      Z praktycznego punktu widzenia, owszem, na początku drogi literki będą jak drogowskazy, bo gdy stoi się na rozdrożu dróg to właśnie one wskazują właściwy kierunek. Czym większa jest świadomość tego, gdzie się chce dojść, tym znajomość tego co stoi za „literkami” przełoży się na efektywność tej podróży.
                      Jeżeli jednak już na początku drogi będziesz widział ogromne banery z napisami: jesteś dda na nic dobrego nie zasługujesz; jesteś dda nie dasz sobie rady; jesteś dda nic nie osiągniesz; jesteś dda i dlatego jesteś skazany na porażkę itp. (łatki, metki, etykietki) to droga z takim obciążeniem będzie bardziej wyboista.
                      Dlatego napisałam o uogólnieniach. Uważam, że są krzywdzące. Każdy z nas jest inny, każdy z nas inaczej odczuwa i przeżywa – dlatego nikt nie ma prawa do stygmatyzowania naszego całego środowiska, tylko dlatego, że ma negatywne doświadczenia wynikające z bycia w relacji z kobietą czy mężczyzną, którzy niosą bagaż wychowywania się w rodzinie alkoholowej.

                      Czerwonewino
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 99

                        Łatki, metki, etykietki – luźne, subiektywne przemyślenia…

                        Przestaje mnie dziwić, że terapeuci unikają – prowadząc terapeutycznie osobę, która wychowała się w rodzinie alkoholowej – używania sformułowań typu syndrom DDA czy DDA. Nie chcą nas metkować czy naklejać etykiet z wykrzyknikami i chwali im się to.
                        Nawet, niektóre, wpisy na tym forum pokazują, że stygmatyzujemy siebie sami albo pozwalamy/dopuszczamy możliwość stygmatyzowania nas przez innych. A przecież, gdy już wisi na nas tyle tych wszystkich etykiet typu: choleryk, agresor, rozchwiana emocjonalnie, „taki, siaka czy owaki” – to sami w pewnym momencie, bez większej refleksji, możemy zacząć przyjmować, że zapewne taki/taka jestem, nic z tym nie mogę zrobić, nie zmienię tego, bo nie jestem w stanie zmienić przeszłości/teraźniejszości czyli wychowywania się/ciągłego trwania w rodzinie alkoholowej. A przecież nie każda nasza cecha czy przypadłość musi być tego echem. Są np. osoby wysoce wrażliwe, które w zespole przypisywanych im cech mają również cechy tożsame z tymi, które przypisuje się DDA. Nie oznacza to, jednak, że WWO wyrastały w tego typu środowisku. Tym samym możemy się poddać w walce o siebie, bo przeświadczenie, że nie damy rady przez „to” przejść, że jesteśmy skazani na porażkę -będzie w nas zbyt silne.

                        W książce Wyrosnąć z DDA. Wsparcie dla dorosłych córek alkoholików, Robert Ackerman, opierając się o przeprowadzone przez siebie empiryczne badania na grupie ponad 1000 kobiet – z której część pochodziła z tzw. „normalnych”, a część z alkoholowych rodzin – obrazuje w ilu procentach następuje odchylenie od przyjętej średniej dla pewnej grupy cech, odczuć czy zachowań w badawczej grupie kobiet pochodzących z rodzin alkoholowych w stosunku do „normalnych”. Oczywiście są odchylenia, ale nie w wielkościach, których, zapewne, każdy by się spodziewał. To nie butelka z wódką, w przedmiotowym jej znaczeniu, jest powodem, że borykamy się z takimi, a nie innymi zespołami cech, tylko to co wskutek jej obecności działo się w naszych domach. W innych domach takim gralem zniszczenia mógł być despotyzm, nadmierna kontrola, chorobliwa miłość, hazard, zdrady itp. Jestem skłonna postawić odważną tezę, że każdy niesie w sobie małego chłopczyka czy małą dziewczynkę, których jakieś potrzeby, emocjonalne czy bytowe, nie zostały zaspokojone w dzieciństwie i absolutnie nie musi być to nierozerwalnie związane z alkoholem.

                        Do tego dochodzą jeszcze różnice pomiędzy kobietami i mężczyznami (mężczyźni są z marsa, kobiety z wenus😁). Czyli nie dość, że jest się DDA, otrzymuje się jeszcze łatkę kobiety DDA (samej zdarza mi się taką sobie naklejać) lub mężczyzny DDA. Gdy kobieta DDA trafi np. na mężczyznę, który będzie miał w sobie cechy narcystyczne (wszystko najlepiej wiedzący Pan idealny), to każdy przejaw jej emocjonalności, głośniejszego tupnięcia nogą czy wyjścia z domu z głośnym trzaśnięciem drzwi – będzie postrzegane jako objaw DDA, no bo przecież ona tak ma, jest niestabilna… Taki Pan idealny nie będzie widział (no bo przecież jest „idealny”), że to on swoim zachowaniem (czyny i słowa) powoduje „odpalanie się” zakorzenionych w niej mechanizmów lub zwykłej złości czy smutku, do których każdy ma prawo. Będzie to wypierał.

                        Dlatego odrzućmy łatki, metki, etykietki i zacznijmy się komunikować. Złość, smutek, lęki, niepokoje, niższe poczucie własnej wartości, wysoka wrażliwość, bezkrytyczna wiara w autorytety czy inne, mogą ujawnić się w każdym, więc dlaczego to DDA ma być tym szczególnie stygmatyzowanym za ich występowanie? Wystarczy, że nam samym jest trudno z naszymi odczuciami. Dlaczego inni mają nam jeszcze dokopywać z tego powodu.

                        Z własnego podwórka. Rozmowa z moim mężem z wczoraj…
                        Wprowadzenie, aby przedstawić kontekst sytuacji… Każdy z nas prowadzi własną firmę. Ostatnio, przez dłuższy czas, mój mąż jest bardzo zapracowany, bo bierze udział w kilku projektach. To z kolei powoduje, że nie mamy dla siebie w ogóle czasu, mijamy się. Sukcesem jest, gdy kładziemy się razem spać (to znaczy obok siebie, bo po paru minutach słyszę już chrapanie😉). I właśnie w takim okresie, w którym to cały czas słyszę, żebym jeszcze trochę wytrzymała (a to trochę już się bardzo przedłuża) – mój mąż znajduje czas na kilkugodzinne spotkanie z kolegą. Po jego powrocie zaczynam z nim rozmowę i mówię, że jest mi bardzo przykro, że znalazł czas na spotkanie z kolegą, a dla mnie czasu nie ma. Reakcja mojego męża była bardzo impulsywna i podniesionym głosem powiedział, że jak zwykle czepiam się, przecież on teraz (pandemia) nigdzie nie wychodzi, że tego kolegi nie widział dwa lata i, że nie rozumie o co mi chodzi. Więc zaczęłam spokojne tłumaczenie. Po pierwsze poprosiłam go, aby nie uogólniał i tym samym nie używał sformułowań typu: jak zwykle, bo ty zawsze itp. (zaznaczam, że mój mąż ma bardzo dużo swobody i swoją przestrzeń, którą pozostawiam tylko dla niego; w tym samodzielne męskie wypady motocyklowe nawet na kilka dni😊). Po drugie wytłumaczyłam mu, że nie mam do niego pretensji o to, że się spotyka ze swoimi znajomymi tylko, że jest mi przykro, bo tego, tak skrzętnie, wygospodarowanego czasu, nie poświęcił choć w części dla mnie, a wiem, że teraz pracę będzie nadrabiał, więc znowu będzie siedział przy komputerze do 2 w nocy… Nie będę już przytaczać całości rozmowy, bo miejsca by nie starczyło 😀, powiem tylko, że zrozumiał mnie i ostatecznie przyznał mi rację. Zaznaczam, że to ja w tym związku przerobiłam dzieciństwo i młodość w rodzinie alkoholowej, a moi rodzice po dziś dzień piją 🤔

                        Uzyskując coraz wyższy poziom świadomości własnej, zaczęłam się konfrontować z rzeczywistością relacyjną, a nie wycofywać. Teraz komunikuję co mnie boli. Nawet wtedy, gdy mojemu mężowi (lub innym osobom) jest z tym niewygodnie. Dialog pozwala mi na wyartykułowanie moich odczuć i potrzeb, a także wsłuchania się w jego potrzeby. Był moment, kiedy było to bardzo trudne. Mój mąż tak bardzo był przyzwyczajony do mojego wycofywania się, że w momencie tak znaczącej zmiany, która we mnie zaszła – trudno było mu się w tym odnaleźć, bo to powodowało, że musiał się zacząć konfrontować sam ze sobą.

                        Gdy miałam 20 lat w mediach w ogóle nie mówiło się o syndromie DDA. Był to temat tabu. Teraz wszechobecna wiedza i ośrodki terapeutyczne dają znacznie większe możliwości. Gdy patrzę wstecz, zauważam, że wiek był dość istotnym czynnikiem wpływającym na mój stan psychiczny. Im byłam starsza tym górki moich sinusoidalnych huśtawek emocjonalnych się spłaszczały. Myślę, że każdy z nas jest gotowy na zmiany w różnym czasie.

                        Nie ma nic bardziej krzywdzącego niż stygmatyzacja całych środowisk czy przeciwnej płci poprzez przenoszenie własnych doświadczeń na ogół. Może to powodować, że osoby (zwłaszcza młode), które mają skłonność do bezkrytycznego przyjmowania przekazywanej – przez pseudoautorytety bądź osoby, którym się wydaje, że na skutek własnego doświadczenia mają prawo do ferowania wyroków – wiedzy, będą doszukiwały się w sobie cech czy mechanizmów, które ich mogą nie dotyczyć.

                        To wszystko powoduje, że mówię wielkie dziękuję tym wszystkim terapeutom, którzy dystansują się od wszelkich nazewnictw typu syndrom DDA, bo takie etykietowanie, metkowanie może powodować, że będziemy pozostawać, z własnego nieuświadomionego wyboru, w ciągłej roli ofiary bądź będziemy pozwalać innym na stygmatyzowanie nas samych.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 98)